Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Spotkanie po latach

Isaac

Obudziłem się około 8:30. Złapałem telefon i odrazu sprawdziłem wiadomości na grupie, która obudziła się o 6 rano. Westchnąłem, a następnie zacząłem czytać tę lekturę. 

Hipiska 05:58
Nie wiem jak powinnam się zabrać do rozmowy z Kayą w poniedziałek... 

Krasnoludek 06:01
Laska, daj spać... 

Lisica 06:04
Czy nie macie nic lepszego do roboty? 

Tęcza🌈 06:10
Dlaczego zakłucacie mój spokojny sen? 

Meksiko amigo 06:12
Dlaczego musicie dyskutować o tak wczesnej godzinie? 



Weź no go ktoś trzaśnij 08:29
Co mnie ominęło? 

Bruce załamuje. Westchnąłem, po czym wstałem z łóżka i podszedłem do szafy. Wyjąłem z niej szare jeansy i niebieski T-shirt z dekoltem w V. Wziąłem jeszcze czystą bieliznę, po czym zszedłem na dół. Odrazu poszedłem do łazienki, gdzie załatwiłem swoje potrzeby, przemyłem twarz oraz umyłem zęby. Po kilku minutach zacząłem się przebierać, a następnie ułożyłem swoje włosy. 

Nałożyłem na nie trochę żelu, poczekałem aż wyschnie, a następnie delikatnie to rozwaliłem. Wyszłem z toalety, aby wejść do kuchni. Zrobiłem sobie szybkie śniadanie w postaci tostów oraz kawy, a gdy je zjadłem zacząłem się zbierać do wyjścia. Wróciłem na górę, aby zabrać telefon, bo wcześniej o nim zapomniałam. Z dołu jeszcze wziąłem portfel, w którym mam dokumenty, klucze do mieszkania i do samochodu. 

Wszedłem do przedsionku, a następnie zacząłem wiązać swoje conversy. Z szafy wyjąłem skórzaną kurtkę z dresowym kapturem, ponieważ pogoda dzisiaj nie rozpieszcza i znowu pada, po czym wyszłem z mieszkania. Zamknąłem drzwi, sprawdziłem, czy aby napewno się zamknęły i ruszyłem w kierunku windy. Zjechałam na parking podziemny, gdzie wsiadłem do swojego żółtego mustanga. 

Odpaliłem go, po czym spojrzałem na godzinę. Dochodzi 9:50. Włączyłem wsteczny, aby wycofać, a następnie wyjechałem z parkingu. Jechałem ulicami Dover, aby w końcu znaleźć się poza granicami miasta. Na lotnisku znalazłem się równo o 12. Wysiadłem z auta, zamknąłem je, a następnie ruszyłem w kierunku budynku. Gdy znalazłem się w środku, oparłem się o jedną z kolumn przy odpowiednich drzwiach. 

W tym samym momencie dostałem SMS-a od Myles'a. Otworzyłem wiadomość, a następnie ją przeczytałem. 

Myles
„Odbieram właśnie bagaże, więc za moment będę wychodził ”

Isaac
„ Stoję pod kolumną, zaraz obok pierwszych drzwi jakbyś mnie nie poznał”

Mimo wszystko już nie wyglądam jak bobas. Ostatnio mnie widział, jak miałem 7 lat. Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś go spotkam. Myślałem, że tamtego dnia zniknął na dobre. Z tego zamyślenia wybiła mnie osoba, która znalazła się zaraz obok. Podniosłem wzrok, a moim oczom ukazał się chłopak przed 30. Przełknąłem ślinę, gdy dokładnie mi się przyglądał. Po chwili się uśmiechnął. 

— Wyrosłeś, Isaac... — Odezwał się, a następnie próbował mnie przytulić. 

— Zaraz, chwila moment... — Zatrzymałem go. — Nie wybaczyłem ci jeszcze, że wtedy tak po prostu zwiałeś... Nie rzucę ci się przecież odrazu w ramiona, jednocześnie płacząc niczym bóbr... — Powiedziałem. 

— Fakt... — Odpowiedział lekko smutny. 

Przyjrzałem mu się. Myles Morton. Jest mniej więcej mojego wzrostu, może trochę wyższy, czyli ma gdzieś metr osiemdziesiąt pięć. Ja mam metr osiemdziesiąt trzy. Ma ciemne, blond włosy, które są kręcone. Mają taki sam kolor jak naszego ojca, ale oczy oboje odziedziczyliśmy po mamie. Na lewym policzku, gdy się uśmiecha powstaje dołeczek. 

Jest dobrze zbudowany, ale zakrywa to luźna koszulka, na którą ma założoną jeansową kurtkę. Na nogach ma jeansy, a na stopach adidasy. Westchnąłem, a następnie spojrzałem mu w oczy. Sporo się zmienił. 

— Zmieniłeś się... — Wziąłem jedną jego walizkę, a następnie ruszyliśmy w kierunku wyjścia. 

— No wiesz, jak wtedy... Zniknąłem, miałem 17 lat... Aktualnie mam prawie 28... Miałem prawo się zmienić... — Odpowiedział. — Ty też się zmieniłeś... — Dodał. 

— Nie wyglądam jak bobas? — Zaśmiał się, bo to on mnie zawsze tak nazywał. 

— Nie... Teraz wyglądasz, jak dorosły mężczyzna... — Zaśmiałem się. 

— „Dorosły mężczyzna”, który nie ma pojęcia jak zacząć rozmowę z dziewczyną, która mu się podoba, bo wie, że jak źle dobierze słowa, to ona mu dowali chamskim tekstem... — Wymruczałem pod nosem. 

— Czekaj, co? — Zatrzymaliśmy się pod zadaszeniem, zaraz przy wejściu na lotnisko. 

— Pamiętasz? Mówiłem ci wczoraj, że wiem jakie to uczucie, kiedy jest się zakochanym... — Kiwnął głową. — Wyobraź sobie sytuację, że jesteś najpopularniejszym chłopakiem w szkole, kapitanem szkolnej drużyny koszykówki i leci na ciebie prawie każda laska, ale ty jesteś zakochany w największym odludku w szkole... — Zaśmiał się, ale przestał, gdy zobaczył mój poważny wyraz twarzy. 

— Ty nie żartujesz? — Pokręciłem głową na nie. — W sytuacji żeś się znalazł po prostu zajebistej... — Przeczesał włosy palcami. 

— No wiem... A gdyby tego było mało, to ta dziewczyna jest jeszcze moją partnerką do tańca w szkole mamy... — Ruszyłem w kierunku samochodu. 

— Że jak?! — Ruszył za mną biegiem, bo nadal pada deszcz. 

— Wytłumaczę ci jak wejdziemy do auta! — Powiedziałem chowając jedną jego walizkę do bagażnika. 

Zrobił to samo z drugą walizką oraz torbą podręczną, po czym zamknąłem tył i oboje szybko schowaliśmy się w samochodzie. Myles na mnie spojrzał. 

— Skoro jest twoją partnerką do tańca, to znaczy, że nadal ci się nie znudził taniec? — Zapytał. 

— Tańczę, bo to moja odskocznia od dnia codziennego... — Odpaliłem silnik. — A wracając do poprzedniego tematu, w życiu bym się nie spodziewał, że Kaya też tańczy, a w dodatku w szkole mamy... — Powiedziałem, jednocześnie zapinając pas. 

— Czyli ma na imię Kaya... — Kiwnąłem głową, a następnie wyjąłem telefon i pokazałem mu zdjęcie z naszych sesji przygotowawczych. — O kurwa... Niezły makijaż... — Skomentował. 

— Zmieniła wygląd po śmierci swoich rodziców... Kiedyś wyglądała inaczej... — Powiedziałem, po czym pokazałem mu zdjęcie na profilu Marcy, gdzie były obie. — Tak wyglądała zanim się zmieniła... — Zacząłem wycofywać z miejsca parkingowego. 

— Lepiej wyglądała bez tak mocnego makijażu... I w długich włosach... — Wygasił ekran, po czym podał mi telefon. 

— Tak... — Szybko schowałem komórkę do kieszeni w kurtce, a następnie ruszyłem w kierunku wyjazdu z lotniska. — Tak wogóle, to skąd ty żeś wytrzasnął mój numer telefonu? — Zapytałem, kiedy wyjechałem na ulicę. 

— Ojciec zawsze chciał, żebym poszedł na księgowość, ale średnio mnie to kręciło... Studiowałem coś, co było według mnie ciekawsze... Poszłem na detektywistykę... Uwierz, wiele rzeczy można się dowiedzieć z bazy danych policji... — Spojrzał na mnie z uśmiechem, kiedy się zdziwiłem. — Przykładowo to, że już miałeś dwa mandaty za przekraczanie prędkości na terenie zabudowanym... Zdobycie numeru telefonu, jest niewiele trudniejsze, niż dowiedzenie się takiej informacji... — Zaśmiał się, kiedy zobaczył moją minę. 

— Po co pytałem? — Zapytałem siebie samego, a następnie wyprzedziłem samochód, który jechał przed nami. 

— Nawet nie zwrócę ci uwagi, bo to chyba byłoby bez sensu... — Załamał się, a ja się zaśmiałem. 

Pod mój budynek zajechaliśmy gdzieś o 14:20. Wjechałem na parking podziemny, zaparkowałem i oboje wysiedliśmy z auta. Otworzyłem bagażnik, skąd zabrałem jedną jego walizkę, a on drugi bagaż i torbę podręczną. Zamknąłem samochód, po czym razem ruszyliśmy w kierunku windy. Weszliśmy do elewatora, a ja wcisnąłem odpowiedni guzik z piętrem. Szybko znaleźliśmy się na samej górze. 

Wyszliśmy z windy, a następnie poszliśmy pod drzwi na końcu korytarza. Otworzyłem drzwi, a w kolejnej chwili oboje zdjęliśmy buty i kurtki. Teraz dopiero zobaczyłem, że ma na sobie bluzkę na długi rękaw. 

— Rozgość się... — Powiedziałem, kiedy oboje znaleźliśmy się w środku. 

— Dzięki... — Odpowiedział, a ja oparłem się o blat przy wyspie kuchennej. 

— W tym mieszkaniu jest tylko jedno łóżko... — Zacząłem. 

— W porządku, mogę spać na kanapie... I tak zostanę u ciebie, dopóki nie znajdę własnego lokum... — Powiedział, gdy miałem coś jeszcze powiedzieć. 

— Jasne... — Na chwilę zapadła cisza. — Chcesz coś do picia? — Odbiłem się od blatu. 

— Szczerze, napiłbym się kawy... — Podszedł i oparł się o blat. 

— I nie jesteś jedyny... — Odpowiedziałem, gdy wstawiłem wodę w czajniku. 

Wyjąłem z szafki dwa kubki, po czym odwróciłem się do swojego starszego brata. 

— Ile łyżeczek kawy sypiesz? — Zapytałem. 

— Trzy... — Kiwnąłem głową na jego odpowiedź, a następnie do jednego wyspałem trzy, a do drugiego dwie i pół. 

Schowałem opakowanie kawy, a gdy zamknąłem szafkę usłyszałem dzwonek swojego telefonu. Sprawdziłem kieszenie, a po chwili przypomniałem sobie, że chowałem go do kurtki, dlatego szybko ruszyłem do przedsionku. Sprawdziłem wyświetlacz, a na nim wyświetliło się imię Ramona. Przeciągnąłem zieloną słuchawkę, a następnie przyłożyłem telefon do ucha, jednocześnie wychodząc z przedsionku. 

Zauważyłem jak Myles zalewa kubki z kawą, więc skupiłem się na tym, co mówił mój przyjaciel. 

— Ej, stary... Weź przemów tamtemu idiocie do rozumu, bo ja już nie mam do niego siły... — Powiedział meksykanin. 

— A co się stało, bo jeśli dobrze kminie, to określenie „idiota”, mam rozumieć jako Bruce? — Myles na mnie spojrzał, a ja usiadłem na stołku przy wyspie kuchennej. 

— Isaac, jemu już całkiem na mózg jebło... On stwierdził, że dzisiaj wieczorem idzie do klubu dla gejów... — Strzeliłem sobie facepalma. — Sądząc po tym dźwięku, przybiłeś sobie facepalma... — Dodał. 

— Gratuluję słuchu.... Zadzwonię do tego jebanego debila... — Powiedziałem, a następnie się rozłączyłem i wybrałem numer Bruce'a. 

Pokręciłem głową, kiedy Myles chciał coś powiedzieć, a po dwóch sygnałach usłyszałem tech cholernego idiotę. 

— Stary! Super, że dzwonisz, bo mam sprawę... — Przerwałem mu. 

— Nie idę z tobą do żadnego gejowskiego klubu, i tobie też to odradzam, chyba, że serio chcesz, żeby ktoś cię wyruchał... — Myles raczej nigdy by się nie spodziewał, że usłyszy taką rozmowę. Ja za to nie sądziłem, że kiedykolwiek będę musiał prowadzić taką konwersacje. 

— Oj no stary, weź... — Powiedział, a mi drgnęła brew. 

— Bruce... Masz ultimatum... Jak tam poleziesz, to podczas następnego meczu koszykówki siedzisz na ławce rezerwowej... — Przełknął ślinę. 

— Ale... — Na następnym treningu, specialnie jebnę mu piłką przez łeb. 

— Żadnego „Ale”... Jak znowu wymyślisz coś takiego, to wyproszę trenera, żeby do końca przyszłego roku nie puszczał cię na boisko... —  Powiedziałem stanowczo. 

— No dobra... Nie było tematu... — Po tych słowach rozłączyłem się, a następnie ponownie zadzwoniłem do Ramona. 

— Kryzys debilizmu zażegnany... — Powiedziałem, gdy odebrał. 

— No i git... W końcu się mogę skupić na tym, za co próbowałem się zabrać od rana, ale tamten idiota nie dawał mi spokoju... — Powiedział lekko wkurzony, i mogę się z kimś założyć, że jara już szóstego szluga. 

— To ja też ci nie przeszkadzam... Do poniedziałku... — Odpowiedział mi tym samym, a ja opadłem głową na blat. — Nawet... Nie pytaj... — Powiedziałem, gdy usłyszałem jak Myles bierze głębszy wdech, aby coś powiedzieć. 

— Ja tylko oddycham... — Zaśmiał się, a następnie podał mi kubek z kawą. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro