Sobotni wieczór cz.I
W sumie od kiedy jestem w związku z Isaaciem, wiele się nie zmieniło. Jedyne co, to napewno więcej wolnego czasu spędzamy ze sobą, chodzimy na randki, a Pani Isabelle już mnie nazwała trzy razy synową. Coraz częściej czuję, że kąciki moich ust zaczynają się delikatnie unosić, a one same lekko się już wykrzywiają w nadal lekko widoczny łuk, którego reszta wciąż nie zauważyła.
Przerzuciłam kolejną kartkę przy książce, którą pożyczyłam od Marcy. Wciągnęłam się w tą trylogię, a przy okazji omija mnie nic nie robienie w czasie lekcji. Co do Arsena, zdystansował się ode mnie, więc ja mam święty spokój, a reszta się w końcu uspokoiła. W sumie, to i lepiej, że odpuścił, bo mógłby mieć problem, gdyby się ktoś o tego typu związku dowiedział. Facet, prawie czterdziestoletni i jest w związku z dziewczyną, która nie ma jeszcze skończonej osiemnastki.
Przewróciłam na ostatnią stronę, przez co zrobiło mi się naprawdę smutno, bo skończyła się cała trylogia. Po chwili, gdy skończyłam czytać, zamknęłam książkę i odwróciłam się do blondynki.
— Skończyłaś pewnie czytać... — Kiwnęłam głową, jednocześnie oddając jej książkę. — Jak wrażenia? — Uniosłam oczy ku górze, zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Czuję niedosyt... — Marcy się odrazu do mnie odwróciła, bo dzisiaj zamieniła się miejscami z Riley.
— Miałam dokładnie tak samo, kiedy skończyłam czytać tą trylogię. Autorka zakończyła historię w najgorszym momencie, wielu rzeczy nie tłumacząc. — Mówiła śmiertelnie poważnie.
— Zgadzam się. Niby główna bohaterka odbiła królestwo, ale nie było powiedziane, że zasiadła na tronie, weszła w związek z tamtym chłopakiem, a do tego jeszcze tamto wypowiedzenie wojny. Jak można zakończyć w takim momencie? Przecież spokojnie dałoby się napisać jeszcze kontynuację... — Zauważyłam, a blondynka pokiwała głową, natomiast reszta w tym czasie przyglądała się nam z politowaniem.
— Moja dziewczyna została maniaczką książek fantasy... — Odezwał się Isaac, a ja na niego spojrzałam.
— No i co z tego? — Zapytałam, a on pokręcił głową.
— Nic, nic... — Odpowiedział, po czym się uśmiechnął.
W tym momencie do naszych uszu dobiegł odgłos dzwoniącego dzwonka, co znaczyło nic innego, jak koniec dzisiejszych lekcji. Odetchnęłam z ulgą, a następnie razem z Isaaciem i resztą skierowaliśmy się do wyjścia. Weekendzie, witam cię z szeroko otwartymi ramionami. Pożegnaliśmy się z resztą a następnie wsiadłam do samochodu Isaaca, kiedy to jak za każdym razem otworzył drzwi. Gdy wsiadł do auta, dostał SMS-a, którego odrazu odczytał.
— Od mamy. Odwołuje nam dzisiaj zajęcia, żebyśmy odpoczęli po całym tygodniu harowania i doskonalenia kroków... — Kiwnęłam głową.
— Czyli dzisiaj i w weekend nie popracuje nad tamtym krokiem... — Powiedziałam, a chłopak spojrzał na mnie.
— Nadal starasz się go zatańczyć? — Zwróciłam na niego swoje oczy.
— Nie mam żadnego innego kroku, który mógłby pasować do tego momentu w układzie, więc muszę ćwiczyć ten... — Odpowiedziałam.
— Jeśli chcesz, to mogę ci przy tym pomóc. Żeby wykonać ten ruch, trzeba mieć naprawdę mocne mięśnie na brzuchu... — Spojrzałam na niego zaskoczona, a on ruszył spod szkoły.
— Jutro? — Zapytałam, a on sie uśmiechnął i złapał moją rękę.
— Jutro szkoła jest zamknięta, więc możemy poćwiczyć u mnie... — Pocałował wierzch mojej dłoni, a następnie położył swoją rękę na moim lewym kolanie.
Zagryzłam dolną wargę. Od trzech tygodni jesteśmy parą, od prawie trzech miesięcy jesteśmy partnerami w tańcu, a znamy się też w sumie prawie trzy lata. Dlaczego mam wrażenie, że oczekuję czegoś więcej? Więcej bliskości i to chyba nie w postaci zwykłych pocałunków. Gdy stanął pod sierocińcem, pożegnałam się z nim, dając mu całusa prosto w usta. Uśmiechnął się, a gdy wysiadłam, pomachał mi i odjechał. Wróciłam do swojego pokoju, gdzie prawie odrazu spojrzałam na swoje odbicie.
Zmieniłam się w ostatnim czasie. Zaczęłam się ubierać w coraz to jaśniejsze kolory. Dzisiaj przykładowo jest to biały, obcisły croptop wiązany na karku, w tym samym kolorze koszulę z czarnymi guzikami i grafitowe krótkie spodenki z wysokim stanem. Zawiesiłam swoją torbę na krześle, a następnie zdjęłam wierzchnią część ubioru. Położyłam się bokiem na łóżku, nie zdejmując nawet moich martensów, a przy tym włożyłam sobie rękę między uda.
Czego ja tak właściwie oczekuję? Nie minął jeszcze miesiąc naszego związku, a ja już chcę z nim zrobić kolejny krok. I to nie byle jaki. Naprawdę duży krok, przy którym poprzednim razem zostałam wykorzystana przez zwykły zakład. Żałowałam tego przez nie mam pojęcia jak długo, a teraz chcę zrobić to z Isaaciem tak szybko. Przełknęłam ślinę i mocniej zacisnęłam uda, tym samym nieco bardziej ściskając swoją dłoń.
***
Całą noc i w sumie połowę dnia myślałam o tamtym. Nie wiem co powinnam zrobić. Porozmawiać o tym z Isaaciem, czy narazie jeszcze poczekać? Wyjęłam z kieszeni telefon, kiedy to poczułam jego wibracje. Na wyświetlaczu pokazywało się imię Isaaca i to serduszko, które okazuję się, że dodał właśnie on, kiedy to ja sobie usnęłam na jego klatce piersiowej. Przesunęłam palcem zieloną słuchawkę, a następnie przyłożyłam telefon do ucha.
— Chciałem zapytać, za ile będziesz? — Usłyszałam odrazu.
— Właśnie wysiadam z autobusu... — Powiedziałam, kiedy otworzyły się drzwi od pojazdu.
— W takim razie czekam... — Po jego słowach rozłączyłam się, po czym ruszyłam w kierunku budynku.
Jest szesnasta pięćdziesiąt cztery, a wczoraj na wieczór umawialiśmy się na siedemnastą. Tak mnie kocha, że aż doczekać się nie może? Zadzwoniłam do odpowiedniego mieszkania, a drzwi odrazu puściły zamek. Wcisnęłam guzik windy, z której po chwili wysiadłam na odpowiednim piętrze. Na korytarzu czekała mnie niespodzianka. Czekał na mnie przed mieszkaniem. Podeszłam do niego, a on odrazu pocałował mnie w usta na powitanie.
Gdy tylko znaleźliśmy się w środku, pomógł mi przy tym jednym cholernym kroku, którego nie jestem w stanie wykonać w stu procentach. Spuściłam się na nogach do tyłu, a następnie starałam się podnieść spowrotem, ale mięśnie odmawiały mi współpracy. Opadłam na plecy, a Isaac kucnął przy mnie.
— Spróbuj jeszcze raz... — Powiedział, a następnie splotłam palce obu moich dłoni ze sobą, wyprostowałam ręce w łokciach i starałam się spowrotem podnieść, ale za Chiny nie byłam w stanie tego zrobić.
— Nic z tego... — Powiedziałam cicho, a chłopak odsunął mi włosy z czoła.
— Nie poddawaj się... W końcu się uda... — Uśmiechnął się do mnie, a ja spróbowałam ponownie.
Po chwili jednak chłopak bardziej wygiął moje ramiona w tył, tym samym wypychając moją klatkę piersiową do przodu.
— Teraz spróbuj... — Ponownie starałam się podnieść, co tym razem poszło mi o wiele lepiej niż wcześniej, ale nadal nie wyprostowałam się do końca. — Chyba starczy, Kaya... Musisz odpocząć i popracować nad mięśniami na brzuchu... — Założyłam ręce na biodrach i przerzuciłam ciężar ciała na lewą nogę, kiedy to już podniosłam się z podłogi.
— Mam rozumieć, że mam napierdalać brzuszki dzień i noc? — Zapytałam, a on się zaśmiał.
— Niekoniecznie dzień i noc ale wystarczyło by, żebyś codziennie zrobiła po kilkanaście... Odrazu będziesz miała mocniejsze mięśnie... — Poklepał mnie po brzuchu.
— A skąd wiesz, że zaraz będą takie mocniejsze? — Zapytałam, a on podniósł swoją koszulkę tym samym pokazując mi swój sześciopak, na którego widok szerzej otworzyłam oczy.
— Może nie odrazu, ale z czasem napewno... Ja od trzech lat, od poniedziałku do piątku robię od rana dwie serie po trzydzieści... — Popukał w swoje umięśnione ciało. — Są twarde jak skała... — Wzruszył ramionami, jakby to było nic, a ja odwróciłam wzrok.
— Zakryj się... — Czułam jak piecze mnie cała twarz.
— Kaya... — Złapał mnie za rękę, a następnie położył ją na swoim umięśnionym brzuchu.
Spojrzałam na niego zaskoczona, a on sie lekko uśmiechnął. Zabrałam dłoń, a on zakrył swój brzuch.
— Skoro już raczej skończyliśmy ćwiczyć, to co ty na to, aby obejrzeć jakiś film? — Spojrzałam na niego. — W końcu jest sobota... — Wzruszył ramionami, a ja kiwnęłam głową.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro