Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwszy krok

Dzisiaj wcześniej.

Zaprowadził mnie do pokoju socjalnego, gdzie mogłam się w miarę uspokoić. Mój makijaż zmienił się w charakteryzacje hallowenową. Super. Po prostu zajebiście.

- Powiesz co się stało? - Zapytał, jednocześnie podając mi kubek herbaty.

- Ja... - Pociągnęłam nosem. - Pokłóciłam się z kimś... - Powiedziałam.

- Z chłopakiem? - Dopytywał, a ja pokręciłam głową.

- Z przyjaciółką... A raczej... Z byłą przyjaciółką... - Mruknęłam pod nosem.

- Coś się stało, że się pokłóciłyście? - Dalej zadawał pytania. Chyba żeby się rozeznać w sytuacji.

- Od dwóch lat, praktycznie nie odezwałam się do żadnego z moich znajomych... A... Od wczoraj... Próbują, w sumie sama nie wiem co zrobić... - Wyznałam, przez co poczułam, jakby zrobiło mi się trochę lżej na sercu.

- Pani dyrektor, wczoraj mi mówiła o sprawie tragedii w twojej ro... Twoim życiu... - Poprawił się. - To przez to zerwałaś ze wszystkimi kontakt i stałaś się taka jaka jesteś teraz? - Kolejne pytanie padło z jego ust.

- Tak... Cóż... To... - Nie wiem jak powinnam dobrać słowa.

- Nie musisz nic tłumaczyć... Rozumiem, że jest to ciężkie przeżycie... A dla dziewczyny, która w tamtym czasie dojrzewała zwłaszcza... - Podniosłam wzrok na jego szare tęczówki.

- Przepraszam za swoje wczorajsze zachowanie na lekcji... - Praktycznie to wyszeptałam.

-Nic się nie stało... Wtedy nie byłem jeszcze zaznajomiony z twoją sytuacją... To ja powinienem przeprosić, za zwracanie ci uwagi o wygląd, kiedy przechodzisz przez żałobę... - Nie wiedziałam jak powinnam zareagować, dlatego kiwnęłam głową. - Przykro mi z powodu twoich rodziców, Sterling... Napewno było ci trudno... Jeśli będziesz chciała porozmawiać, zawsze możesz przyjść... A teraz powinnaś zmazać makijaż, jeśli nie chcesz nikogo wystraszyć... - Ponownie kiwnęłam głową, po czym zaczęłam szperać w plecaku, w poszukiwaniu mokrych chusteczek.

Użyłam telefonu jako lusterka, a następnie zaczęłam zmywać pozostałości, które zostały z mojego makijażu. O tyle dobrze, że w torbie sportowej noszę kosmetyczkę z kilkoma kosmetykami. Obrysowałam oczy czarną kredką, którą następnie roztarłam palcem. Napaciałam kosmetykiem na górnej powiece i zrobiłam to samo co wcześniej, po czym pomalowałam linię wodną.

Wytuszowałam rzęsy, po czym schowałam wszystko do torby. Spojrzałam na Arsena, który przygotowywał się chyba do lekcji. Szatyn. Krótkie włosy, lekko postawione do góry. Szare oczy. Wyższy ode mnie o całą głowę, czyli będzie miał chyba tak na oko metr dziewięćdziesiąt. Okulary na nosie i może trzydniowy zarost.

Na sobie ma biały T-shirt, który jest schowany pod flanelową koszulą, która jest zapięta gdzieś tak ponad mostek. Ciemne jeansy, a na stopach najzwyklejsze adidasy. Wygląda jak student. Wzięłam kubek z herbatą, którą postawił przede mną, a następnie upiłam łyk.

- Odrazu lepiej wyglądasz... - Powiedział po chwili, a ja na niego spojrzałam.

Kiwnęłam głową w podziękowaniu, a następnie podniosłam się z kanapy.

- Za 20 minut zaczyna się lekcja, więc... Już pójdę... Muszę jeszcze iść do szafki... - Kiwnął głową, że rozumie, a ja poszłam w kierunku drzwi. - Dziękuję... - Powiedziałam cicho, po czym wyszłam na korytarz, gdzie nadal nikogo nie było.

Szybko poszłam do swojej szafki, gdzie zostawiłam torbę sportową i kilka książek, a następnie ruszyłam pod klasę.

Isaac

Chyba nikt z nas nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego. Kaya była świadkiem czegoś takiego, a potem musiała jeszcze identyfikować własnych rodziców. Nikt nie chciałby przechodzić przez coś takiego.

- W życiu bym się nie spodziewała, że w jej życiu miało coś takiego miejsce... - Powiedziała Marcy, która już się uspokoiła, a my wszyscy przyznaliśmy jej rację.

- A kto mógł się czegoś takiego spo... - Zaciął się. - Kaya? - Wszyscy spojrzeliśmy w kierunku, w którym patrzył Ramon.

Gdy dziewczyna nas tylko zauważyła, odrazu przyśpieszyła kroku i weszła do klasy. Spojrzeliśmy na siebie, po czym również weszliśmy do pomieszczenia. Kaya leżała na przedramionach i patrzyła przez okno, jednocześnie coś mrucząc pod nosem. Podśpiewuje tekst piosenki?

Usiedliśmy w swoich ławkach, a następnie znów na siebie spojrzeliśmy. Marcy pokręciła głową, że lepiej jej dać teraz spokój. W tym samym momencie doszedł nas głos dziewczyny, kiedy mruknęła nieco głośniej niż wcześniej.

- Sick of it...
Raise your hands...
Get rid of it...
While there's a fighting chance...
Are you over it?...
Bored to death?...
Have you had enough regret?...
Take a stand, raise your hands...

Are you sick of it?...
If you're sick...
If you're sick...
If you're sick of it...

Get rid of it...
If you're sick...
If you're sick...
If you're sick of it...

Are you over it?...
Bored to death?...
Have you had enough regret?...
Take a stand, raise your hands... - Dobra, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek usłysze, jak ona śpiewa.

- Słucha zespołu Skillet... - Zauważył Ramon.

Wszyscy na niego spojrzeliśmy, a następnie spowrotem na brunetkę, która głośno westchnęła. Ciekawe o czym myśli. O porannej konfrontacji? O tym co nam powiedziała? O tym, że jesteśmy partnerami w tańcu? Naprawdę jestem tego ciekaw. Tak samo tego, dlaczego nie powiedziała dziewczynom, że tańczy.

- Nie wytrzymam... - Powiedziała Marcy, po czym wstała i poszła w kierunku Kayi.

Kaya

Nie patrz na nich. Nie patrz na nich. Nie patrz na nich. Czuje się, jakbym wylądowała na komisariacie. I to tak dosłownie. Oni wszyscy za moment mi dziurę w ciele wywiercą. Błagam, dajcie spokój. Stara Kaya już nie wróci. To, aby wróciła, jest niemożliwe. Tamta ja, zniknęła. Na zawsze.

- Kaya... - Wzdrygnęłam się, a następnie powoli odwróciłam głowę i podniosłam wzrok.

Marcy nade mną stała. Założyłam na głowę kaptur, po czym ukryłam się pod nim i między ramionami.

- Kaya, proszę... To co powiedziałaś... To nie był jedyny powód, prawda? - Zdziwiłam się.

Podniosłam się i spojrzałam na nią szczerze zaskoczona. Jakim sposobem, udało jej się wyszukać we wszystkim co powiedziałam drugi sens?

- Dlaczego tak naprawdę się od nas odcięłaś? - Założyła ręce pod biustem.

- ... - Nie wiem jak mam jej to powiedzieć. - Po tamtym dniu, chodziłam do psychiatry... Stwierdził, że mam mocno nagiętą psychikę... Dlatego się odcięłam... Nie chciałam żebyście patrzyły na moje napady paniki czy złości... Albo, gdy nagle z niczego zaczynałam płakać jak przedszkolak... Miałam zespół stresu pourazowego... A teraz, dajcie mi spokój... - Widziałam zdziwienie na jej twarzy.

Znowu się położyłam na przedramionach, a następnie zakryłam ucho słuchawką. Akurat skończyła się kolejna piosenka, dzięki czemu usłyszałam, że zadzwonił dzwonek na lekcję. Marcy wróciła na swoje miejsce. Gdy tylko minęła lekcja biologii, jak najszybciej umiałam wyszłam z klasy, a następnie poszłam się przewietrzyć.

Stanęłam w miejscu, gdzie nikt mnie nie zauważy. A miałam nadzieję, że już na dobre z tym skończyłam. Zaczęłam grzebać w torbie, aż w końcu do mojej ręki wpakowała się mała prostokątna paczuszka. Noszę je na naprawdę czarną godzinę, kiedy już nie jestem w stanie wytrzymać napięcia, które we mnie rośnie.

Wyjęłam z paczki jednego papierosa, a następnie włożyłam filtr między wargi. Zębami przegryzłam kuleczkę mentolową, po czym podpaliłam tą truciznę. Zaciągnęłam się dymem, który wypełnił całe moje płuca. Zjechałam plecami po ścianie budynku, jednocześnie wydychając trującą mgłe z ulgą.

Uderzyłam w filtr kciukiem, tym samym zrzucając spalony tytoń. Włożyłam gąbeczkę między wargi, po czym zaczesałam swoje włosy palcami. Trochę mi puściło to napięcie.

- Użyczysz mi zapalniczki? - Usłyszałam nad sobą.

Podniosłam głowę, a tam zobaczyłam stojącego nade mną meksykanina. O ile dobrze pamiętam, ma na imię Ramon. Wyjęłam z torby metalowy przedmiot, a następnie mu go podałam. Usłyszałam jak również podpala sobie papierosa, a po kilku sekundach mi ją oddaje.

- Nie spodziewałem się, że palisz... - Odezwał się nagle, ale nic nie odpowiedziałam, tylko ponownie strzepałam popiół. - Będziemy tak stać w ciszy? Weź coś powiedz... - Westchnęłam.

- Zwykle nie palę... A raczej już nie palę „nałogowo"... Zrobiłam to, bo nie umiałam już wytrzymać narastającego napięcia... - Podniosłam się z kucka, a następnie oparłam o ścianę.

- Ja robię to, kiedy muszę nad czymś pomyśleć... Albo się uspokoić... Zwykle jest to przed meczem... - Kiwnęłam głową. - Od jak dawna tańczysz? - Zapytał, kiedy akurat robiłam kółko z dymu.

- ... - Spojrzałam na niego zaskoczona, po czym wyrzuciłam cały dym z płuc i rozproszyłam go ręką. - Od 6 roku życia... Najpierw chodziłam na balet, ale średnio mi to szło, dlatego moja... - Zacięłam się. - Zostałam przepisana do innej szkoły, gdzie było więcej wariantów stylu tańca... Wybrałam hip-hop, potem break dance... W sumie, to praktycznie wszystkie rodzaje nowoczesnych tańców... - Powiedziałam.

- A taniec towarzyski? W końcu, jesteś partnerką Isaaca... - Spojrzał na mnie, kiedy otrzepywał popiół.

- Kiedyś stwierdziłam, że taniec towarzyski, nie jest dla mnie... Miałam wrażenie, że przez to iż tańcze z kimś, ta druga osoba nie jest w stanie zrobić tego co ja... Nie była w stanie odczytać tego, co mam zamiar zrobić... Czułam się ograniczona... Nie mogłam wyrażać siebie w taki sposób, w jaki chciałam to robić... I... Był jeszcze inny powód, ale mniejsza... Dlatego zostałam solistką... Wolę tańczyć sama, bo wtedy mam nieograniczone pole do robienia tego co kocham... Zgodziłam się zostać partnerką Isaaca, ponieważ Pani Isabelle mnie o to poprosiła... A jej nie potrafię odmówić... - Mam wrażenie, że przez wczorajszy i dzisiejszy dzień powiedziałam więcej słów, niż przez ostatnie dwa miesiące.

Przykucnęłam i zgasiłam papierosa. Podniosłam się, a następnie wzięłam plecak, który zawiesiłam na prawym ramieniu. Nagle meksykanin wyciągnął w moim kierunku rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on się delikatnie uśmiechnął.

- Żeby nikt się nie skapnął... - Spuściłam wzrok na jego rękę, w której trzymał miętową gumę w paskach.

- ... - Wzięłam jedną, po czym spowrotem na niego spojrzałam. - ... Dzięki... - Powiedziałam, a on wzdrygnął się, jakby cicho parsknął śmiechem.

- Drobiazg... - Minęłam go, po czym ruszyłam w kierunku drzwi do szkoły.

Jest milszy niż się tego spodziewałam. Dokładnie schowałam paczkę papierosów i zapalniczkę na sam spód plecaka, a następnie rozpakowałam gumę i wzięłam ją do ust. Zanim weszłam do środka, sprawdziłam czy przypadkiem ubrania mi nie przesiąkły dymem tytoniowym. Mam chyba farta, bo nic nie czuć. Weszłam do środka, a następnie ruszyłam pod klasę, gdzie mamy kolejną lekcję.

Jak zawsze weszłam do klasy, gdzie mamy zajęcia, po czym usiadłam w swojej ławce. Czyli w ostatniej pod oknem. Teraz historia.

Ramon

Kaya jak chce, to umie być nawet miła. Wróciłem do większej paczki znajomych, niż zazwyczaj. Bruce odrazu zatkał nos, bo nie cierpi zapachu fajek.

- Jebie od ciebie fajkami... - Powiedział.

- Ta, mniejsza... Jak byłem zapalić, spotkałem Kayę... Okazuje się, że jak chce, to umie być miła... - Wzruszyłem ramionami, a wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco.

- Rozmawiałeś z nią? - Niedowierzała blondynka, a ja kiwnąłem głową.

Streściłem im całą naszą rozmowę, oczywiście omijając fakt, że dziewczyna pali, a oni wszyscy szeroko otworzyli oczy. Zmarszczyłem brwi, bo nie rozumiałem o co im chodzi.

- No co? - Zapytałem.

- Zdajesz sobie sprawę, że udało ci się zrobić coś, czego my nawet nie byłyśmy w stanie zaplanować, prawda? Ramon, udało ci się z nią najnormalniej w świecie pogadać... A ona nie uciekła, i cię nie zignorowała... - Powiedziała Scarlett.

- Udało nam się zrobić pierwszy krok w jej kierunku... - Uśmiechnęła się Marcy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro