Pierwsze zajęcia dodatkowe
Marcy i dziewczyn nie było na pierwszej lekcji. Skrzywdziłam ją. Tylko, że tym razem dużo bardziej. Była w stanie znieść wszystko, ale nie to. Gdy tylko zadzwonił dzwonek, praktycznie wybiegłam z klasy. Nie tylko ją zabolały tamte słowa. Mnie też one bolały. Gdy przechodziły mi przez gardło, czułam jakby lodowate sztylety wbijały mi się prosto w serce, a następnie rozdzierały moją duszę na miliardy malutkich cząsteczek. Muszę się uspokoić i zacząć myśleć o czymś innym.
Wyszłam na zewnątrz, aby pozbyć się tego uczucia, które tylko się kumulowało, aby w odpowiednim momencie wybuchnąć. Byłam teraz tykającą bombą. Stanęłam za salą gimnastyczną, a następnie zaczęłam szukać w plecaku paczki papierosów. Gdy w końcu je znalazłam, wyjęłam jednego. Włożyłam filtr między wargi, po czym przegryzłam kuleczkę mentolową. Odrazu go odpaliłam, a następnie zaciągnęłam się trującym dymem, który rozprzestrzenił się po całych moich płucach.
Zjechałam do kucka, jednocześnie wydychając całą chmurę dymu.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że się trujesz? — Usłyszałam nad sobą, dlatego odrazu uniosłam wzrok.
Stała nade mną Riley, która dzisiaj miała włosy związane w kłosa, a wokół twarzy miała wyjęte kilka krótszych pasm. Jej ubiór składał się z bezrękawnika z golfem, spodni z wysokim stanem, które na kolanach miały dziury, a także butów na koturnie z zapięciem na kostce. Odwróciłam wzrok, a następnie znowu się zaciągnęłam.
— Ok, Kaya... Starczy tego... — Powiedziała stanowczo, a ja spojrzałam na nią zaskoczona.
— O co ci chodzi? — Zapytałam nie rozumiejąc co ma na myśli.
— Dlaczego musisz być taka głupia? — Szerzej otworzyłam oczy, kiedy te słowa wyszły z jej ust. — Kiedyś myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami... Marcy staję na rzęsach, żebyś chociaż z nią porozmawiała... Ale masz chyba rację... Tamta Kaya nie wróci... I co z tego? Nawet taka, jaka jesteś teraz... Nie obchodzi nas twój wygląd... Twoje zachowanie... My chcemy tylko odzyskać przyjaciółkę, za którą nadal cię uważamy pomimo, że nas ranisz... Nie możesz zrozumieć tego, że nam na tobie zależy i chcemy ci tylko pomóc? Zresztą... Zrobisz jak uważasz... My zawsze będziemy na ciebie czekać... Jak stwierdzisz, że masz dość samotności, to wiesz gdzie nas szukać... — Już miała ruszać spowrotem do szkoły. — A i... Rzuć palenie... Taka rada... — Ruszyła w kierunku wejścia.
Spojrzałam za nią, a następnie skierowałam swój wzrok na kamienną płytę, która jest jedną z wielu położonych dookoła budynku sali gimnastycznej. Złapałam się za głowę, jednocześnie myśląc o słowach, które powiedziała mi Riley. Nadal uważają mnie za ich przyjaciółkę. Nie. Nie mogę im tego zrobić. Nie zrzucę na nie takiego ciężaru. W tym momencie usłyszałam dzwonek na lekcję. Zgasiłam papierosa, który zdążył się wypalić do końca, kiedy rozmawiałam z szatynką.
Iść na lekcję? Mam dobre oceny z historii. Usiadłam na kamiennej płycie, a następnie spojrzałam na niebo.
— Czym ja ci Boże zawiniłam, że zrzuciłeś na mnie takie piekło? Przecież się modliłam, chodziłam do tego cholernego kościoła i w ciebie wierzyłam, a ty mi odebrałeś rodziców... Może być coś jeszcze gorszego? — Wymruczałam pod nosem.
Isaac
Kayi nie ma na lekcji. Coś się musiało stać. Z klasy wybiegła praktycznie biegiem. W tym momencie poczułem wibracje. Wyjąłem swój telefon. Nasz czat grupowy. Pan Greeas nie zwraca uwagi na to, że używa się u niego telefonów, więc wszyscy na nich siedzą. Sprawdziłem o co chodzi.
Hipiska
Wie ktoś gdzie jest Kaya?
Tęcza🌈
Przez całą przerwę jej nie widziałam
Lisica
Ani ja
Weź no go ktoś trzaśnij
Widziałem tylko jak po poprzedniej lekcji, praktycznie wybiegła z klasy
Meksiko amigo
Ja tak samo
Tancerz
Jak wyszliśmy na korytarz po lekcji, to widziałem jak skręciła na klatkę schodową, ale gdzie potem zniknęła, to nie wiem
Krasnoludek
Nakryłam ją za salą gimnastyczną jak jarała szluga i trochę jej wtedy wygarnęłam
Krasnoludek
Więc to może być tak trochę moja wina, że jej tu teraz nie ma😥
Hipiska
Czekaj, jarała szluga?
Hipiska
Chcesz powiedzieć, że Kaya pali?
Krasnoludek
A da się jakoś inaczej zinterpretować określenie „jarać szluga”?
Meksiko amigo
Wiedziałem o tym od wtorku
Meksiko amigo
Wtedy z nią zapaliłem i trochę pogadałem
Lisica
Nie wierzę, Kaya, największa przeciwniczka palenia, sama jara jak jakiś komin?
Krasnoludek
No przecież mówię...
Tęcza🌈
Powiedziałaś, że jej coś wygarnęłaś...
Tęcza🌈
Co takiego jej powiedziałaś?
Ta rozmowa chyba trwała resztę lekcji, bo nim się obejrzeliśmy, zadzwonił dzwonek. Wszyscy wstaliśmy od ławek, a następnie poszliśmy pod kolejną klasę, gdzie mamy geografię. Stanęliśmy przy jednym oknie, po czym spojrzeliśmy na Riley wyczekująco.
— Dobra, Riley... Co jej powiedziałaś? — Zapytała Marcy, która już się uspokoiła.
— Eee... — Przetarła swoje ramię dłonią. — Zapytałam się jej, dlaczego musi być taka głupia... — Wszyscy na jej słowa otworzyliśmy szeroko oczy. — Że kiedyś myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami... Że stajesz na rzęsach, żeby móc z nią wogóle porozmawiać, Marcy... Że ma chyba rację, i stara Kaya już nie wróci... Że nie obchodzi nas jej wygląd czy zachowanie, i że nadal uważamy ją za przyjaciółkę, pomimo tego, że nas rani... Zapytałam jeszcze, dlaczego nie może zrozumieć, że nam na niej zależy, i że chcemy jej pomóc... Że będziemy na nią czekać... I że jak stwierdzi, iż ma dość samotności to wie gdzie nas szukać... I powiedziałam jej jeszcze, żeby rzuciła palenie... — Odwróciła wzrok.
— No pięknie... Riley... Przecież przez to co jej powiedziałaś, tylko bardziej ją dobiłaś... — Strzeliła sobie facepalma blondynka.
— Dowaliłam jej tym wszystkim, bo doprowadziła cię do płaczu... — Próbowała się bronić.
— Płakałam, bo powiedziała, że nadal uważa mnie za przyjaciółkę... — Wszyscy się zdziwiliśmy.
— Ale przecież mówiłaś, że rozmowa z nią nic nie dała... — Zauważyła Charlotte.
— Bo Kaya nie dała sobie przemówić do rozsądku... Ale powiedziała, że nadal uważa mnie za przyjaciółkę i dalej jestem dla niej niczym siostra... — Wytłumaczyła Marcy.
— Nie mogłaś wcześniej nam tego powiedzieć? Wtedy bym przynajmniej trzymała język za zębami i nie zraniła bym Kayi... — Powiedziała z wyrzutem Riley, za którą stała...
— Uwierz, gorsze rzeczy słyszałam, niż to co mi powiedziałaś... — Powiedziała Kaya.
— Chryste! — Wystraszyła się szatynka i aż podskoczyła.
— Czymś takim mnie nie zranisz... — Dokończyła błękotnooka.
— Kaya? — Zapytała niepewnie Marcy.
Chwilę na nią patrzyła, po czym ruszyła do klasy. Założyła na uszy słuchawki, a następnie weszła do pomieszczenia.
— Myślałam, że na zawał padnę... — Odezwała się Riley.
— Straszne z ciebie strachajło... — Zaśmiała się Scarlett.
— Sama żeś się wystraszyła, surykatko jedna! — Powiedział nieco głośniej karzełek.
— Ej... — Wszyscy spojrzeli na Marcy, która wyglądała, jakby nad czymś mocno myślała. — Zanim dzisiaj rano porozmawiałam z Kayą, poszłyśmy razem do pokoju nauczycielskiego... Szła oddać zgodę na konkurs matematyczny... Miałam wrażenie, jakby Arsen aż za bardzo jej się przyglądał... — Powiedziała, a na brodzie trzymała zgięty palec wskazujący.
— Po czym to wnioskujesz? — Zapytał Ramon.
— Po tym, że gdy z nią rozmawiał, jego wzrok nie wyglądał, jakby rozmawiał z uczennicą... On patrzył na nią, jakby... — Weszłem jej w zdanie.
— Chciał ją rozebrać wzrokiem? — Spojrzała na mnie zaskoczona.
— Też to zauważyłeś? — Zapytała, a ja kiwnąłem głową.
— Na pierwszej lekcji, jaką wogóle z nim mieliśmy... On ją dosłownie pożerał wzrokiem... – Powiedziałem, jednocześnie marszcząc brwi.
— Kolejna rzecz, aby dziada nie cierpieć... — Odezwała się Charlotte.
Scarlett, Riley, Bruce i Ramon przyznali jej rację.
— A Kaya ma z nim jeszcze dzisiaj zajęcia dodatkowe... — Przygryzła jeden ze swoich paznokci Marcy.
Wszyscy spojrzeliśmy na nią zaniepokojeni. Ona ma z nim zostać sam na sam?
Kaya
Lekcje się skończyły, a za tym idzie, że przyszła pora, aby iść na zajęcia dodatkowe z Arsenem. Ruszyłam korytarzem, w kierunku pokoju nauczycielskiego. Zapukałam, a tam nauczycielka biologii powiedziała mi, że Pan Arsen jest w pokoju socjalnym. Podziękowałam cicho, a następnie szybko ruszyłam w tym kierunku. Po drodze do tego pomieszczenia natknęłam się na całą siódemkę, która nadal była w szkole. Minęłam ich, jak gdyby nigdy nic, po czym stanęłam pod drzwiami.
Odwróciłam się jeszcze do nich, ale byli zajęci rozmową. Ani się waż. Nie możesz skazać ich na życie z takim ciężarem. Nikt nie powinien żyć z taką wiedzą. Ostatni raz podniosłam na nich wzrok, który opuściłam, gdy zatopiłam się w swoich przemyśleniach, po czym rozchyliłam usta.
— Do jutra... — Cała siódemka spojrzała na mnie zaskoczona, a ja odwróciłam wzrok na drzwi i zapukałam.
Weszłam do środka, gdzie Arsen przeglądał jakieś dokumenty, a następnie do niego podeszłam. Poklepał miejsce obok siebie, a ja usiadłam kawałek od niego. Odrazu zaczął mi wszystko tłumaczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro