Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Odrzucenie

Gwiazdkujcie, komentujcie i w ogóle!
Miłego czytania!



Isaac

Od dziesięciu minut ten nauczyciel pierdoli trzy po trzy. Człowieku, weź ty się zlituj! Daj już jakieś zadania. Wszystko będzie ciekawsze niż jego pierdolenie. Zwróciłem swój wzrok na ostatnią ławkę, po drugiej stronie klasy. Kaya Sterling. Jest uważana za dziwaczkę, ale dla mnie, to dziewczyna, w której kocham się od pierwszej klasy, zanim zmieniła się nie do poznania.

Nadal jestem w niej zakochany po uszy. Tylko szkoda, że od dwóch lat ona każdego ignoruje. W tym swoje najlepsze przyjaciółki. Godzinami mógłbym patrzeć na jej wolno opadającą firankę czarnych, grubych rzęs, które co chwilę ukrywają jej blade, błękitne oczy. Prosty, lekko zadarty nos dodaje jej charakteru. Wyraźnie zarysowany kształt ust, które chciałbym całować bez przerwy.

Ciemno brązowe włosy, które lśnią przy każdym jej ruchu. Dlaczego miłość musi być tak okrutna? Przecież ona nigdy na mnie nie spojrzy w taki sposób, w jaki ja patrzę na nią. Westchnąłem zrezygnowany, po czym wróciłem wzrokiem w kierunku tablicy, na której nauczyciel zaczął zapisywać przykłady z działu, który aktualnie przerabiamy.

Nie minęła minuta, a mnie ktoś szturchnął w ramię. Ramon, mój przyjaciel, który siedzi za mną podał mi liścik. Spojrzałem na meksykanina zaskoczony, a on rzucił wymowny wzrok na paczkę Marcy.

Ramon Gonzalez, to meksykanin, który tak jak cała jego rodzina wyemigrował tutaj, do Dover. Jak na meksykanina przystało, ma ciemniejszą karnację, czarne włosy i ciemno brązowe oczy. W lewym uchu ma kolczyk, a na prawej ręce kolorową bransoletkę, coś ala różaniec. Są na niej żółte, zielone i czerwone koraliki. Tak samo jak ja i nasz drogi kumpel Bruce, jest w drużynie koszykówki, przez co również jest umięśniony.

Ma gdzieś metr dziewięćdziesiąt, jeśli się nie mylę. Dzisiaj ma na sobie szary t-shirt, który lekko opina się na jego mięśniach, czarno-niebieską chustkę, którą ma luźno i niechlujnie związaną na szyi, no i najzwyklejsze jeansy.

Skoro już wspomniałem o naszym drogim koledze, to jego również opiszę. Bruce Tracy, to blondyn o szarych oczach. Tego debila znam praktycznie od piaskownicy. Nazywam go tak, bo serio nim jest. Nigdy nie zrobił nic na poważnie, co oczywiście nie znaczy, że jeśli nie chce, to nie umie być poważny. Tylko raz w życiu go takiego widziałem. Jak próbował zaprosić jakąś laskę na randkę.

Oczywiście dała mu kosza, bo jak to ona dała mu dobitnie do zrozumienia „ Tak długo jak nie wydoroślejesz, nigdy nie znajdziesz sobie dziewczyny... ". Po tym tym wszystkim stwierdził, że związki z dziewczynami są do dupy i został gejem. Oczywiście na początku nas uprzedził, że ani ja, ani Ramon nie jesteśmy w jego typie.

Chociaż tyle dobrego, bo dawanie kosza kumplowi, to byłoby naprawdę dziwne doświadczenie. A wracając do jego opisu. Jak już wspomniałem, jest blondynem z szarymi oczami. Dodatkowo ma metr siedemdziesiąt dziewięć. Ma na sobie białe, jeansowe spodnie, czarne adidasy, ciemno niebieską koszulkę, a na krześle zawiesił swoją skórzaną kurtkę.

Spojrzałem na liścik, który następnie rozwinąłem i przeczytałem. Było w nim napisane, że dziewczyny muszą ze mną pogadać, dlatego proszą, żebym na nie poczekał pod klasą, gdy skończy się lekcja. Ciekawe o co chodzi. Ostatnim razem rozmawiałem z nimi, kiedy Kaya się jeszcze z nimi przyjaźniła. Chciałem się jej jakoś przypodobać i prosiłem je o radę.

- Dobrze... - Zwrócił moją uwagę nauczyciel, tym samym przerywając moje zamyślenie. - Kto rozwiąże zadanie? - Zapytał nauczyciel, ale nikt nie podniósł ręki.

Rozejrzał się po klasie. Tego typu zadań nie robiliśmy z Panią Stark, więc nikt nie umie ich rozwiązywać.

- Nikt? W takim razie kogoś wybiorę... - Spojrzał na listę uczniów.

Tylko nie ja, tylko nie ja, tylko nie ja. Błagam, wszystko, tylko nie to. Jestem beznadziejny z matmy. Zjechałem trochę niżej na krześle.

- Kaya Sterling... - Wszyscy odwrócili się do tyłu, aby spojrzeć na dziewczynę, która miała na uszach słuchawki i wogóle nie zajmowała się lekcją. - Może ktoś ją szturchnąć? - Poprosił Arsen.

Dziewczyna, która siedziała przed nią zwróciła jej uwagę. Wskazała na nauczyciela, a Kaya zwróciła w jego kierunku swoje blado błękitne oczy. Odsunęła lewą słuchawkę.

- Mogłabyś rozwiązać zadanie? - Zapytał mężczyzna, na co na spojrzała na tablicę.

Spowrotem założyła słuchawki, po czym mozolnie wstała od ławki. Gdy szła przez klasę, dało się usłyszeć, jak kilka osób rozmawia o niej między sobą.

- Ale ona jest chuda... - Powiedziała cicho jakaś dziewczyna.

- Chciałabym mieć taką figurę jak ona... - Odezwała się kolejna.

- Ciekawe co się musiało stać, że ona się tak zmieniła... - Tym razem powiedział to Bruce.

- Wiadomo tylko tyle, że jej rodzice nie żyją... - Powiedział Ramon.

Dziewczyna stanęła na podeście, na którym znajduję się biurko nauczyciela i ściana, na której wisi podwójna tablica. Odrazu wzięła do ręki kredę, po czym zaczęła rozwiązywać zadanie.

- Gdybyś potrzebowała pomocy w zadaniu to po... - Zaciął się, gdy zobaczył, że Kaya rozpisuje całe zadanie, przy którym wogóle się nie zastanawia.

Po chwili wpisała wynik, odłożyła kredę i zaczęła się kierować spowrotem do swojej ławki, jednocześnie ścierając kredę z dłoni. Wszyscy w klasie siedzieli oniemiali. Każdy myślał, że ona wogóle się nie skupia na lekcjach, a tu się okazuje, iż jest odwrotnie, a nawet bardziej. W jej słuchawkach tak właściwie leci jakaś muzyka, czy nosi je, bo taki ma styl?

- Poczekaj... - Zawołał za nią nauczyciel, a ona odrazu się zatrzymała.

Czyli wcześniej nie założyła na ucho słuchawki. Oparła ją za nim.

- Hm? - Mruknęła, czyli to co robi zawsze, bo praktycznie nigdy się nie odzywa, no chyba, że kłóci się z nauczycielem.

- Z tego co wiem, to nie przerabialiście tego... Chciałem sprawdzić wasze kompetencje... Chodzisz na jakieś korepetycje? - Zapytał, na co Kaya pokręciła głową na nie. - Uczysz się sama? - Pokiwała głową twierdząco. - A czy mogłabyś rozwiązać jeszcze dwa zadania, i wytłumaczyć klasie jak się je rozwiązuje? Oczywiście dostaniesz za to ocenę... - Nie podoba mi się to, jak na nią patrzy.

Mam wrażenie, jakby próbował ją rozebrać wzrokiem. Pokręciła głową na nie, po czym znowu ruszyła do swojej ławki.

- A czy mógłbym chociaż wiedzieć, dlaczego nie dajesz odpowiedzi słownych? I przepraszam za uwagę, ale masz dość mocny makijaż, jak na licealistkę... - No to wpłynął na niebezpieczne wody.

- Nie odzywam się, bo nie zamierzam zdzierać sobie gardła, na nic nie znaczące dyskusje z panem... A co do mojego makijażu, to za przeproszeniem, proszę się odpierdolić, bo to mój wygląd, więc niech się pan nie wpieprza... - Wszyscy szeroko otworzyli oczy i uchylili usta ze zdziwienia.

Dobra, tym razem poleciała po bandzie. Pierwszy raz od września, odezwała się na lekcji. Wogóle w szkole. Jak pod koniec pierwszej klasy się zmieniła, tak żaden nauczyciel już do niej się nie odzywał, bo wiedział, że dostanie od niej tylko chamski tekst. Ale tym razem, to była już naprawdę przesada.

- Usiądź na miejsce... Tym razem dostaniesz ode mnie tylko ostrzeżenie, ale przy kolejnych takich odzywkach, wylądujesz na dywaniku u Pani dyrektor... - Parsknęła zirytowana, po czym ruszyła do swojej ławki.

Kilkanaście minut później zadzwonił dzwonek. Wszyscy zaczęli się zbierać, a Kaya jak zawsze wyszła z klasy jako pierwsza. Wyszłem na korytarz razem z dwójką moich przyjaciół, a następnie poczekaliśmy na dziewczyny. Ciekawe czego one ode mnie chcą.

- Kaya zawsze jest chamska, ale tym razem grubo przesadziła... - Odezwał się Ramon.

- Akurat z tym się zgodzę... Isaac, serio... Odpowiedz mi szczerze... Co ty w niej widzisz? - Zwrócić się do mnie Bruce.

- Hm? Mówiłeś coś? - Zapytałem, gdy wyrwał mnie z zastanowienia.

- Ja w ciebie po prostu nie wierzę... - Powiedział blondyn.

W tym samym momencie usłyszałem głos Marcy. Cała czwórka stanęła obok nas.

- Dzięki, że zgodziłeś się pogadać... - Powiedziała.

- Jasne, tylko nadal nie rozumiem o co chodzi... - Odpowiedziałem, a ona westchnęła.

- To będzie prośba o przysługę... - Zmarszczyłem brwi. - Nadal podkochujesz się w Kayi, prawda? - Kiwnąłem głową i odwróciłem wzrok. - Co ty na to, żebyśmy połączyli siły? - Zapytała, a ja tak samo jak chłopacy, wysoko uniosłem brwi.

- Co masz na myśli? - Dopytywał Ramon.

- My chcemy odzyskać przyjaciółkę, która jak twierdzi sama Kaya, już nie istnieje... A ty raczej chciałbyś, aby w końcu zwróciła na ciebie uwagę... - Kiwnąłem głową.

- Chcesz żebyśmy... - Zacząłem.

- Współpracowali... - Dokończyła za mnie. - Wiem, że to zajmie dużo czasu zanim wogóle do niej dotrzemy, ale znam ją praktycznie od urodzenia, i już nie umiem patrzeć na nią kiedy kompletnie nie jest sobą... Chce odzyskać przyjaciółkę... Wszystkie chcemy... Isaac, proszę... - Jej oczy szkliły się od łez, które powstrzymywała.

- Zgoda... - Zgodziłem się, bo nie tylko ona chce, aby stara Kaya wróciła.

- Dziękuję... - Uśmiechnęła się blondynka.

- My też pomożemy... Kaya była naprawdę fajna, zanim się zmieniła... - Odezwał się Ramon, a Bruce kiwnął głową.

- Im nas więcej, tym lepiej... Łatwiej nam będzie do niej dotrzeć... - Powiedziała Charlotte.

- Ale co chcecie zrobić? - Zapytałem, gdy ruszyliśmy w kierunku klasy, gdzie mamy kolejną lekcję.

- Zaprosisz ją na randkę... - Odezwała się Riley.

- Nie żeby coś, ale jak ostatnim razem ją zaprosiłem, to dała mi naprawdę dobitnego kosza... - Krótko tłumacząc, zignorowała mnie i sobie poszła.

-Ale nie zraziłeś się do niej przez to... - Odwróciłem wzrok, gdy usłyszałem Bruce'a.

Gdy szliśmy do klasy omawialiśmy nasz plan. Mam tylko nadzieję, że on się uda. Po lekcjach, czyli o 14 szybko wzięliśmy się za wykonanie naszego pomysłu.

- Za moment wypluję swoje własne płuca... - Powiedziała zdyszana Scarlett.

- Musimy się pośpieszyć... O 15 mam się spotkać z moją matką... - Powiadomiłem ich. - Ale to dość krótkie spotkanie... - Wszyscy kiwnęli głowami, że rozumieją.

- Isaac, mieszkasz sam, więc może jeśli coś się nie uda, to obgadajmy inną strategię u ciebie... - Zaproponowała Marcy, a ja się na to zgodziłem.

- Idzie... - Odezwał się Ramon, a ja spojrzałem w kierunku szkoły.

Kaya właśnie szła wydeptaną ścieżką w kierunku przystanku autobusowego. Reszta schowała się za logo naszej szkoły, a ja wyszedłem jej na przeciw. Szła z opuszczoną głową i wbijała swój wzrok w podłoże, aby o nic się nie potknąć. Isaac, uspokój się. To nic takiego. Przecież już to robiłeś.

Uspokajałem sam siebie, bo moje serce coraz bardziej chciało wyskoczyć z piersi. Po chwili, gdy tak szła, chyba zauważła, że przed nią stoję, bo się zatrzymała. Powoli uniosła głowę, tym samym ukazując swoje oczy w kolorze samego niebia i swój znudzony wyraz twarzy. Wskazałem na słuchawki, aby je zdjęła, bo inaczej nic nie usłyszy.

Wyjęła ręce, które trzymała w kieszeni, po czym złapała za urządzenie, a następnie zawiesiła je na karku, ale nadal trzymała za nauszniki. Isaac, dajesz. Przez to, że reszta przygląda nam się zza loga, dziwnie trudno jest mi z siebie cokolwiek wydusić.

- Kaya... - Zacząłem, ale w tym momencie czułem się jak mały chłopiec. - Napewno będziesz tym zaskoczona, ale... - Nie wiem jak powinienem dobrać słowa. - Umówisz się ze mną na randkę? - Powiedziałem to.

To naprawdę wyszło z moich ust. Podniosłem wzrok, który opuściłem, gdy ją o to pytałem, dzięki czemu zobaczyłem, że delikatnie uniosła brwi. Zdziwiła się. Kilkukrotnie uchyliła usta, jakby chciała coś odpowiedzieć, ale za każdym razem rezygnowała.

W końcu wzięła głębszy wdech, po czym spojrzała na mnie ponownie ze znudzeniem na twarzy. Uchyliła usta, po czym odezwała się do mnie.

- Przepraszam... - Zaczęła.

- Ee? - Zaskoczyła mnie tym, że wogóle się odezwała.

- Ja... Nie umawiam się na randki... Naprawdę mi przykro jeśli cię zraniłam, ale... Nie umówię się z tobą... Jeszcze raz przepraszam... - Po tych słowach, założyła słuchawki i minęła mnie, gdy odchodziła.

Odwróciłem się za nią, ale zaczęła biec, gdy zauważyła autobus. Po chwili podeszli do mnie pozostali.

- Przepraszam, Isaac... Powinnam była się domyślić, że odrzuci propozycje... - Położyła mi rękę na ramieniu Marcy.

- Nie odpuszczę... - Wszyscy się zdziwili.

- Co zamierzasz zrobić? - Zapytała Charlotte.

- Aktualnie, muszę jechać na spotkanie z mamą, a resztę przemyślimy potem... - Każdy po kolei kiwnął głową.

- Isaac, może pojedziemy z tobą? W sensie, no żebyśmy już się nie rozdzielali... - Zaproponowała Riley.

- Dobry pomysł... Moja mama ma mi dzisiaj kogoś przedstawić, dlatego to raczej szybko pójdzie... - Znowu kiwnęli głowami, po czym ruszyliśmy do swoich samochodów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro