Nocowanie
Od dziesięciu minut pakuję swoje rzeczy, które mogą mi się przydać na nocowaniu. Wzięłam swoją piżamę, ubrania na zmianę, szczoteczkę, pastę do zębów, szczotkę do włosów, portfel, ładowarkę do telefonu i samą komórkę, która po chwili zakomunikowała mi, że dostałam wiadomość.
Scarlett
Czekam!
No tak, ona jako jedyna miała po drodzę, aby mnie zabrać. Wzięłam wszystko, po czym wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi. Szybko zbiegłam po schodach, po drodzę informując Panią Lisę, że idę spać do przyjaciółki. Nim zdążyła coś powiedzieć, byłam już za drzwiami. Rozejrzałam się, aby znaleźć samochód Scarlett. Odrazu w oczy rzucił mi się turkusowy Wolsvagen.
Zbiegłam po schodach, aby w kolejnej chwili usiąść na miejscu pasażera. Odrazu na wejściu usłyszałam skoczną muzykę, którą rudowłosa uwielbia. Po chwili ruszyła w kierunku domu Marcy, który był na drugim końcu miasta, niedaleko mojego starego lokum. Jechałyśmy przez jakieś pół godziny, aż w końcu samochód skręcił w tę ulicę.
Już z daleka widziałam dom, otynkowany na lekki pomarańczowy odcień. Przed wejściem, po balustradzie od schodów, na płotku i pojedynczej kolumnie widziałam wspinające się winogrono. Lekko wyblaknięty czerwony dach, na którym widziałam okna mojego starego pokoju. Przed domem zielony, lekko zaniedbany trawnik, gdzie przebijały się kamienne płyty, prowadzące do czterech stopni przy wejściu.
Przejechałyśmy zaraz obok niego, po czym pojechałyśmy dalej. Po chwili zajechałyśmy na sporych rozmiarów podjazd, gdzie stało auto blondynki, jej ojca i matki. No tak, jej młodsze rodzeństwo ma dopiero po czternaście lat. Wyszłyśmy z samochodu, który rudowłosa odrazu zamknęła, a następnie ruszyłyśmy w kierunku drzwi, dużego białego domu, z dwiema białymi kolumnami na wejściu.
Złapałam za pukaczkę do drzwi, po czym uderzyłam nią kilkukrotnie w drewnianą powłokę. Pare sekund później, zostały ona otwarta przez mężczyznę, który był ojcem Marcy, a także osobą, którą przez całe życie nazywałam wujkiem, choć tak naprawdę nim nie był.
— Cześć, wujku Conorze... — Odezwałam się cicho, a wysoki blondyn o brązowych oczach odrazu szerzej otworzył oczy.
— Tato! Mówiłam, że ja otworzę! — Odpędziła go od drzwi Marcy, która wyszła z salonu, skąd wyjrzała ciocia Aria i dwa stworki, które były młodszą siostrą i młodszym bratem blondynki.
— Kaya? — Przełknęłam ślinę, kiedy kobieta o lekko ciemniejszej karnacji i ciemno brązowych, puchatych włosach wypowiedziała moje imię.
— Cześć, ciociu... — Odezwałam się równie cicho, co chwilę wcześniej.
— Ok! Rozumiem, że nie byłaś u mnie dwa lata, ale nie musisz być aż taka nieśmiała... — Wciągnęła mnie i Scarlett do korytarza, gdzie jej rodzeństwo mnie odrazu dopadło.
— Siostrzyczka Kaya! — Przytuliło mnie bliźniacze rodzeństwo, a ja spojrzałam błagalnie na blondynkę, które lekko się zaśmiała.
— Dobra, dajcie jej oddychać! — Skarciła ich, a w kolejnym momencie dorwała mnie ciocia Ivy, która krótko rzecz ujmując, trochę się popłakała.
— Nie było mnie tu dwa lata, ale nic tu się nie zmieniło... — Skomentowałam, a dziewczyny się zaśmiały.
Po chwili, kiedy wujek również mnie uściskał, poszłyśmy do pokoju blondynki, który znajdował się na piętrze. Głośno westchnęłam, opadając przy tym na łóżko dziewczyny, która zrobiła to samo co ja. Scarlett również do nas dołączyła, a następnie wszystkie spojrzałyśmy na sufit, który w całości był oklejony jakimiś plakatami.
Po chwili takiego bezczynnego leżenia, doszedł nas ponowny dźwięk pukania do drzwi.
— Chyba dziewczyny przyjechały... — Zauważyłam, a Marcy szybko się podniosła, po czym pobiegła na dół.
— Ja otworzę! — Krzyknęła głośno, a tutaj było ją aż słuchać.
— Ej, Kaya... — Zwróciła moją uwagę Scarlett.
— Co jest? — Zapytałam jednocześnie się podnosząc.
— Lepiej ci było w długich włosach... — Dobra, teraz to mnie zbiła z tropu.
— Że jak? — Zadałam kolejne pytanie, a do pokoju weszły dziewczyny.
— O czym gadacie? — Dołączyła się do rozmowy reszta.
— O tym, że jej było lepiej w długich włosach... — Wskazała na mnie rudowłosa.
— Akurat ja się z tym zgadzam... — Odezwała się Charlotte, a pozostałe dwie przyznały jej rację.
— Czemu ty je tak właściwie obcięłaś? — Zapytała Marcy, która usiadła obok mnie i dotknęła moich włosów.
— Miałam dosyć długich włosów... Plus przeszkadzały mi podczas tańca, bo się przylepiały do skóry... — Wytłumaczyłam.
— Nie mogłaś ich po prostu związywać? — Odezwała się teraz Riley, która zaczęła wypakowywać jedną ze swoich toreb.
AaAa, chyba opróżniła całą szufladę bunkrowanych słodyczy w swoim biurku.
— Czy wy mnie chcecie zasłodzić na śmierć? — Zapytałam, a dziewczyny się lekko zaśmiały.
— Kilka dodatkowych kilogramów by ci się przydało... — Zauważyła Riley, a ja się lekko skrzywiłam.
— Insynuujesz, że jestem za chuda? — Spojrzałam na nią spod byka, a ona się lekko skuliła.
— Dawaj kwaśne żelki! — Odezwała się Scarlett, a szatynka odrazu pogrzebała w torbie, po czym rzuciła w jej kierunku paczkę.
— Kaya... — Marcy śpiewnie wypowiedziała moje imię, po czym potarmosiła w dłoni opakowanie moich ulubionych słodyczy. — Wiem, że chcesz... — Uśmiechnęła się, kiedy odwróciłam wzrok.
— To już jest szantaż... — Powiedziałam, a przy tym zabrałam jej opakowanie żelków Twizzlers, które odrazu zaczęłam jeść, a dziewczyny się zaśmiały.
Zaczęłyśmy gadać o wszystkim i o niczym, aż w końcu zaczęłyśmy obgadywać chłopaków. W międzyczasie wszystkie się przebrałyśmy w piżamy. Wszystkie miałyśmy krótkie spodenki, ale każdy miała inną koszulkę. Jednak na każdej był jakiś nadruk.
— Ej, Kaya. Powiedz szczerze, wiemy że nie nienawidzisz Isaaca, ale czy to znaczy, że byłabyś w stanie się z nim umówić? — Zachłysnęłam się na pytanie Charlotte.
Marcy delikatnie poklepała mnie po plecach, a następnie spojrzałam zaskoczona na czarnowłosą.
— S...skąd ci nagle przyszedł taki pomysł do głowy? Isaac to chodzący płód, któremu się urosło, ale mózgu w jego głowie brak. Jest debilem, idiotą i półmózgiem.... — Założyłam ręce pod biustem. I moje postanowienie o tym, aby skończyć go tak nazywać, poszło się właśnie jebać w najlepsze.
— Kaya... To co mówisz wcale nie jest prawdą... Za dobrze cię znam, żeby tego nie zauważyć... — Wzdrygnęłam się lekko, kiedy Scarlett się podejrzanie uśmiechnęła.
Poczułam na mojej twarzy gorąco, co znaczy, że pojawił się na niej delikatny rumieniec. Nie patrz na nie, nie patrz na nie, nie patrz na nie.
— No bez jej! Taka reakcja u ciebie, może oznaczać tylko jedno... — Odezwała się Marcy.
— On ci się kiedyś podobał! — Dokończyła Riley, a ja poczułam na twarzy jeszcze większy rumieniec.
— Nie wiem o co wam chodzi... — Powiedziałam cicho i skuliłam się, bardziej zjeżdżając plecami po drewnianej powłoce łóżka.
— Oj wiesz, i to nawet bardzo dobrze... — Uśmiechnęła się Charlotte.
— Czemu nigdy o tym nie mówiłaś? — Zapytała Marcy, która uderzyła mnie przy tym lekko w lewę ramię.
— ... — Spojrzałam na nią, a następnie opuściłam wzrok, kiedy przypomniałam sobie pewną sytuację z tamtego okresu. — W pierwszej klasie, na samym początku mi się podobał... — Powiedziałam równie cicho co wcześniej.
— Ale? — Zachęciła mnie Riley.
— Ale po pierwszej wygranie w zawodach z koszykówki... Może inaczej... W pierwszej klasie po zawodach, kiedy się od was odzieliłam, powiedziałam, że idę jeszcze do łazienki... — Kiwnęły głowami w potwierdzeniu moich słów. — ... Tak naprawdę chciałam iść mu to wtedy powiedzieć, ale... Kiedy szłam tamtym korytarzem, usłyszałam dziwne dźwięki z jednej z łazienek... Podeszłam bliżej, a tam... Isaac zabawiał się w najlepsze z jakąś cheerleaderką... Zwiałam z tamtąd... Przepłakałam noc i... Puf! Uczucie zniknęło... To było jeszcze zanim... No wiecie... — Wyznałam cicho.
— Jesteś pewna, że to był na sto procent TEN Isaac? No wiesz, u nas w szkole jest kilku chłopaków z takim imieniem. Może to nie był on. Poza tym nie umiem sobie wyobrazić Isaaca, żeby mógł zrobić coś takiego... — Powiedziała Scarlett.
— W statystykach imię Isaac jest dość rzadkie. U nas w szkole jest tylko trzech chłopaków o takim imieniu, z czego jeden, to ten, którego znamy, a pozostała dwójka należy do grupy kujonów. W ostatnich latach nie było żadnego chłopaka, który by się tak nazywał... — Spojrzałam na nią, a ona natychmiast się przejęła.
— Kaya... — Odezwały się wszystkie, a w ich głosach można było dosłyszeć troskę.
— Jest ok, serio. Już mi przeszło... — Marcy położyła głowę na moim ramieniu, a ja odrazu sie o nią oparłam.
— Od rana wydajesz się być jakaś zamyślona, wiesz? — Odezwała się blondynka, a dziewczyny przyznały jej rację.
— Nikomu nie powiecie? — Zapytałam, a ona udały, że zapinają swoje usta na zamek. — Myślę nad czymś, co się stało wczoraj... — Spojrzały na mnie uważnie. — Po tym jak wygrałam konkurs, Arsen zaproponował, aby to uczcić. Zabrał mnie do siebie, a tam dał kieliszek szampana... — Wyraźnie się zaniepokoiły. — ... On... Mnie pocałował... — Wyznałam, a dziewczyny zamarły na taką informację.
Mam nadzieję, że się podobał!
Btw, myślicie, że to naprawdę był Isaac?
Dajcie znać w komentarzach!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro