Blizna
Wiem, że późno, ale wcześniej nie dałam rady😅😅
Nie mogę spać. Cały czas myślę o tym, co miało miejsce w mieszkaniu Arsena. Przeprosił za to i powiedział, że to przez alkohol, ale...
Właśnie. „Ale”. Nie wiem co powinnam o tym wszystki myśleć. Ani trochę nie wydawał się on pijany. Zakryłam swoje oczy prawym przedramieniem. Coś takiego nie powinno się zdarzyć. On jest moim nauczycielem, a ja jego uczennicą. Kurwa, przestań o tym myśleć i idź spać! Przewróciłam się na bok, aby następnie przykryć się kołdrą po sam czubek głowy.
Z samego rana zostałam obudzona przez pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek w telefonie, który wskazywał siódmą pięćdziesiąt dziewięć. Co za cholerę przywitało pod mój pokój? Mozolnie wyplątałam się z kołdry, powolnie wstałam z łóżka, po czym ruszyłam w kierunku wejścia w mojej piżamie, która składała się z krótkich czarnych spodenek i czarnej, luźnej koszulki na krótki rękaw, która ma nadruk w postaci jednorożca z krzyżykami na oczach i wypalonym na bok jęzorem.
W moim jakże szykownym ubraniu, uchyliłam drzwi, które jak zawsze zamknęłam na klucz, ale gdy tylko zobaczyłam kto jest za nimi, zatrzasnęłam je spowrotem. Zapomniałam, że oni dzisiaj chcieli jechać do szkoły tanecznej, aby zobaczyć jak ja i Isaac tańczymy. Nie spodziewałam się, że oni wbiją do sierocińca, żeby mnie wyciągnąć. Ponownie usłyszałam pukanie do drzwi, a parę sekund później usłyszałam Marcy.
— Kaya, wiemy że tam jesteś! Już cię widzieliśmy! — Powiedziała blondynka, a ja powoli uchyliłam drzwi.
— Dziesięć minut... – Wychyliłam głowę.
— Co? — Zapytali wszyscy.
— Jestem w piżamie! — Warknęłam przez zęby.
Kiwnęli głowami rozumiejąc, a po chwili usłyszałam głosy młodszych dzieci.
— Kurwa, wchodzić chyba, że wolicie zostać zmaltretowanymi przez dzieciaki... — Uchyliłam drzwi, a oni wszyscy odrazu znaleźli się w pokoju.
Odrazu zakręciłam zamek, a następnie spojrzałam na resztę, która uważnie mi się przyglądała.
— Błagam, moją piżamę i ogólny wygląd zostawcie bez komentarza... — Skrzywiłam się, po czym podeszłam do komody.
Zaczęłam szukać jakichś ubrań, aż w końcu trafiło na czarne jeansy z wysokim stanem i poziomymi dziurami na kolanach, obcisły top z żółtym nadrukiem zespołu „Nirvana” i martwą buźką, a na to postanowiłam wziąć czarno - szarą koszulę flanelową. Wzięłam po kryjomu czystą bieliznę, po czym zwróciłam się do pozostałych. Widziałam jak Marcy wzięła do ręki zdjęcie moich rodziców.
— Za chwilę wrócę... — Zwróciłam na siebie uwagę, a oni wszyscy kiwnęli głowami, kiedy to na mnie spojrzeli.
Wyszłam z pokoju, przez moment nasłuchując, czy nikogo nie ma na korytarzu. Weszłam do łazienki, gdzie się szybko ogarnęłam. Jedyne co mi zostało, to włosy, które aktualnie były napuszone i sterczące w każdym kierunku. Wróciłam do pokoju, gdzie odrazu schowałam piżamę do komody. Złapałam za szczotkę do włosów i odrazu je zaczęłam czesać.
— Co? — Spojrzałam na nich, kiedy to siłowałam się z kołtunem na moich włosach.
— W życiu bym nie sądził, że cię zobaczę, kiedy będziesz się szykować do wyjścia... — Odezwał się Bruce.
— No widzisz, życie jest pełne zaskoczeń. Ja nie sądziłam, że wpuszczę kogokolwiek do tego pokoju... — Wyraźnie ich zaskoczyłam.
— Co masz na myśli? — Zapytala Charlotte.
— A to, że wszyscy w tym budynku mają kategoryczny zakaz wchodzenia do mojego pokoju... — Wzruszyłam ramionami i założyłam włosy za uszy, po czym na nich spojrzałam.
Podeszłam do przerwy, między ścianą, a szafą, aby w kolejnej chwili wziąć buty, którymi były glany, sięgające kawałek ponad kostkę. Wciągnęłam je na stopy, gdy założyłam skarpetki stópki.
— Już... — Wzięłam z szafki telefon, a z torby portfel, po czym ponownie zwróciłam się do nich.
— Oke! To teraz do szkoły tańca! — Powiedziała podekscytowana Scarlett.
Już po chwili, wszyscy mnie wyciągnęli z pokoju, ale zanim zeszłam po schodach, zamknęłam swój pokój.
— Kaya? — Usłyszałam głos Pani Lisy, dlatego odrazu się zatrzymałam I odwróciłam do kobiety.
— ... Wychodzę... — Kiwnęła głową, a przy tym szeroko się uśmiechnęła.
— Ej, o co chodziło? — Zapytała Riley, która złapała mnie pod ramię.
— To była Pani Lisa, opiekunka sierocińca... Od dwóch lat próbowała coś wykombinować, żebym znowu wróciła do grona przyjaciół, ale zwykle to ignorowałam... — Wytłumaczyłam. — Czyli to co zawsze... — Otworzyłam drzwi do samochodu Marcy, po czym wsiadłam na przednie miejsce pasażera.
Każdy komentarz, który akurat rzuciłam, rozśmieszał dziewczyny do łez. Czyli moje poczucie humoru naprawdę kompletnie się nie zmieniło i nadal jestem w stanie je rozśmieszyć swoimi tekstami. Po jakichś dwudziestu minutach wszyscy byliśmy na miejscu. Gdy tylko weszliśmy do środka, a Diana odbiła mi i Isaacowi wejście, udaliśmy się do szatni, gdzie dziewczyny weszły razem ze mną.
— Kaya, tak właściwie, to jestem ciekawa jednej rzeczy... — Odezwała się Riley, a ja spojrzałam na nią. — Od jak dawna tańczysz? W sensie, nigdy jakoś o tym nawet nie wspominałaś... — Zdjęłam koszulę.
— Od szóstego roku życia... — Po swojej odpowiedzi zaczęłam się przebierać.
— Prawie dwanaście lat... — Odezwała się Marcy.
— Tak... Zawsze lubiłam to robić, a... Moi rodzice widząc to, zapisali mnie na lekcję... — Kiwnęły głowami.
Szybko się przebrałam, a następnie całą naszą zgrają poszłyśmy w kierunku wolnej salki, gdzie zaczęłam się rozgrzewać.
— Ej, Kaya. Powiedz szczerze, co myślisz o Isaacu? — Spojrzałam zaskoczona na Charlotte.
— Czemu pytasz? — Podsunęłam swoje stopy jak najbliżej swojego krocza.
— Z czystej ciekawości... — Wzruszyła ramionami.
— Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła... — Zauważyłam, po czym usiadłam po turecku. — Ale jak już chcesz... — Spojrzałam na pozostałe, które przeglądała mi się równie zaciekawione. —... Chcecie wiedzieć, to jest znośny. Może mnie denerwuje, nazywam go debilem i gorszymi rzeczownikami, ale coś czuję, że bez niego moje życie byłoby tak samo szare, jakie było dotychczas... — Zdziwiłam się na własne słowa. — Jak mu to powtórzycie, to przysięgam, ogolę was na łyso... — Wskazałam na nie palcem.
— Właściwie to, jest sobota, więc może zróbmy sobie nocowanie w babskim gronie! — Wyskoczyła z propozycją Scarlett. — Będziemy mogły sobie poplotkować jak kiedyś... — Dodała.
— U mnie wieczorem? — Zapytała Marcy, a dziewczyny się zgodziły. — Kaya? — Spojrzała na mnie.
— Ciocia i wujek zawału na mój widok nie dostaną? — Zmarszczyłam lekko brwi.
— No coś ty! Ucieszą się na twój widok! — Powiedziała podekscytowana.
— No dobra... — Wzruszyłam ramionami, po czym się podniosłam, a następnie podłączyłam telefon pod wieżę. — Isaac się ociąga jak żuk gnojarek toczący gówno, więc przećwiczę układ na eliminację... — Powiedziałam bez cienia emocji, a dziewczyny się zaśmiały z mojego komentarza.
— Ale zabawne! — Usłyszałam z końca pomieszczenia, gdzie dostrzegłam czarnowłosego, gdy się odwróciłam.
— A, żuczek gnojarek się pojawił... — Widziałam jak drgnęła mu brew.
— Nie nazywaj mnie tak! — Powiedział lekko zirytowany, po czym znalazł się przede mną i stanął z założonymi rękoma na klatce piersiowej.
Przyjęłam taką samą pozę jak chłopak, aby przez kolejne parę sekund wzajemnie wpatrywać się sobie w oczy. Swoją drogą ma naprawdę ładny kolor oczu. Kaya, o czym ty do kurwy nędzy myślisz? Oboje w tym momencie toczyliśmy wojnę na nie mruganie, którą wygrałam ja.
— Ni cholery, z nią się wygrać nie da... — Wskazał na mnie, a pozostali się zaśmiali.
— Ej, Isaac? Co masz na plecach? — Na pytanie Riley, chłopak pobladł na twarzy.
—...— Przycisnął swoją koszulkę do swojego ciała. — C...co mam? N...nie wiem o co ci chodzi... — Jąkał się, a jego uśmiech stał się przesiąknięty strachem i paniką, co również zauważyli pozostali.
Zmarszczyłam lekko brwi, przyglądając się plecom chłopaka, gdzie przez szersze ramiączko dostrzegłam delikatnie zgrubiałą skórę, która przypominała jedną rzecz, którą również posiadam. Blizna...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro