Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. baby don't hurt me no more

„Jeżeli podliczymy moje oszczędności z konta i dodamy do tego twoje stypendium-"

„To nadal jesteśmy w dupie, Jin," westchnął Namjoon, upijając łyk owocowego shake'a. Było mu trochę wstyd, że kupił go w takiej sytuacji, ale przecież musiał dostarczać swojemu mózgowi energii, a te kilkaset wonów nie robiło zbytniej różnicy. „Mamy łącznie trzysta dolarów."

„Potrzebujemy dziesięć razy więcej."

Namjoon zasępił się. Pal licho egzaminy, które wciąż ich czekały – i tak nie mógł się skupić na nauce. Kiedy myślał, że nie może mu się trafić w życiu nic gorszego niż sesja, los znów zanegował jego punkt widzenia, podwyższając poprzeczkę. I co on niby miał zrobić w takiej sytuacji? Tu nie pomoże wkuwanie na pamięć, nic nie dadzą biblioteki ani Google. (To ostatnie sprawdził, wpisując różne hasła, ale niestety nikt nie znał odpowiedzi na pytanie „co zrobić, gdy ktoś porwał ci przyjaciela, a ty jesteś spłukany i masz dwie lewe ręce.")

„Nie masz czegoś, co mógłbyś sprzedać?" zapytał z nadzieją w głosie, choć dobrze wiedział, jak będzie brzmiała odpowiedź.

„Chyba dziewictwo," odpowiedział z przekąsem Seokjin, osuwając się na ławce. „A nie, sorry, nawet tego nie mam." Namjoon spojrzał na przyjaciela, który zrezygnowany masował palcami skronie, wystawiając twarz do słońca. „Musimy znaleźć pracę, Joonie."

Pokiwał głową, po czym spojrzał na błękitne niebo. Drobne chmury, przypominające postrzępioną watę cukrową, sunęły leniwie w ich stronę, po drodze zmieniając kształty. Gdyby tak mogły mu dać tym jakąś podpowiedź... Eureka! Jak mógł nie wpaść na to wcześniej? Namjoon wyszczerzył się do chmur, a następnie nachylił w stronę Jina, szepcząc mu na ucho swój genialny plan.

„Czy ja dobrze usłyszałem?" odparł z niedowierzaniem, dotykając czoła Namjoona wierzchem dłoni. „Korepetycje ze striptizem? Co to za poroniony pomysł?"

„Nie mów, że w głębi serca nie marzysz o takiej przygodzie," zamruczał Namjoon, a Jin odsunął się na drugi koniec ławki. „Dziewczęta są teraz strasznie rozpustne, szczególnie te ambitne, co nie mają czasu znaleźć sobie chłopa." Jakaś staruszka, przechodząca akurat obok ich ławki, spojrzała na nich z dezaprobatą, a on zaczął mówić trochę ciszej. „Uczysz taką pannę historii, no ale przyznaj, że to jest nudne jak flaki. Ona zaczyna ziewać, a ty wtedy ni z gruszki, ni z pietruszki – 'wiesz, co jest dłuższe niż linia Curzona?' Ona oczywiście nie wie, kręci głową, a ty dajesz jej znaczące spojrzenie i dodajesz: 'mogę ci pokazać, jeśli dorzucisz mi dziesięć tysięcy wonów'. Nie skusiłbyś się?"

Jin podrapał się w głowę.

„Na ciebie? Widziałem cię nago za darmo, a mimo to czuję się, jakbym przepłacił."

„Daj spokój, od gimnazjum nieco przypakowałem. Masz jakiś lepszy pomysł?"

„Niestety nie," stęknął. „Wchodzę w to."

***

„To trochę niehumi-, niehumoni-, chuj z tym, nie możemy go tak trzymać przywiązanego do krzesła całą dobę," powiedział Hoseok, rozglądając się po pozostałych. Jungkook siedział w fotelu, sącząc pierwsze tego dnia piwko z nosem w telefonie, naprzeciwko niego, przy stole, Yoongi kończył swoje śniadanie. Jimin siedział na jego kolanach, obierając mu jajko ze skorupki. On sam nie miał na nic ochoty i tylko dla zasady grzebał co chwilę widelcem w jajecznicy, by potem umieścić w ustach pozbawiony smaku, glutowaty kęs.

„Niehumanitarne," westchnął Jimin, poprawiając się na udach swojego chłopaka. Hoseok poczuł, jak jedzenie staje mu w gardle i nie chce przejść dalej. „Ale zgadzam się z tobą, zazwyczaj na drugi dzień były już pieniądze."

„Przesadzacie," odezwał się nagle Jungkook, nie odrywając wzroku od ekranu, „zdążył się wyspać w moim łóżku. I przypominam, że mnie ugryzł."

„To straszne, prawie cię zabił," zaśmiał się Yoongi. „Nic mu nie będzie, tylko mam do ciebie jedną prośbę, Kook."

Jungkook schował telefon do kieszeni, dając mu znak, że słucha, ale Yoongi nawet na niego nie spojrzał, mając wzrok utkwiony w dłoniach Hoseoka.

„Znajdź normalne kajdanki i oddaj nam nasze."

Widelec przejechał po talerzu z piskiem pod naciskiem jego palców, a kąciki ust Yoongiego uniosły się delikatnie do góry. Hoseok nie chciał tu być, nie chciał dłużej na to patrzeć ani tego słuchać, ale nie potrafił podnieść się z miejsca. Czuł, jak dwie niewidoczne ciężkie łapy dotykają jego ramion, przygwożdżając go do krzesła.

„Jesteś niewyżyty, Yoongi." Jimin zaśmiał się lekko zakłopotany, po czym ukrył twarz w zagłębieniu jego ramienia, by musnąć wargami bladą skórę. Hoseok beznamiętnie patrzył, jak cudze usta wędrują po szlakach, które on przecierał kiedyś każdego poranka swoimi własnymi. Może nie tak pełnymi, jak te Jimina, ale-

„To twoja wina," odparł Yoongi. Tylko oni wiedzieli, że słowa te były skierowane do niego. Yoongi nie patrzył na swojego chłopaka, a prosto w jego oczy. Tajny szyfr dwójki byłych kochanków, którzy teraz byli niczym innym, jak kłębkiem niedomówień i sekretów.

Jimin w odpowiedzi szepnął mu coś na ucho, a świat na nowo zaczął się obracać, nieczuły na ból, który odżył w jego sercu.

„Pójdę ich poszukać," wymamrotał, czując, że jeszcze chwila i rozpłacze się jak zwykle. Wstał od stołu i nie czekając na odpowiedź, wyszedł na zewnątrz, cicho zamykając za sobą drzwi. Zapowiadał się piękny dzień – ptaki śpiewały między gałęziami, słońce przebijało się przez zielone liście, a powietrze pachniało żywicą. Hoseok stał pośrodku tej malowniczej scenerii i czuł, jak odkleja się od rzeczywistości. Nie powinno się cierpieć tak bardzo w takie poranki jak ten.

To nie była jego wina. Gdyby tak było, już dawno wymazałby się z tego świata. To nie była wina Yoongiego. Jemu wybaczyłby wszystko, bo bez niego był martwy nawet wtedy, gdy jego serce biło. To nie była niczyja wina. Nie mógł nikogo oskarżyć, nie mógł na nikim się zemścić. Mógł tylko cierpieć, że pokochał go w ten sposób.

Może gdzieś istniał Bóg, który spośród wszystkich możliwych scenariuszy, wybrał dla niego właśnie ten – ciągłą drogę pod górę, z kamieniem u nogi. Ostatnio szedł dalej tylko licząc na to, że gdzieś tam wysoko jest szczyt, za którym rozciąga się głęboka przepaść. Hoseok czasem wyobrażał sobie, jak wystawia nogę w pustkę, a ciężki kamień zabiera go ze sobą na samo dno. Jeśli po tym nie będzie musiał czuć już nic, to chętnie przyśpieszy kroku i zaciśnie zęby, by dotrzeć tam jak najprędzej.

Ile jeszcze dni będzie bolało? Za każdym razem, gdy usta Yoongiego dotykały skóry Jimina, czuł jak każdy z ich pocałunków, który nosił w pamięci, blaknie i brzydnie. Ile warte były ich wspomnienia, jeśli tamten z taką łatwością mógł odtworzyć je z kimś innym? To wszystko nic nie znaczyło. Zupełnie tak jak on.

Hoseok zaczął biec leśną ścieżką. Trucht wkrótce zamienił się w sprint, a on z ulgą przywitał szare obrzeża miasta, spowite kurzem ulice i nadgryzione zębem czasu budynki. Jeszcze krok, jeszcze dwa. I od nowa.

***

Jungkook przymknął powieki i bez namysłu przyłożył szyjkę butelki do ust, pozwalając goryczkowemu smakowi otulić jego język pod postacią zimnego piwa. Może i nie powinien pić sam, szczególnie przed południem, ale zdecydowanie wolał zapobiegać, niż leczyć – chodziło o Hoseoka, który wybiegł tak nagle, o tego nieszczęśnika, którego sam sprowadził pod ich dach, licząc na dochód, a jedyne co do tej pory dostał to zawód i wzwód, oba niezbyt pożądane. Bez piwa wkurwiłby się o wiele mocniej. Po kilku butelkach rzeczywistość stawała się pozbawiona kantów, a życie miękkie w dotyku, jak kocie futerko.

„Idziemy do łóżka?" zapytał Jimin, wieszając się na szyi swojego chłopaka. Jungkook przewrócił oczami. Otworzył usta, chcąc wtrącić swoje trzy grosze, ale ostatecznie powstrzymał się, pociągając kolejny łyk.

„Później, mam coś do załatwienia na mieście," odpowiedział mu Yoongi. Jungkook dobrze wiedział, że później nastąpi najpewniej po powrocie Hoseoka, doprowadzając go tym do szału, ale zepchnął tę myśl na plan dalszy. Nie to, by miał na to jakikolwiek wpływ.

Nie wiedział, jak długo siedział zatopiony we własnych myślach, ale kiedy znowu rozejrzał się po pokoju, po jego kumplach nie było już śladu, a obok fotela stały trzy puste butelki. Wyraźnie rozluźniony, przeciągnął się na krześle, postanawiając, że przebrnie przez dzisiejszy dzień, nie martwiąc się niczym i nikim.

Dopiero kiedy zaniósł śniadanie Taehyungowi i spojrzał na jego nadgarstki, przypomniał sobie o tym, o co poprosił go Yoongi. Cały plan poszedł w pizdu.

Wsadził rękę pod wszystkie kanapy, łóżka i fotele, otworzył szuflady, szafki z garnkami i nawet zajrzał pod ich przykrywki, choć myśl, że ktoś mógłby ukrywać kajdanki w rondlu, wydawała mu się absurdalna nawet po alkoholu. Gdyby mieli psa, oskarżyłby go pewnie o zjedzenie przedmiotu albo zakopanie go przy domu – przecież nie było szans, żeby tak duża rzecz rozpłynęła się w powietrzu. Zrezygnowany i praktycznie trzeźwy, usiadł na kanapie naprzeciwko Taehyunga i westchnął głośno. Prezenter w radiu optymistycznie oznajmił, że właśnie wybiło południe, a on miał już dosyć.

„Szukasz swojego mózgu czy robisz spóźnione wiosenne porządki?"

„Szukam kajdanek," westchnął, zbyt wykończony, by silić się na jakąś błyskotliwą ripostę.

„Masz na myśli te, które są przypięte do szczebla przy nodze krzesła?"

Jungkook spojrzał we wskazane miejsce i sam nie wiedział, czy powinien zacząć się śmiać, czy może płakać. No tak, teraz pamiętał – przypiął je tam sam. Żeby przypadkiem ich nie zgubić.

Ze znalezieniem kluczyków do kajdanek Yoongiego poszło łatwiej – choć mentalnie był już przygotowany na to, że płyną właśnie w piękny rejs kanalizacją, czekały na niego na dnie pralki, razem z samotną skarpetką. Bingo. Jungkook czuł się tak, jakby właśnie odnalazł Święty Graal albo brakujący pierwiastek w układzie okresowym. Był bohaterem w swoim domu. Zwycięzcą. Z satysfakcją podmienił kajdanki na właściwe, podrzucając te z futerkiem na łóżko w sypialni Yoongiego. Chyba zasłużył na kolejne piwko, prawda?

„Kurwa, zasłużyłem jak nigdy," odpowiedział sobie pod nosem.

***

„Nawet jak nikt nie patrzy, to się wiercisz? Nie nudzi cię to?"

Taehyung odwrócił głowę w stronę drzwi – jego porywacz stał w progu, opierając się o framugę. Szare dresy nonszalancko osunęły mu się z bioder, odsłaniając gumkę czarnych bokserek z napisem Gucci. Pewnie podróbka, pomyślał, choć nie miało to w tym momencie większego znaczenia. Właśnie zyskał kolejny powód, dla którego go nienawidził – nawet jego sylwetka była niezgodna z prawem. Zazdrościł mu tych mięśni? Przecież nigdy nawet nie był na siłowni, a na wf-ie regularnie podrabiał sobie zwolnienia. Dlaczego więc gotował się od środka?

„Niewygodnie mi," stęknął. Podczas zamiany kajdanek Jungkook postanowił zapiąć je z tyłu krzesła, a Taehyung naprawdę zaczynał żałować tego, że go ugryzł i sprawiał problemy – może gdyby nie to, mógłby się teraz chociaż podrapać po nosie, a drewniane oparcie nie wbijałoby mu się pod pachami. Miał dosyć – spędzał całe godziny licząc pęknięcia na ścianach, gwoździe w deskach zabijających okna oraz powody, dla których nienawidził tego buca, a pomoc nadal nie nadchodziła. Zaczynał wątpić, czy jego przyjaciele w ogóle podjęli się próby wyciągnięcia go z opresji. Co jeśli stwierdzili, że bez niego mają większe szanse na stypendium naukowe i postanowili go porzucić?

Jungkook usiadł na kanapie, rozkładając nogi szeroko, a jedną z rąk układając sobie za głową. W drugiej oczywiście tkwiła butelka, niczym królewskie jabłko – nieodłączny element jego stanu społecznego.

„Jakby mnie to obchodziło," odpowiedział, wzruszając ramionami. „Zachowujesz się jak jakaś królowa Elżbieta."

„Królowa Elżbieta nie je zgniecionych hot-dogów na śniadanie."

„Ale na pewno odpowiada „dziękuję", gdy ktoś jej życzy smacznego, a ty nie. Jak to o tobie świadczy?"

„To nie ja pogwałcam prawo do wolności osobistej," wymamrotał. Jungkook odchylił głowę do tyłu, obejmując wargami butelkę. Irytował go ten widok – nie to, by był zazdrosny o kawałek szkła, ale... chyba zaczynał wariować. Brak światła słonecznego i towarzystwa odciskał się boleśnie na jego egzystencji, sprowadzając ją do najniższych, zwierzęcych instynktów. Wciąż pamiętał jak te same wargi dotykały jego szyi i chociaż powinno go to brzydzić, czuł, jak coś w jego podbrzuszu mówi zupełnie coś innego. Jin czasem żartował, że „raz w dupę to nie pedał", a przecież ten dresiarz tylko go całował...

Jungkook wytarł z kącika ust zagubioną piwną kroplę i spojrzał na niego uważnie. Mlasnął kilka razy, bezceremonialnie lustrując go od góry do dołu.

„Ale teraz już bez beki," odezwał się w końcu, sięgając po kolejne piwo. „Serio masz loszkę?"

„Mam dziewczynę," westchnął. Chciał powiedzieć to zdanie jeszcze raz, by zabrzmieć mniej żałośnie, a bardziej dumnie, ale ostatecznie zrezygnował z tego. Wątpił, by ten imbecyl zwracał uwagę na takie rzeczy, jak intonacja zdania.

Jungkook zmrużył powieki i wbrew temu, czego Taehyung się spodziewał, nie zaczął się z niego nabijać.

„Opowiedz mi o niej," powiedział, „za co ją kochasz, jaka jest, takie tam... Ostatnio mam wokół siebie same dramaty, chcę usłyszeć fajną historię."

Taehyung powtórzył sobie słowa Jungkooka w myślach, ale miał w głowie tak wielką pustkę, jak na lekcjach fizyki w gimnazjum. Za co ją kochał? Musiało być mnóstwo rzeczy, skoro byli ze sobą tak długo...

„Jest miła," odparł w końcu.

Jungkook przekrzywił głowę i podrapał się w kominiarkę.

„Miła to może być ekspedientka w sklepie," prychnął. „Dziewczyny są seksowne, powalające, mogą być nawet wrednymi jędzami, ale kurwa, nikt nie kocha laski za to, że jest miła."

Taehyung patrzył na niego tępo – pierwszy raz czuł, że Jungkook ma od niego większą wiedzę na jakiś temat i nie podobało mu się to ani trochę. Czy Sana była seksowna? Co powiedziałby Kukson, gdyby ją zobaczył? I o kogo, do jasnej anielki, on był teraz zazdrosny?

„To już moja sprawa," westchnął, opuszczając głowę. Tęsknił za nią. Za jej głupimi dowcipami, za przytulankami przy seansach z serialami i chrupkami truskawkowymi. Przy Sanie wszystko było proste – twarz nie piekła go z gorąca, a myśli były spójne i logiczne.

„Jasne, że twoja."

Po tym zdaniu w pokoju zapadła cisza, a Jungkook zatopił się zarówno we własnych myślach, jak i kolejnych łykach. Utkwił wzrok gdzieś w nicości i tylko fakt, że unosił butelkę do ust w regularnych odstępach czasu świadczył o tym, że wciąż żył. Taehyung zastanawiał się, co dzieje się w głowie takiej napędzanej alkoholem istoty. Z biegiem kolejnych minut chłopak zawiesił się całkowicie. Nie wierzył, że osoba taka jak Jungkook mogła tak długo myśleć – pewnie już dawno przegrzał mózg i to jego ostatnie podrygi.

„Ej, panie porywaczu," szepnął.

Zero reakcji.

„Słuchasz mnie, jak ci tam... Kukson?"

Ewidentnie nie słuchał.

„I dobrze, debilu jeden. Pało zakuta."

Taehyung zawsze gardził marginesem społecznym – denerwowali go żule, którzy wyrastali mu przed oczami jak grzyby po deszczu i nazywali „panem kierownikiem" tak długo, aż poratował ich groszem, dziunie z brwiami namalowanymi markerem i inne indywidua, jednak tak długo, jak jego ścieżki nie splatały się z tymi ich, usłanymi zasiłkami i rzeżączką, potrafił ich zdzierżyć. Teraz jednak, subkultura (czy raczej bezkultura) dresiarzy weszła mu za skórę. Wygarnie mu, a co!

„Do roboty byś się wziął, ty zakało społeczna, ale po co? Lepiej porywać porządnych ludzi i żyć za ich ciężko zarobione pieniądze. Fajnie tak kisić dupę cały dzień i chlać to piwsko? W dzieciństwie cię pewnie matka biła kablem po łbie i coś ci się tam poprzestawiało. Aż mi szkoda, że na starość moje podatki pójdą na ciebie, jak będziesz chorował na raka płuc od tych fajek."

Taehyung tak się wczuł w swój monolog, że nawet nie zauważył, jak palce Jungkooka zacisnęły się mocniej na butelce, a wzrok nabrał sokolego wyrazu.

„Skończ."

Zbity z tropu, że jego słowa faktycznie dosięgły do uszu odbiorcy, Taehyung zamilkł. Wlepił wzrok w drugiego chłopaka, ale on nawet na niego nie patrzył, zamiast tego studiując swoje palce.

„Wiesz co? Cieszę się, że powiedziałeś to do mnie. Gdybyś to samo nagadał Hoseokowi, to słowo daję, zapierdoliłbym cię."

Jego głos zabrzmiał tak miękko i spokojnie, że po ciele Taehyunga przeszedł zimny dreszcz. Kimkolwiek był Hoseok. Przełknął głośno ślinę, nie wiedząc nagle, co zrobić z oczami. Patrzenie na niego, kiedy siedział taki opanowany, jak uśpiony wulkan, tylko podsycało niepokój.

„Przepraszam," odpowiedział odruchowo, próbując ratować swoją beznadziejną sytuację.

„Wsadź sobie w dupę te przeprosiny. Na miejscu twoich ziomów nie zapłaciłbym za ciebie nawet jednego wona."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro