7. deep inside I'm still that child
Jungkook płakał już w życiu z różnych powodów. Kiedy miał siedem lat, wzruszył się na Królu Lwie, później zdarzało mu się płakać na pokaz, by skruszyć serce swojej matki i tym samym anulować kary na komputer czy wychodzenie do kumpli na trzepak, a raz nawet popłakał się z czystej złości, kiedy za czasów liceum w jego drzwiach stanął Hoseok, z rozerwaną koszulką i rozciętą głową. Nigdy jednak nie płakał dlatego, że ktoś (a szczególnie jakiś różowowłosy słabeusz), ugryzł go w palec. Aż do dzisiaj.
Jungkook krzyknął z bólu - nawet nie wiedział, że potrafi wydać z siebie taki żałosny dźwięk, brzmiący obco nawet dla jego własnych uszu. Palec pulsował, a z rozciętego naskórka sączyła się krew, spływając teraz wzdłuż wnętrza jego dłoni, w kierunku nadgarstka. Zacisnął powieki, aby cofnąć łzy, a kiedy je otworzył, całą uwagę skupił na swoim towarzyszu o wyglądzie niewiniątka.
Patrzył na niego tym wzrokiem szczeniaczka, który właśnie rozbił doniczkę ogonem i udawał, że to wcale nie jego wina. Nie, wcale nie zdradzały go te dłonie zasłaniające usta ani to, że siedział w całkowitym bezruchu. Wcale, a wcale.
„Pojebało cię?" syknął Jungkook, pchając chłopaka na materac, by następnie wspiąć się na jego uda. Tamten wydał z siebie zaskoczone „och!" i opadł na poduszkę, wyciągając przed siebie dłonie w geście obronnym, ale Jungkook nie miał zamiaru nabrać się znowu na jego sztuczki. Złapał go za nadgarstki, by przygwoździć je nad jego głową jedną z dłoni. „Co to kurwa miało być, co?"
„Złaź ze mnie, ty-"
Zanim zdążył dokończyć, druga ręka Jungkooka zacisnęła się na jego gardle. Uścisk nie był na tyle mocny, by odciąć mu tlen, ale wystarczający, by poczuł zagrożenie; zawsze mógł przecież zacisnąć dłoń odrobinę mocniej. Z jednej strony naprawdę miał ochotę go udusić - wszystko co robił ten mały buntownik doprowadzało Jungkooka do szału, z drugiej jednak... to nie wściekłość była tym, co napędzało go w tym momencie.
Gdyby zrobił mu to ktoś inny, już dawno dałby mu zwykły wpierdol. Coś jednak powstrzymywało go przed uderzeniem kobiet oraz osobników słabszych od niego, a Taehyung zaliczał się poniekąd do obu kategorii. W jego twarzy było zbyt dużo łagodności, by mógł wpakować tam swoją pięść, a w sposobie bycia zbyt wiele dziewczęcej naiwności. Jaki mężczyzna marze się przez kilka godzin, rumieni przy byle okazji i strzela fochy?
Jungkook nie był dłużej wściekły, bardziej ciekawy. Wielu rzeczy.
„Przestań tak sapać, mówiłem ci," syknął, przesuwając kciukiem wzdłuż jego szyi - czerwona smuga krwi współgrała z policzkami chłopaka o tym samym kolorze. Zmniejszył uścisk i przybliżył twarz do jego ucha. „Nie wierzę, że masz dziewczynę," szepnął.
„Dla-, dlaczego?" wydyszał Taehyung, zastygając pod jego ciałem, znajdującym się o kilka metrów za blisko, by mógł czuć się komfortowo.
„Udowodnij mi, że zaśmiałem się bez powodu," mruknął, przesuwając wargi w kierunku szyi. Zanim tamten zdążył zadać kolejne bezsensowne pytanie, wysunął lekko język i przesunął nim po zastygłej smudze własnej krwi. Uniósł wzrok na twarz chłopaka - zaciśnięte przed chwilą wargi rozchyliły się lekko, w przeciwieństwie do powiek, przymkniętych w sposób daleki od obrzydzenia.
Uznając to za ciche przyzwolenie, Jungkook musnął wargami jeszcze wilgotną skórę i zassał się na niej. Wciąż obecny metaliczny posmak był okropny, ale uczucie jakie temu towarzyszyło rekompensowało to w całości - tak smakowało zwycięstwo.
Właściwie co go obchodziło, czy ten maluch woli chłopców? Mógłby przysiąc na swoją kolekcję kapsli, że nie lubił mieszać życia prywatnego z zawodowym, a to poważnie łamało tę regułę. A niech sobie ma dziewczynę, choćby wymyśloną. Co mu do tego?
„Prze-, proszę," jęknął Taehyung, odchylając głowę do tyłu. Co za sprzeczny osobnik.
„'Prze' jak 'przestań' czy 'prze' jak 'przeleć mnie'?"
Taehyung spojrzał na niego błyszczącymi oczami i otworzył usta, ale nie wyszło z nich nic poza nieporadnym stęknięciem. Jungkook zaśmiał się dźwięcznie - ile jeszcze razy uda mu się wprawić go w zakłopotanie? Dawno nie bawił się tak dobrze.
„To ty powiedziałeś to pierwszy," dodał rozbawiony, wypuszczając Taehyunga z uścisku. Wstał z łóżka, a potem podał mu rękę, pomagając podnieść się do pionu - zrobił to chyba za szybko, bo ledwo stopy chłopaka dotknęły podłogi, jego ciało zachwiało się i prawie wpadło w jego ramiona. „Chodź grzecznie, trzeba cię w końcu nakarmić."
Kiedy Jungkook odprowadził Taehyunga do jego pokoju, dochodziła pierwsza w nocy. Światła w pozostałych pokojach były wygaszone, a dźwięk cichego chrapania przeplatał się z chrumkaniem korników, czających się w labiryntach drewnianych belek pod sufitem. Wszedł na palcach do kuchni i zapalił światło, podskakując w miejscu - ktoś stał oparty o blat, czając się w mroku na jego życie.
„Jimin, kurwa mać." Chłopak stał opatulony grubym kocem w kratę niczym burrito, a jego włosy w kolorze wyblakłej pomarańczy odstawały we wszystkie strony. Uniósł brwi, po czym wyplątał jedną dłoń z materiału, by podrapać się w głowę. „Myślałem, że śpisz."
„Chciałem pogadać," odpowiedział po kilku sekundach. Jungkook westchnął i podszedł do zlewu, aby nalać wody na herbatę. Nie miał ochoty na poważne, nocne rozmowy. Kiedy oblizał wargi, wciąż czuł na nich posmak tego dziwacznego pocałunku. Spojrzał na swoją dłoń, a potem wsunął ją pod strumień zimnej wody, pozwalając zaschniętej krwi spłynąć różową smugą do odpływu. Smugą w kolorze- „O tym, co tu się dzisiaj stało."
„O której części dokładnie?"
Jungkook zapalił gaz pod czajnikiem, zapobiegawczo zdejmując gwizdek. Chyba miał na dzisiaj dość pisków.
„Dlaczego Hoseok płakał?"
Nie spodziewał się tego pytania i coś wewnątrz niego zwinęło się w mały supeł na wysokości mostka.
„Znowu pła-" Jungkook odchrząknął szybko, licząc na to, że Jimin nie wyłapał tego, co zaczął mówić. „Dlaczego mnie o to pytasz?"
Podszedł do stołu i oparłszy się o drewniany blat, utkwił wzrok w niebieskawych płomieniach uciekających spod palnika. Powinien był się domyśleć, że Hoseok tak zareaguje, a jednak nie wpadł na to i zostawił go samego, zbyt zajęty martwieniem się o jakiegoś obcego chłopaka.
„Kiedy spytałem Yoongiego, zaczął na mnie fuczeć. Nigdy wcześniej tego nie zrobił." Przez chwilę w kuchni panowała cisza i kiedy Jungkook zerknął na Jimina, zobaczył, że tamten również wpatrywał się w płomienie. „Dlatego zacząłem nad tym myśleć."
„Popatrz Jimin - tak to już jest. Ludzie czasem płaczą, a czasem fuczą. A czasem zamartwiają się bez potrzeby."
Gdyby chciał wyjaśnić Jiminowi wszystko, zajęłoby to pewnie całą noc, a i tak nie zrozumiałby wszystkiego. Ani on, ani Yoongi, nieważne jak szczere były ich intencje i jak wielkie były ich chęci. Niektóre rzeczy można zrozumieć, tylko widząc je na własne oczy. Jego oczy patrzyły na Hoseoka od ponad trzynastu lat.
Wspomnienie drugie - dzień, kiedy Jungkook pierwszy raz zobaczył zaćmienie słońca.
Lekcja trwała już od dziesięciu minut, kiedy drzwi do klasy otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a do środka wsunęła się mała, zawstydzona postać. Nauczycielka westchnęła głośno i wysiliła się na uśmiech, czekając na jakiś gest chłopca, ściskającego w dłoniach starą, wytartą torbę.
„Dzień dobry?" odezwała się w końcu, a po sali rozeszły się rozbawione szepty.
„Dobry," odparł cicho, przewiercając wzrokiem czubki wytartych tenisówek, „przepraszam za spóźnienie, psze pani."
Tak się złożyło, że tamtego dnia mały Hoseok usiadł obok niego w ławce, a on, pomimo iż nie do końca rozumiał jego wyjąkane słowa i trochę się go bał, nie potrafił mu powiedzieć, żeby siadał gdzie indziej. Tak minęły trzy pierwsze lata szkoły - Jungkook czasem miał ochotę zapytać kolegę, dlaczego jego książki wyglądają, jakby pies je pogryzł i wypluł, albo dlaczego skóra jego brzucha, odsłaniana niechcący podczas zdejmowania bluzy, miała kolor fioletowo-żółty, ale jakoś nie wiedział jak.
Hoseok mało się uśmiechał, nigdy nie miał zadania domowego ani drugiego śniadania, a na pytania odpowiadał tak cicho, że Jungkook zazwyczaj kiwał głową udając, że zrozumiał, by nie sprawiać mu przykrości. Sam nie wiedział, od kiedy zaczął przynosić ze sobą dwie kanapki, zamiast jednej, ani kiedy postać chłopaka wrosła w jego codzienny krajobraz tak bardzo, że zaczął w myślach nazywać go swoim przyjacielem.
„Ej, Kuk, pss," szepnął Hoseok, szturchając Jungkooka ołówkiem pod ławką, „w trzecim a czy b?"
„c," odszeptał, „na pewno c."
Jungkook uniósł głowę, napotykając spojrzenie nauczycielki.
„Jung i Jeon, oddajcie testy i do dyrektora."
Dyrektor był starym, wąsatym dziadem, ale generalnie miłym gościem. Nigdy nie krzyczał, tylko zdegustowany mlaskał, rytmicznie pociągając za wzorzysty krawat. To nie był pierwszy raz, kiedy siedzieli tutaj pełni skruchy, ale pierwszy, kiedy mały Hoseok tak się stresował. Dzisiaj ściskał jego dłoń pod biurkiem wyjątkowo mocno, raz za razem stukając nogą o kant biurka. Był blady jak ściana i samo to sprawiło, że Jungkook zaczął się pocić pod materiałem mundurka.
„Chcę porozmawiać z twoimi rodzicami, Hoseok," oznajmił mężczyzna, po raz kolejny napastując tandetny krawat. „Wolisz, żebym zadzwonił do mamy czy do taty?"
„Mamy, ale... mama nie żyje, psze pana," wyszeptał.
Dyrektor puścił krawat i odchrząknął.
„Przykro mi, chłopcze," odpowiedział po chwili, wybierając numer do jego ojca.
„Ależ oczywiście, że rozumiem, tak," wycedził pan Jung, ciągnąc syna za kołnierzyk. Malec niechętnie puścił dłoń Jungkooka, który, jako że jego rodzice jak zwykle byli w pracy, został puszczony do domu sam. „Porozmawiam z synem," dodał, zanim ukłonił się dyrektorowi i zamaszystym krokiem zaczął ciągnąć go w kierunku wyjścia.
Jungkook czuł, że nie powinien tego robić. Powinien skręcić w przeciwną stronę i iść prosto do domu, zamiast tego podążył cicho za panem Jungiem i swoim przyjacielem, który przebierał nogami, próbując nadążyć za ojcem. Nie powinien był zajść aż na osiedle, na którym odrapane bloki zionęły dziwnym chłodem, a połamane ławki otoczone były ołtarzykami z butelek. Mimo to nie zwolnił kroku i w ostatniej chwili złapał drzwi do klatki schodowej, za którymi przed chwilą zniknęła sylwetka Hoseoka. Zdążył wejść na pierwsze piętro, kiedy usłyszał dźwięk zatrzaskiwanych drzwi nad głową, rozchodzący się echem po śmierdzącym stęchlizną korytarzu.
Jungkook powoli wspiął się na drugie piętro i czekał. Wpatrywał się w odrapane drzwi z pięściami zaciśniętymi w kieszeniach, licząc na to, że nie usłyszy nic poza dźwiękiem telewizora czy też rozmową. Usłyszał jednak coś innego.
Najpierw był trzask w głębi domu, potem krzyk. Kolejne uderzenia, coraz głośniejsze, płacz coraz bardziej spazmatyczny. Coś uderzyło głucho o drzwi, a on wyraźnie słyszał, jak ktoś drapie o drewno po wewnętrznej stronie, jak próbuje chwycić za klamkę, która na jeden moment drgnęła, by momentalnie odskoczyć na swoje miejsce. Drzwi były zamknięte. Kolejne głuche kopnięcie, a potem cisza, która przeraziła go bardziej niż hałas. Jungkook zaczął odliczać w myślach i kiedy po ośmiu sekundach znów usłyszał jego szloch, jego serce zapiekło tak mocno, jak nigdy wcześniej.
Jungkook zbiegał po schodach tak szybko, że kiedy w końcu dosięgnął parteru, potknął się na wycieraczce, szorując kolanami po betonie. Zacisnął powieki, sycząc pod nosem. Czy nikt inny nie słyszał płaczu jego przyjaciela? Czemu nikt nie próbował mu pomóc? Nie miał pojęcia, ale wiedział, że jeżeli nic z tym nie zrobi, prawdopodobnie będzie słyszał ten dźwięk w swojej głowie już zawsze.
Niedługo później Jungkook pierwszy raz zaprosił Hoseoka do siebie po lekcjach. Wspólnie odrobili zadanie domowe, zjedli obiad przygotowany przez jego mamę, a potem oglądali kreskówki, aż za oknem zaczęło się ściemniać. Tak minęły im kolejne lata szkoły - z czasem kreskówki zamieniły się w anime, herbata owocowa została zastąpiona piwem, a zadania domowe pozostawały nieodrobione, ale nie miało to żadnego znaczenia, ponieważ zmieniła się jeszcze jedna, dla Jungkooka najważniejsza rzecz.
W pewnym momencie Hoseok zaczął z nim naprawdę rozmawiać, a on był w stanie zrozumieć każde jego słowo. (Choć czasem wolałby nie rozumieć.)
Para wodna uciekała z otwartego gwizdka grubą smugą, a on patrzył na nią niewidzącym wzrokiem, oddalony myślami o wiele lat. Dopiero kiedy ktoś wyłączył gaz, a biały obłok zniknął, zreflektował się, że Jimin nadal tu był.
„Nie musisz się martwić, serio," powiedział, zalewając wrzątkiem kubek z torebką herbaty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro