Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. here in my head, it's always raining

Hoseok oparł się o ścianę korytarza i schował twarz w dłoniach. Jego ojciec, pomimo tego jaki był, w tej jednej kwestii miał rację - jego syn naprawdę był bezużytecznym śmieciem, którego powinien był zostawić na śmietniku, zamiast targać do domu. Znów płakał, ale nawet nie był już pewien, czy jakakolwiek ilość łez mogłaby przynieść mu ulgę. Ostatnio robił to tylko z przyzwyczajenia - byle impuls i już ryczał, mazał się jak dziecko. Zacisnął powieki, próbując opanować roztrzęsione ramiona i słabe nogi, które ledwo utrzymywały go w pionie, ale zamiast tego rozpłakał się jeszcze bardziej.

Jak bardzo żałosny był w oczach innych, skoro nawet w swoich własnych jawił się jako największe uosobienie beznadziei?

Poczuł, jak czyjaś dłoń łapie go za ramię, pociągając lekko do przodu i jedno pociągnięcie nosem później stał już objęty w szczelnym uścisku obu rąk. Nie musiał otwierać oczu - znał ten zapach aż za dobrze. Tak pachniały rozmowy do świtu, pocałunki, picie piwa nad jeziorem po drugiej stronie lasu. Tak pachniała przeszłość. Hoseok pozwolił docisnąć swoją głowę do ramienia Yoongiego, podczas gdy palce drugiej dłoni chłopaka zacisnęły się kurczowo na materiale jego koszulki. Jego własne ręce wisiały bezczynnie wzdłuż ciała, nie do końca pewne, czy powinien.

W głębi serca wiedział, że nie powinien nigdy.

„Ej, nie płacz," szepnął Yoongi, kołysząc się razem z nim w tył i w przód, „nie jestem na ciebie zły."

„Dlaczego? Powinieneś być zły," warknął, niechętnie wykręcając się z objęcia, „jestem do niczego, wiesz o tym."

Hoseok obserwował, jak dłonie Yoongiego zaciskają się w ciasne piąstki. Wciąż stali zbyt blisko siebie, nie więcej niż dwadzieścia centymetrów.

„To ja powinienem spytać „dlaczego". Dlaczego mnie odpychasz?"

Deski werandy po drugiej stronie drzwi zaskrzypiały pod naciskiem czyichś stóp.

„Zajmij się lepiej swoim chłopakiem. Ja..."

„Kurwa." Jimin otworzył drzwi z impetem i rozejrzał się dokoła, oddychając ciężko. Dopiero, kiedy zobaczył dwójkę swoich współlokatorów stojącą spokojnie na środku korytarza, rozluźnił się, wypuszczając z ust krótki, nerwowy śmiech. „Myślałem, że to gliny."

„Ja cię nie potrzebuję," wyszeptał Hoseok i upewniwszy się, że Yoongi odczytał z jego warg każdą z sylab, zniknął za drzwiami swojego pokoju.

Jeszcze przez chwilę słyszał ich za drzwiami - spokojna rozmowa przerodziła się w kłótnię, która po chwili przeniosła się z korytarza do ich sypialni, sądząc po głośności głosów. Wkrótce jednak ucichły one całkowicie, a jedynym dźwiękiem, jaki dochodził do uszu Hoseoka, był szum deszczu za uchylonym oknem.

Stał na środku pokoju w całkowitej ciemności, nie do końca pewien, co ze sobą zrobić. W głowie wciąż odtwarzał wydarzenia z ostatniej godziny. Oskarżenia Jungkooka, huk broni, łzy tamtego chłopaka, wzrok Yoongiego pełen bólu. Co by było, gdyby pocisk trafił w któregoś z nich?

„Trzeba było wycelować sobie w łeb," wymamrotał półgłosem. I tak nikt go teraz nie słuchał.

Hoseok podszedł do okna, by otworzyć je na oścież, po czym zaciągnął się wilgotnym powietrzem. To nie był spokojny deszcz - krople zlewały się niemal w jedną ścianę, jakby ktoś siedzący wśród chmur wywrócił nagle wannę pełną wody. Pojedyncze krople odbite od parapetu trafiały go w przedramiona, wywołując gęsią skórkę. Powoli wyciągnął jedną rękę do przodu i przez kilka sekund trzymał ją za oknem, aż lodowata woda nie zaczęła skapywać mu z łokcia, zostawiając mokrą plamę na podłodze. Cofnął dłoń, by następnie przyłożyć ją do swoich rozpalonych policzków.

Przecież wiedział, że zapach deszczu kojarzył mu się tylko z jednym. A mimo to stał tutaj, robiąc wszystko, by znów poczuć się jak wtedy.

Wspomnienie pierwsze - dzień, kiedy Hoseok pierwszy raz zobaczył Księżyc.

Hoseok wcale nie planował, by iść na tamtą domówkę. Miał zamiar spędzić cały wieczór, grając w GTA, które nielegalnie ściągnęli z Jungkookiem z internetu. I tak pewnie by się stało, gdyby nie krzesło, które przeleciało tuż nad jego głową, trafiając centralnie w monitor - był pewien, że jego ojciec celował w jego głowę, ale pech chciał, że tym razem nie trafił. Był zbyt pijany.

Tym oto sposobem Hoseok znalazł się na posesji niejakiego Yoongiego - nowego ziomka Jungkooka. Nie miał pojęcia, skąd jego przyjaciel znał takiego bogatego kolesia, ale w sumie miał to gdzieś, tak jak całą imprezę. Wszystko było lepsze, niż siedzenie w domu.

Deszcz był zimny, a ubranie Hoseoka całkowicie mokre. Krople skapywały z sinych palców, przyklejonej do czoła grzywki i nawet z długich rzęs, którymi mrugał intensywnie, próbując odgonić łzy. Czuł się źle - było tu za dużo ludzi i za bardzo śmierdziało wódką. Wyszedł na zewnątrz dobrą chwilę temu, modląc się w duchu, by ta ulewa zabrała go ze sobą, by mógł się rozpuścić, spłynąć razem z całym brudem ulicy prosto do rynsztoka i nigdy więcej nie musieć być.

Tak byłoby o wiele prościej, skoro i tak był nikim.

Ktoś w ciszy rozłożył parasol i bezczelnie umieścił go nad jego głową. Zamiast poczuć się lepiej, Hoseok poczuł się jeszcze gorzej. Chciał być sam, a teraz będzie musiał z nim rozmawiać, co było ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę w tym stanie. A może tylko pomylił go z kimś innym i zaraz sobie pójdzie?

„Zabierz to. I tak jestem cały mokry," burknął, nie obdarzając swojego nowego towarzysza choćby jednym spojrzeniem. Szum wody i muzyka dudniąca z wnętrza domu po części zagłuszyły jego słowa, ale kątem oka zdołał dostrzec, jak twarz chłopaka obraca się w jego stronę. Usłyszał go - to dobrze.

„To moja posesja, mogę trzymać parasol, gdzie chcę," odpowiedział spokojnie.

„A ja mogę moknąć, gdzie chcę," odgryzł się.

„To idź moknąć gdzie in-, nie, czekaj. Nie miałem tego na myśli."

Hoseok oderwał wzrok od czubków swoich mokrych adidasów i spojrzał na niego spode łba. Ponieważ parasol nie był zbyt duży, lewa część jego bluzy zdążyła już zmoknąć, tak samo jak kruczoczarne włosy, które posklejały się na czole w małe kępki. Chłopak uśmiechnął się lekko.

Tak lekko, że Hoseok nie miał pewności, czy to na pewno był uśmiech. Może było to tylko odbicie uśmiechu - zamiast oślepiającego blasku, na który nie można nawet spojrzeć, hipnotyzująca subtelność. Gdyby znał się na metaforach, pomyślałby, że to uśmiech księżycowy, odbijający niewidoczne w czerni nocy słoneczne promienie - zamiast tego poczuł tylko nieuzasadniony lęk, że nigdy więcej nie dojrzy nigdzie czegoś tak nieuchwytnego. Nie zdawał sobie jednak z tego sprawy.

„Wszystko w porządku?" zapytał go.

Coś w jego drobnej twarzy przypominało mu dom, którego nigdy nie miał. Nie chodziło o ściany, dach, podłogę. Nie chodziło o ojca, który go nienawidził równie mocno, jak on samego siebie. Chodziło o coś innego, o... sam nie wiedział dokładnie, tak po prostu. Czy to było w porządku?

„Tak, sorry. Po prostu nie mam dziś nastroju na imprezy," wyjaśnił krótko. Nie miał pojęcia, czy w jakikolwiek sposób usprawiedliwiało to to, że płakał w deszczu bez parasola, ale nie chciał w tym momencie wchodzić w szczegóły.

„Jesteś Hoseok, prawda? Kook mi o tobie mówił."

Hoseok pokiwał głową.

„A ty jesteś-"

„Min Yoongi," dokończył za niego, wyciągając rękę w jego stronę.

Hoseok złapał jego dłoń, uprzednio wytarłszy swoją o spodnie. Nie dało to zbyt wiele - materiał ociekał wodą. Yoongi miał delikatną, ciepłą dłoń, z mocnym uściskiem.

„Ja i Jungkook wpadliśmy na pomysł na biznes," powiedział powoli, a Hoseok uświadomił sobie, że ich palce wciąż tkwią w niezręcznym splocie. Wyrwał gwałtownie dłoń, chowając ją do swojej przemoczonej, dresowej kieszeni. Ależ zimno. „Kook powiedział, że możesz też być chętny."

Stojąc w deszczu pod jednym parasolem, Yoongi opowiedział Hoseokowi o domu w środku lasu, który chce kupić za bezcen, o tym, że wie co zrobić, żeby nikt ich nie złapał i o dużej gotówce, którą mogą wspólnie zarobić. „To nie będzie tylko gang, raczej wspólnota" - tak stwierdził.

Hoseok słuchał go i czuł, jak ulewa wewnątrz niego uspokaja się, przechodząc w drobny, letni deszcz. Tamtego wieczoru, Yoongi nieświadomie rozpalił w jego sercu pierwszy promień słońca.

Hoseok zamknął okno, a potem rzucił się na łóżko, dziś jeszcze bardziej puste niż zwykle.

***

Jungkook przysiadł na brzegu materaca, nerwowo skubiąc paznokcie. Minęło już jakieś osiem godzin, a Taehyung ani drgnął, śpiąc smacznie na jego łóżku. Irytował go nawet będąc nieprzytomnym. Co, jeśli już nigdy się nie obudzi, jak Śpiąca Królewna? Mieszkał co prawda w domu z dwoma krasnalami, koń od biedy też by się znalazł... czy to oznaczało, że jemu przypadała rola księcia, który przybędzie, by wyratować bidulkę z opresji?

„W sumie to niezła dupa," westchnął, nawijając sobie na palec jedno z jego różowych pasemek, „ale serio, na chuj ten babski kolor." Klatka piersiowa Taehyunga unosiła się i opadała powoli pod czarnym T-shirtem, eksponując przy każdym wdechu jego wystające żebra. „Szkoda, że jeszcze koronek nie nosi."

Dochodziła północ i Jungkook powoli robił się senny - mógłby co prawda iść się kimnąć na kanapie w salonie, ale jakoś nie lubił tam spać. Nie po to miał swoje własne, wygodne łóżko. Gdyby nie to, że to wszystko ich wina, zepchnąłby go już dawno na ziemię.

Taehyung mlasnął cicho kilka razy i uniósł do góry wciąż skute futerkiem dłonie, by potrzeć nimi posklejane od snu oczy. Jungkook pomyślał, że wyglądał w tamtym momencie jak pluszowe zwierzątko - takie trzymane kilka lat na strychu. Taehyung mrugnął kilka razy, ściągnął brwi i-

„Pozwę cię do sądu, rozumiesz!?" wrzasnął, przeturliwując się w najdalszy kraniec materaca. Plecy chłopaka zderzyły się ze ścianą z głuchym stuknięciem. „Nawet się do mnie nie zbliżaj!"

Jungkook prychnął pod nosem, po czym poprawił kominiarkę. Może nie była wygodniejsza niż maska, ale na pewno ciężej było ją ściągnąć, a on nie ufał tym chytrym rączkom ani trochę. Taehyung patrzył na niego z nieukrywaną odrazą i lękiem - usta ściągnięte w cienką linię, ale oczy tak wielkie jak wtedy, gdy dotykał jego skóry zimną lufą broni. Nie robiąc sobie nic z postawy obronnej chłopaka ani jego groźby, nachylił się w jego kierunku.

„Tak się składa, że najpierw musimy cię stąd wypuścić," szepnął, czerpiąc nieukrywaną satysfakcję z tego, że tamten kuli się i spina. „Ale ty nie chcesz nam dać żadnego numeru."

Taehyung przełknął ślinę, a jego policzki zapiekły nagle tak, jakby ktoś dał mu w twarz. Bliskość oprawcy przyprawiała go o szybsze bicie serca, a wszystkie riposty nagle wyparowały - nie zdziwiłby się, gdyby istniało jakieś magiczne prawo fizyki, zgodnie z którym zdolność jego myślenia przepływała właśnie do pustego mózgu tego głupka, by zachować równowagę w przyrodzie. Jego zapach, mieszanka potu i antyperspirantu, kręcił go w nosie.

„Chcę zadzwonić sam, daj mi minutę," wymamrotał, zerkając w dół na swoje dłonie, zaciśnięte ciasno na materiale poszewki - był mokry i wymięty jak sto nieszczęść.

„Namjoon? To ja, Tae, posłuchaj-, nie, nic się nie stało, tylko... zostałem porwany," oznajmił z dziwnym spokojem, patrząc badawczo na Jungkooka, trzymającego słuchawkę przy jego uchu. Chłopak kiwnął głową i popędził go gestem dłoni. „Słuchaj, ja wiem, że-, posłuchaj mnie, na bogów, musisz z Jinem za mnie zapłacić," jęknął błagalnie. „Ile? Nie wiem, ile-"

„Trzy tysiące dolców," szepnął Jungkook.

„Pogrzało cię!? Skąd oni mają wziąć trzy tysiące? Nie Namjoon, nie wonów. Dolarów-, tak, dobrze słyszysz."

Taehyung wykrzywił twarz, czując jak ręka Jungkooka zaciska się ponaglająco na jego udzie. (Ręka, która ściągnęła mu spodnie i-)

„Muszę kończyć, Nam. Obiecaj, że nie powiesz moim rodzicom, wciśnij im jakąś bajkę, nie wiem... Powiedz Sanie, że ją kocham. A, czekaj! Pytania - o co pytali na demografii? Dał to co rok temu?"

„No bez jaj." Jungkook odsunął telefon od jego ucha i zakończył połączenie, po czym wsunął komórkę do kieszeni dresów. Będzie sobie pogaduszki urządzał... I kim do cholery jest Sana? „I tak już nie zaliczyłeś."

Taehyung opadł z powrotem na łóżko i podciągnął kolana pod brodę. Szanse, że wydostanie się stąd przy pomocy przyjaciół były niemal równe zero - ich wiedza o życiu kończyła się tam, gdzie okładki zeszytów, ale nikt inny nawet nie wysłuchałby go do końca, łącznie z Saną. Jego dziewczyna prawdopodobnie wybuchłaby płaczem, od razu pędząc do jego ojca i niszcząc cały dotychczasowy trud, by utrzymać ich z dala od tego problemu. Chociaż raz nie chciał na nich polegać.

Umrze tutaj, w tym papierosowym smrodzie, otoczony przez półgłówków w dresach na jakimś pustkowiu. A nawet jeśli Namjoon zdobędzie pieniądze...

„Właściwie to jak oni mają wam zapłacić?" zapytał, zerkając na drugiego chłopaka, który grzebał właśnie w kieszeni dresów w poszukiwaniu czegoś, co po chwili okazało się paczką fajek. Jungkook wzruszył ramionami, po czym wyciągnął ze środka jednego papierosa. Włożył go między wargi, a następnie zawiesił się na moment, macając się po kieszeniach. Taehyung schował twarz w poduszkę z zażenowania. Pewnie dałby radę policzyć swoje IQ na palcach, gdyby umiał do tylu liczyć, przeszło mu przez myśl, zaraz jednak tę myśl zastąpiła inna, jeszcze bardziej niepokojąca. Niechcący (no bo jakżeby inaczej), zaciągnął się zapachem jego poduszki - tym męskim, lekko słodkim zapachem, który chociaż nie do końca przyjemny, znów drażnił jego nozdrza w najgorszy z możliwych sposobów: ten sięgający swoją mocą do jego brzucha i jeszcze niżej, pobudzając każdą komórkę jego ciała.

„Kurwa, zgubiłem zapalniczkę," westchnął Jungkook, chowając papierosa z powrotem, „trzeba było pomyśleć o tym, kiedy pytałeś swojego zioma o pierdoły, takie jak egzamin czy twój kot."

„Ale ja nie mam kota," wymamrotał, wciąż z twarzą zatopioną w poduszce. Tęsknił za światem, w którym ludzie posiadali zdolność dedukcji.

„No, a ta jak jej tam... Sally? Nie, sorry - Sana," poprawił się, a Taehyung spojrzał na niego jednym okiem spomiędzy pościeli. Jungkook siedział po turecku na brzegu materaca, z rękami opartymi o kolana. Wyglądał, jakby oczekiwał od niego wyjaśnień, chociaż w gruncie rzeczy to nawet nie była jego sprawa.

„Sana to moja dziewczyna, głąbie," odburknął dla świętego spokoju. Dalej nie wyjaśnił mu kwestii okupu i Taehyung zaczynał się martwić, że to wszystko to jeden wielki pic na wodę i podczas snu jednak zdecydowali się wyciąć mu nerkę.

„Nie rozśmieszaj mnie," prychnął chłopak, nachylając się w jego stronę, na co Taehyung spiął się ponownie, tworząc na wysokości klatki piersiowej tarczę ze swoich rąk. Jungkook owinął sobie jedno z jego pasm wokół palca i spojrzał mu prosto w oczy z mieszanką niedowierzania i drwiny. „Taka laleczka jak ty?"

To było dla Taehyunga jak piorun, który zamroczył mu umysł na jedną, krótką chwilę. Chwilę, podczas której uniósł ręce do góry, chwycił w dłonie nadgarstek porywacza i pociągnął go gwałtownie w dół. Miał ten ułamek sekundy przewagi - z satysfakcją zacisnął zęby na kciuku Jungkooka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro