5. you piss me off (and I like it)
„Nigdzie nie pójdę." Taehyung pokręcił głową, trzymając się z całej siły deski muszli klozetowej. W tym momencie rzeczywiście była to dla niego ostatnia deska ratunku. „Nie chcę tam wracać, to krzesło jest niewygodne."
„Wolisz, żebym cię przywiązał do tego kibla?" Taehyung spojrzał na niego zdezorientowany, po czym ponownie pokręcił głową, zanim tamten uznałby swój pomysł za coś zabawnego i wartego wprowadzenia w życie. „A może od razu do wygodnego łóżka?"
Mózg Taehyunga wykonał w ułamku sekundy setki skomplikowanych obliczeń, robiąc powiązania pomiędzy łóżkiem, futerkiem na jego nadgarstkach, dłońmi jego porywacza i swoimi udami, tak wrażliwymi na ich dotyk. Wszystko to oczywiście zupełnie poza jego świadomością.
„Żeby mnie przelecieć?" odparował łamiącym się głosem i był to moment, kiedy w łazience zapadła kilkusekundowa cisza, a on pokrył się purpurą, gdy dotarło do niego, co właśnie powiedział. Jakby tego było mało, jego brzuch przypomniał sobie, że od dawna nie dostał nic do jedzenia i w trakcie tego niezręcznego antraktu wszedł na scenę, domagając się swoich praw pięknym marszem w wykonaniu kiszek.
Taehyung miał ochotę ewakuować się stamtąd, choćby miało się to dokonać przez rury kanalizacji. Mimo to siedział jak wryty, dalej trzymając się plastikowej klapy i obrzucając się w myślach najgorszymi wyzwiskami, jakie znał.
„To nie ja to powiedziałem," odpowiedział Jungkook, przerywając ciszę. Jeden silny uścisk na jego nadgarstkach wystarczył, by zmusić go do wstania i sekundę później ciągnął go już po płytkach w stronę korytarza. Był od niego o wiele silniejszy. Skarpetki Taehyunga sunęły po posadzce bez najmniejszego oporu, a on czuł się jak całkowity idiota. Na co on w ogóle liczył?
„Jestem głodny," westchnął, patrząc wyczekująco na Jungkooka, podczas gdy ten przypinał go z powrotem do oparcia krzesła. Tym razem pozwolił mu to zrobić bez zbędnego wiercenia czy wyrywania – nie chciał, by tamten znów przygniótł go swoim ciężarem, siadając na kolanach. Nie po tym, jak pozwolił mu ściągnąć spodnie. Nie po tym, jak przed chwilą zasugerował mu-, Boże, na samą myśl czuł się całkowicie zażenowany. „Dasz mi coś do jedzenia?"
„Jasne, co chcesz?" odpowiedział Jungkook, zaciskając klamrę paska, by potem przełożyć jego koniec przez szlufki. Skóra wbijała się w jego koszulkę na wysokości talii, co nie było ani trochę komfortowe. „Mam kurczaka, pizzę z podwójnym serem i-, a nie, gulasz już zjadłem."
Taehyung oblizał wargi, a Jungkook kucnął przed nim, opierając dłonie na swoich udach. Ostatni raz miał coś w ustach wczoraj po południu i perspektywa zjedzenia czegoś treściwego sprawiła, że już teraz ślina napłynęła mu do ust.
„To może... może pizzę," odparł po chwili zastanowienia. Czuć między zębami chrupiące ciasto, mieszankę przypraw na języku, ser ciągnący się pomiędzy pachnącym pomidorami sosem... Od samego myślenia o tym, czuł się tak jakby pełniejszy. W kącikach oczu jego porywacza znów pojawiły się te same zmarszczki, co wcześniej – Jungkook się uśmiechał, a on nie był pewien dlaczego. Może wcale nie był taki zły? No dobra, faktycznie miał większy triceps od mózgu, nie płacił podatków jak porządny obywatel i mówił językiem ludów pierwotnych, ale tak długo jak da mu pizzę, mógł przymknąć na to oko.
„Się robi," zamruczał Jungkook, balansując swój ciężar w przód i w tył, by w końcu przenieść dłonie na kolana Taehyunga. „Tylko najpierw daj numer do starego." Resztki poprzedniego uśmiechu zniknęły, zostawiając jego wzrok wyczekujący i pełen skupienia. „Chyba nie myślisz, że to jest jakiś hotel?"
„Tyś widział hotel," odburknął, strącając z siebie jego dłonie gwałtownym ruchem nóg. Jedna ze stóp całkiem przypadkiem uderzyła przy tym w goleń porywacza, ale miał wrażenie, że większą krzywdę zrobił tym swoim palcom, niż jemu. Nienawidził, gdy ktoś traktował go w ten sposób. Były rzeczy, z których nie należało żartować i jedzenie znajdowało się w ścisłej czołówce, zaraz obok jego rodziny i dumy, której resztkami sił bronił od wczorajszego wieczoru. „Nie pamiętam tego numeru, nie rozumiesz?"
„Jak chcesz, możemy wygrzebać ten numer z innych źródeł," odparł, podnosząc się z podłogi. „Ale na to trzeba czasu. Będzie drożej."
Taehyung poczuł, że robi mu się gorąco. Nie mógł pozwolić, żeby tak po prostu zadzwonili do jego rodziców i odarli ich ze wszystkich oszczędności. Chyba nie miał innego wyjścia jak-
„Drze się tak od trzech godzin," wyjaśnił przez zęby Jungkook, masując obolałe skronie opuszkami palców. Yoongi odłożył torby z zakupami na podłogę w przedpokoju i spojrzał na niego wzrokiem pełnym niezrozumienia. „Mam ochotę go udusić."
„Trzeba było zatkać mu czymś usta, w czym problem," odpowiedział znudzonym głosem. „Ale serio, co ty mu zrobiłeś?"
„Powiedziałem, że sam znajdę numer do jego starych."
„I znalazłeś?" odezwał się Hoseok, który razem z Jiminem wszedł do środka przed chwilą i teraz tak samo jak Yoongi próbował zrozumieć, co tak właściwie stało się pod ich nieobecność.
„Tak, nieaktualny. On jest jakiś pojebany, nie chce wracać do domu, czy jak?"
Cała czwórka spojrzała na zamknięte drzwi do pokoju, zza których słychać było płaczliwe zawodzenie przeplatane groźbami i błaganiem o wolność.
„Ja tam też bym nie chciał," wymamrotał pod nosem Hoseok, unosząc skrzynkę pełną piw z podłogi, by zanieść ją do kuchni. Jimin powoli pokiwał głową, przypominając sobie, że on i Yoongi także uciekli z domu, choć każdy z ich trójki miał ku temu inne powody. Kto wie, może tamten blondynek też miał popieprzoną rodzinę? Może zamykali go w pokoju, dopóki nie wykuł książki na pamięć? Albo kazali przebierać się w sukienki pasujące do tych dziwnych włosów?
„Na bok sentymenty, Kook. Ostatnio zachowujesz się jak pizda," westchnął Yoongi, posyłając kumplowi spojrzenie pełne dezaprobaty. „Od kiedy to nie umiesz sobie poradzić z jednym wychudzonym studentem? Mam tego dosyć."
Zza drzwi wciąż dochodził płacz wspomnianego studenta i przez chwilę nasłuchiwali go w milczeniu, zanim Jimin zręcznie obrócił się na pięcie i wyszedł za drzwi, mamrocząc coś o tym, że musi się przewietrzyć.
„Myślę, że wiesz co przynieść, Hoseok."
Hoseok wiedział. Kiwnął lekko głową i żwawym krokiem ruszył w stronę jednego z pokoi.
„Ty bezduszny głąbie! Domyślam się, że ostatnie co pisałeś w swoim życiu to test po podstawówce, ale ja mam większe ambicje!" jęknął płaczliwie Taehyung, uderzając skutymi futerkiem dłońmi o uda. Chociaż Jungkook nienawidził przemocy, jeszcze bardziej nienawidził takich płaczliwych, przemądrzałych łajz. Patrzcie go! Myśli, że zjadł wszystkie rozumy, bo dostał się na jakieś studia. Oczami wyobraźni już widział, jak zaciska dłonie na jego rozgrzanej szyi, a ten w końcu przestaje pleść farmazony i prosi wielkimi oczami o chociaż krztę powietrza. Tak, zdecydowanie kojąca myśl.
Hoseok wszedł do pokoju, niosąc w rękach czarny, metalowy przedmiot, który następnie umieścił w dłoni przyjaciela. Jungkook wydał z siebie pomruk zadowolenia. Uniósł pistolet na wysokość wzroku, drugą dłonią przejeżdżając po matowej, chromowanej lufie. Była przyjemnie zimna. Przeniósł wzrok na Taehyunga, który nagle stracił zdolność mowy i przyglądał się mu z szeroko otwartymi ustami.
„Tylko drgnij."
Jungkook pokonał dzielący ich dystans i przyłożył powoli lufę do jego policzka, przejeżdżając jej długością po skórze. Oczy Taehyunga, jeszcze większe niż zwykle, patrzyły prosto w jego i nie wyrażały nic poza strachem. Klatka piersiowa chłopaka unosiła się i opadała w szybkim tempie, pierwsze krople potu pojawiły się na czole oraz szyi, spływając powoli po rumianej skórze. Było w tym coś hipnotyzującego. W tej ciszy, która teraz panowała w pokoju. W kontroli, którą w końcu odzyskał. W jego rozchylonych wargach, pomiędzy które bez zastanowienia wsunął czubek lufy, myśląc o tym, czy równie dobrze wyglądałby, gdyby-
Dość tego, Jungkook. Przejdź do sedna.
„Dopóki siedzisz cicho, posłuchaj mnie uważnie. Nie obchodzi mnie, kto za ciebie zapłaci. Rodzice, przyjaciel, ksiądz z twojej parafii, mam to w dupie. Ty nie chcesz tutaj być, a my nie chcemy cię tutaj, jasne?" Taehyung nieznacznie kiwnął głową. Lufa pistoletu wciąż tkwiła w jego ustach, a drgające zęby uderzały o nią z cichym brzękiem. „Daj nam numer do kogokolwiek i nara. Jutro będziesz w domu."
Taehyung zacisnął oczy, gdy pierwsze łzy wypłynęły spod jego powiek, mieszając się z potem na policzkach. Serce waliło mu jak szalone, myśli przechodziły przez jego głowę tak szybko, że nim zdążył cokolwiek zarejestrować, dawno już tego nie było i ledwo potrafił się skupić na tym, co mówił do niego ten okropny typ. Było mu wstyd, że przez tych kilka sekund z rana prawie poczuł do niego sympatię. Było mu wstyd za te skrawki dziwnych myśli, którym pozwolił po prostu uciec, nim całkiem straciłby szacunek do samego siebie. Zresztą, co tam szacunek – miał w ustach spluwę, która w każdej chwili mogła rozerwać mu łeb na strzępy. Czy mogło być coś gorszego?
Jungkook uśmiechnął się pod nosem i odsunął broń, wycierając jej koniec o koszulkę. Ten mazgaj znowu płakał – tym razem przynajmniej po cichu. Rzucił pistolet w stronę Hoseoka, który chwycił go w locie, a potem zakręcił zwinnie między palcami.
„Już się uspokój, to tylko atrapa," zaśmiał się Yoongi, a Hoseok ponownie zakręcił bronią w powietrzu, by następnie nacisnąć na spust.
Tylko że pistolet wystrzelił naprawdę, wbijając pocisk z hukiem w ścianę.
„Po-, pomyliłem szuflady?" wyszeptał z niedowierzaniem Hoseok, po kilku sekundach ciszy, które zdawały się być wiecznością. Czuł na sobie co najmniej dwie pary oczu, ale jedyny punkt, w który był w stanie patrzeć, znajdował się w jego dłoniach, nagle jakby cięższy niż przed chwilą. Drgały mu ręce, a jeden z palców wciąż tkwił na spuście. Było mu niedobrze.
„Mogłeś-, mogłem go zabić," wycedził przez zęby Jungkook, wydzierając mu broń z dłoni o wiele gwałtownej, niż powinien. „O czym ty my-"
„Chyba mamy problem, chłopaki," przerwał im Yoongi. Spojrzeli na niego, by następnie podążyć za jego wzrokiem, utkwionym w Taehyungu wiszącym na krześle jak szmaciana lalka. „Chyba stracił przytomność."
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro