Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. home, sweet home

Yoongi wyrzucił niedopałek papierosa przez okno, a potem zasunął szybę. Może i w dzień słońce przygrzewało nieco mocniej, zamieniając nieklimatyzowane auto w piekarnik, teraz jednak powietrze było chłodne – Hoseok spał na tylnym siedzeniu, z policzkiem przyciśniętym do oparcia, ukrywając dłonie w rękawach zbyt dużej na niego bluzy. W przeciwieństwie do momentów, kiedy był obudzony, teraz jego twarz wyglądała pogodnie, a lekko uchylone usta można by prawie uznać za uśmiech. Takiego lubił go najbardziej, choć od jakiegoś roku nie miał praktycznie okazji, by mu się przyglądać tak bezkarnie. Po części czuł się jak złodziej, napawając się widokiem, który przecież już do niego nie należał. Yoongi uśmiechnął się smutno i zawstydzony odwrócił wzrok. Powinien skupić się na bardziej przyziemnych sprawach.

Niewyraźne, zmęczone życiem sylwetki studentów sunęły smętnie między skwerami, by po opuszczeniu kampusu rozejść się we wszystkie strony. Yoongi zamyślił się i po raz kolejny odpłynął w sentymentalny świat porzuconych życiowych wyborów. On też mógł być tam wśród nich. Miałby zeszyty pełne notatek, kaca po wczorajszej imprezie w akademiku i stresowałby się egzaminami, a za kilka lat zmuszono by go do zrobienia sobie uśmiechniętego zdjęcia w śmiesznej czapce. Nie to, by do końca tego żałował – był pewien, że umiejętnościami informatycznymi przewyższał te napchane suchą teorią przemądrzałe łby. Ciekawe, czy którykolwiek z nich potrafił włamać się do dowolnego komputera w mieście albo zaszyfrować połączenie?

Telefon w kieszeni zaczął dzwonić, a Yoongi powrócił do rzeczywistości. Walić studia, to było prawdziwe życie. Odchylił się do tyłu, by trącić wciąż śpiącego Hoseoka w udo.

„Hobi... Hoseok, obudź się. Kukson wyczaił hajs."

Jungkook stęknął pod nosem, dyskretnie poprawiając ciasne jeansy, wbijające mu się w krocze przy każdym kroku. Czy ci studenci nie mają jaj? Jak oni wytrzymują w tym cały dzień? Dresy – to były jedyne spodnie prawdziwego mężczyzny. Jeśli jednak nie chciał ściągać na siebie ciekawskich spojrzeń, musiał wtopić się w otoczenie. Raz na jakiś czas mógł się poświęcić.

Zawsze starał się podążać za intuicją. Oczywiście na wstępie odrzucał wszystkich osiłków i grubasów, których nawet nie daliby rady upchnąć na tylne siedzenie, unikał też odwalonych niuni z kurwikami w oczach – takie zawsze sprawiały tylko problemy i darły mordę, ale ostatecznie i tak pchały mu się do łóżka.

W momencie, kiedy Jungkook zauważył w tłumie różową grzywkę wpatrzoną w ekran telefonu, już wiedział – to dzięki niemu przeżyją następny miesiąc jak królowie życia. Chłopak był drobny i ewidentnie rozkojarzony – z dwa razy potknął się na prostym chodniku, a potem prawie wpadł w latarnię, nie oderwał jednak oczu od świecącego urządzenia, które trzymał kurczowo w dłoniach, stukając w nie energicznie. Jungkook zaśmiał się pod nosem; wychodziło na to, że pójdzie im dzisiaj jak z płatka. Jego ofiara zbliżała się coraz bliżej, powłócząc nogami w tempie, które przystoi tylko emerytom, ale Jungkookowi nie przeszkadzało to ani trochę. Czuł się jak jaskiniowiec polujący na soczystego bawoła, albo sokół zataczający wolne koła nad nieświadomym niczego gryzoniem. Co z tego, że jego ofiary bardziej niż bawoła przypominały zawsze najsłabszą w stadzie wychudzoną sarenkę – ważne, że po otrzymaniu okupu było go stać na takie mięso, na jakie miał akurat ochotę. Wkrótce chłopak wyminął go, a on podążył kilka kroków za nim, jednocześnie dając sygnał Yoongiemu, by odpalał silnik.

„Ten dzień nie może stać się już gorszy" - tak powiedział Taehyung do Namjoona, kiedy otwierany jogurt wystrzelił mu podczas przerwy na nową, czarną koszulkę. Niestety Taehyung nie miał racji. Już prawie kończył pisać długiego jak litania SMS-a do Sany, kiedy ktoś nagle chwycił go w pasie, telefon wysunął mu się z dłoni, a kilka sekund później leżał już przyciśnięty do samochodowej tapicerki o wątpliwej czystości. Roztocza były jednak teraz jego najmniejszym problemem – trzy wielkie zakapturzone glizdy wydawały się być gorsze. Usłyszał dźwięk zamykanego zamka, poczuł na sobie czyjeś ręce, nie widział praktycznie nic. Leżąc między ich nieprzyjemnie ciepłymi ciałami, kątem oka dostrzegał tylko szybko znikające światła latarni oraz skrawki ich twarzy, z tej perspektywy wyglądające równie niewyraźnie, co groźnie. Taehyung widział zdecydowanie zbyt dużo filmów, by nie wiedzieć, jak to się skończy. Panika przejęła nad nim kontrolę.

„Nie miotaj się tak, bo ci jebnę." Jungkook oparł się o siedzenie, dociskając wijącego się za nim chłopaka do kanapy. „Złap go mocniej za nogi, Hoseok."

„Wy bezmózgie bydlaki!" wydarł się Taehyung, bezskutecznie miotając się w uścisku, „chcecie sprzedać moje organy, tak? Przysięgam, mam chore nerki, właściwie to jedną ner-"

Ręka Jungkooka przywarła do ust blondyna. Skrzywił się, czując na skórze jego ciepłą ślinę i jakąś lepką maź, zapewne błyszczyk czy inną wazelinę.

„Mam własne nerki, laleczko. I uprzedzając kolejne bzdury: nie mam też zamiaru sprzedać cię do cyrku, ani kazać ci tańczyć na rurze, więc się uspokój."

Yoongi zaśmiał się cicho, a Jungkook wykręcił się do tyłu, by napotkać spojrzenie chłopaka. Dopiero teraz miał okazję przyjrzeć mu się lepiej, choć w tym świetle widział tylko kształt jego smukłej twarzy i wielkie oczy, patrzące na niego z mieszanką obrzydzenia, lęku i gniewu. Chłopak nie odwrócił wzroku, choć Jungkook był pewien, że widzi jeszcze mniej niż on sam – duży kaptur i maska dobrze spełniały swoje zadanie. Z ukrycia obserwował, jak pod jego powiekami zbierają się łzy i pomimo iż starał się odgonić je intensywnym mruganiem, w końcu popłynęły po policzkach, mocząc mu dłoń.

Jungkook odwrócił wzrok, skupiając się na widoku za oknem. Może przedmieścia Seulu nie były ładniejsze, niż ich nowy zakładnik, ale na pewno mniej ściskały go za serce, a on za wszelką cenę unikał ckliwych widoków. Nie lubił patrzeć na męskie łzy – kojarzyły mu się tylko z jedną osobą, teraz tak samo jak on patrzącą z przeciwległego brzegu kanapy na puste place targowe i szare bloki, w których powoli gasły światła. Nie chciał czuć się winny ani słaby. Jeśli świat był rzeczywiście jednym długim łańcuchem pokarmowym, to chcąc pozostać chociaż w środku, musiał wyrzucić ze słownika takie słowo jak sprawiedliwość. Prychnął pod nosem, kciukiem rozmazując strużkę z eyelinera na jego skórze.

„Zrobimy tak – ty przestaniesz się ślinić jak paralityk, a ja wezmę rękę. Pasi?"

Taehyung omiótł rozbieganym spojrzeniem spowite w półmroku wnętrze auta. Już dawno wyjechali z centrum, mknąc po jakichś zakrzaczonych obrzeżach, gdzie nie było ani żywej duszy, ani szansy ucieczki. Gdyby chociaż miał telefon! Kończyny cierpły mu od ucisku, żołądek tańczył salsę, a ten prymityw patrzył się na niego jak na głupka. Skinął lekko głową – byleby tylko zabrał już tę ohydną, brudną łapę.

Jungkook powoli zabrał dłoń, a potem wytarł ją o materiał spodni.

„Czego ode mnie chcecie?" burknął Taehyung, po czym oblizał wargi. Miał nadzieję, że słony posmak był wynikiem tylko jego łez i nie miał nic wspólnego z tym okropnym osiłkiem, którego plecy miał zaraz przy twarzy. Ohyda.

„Porwaliśmy cię dla okupu," wyjaśnił Yoongi, skręcając gwałtownie w leśną drogę. Samochód przez chwilę podskakiwał na kamieniach, wkrótce jednak zostały one zastąpione przez piasek, a wokół zrobiło się całkiem ciemno. „Nic nas nie obchodzisz, chcemy forsy i tyle. Po prostu z nami współpracuj."

Jadąc przez las, Taehyung całkiem stracił orientację w przestrzeni – ostre zakręty, hamowania i do tego zapach tej obskurnej tapicerki, będący mieszanką wieloletniego kurzu, spalin, okruchów jedzenia i kto wie czego jeszcze. Poczuł, że zawartość żołądka podchodzi mu do gardła i nim zdążył o tym poinformować swoich porywaczy, było już za późno. Wychodziło na to, że siedzisko w końcu doczeka się czyszczenia.

„Zawsze, kurwa, to samo," westchnął Hoseok, otwierając okno na oścież.

Jakkolwiek głupio to zabrzmi w takiej sytuacji, Taehyung był pozytywnie zaskoczony. Spodziewał się wilgotnej piwnicy, grzyba na ścianach i gołej żarówki wiszącej posępnie z sufitu, zamiast tego znalazł się w małym, schludnym pokoju. Co prawda okno było zabite deskami, a w powietrzu śmierdziało papierosami, ale postanowił to przemilczeć. I tak nie miał zamiaru starać się tu o meldunek.

„Podaj mi kajdanki, Hoseok," westchnął Jungkook, prowadząc Taehyunga za złączone ręce w stronę krzesła ustawionego na środku pomieszczenia. Był przekonany, że zostawił je tutaj ostatnim razem – nie miał w końcu powodu, żeby wynosić sprzęt poza pokój. Kiedy więc Hoseok wymamrotał pod nosem, że gdzieś je wcięło i że zaraz poszuka ich gdzieś indziej, poczuł jak kiełkują w nim zalążki zirytowania. Pchnął chłopaka na krzesło, a ten posłusznie na nie opadł, rzucając mu kolejne ciekawskie spojrzenie.

Teraz, w dobrze oświetlonym pokoju, Jungkook widział wszystko wyraźnie. Jego prosty nos, szerokie usta i mocno zarysowane brwi, na które opadały mlecznoróżowe pasma grzywki. Reszta włosów miała kolor ciemnego blondu i współgrała z opaloną, zarumienioną skórą. Przede wszystkim widział jednak oczy, dwa olbrzymie błyszczące węgielki, które na myśl przywodziły mu japońskie komiksy, czytane namiętnie za czasów szkoły. Gdyby twórca mangi odwzorował w tym momencie jego postać na papierze, z pewnością dorysowałby dwa potężne pioruny, wychodzące prosto z tęczówek i trafiające ostrymi grotami w ciało Jungkooka, nachylającego się nad nim.

Kim Taehyung był wściekły, a on nie miał na to czasu.

Jungkook usiadł bokiem na kolanach chłopaka, przyciskając go do krzesła. Jedną rękę chwycił jego oba nadgarstki, drugą w tym czasie odpinając pasek ze swoich spodni, jednym szybkim ruchem uwalniając go ze szlufek. Nie to, by był w ogóle potrzebny – czuł, że dzisiaj nieźle się nagimnastykuje, żeby zsunąć materiał ze swoich pośladków. Przeciągnął skórę wzdłuż jego talii, ale jedną ręką nie mógł zdziałać zbyt wiele – puścił chłopaka, jednocześnie napierając na jego klatkę piersiową, by móc zapiąć sprzączkę z tyłu. Łapki blondyna już torowały sobie drogę ku jego twarzy, kiedy znów znalazły się w jego uścisku, tym razem mocniejszym niż wcześniej.

Taehyung był zdecydowanie zbyt ruchliwy. Mimo paska, który po części blokował jego ruchy, wił się pod nim i wiercił, do tego stękając i robiąc miny, które chyba miały być groźne, ale Jungkookowi zamiast tego chciało się tylko śmiać z jego nieporadności. Jakby mógł tymi wygibasami coś zdziałać, mając na sobie jego ciężar, a pod sobą chybotliwe krzesło.

„Przestań tak postękiwać," westchnął w końcu. Zalążki irytacji powoli przeradzały się w coś więcej, rozsadzając go od środka. Od wczoraj nie miał nawet czasu wypić browara, Hoseok nadal nie wracał, szukając Bóg wie gdzie wsadzonych kajdanek, a Yoongi zamknął się w pokoju z Jiminem, nawet nie kłopocząc się, by mu pomóc okiełznać tę małą bestię. Był zmęczony. Chciał nakryć się kołdrą i iść spać, ewentualnie obejrzeć coś w telewizji i w końcu pozbyć się tej maski z uwierającą gumką czy grubej bluzy. „Jestem wkurwiony, lepiej mnie nie prowokuj."

Taehyung wydął wargi w grymasie.

„Też jestem wkurwiony," odgryzł się, „miałem plany na ten wieczór, wyobraź sobie."

„Jakie? Czesanie kucyków Pony?" zaśmiał się Jungkook, dmuchając na rozczochrane pasma jego grzywki.

„Nie mogłem znaleźć zwykłych w tym burdelu, ale mam to," westchnął Hoseok, machając mu przed twarzą kajdankami z różowym futerkiem. Nie wyglądały na nowe, a część puszku była już lekko wytarta, ale sam stelaż był metalowy i zdawał się być masywny. Miały nawet kluczyk, co było dość ważnym aspektem – nie miał ochoty następnego dnia odtwarzać w pokoju sceny z siekierą z Titanica.

„Skąd my mamy takie coś?" zapytał Jungkook, podczas gdy jego kumpel zaciskał obręcze na nadgarstkach chłopaka.

„Spytaj szefa, on mi to dał," odparł kwaśno.

„Nieważne, w sumie pasują mu do włosów."

Jungkook zabrał kluczyk z dłoni Hoseoka, a potem wcisnął go do kieszeni jeansów.

Dziesięć minut później, klnąc pod nosem, siłą wyciągnął nogi z obcisłych nogawek, a potem wrzucił spodnie do pralki razem z garścią innych ubrań.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro