Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. I didn't even know that something was missing

„Chyba mam Weltschmerz," jęknął Namjoon, kładąc otwartą książkę na głowie Jina, który od dobrego kwadransa leżał rozłożony na swojej i patrzył się tępo w przestrzeń.

„Zrobiłeś z niego książkową kanapkę," skomentował Taehyung, śmiejąc się ze swojego żartu zdecydowanie za mocno.

„Odpierdala nam od tej nauki," odezwał się w końcu Jin, po czym podniósł głowę, zrzucając z siebie dodatkowy ciężar. Książka upadła na podłogę z głuchym tąpnięciem. „Dlaczego masz weltschmerz, Nam?"

Namjoon upił łyk trzeciej już tego wieczoru kawy. Czuł, że powinien zrobić sobie jeszcze trzy i położyć kres swoim cierpieniom. Już teraz serce biło mu zdecydowanie za szybko, a powieka drgała, zapewne od braku magnezu. Spojrzał przekrwionymi oczami za uchylone okno, za którym rozciągał się widok kampusu, dziś wyjątkowo pustego i cichego. Przynajmniej nie tylko oni spędzali ciepłe, czerwcowe wieczory przy nudnych skryptach i notatkach.

„Jestem młody, przystojny i pełen idei, a zamiast tego wkuwam na pamięć jakieś nieprzydatne nikomu gówno."

„Jeszcze tylko trzy egzaminy i wakacje."

„Chciałeś chyba powiedzieć: jakieś pięćdziesiąt lat męczarni i sen wieczny."

„Nie pierdolcie, tylko się uczcie," jęknął Taehyung, zakreślając kolejne ważne zdanie w tekście różowym flamastrem. Na całą stronę nie zaznaczył tylko jednego, będącego tytułem rozdziału. Zajebiście.

„Będę się zbierał," westchnął, zgarniając swoje rzeczy jednym ruchem ręki do torby, „i tak już nie mam pojęcia co czytam."

„Okej," odpowiedzieli mu niemal równocześnie, nie odrywając nawet oczu od notatek. Taehyung zamknął za sobą cicho drzwi i zjechawszy windą na parter, wyszedł z akademika.

Czasami żałował, że nie dał się namówić na mieszkanie tutaj razem z nimi. Miałby o wiele bliżej na uczelnię, mnóstwo imprez zaraz pod nosem i może w końcu nauczyłby się samodzielności. Potem jednak przypominał sobie, że ani nie lubił pić tego rozwodnionego piwa, którym raczą się na takich spędach jego rówieśnicy, ani głośnych krzyków za oknem o drugiej w nocy, a myśl, że musiałby słuchać chrapania Namjoona każdego dnia, przyprawiała go o zawrót głowy.

Zresztą, co było takiego fajnego w mieszkaniu zaraz przy uczelni? Długie spacery przez miasto były dla Taehyunga swoistym rytuałem i jedyną okazją na rozprostowanie zastanych mięśni. Z rana dobrze dotleniał mózg przed zajęciami, wieczorami pozbywał się wszystkich złych emocji, zatapiając w świecie własnych wyobrażeń. Miał swoje ulubione wystawy sklepowe, za które zawsze zaglądał, idąc przez park widział tych samych emerytów, którym nadawał nawet w głowie jakieś imiona czy przydomki, a na jednym ze skwerów rzucał gołębiom resztki wyschniętej drożdżówki, bo nigdy nie zdążył zjeść całej.

Tak samo teraz, mógł na chwilę zapomnieć o zbliżającym się egzaminie, stresie i presji. Liczyły się tylko kroki, piękno mijanych ulic i on.

Szczerze mówiąc, miał dosyć i zgadzał się z Namjoonem – wszystko, czego się uczył, było tylko stekiem nieprzydatnych bzdur. Było już jednak trochę za późno, żeby się wycofać, biorąc pod uwagę, że przetrwał pierwszy, podobno najgorszy rok. Nigdy nie lubił historii – skoro jednak nie dostał się na wymarzoną filologię, stwierdził, że chce chociaż mieć dobre towarzystwo, a do głowy wejdzie mu wszystko. Z Namjoonem i Jinem znali się od podstawówki, z czasem tworząc zgraną paczkę kujonów. Wspólnie motywowali się do nauki, dzielili notatkami, powtarzali materiał. Czasem uczył się tylko dlatego, by nie wypaść na kolokwiach gorzej od nich.

Taehyung czuł, że wszystkie decyzje w jego życiu tak naprawdę nie są jego, ale nie za bardzo wiedział, jak wydostać się z tego uporządkowanego schematu, w którym tkwił. Wmówił sobie, że takie już jest życie, a potem robił to, co musiał. Spojrzał na zegarek, a potem przyśpieszył kroku – miło było wlec się ulicami i myśleć o niebieskich migdałach, ale jeśli dziś się nie wyśpi, jutro nie nauczy się nawet jednej strony, a zostało mu jakieś trzydzieści plus powtórki.

Przekręcił cicho klucz w drzwiach, a potem wślizgnął się do środka. Rzuciwszy torbę w kąt przedpokoju, poczłapał powoli do salonu, skąd dochodziły przytłumione dźwięki telewizora. Ojciec spał na siedząco, z policzkiem wciśniętym w oparcie wózka inwalidzkiego, na którym drzemała jego matka. Taehyung wyłączył telewizor, a potem szturchnął ojca lekko w ramię.

„Cześć," wymruczał ojciec, rozmasowując obolałą szyję, „trochę nam się przysnęło."

„Też bym już chętnie przysnął," westchnął Taehyung, przysiadając obok niego, „padam z nóg. Jak minął wam dzień? Z mamą wszystko ok?"

„Lekarz zasugerował zwiększenie liczby rehabilitacji."

W pokoju zapadła cisza, przerywana jedynie cichymi pochrapywaniami jego matki.

Zwiększenie liczby rehabilitacji oznaczało większe wydatki, a on nie mógł zrobić nic, poza czuciem się winnym. Co prawda miał plan, by po zakończonej sesji znaleźć jakąś pracę na kilka miesięcy, ale wątpił, by mogło mu się to udać. Fizyczne prace odpadały – jedynym mięśniem, jaki ćwiczył był mózg, ale bez dyplomu uczelni nawet on był nieprzydatny. Był w końcu historykiem – nie mógł pochwalić się żadnymi umiejętnościami technicznymi czy informatycznymi, gdzie wystarczy czasem doświadczenie. Poza tym nie miał nawet pewności, czy zda te egzaminy i czy nie spędzi całego lata ucząc się na sesję poprawkową. W kontaktach z ludźmi też wypadał słabo, nie wyobrażał sobie siebie jako akwizytora, kelnera czy sprzedawcy. Mówiąc krótko, lipa. Był darmozjadem, a studia stanowiły jedyną szansę, by mógł przydać się kiedyś komukolwiek.

„Nie martw się, mam odłożone trochę pieniędzy na czarną godzinę. Damy radę."

„Jesteś super, tato."

Taehyung opadł na łóżko, wtulając twarz w miękką poduszkę. Sięgnął wgłąb pościeli, by po chwili wygrzebać spomiędzy fałd kołdry pluszowego królika. Jak co dzień wcisnął przytulankę w zgięcie łokcia, a potem wsunął dłoń pod głowę. Tak, miał dwadzieścia jeden lat i wciąż spał z przytulanką, wyznawał jednak zasadę, że nikomu nic do tego, co robi we własnej sypialni. Każdego ranka ścieląc łóżko, ukrywał swojego przyjaciela pod przykryciem, trzymając z dala od ciekawskich spojrzeń wszystkich gości w jego pokoju. Był to jego mały grzeszny sekret, o którym nie wiedział nikt, łącznie z-

„Kurde, Sana," mruknął do siebie, przypominając sobie o telefonie. Niechętnie wstał z łóżka i wygrzebał urządzenie z kieszeni torby.

Trzy nieodebrane połączenia i piętnaście SMS-ów, których nawet nie miał ochoty otwierać. To nie był pierwszy raz, kiedy o niej zapomniał. Lekko zestresowany, wybrał numer telefonu swojej dziewczyny.

Gdyby ktoś spytał go, co właściwie sprawiło, że zaczęli się spotykać, nie umiałby odpowiedzieć. Pewnie gdyby nie to, że Namjoon z Jinem nie chcieli z nim iść do kina na film, którego tytułu już nawet nie pamiętał, a ona akurat siedziała w ławce obok i wyglądała na smutną, nigdy by nawet nie zaczął z nią rozmawiać. Tak po prostu wyszło – to chyba było najlepsze wytłumaczenie.

Sana była miła i ładna, choć nigdy nie poczuł tych słynnych motylków w brzuchu, o których tyle słyszał. Trochę irytowało go, że ciągle domagała się uwagi, ale za to dało się z nią pogadać, nigdy nie krzyczała i pochodziła z dobrego domu. Byli spokojną parą – zamiast zaliczać wzloty i upadki, spokojnie szli obok siebie, odhaczając kolejne daty w kalendarzu. Nikt nie rozśmieszał go tak jak ona ani nie piekł takich dobrych ciasteczek, dlatego kiedy kumple śmiali się, że spotyka się z cnotką niewydymką, a na randki pewnie chodzą do kościoła, wzruszał ramionami. Mógł przynajmniej bez słuchania głupich uwag farbować włosy na pastelowe kolory, w czym zresztą Sana mu pomagała.

Po wysłuchaniu drugiej serii sygnałów wybierania, zrezygnował i odłożył telefon na stolik. Kupi jej jutro czekoladę, a ona jak zwykle mu wybaczy. Taehyung zakopał się ponownie w pościeli, przyciskając królika do piersi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro