Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. excused and accused

Taehyung spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi, po czym wrócił do skakania po kanałach. Gdyby chociaż leciało coś wartościowego – nie miał pojęcia, dlaczego ktoś wychodził z założenia, że ludzie oglądający telewizję późnym wieczorem mieli ochotę patrzeć tylko na krew i gołe baby. Cóż, przynajmniej on nie miał. Ostatecznie zostawił jakiś program publicystyczny – myślami i tak był gdzie indziej. Czy Jungkook był na niego zły? I co on robił od ponad godziny w łazience? Wcale nie liczył mu czasu, tak tylko przypadkowo rzuciło mu się to w oczy.

Westchnął i zsunął się z kanapy, odruchowo poprawiając łańcuch na kostce. Ściszył telewizor i podreptał korytarzem w stronę łazienki. Przyłożył ucho do drzwi – cisza. Taehyung zawahał się, ostatecznie jednak zapukał lekko.

„Jungkook? Jesteś tam?"

„Możesz wejść," odpowiedział głos po drugiej stronie. Taehyung odetchnął z ulgą – właściwie tylko o to mu chodziło, chciał potwierdzić, że chłopakowi nic się nie stało. Mimo to przekręcił paznokciem blokadę drzwi i nacisnął na klamkę. Skoro mógł wejść, to wejdzie.

Powietrze było parne i pachniało lawendą. Jungkook leżał w wannie pełnej fioletowej wody. Z ręcznikiem podłożonym pod kark, opierał się o brzeg, z książką w dłoni. Gdzieniegdzie na powierzchni unosiły się resztki piany, ale większość wody była przejrzysta. Taehyung zawiesił wzrok na jego nagim ciele. A niech to.

„Zamknij usta, mucha ci wleci," westchnął chłopak. Taehyung poczuł, jak zaczynają piec go policzki. Po co on tam spojrzał? Ta idealna klata, te wyrzeźbione, lekko ugięte nogi i jeszcze to... „Wiem, że jest spory," dodał Jungkook z nutą dumy w głosie. „Ale ty też nie masz się czego wstydzić."

Taehyung jęknął i zakrył twarz dłonią. „Przestań," wybąkał. „Krępujesz mnie."

Jungkook prychnął pod nosem, po czym odłożył książkę na pralkę, co Taehyung śledził kątem oka, udając, że przygląda się kafelkom. Czemu zachowywał się jak dziecko? Pieprzyć kafelki. Wziął głęboki wdech i ponownie przeniósł wzrok na drugiego chłopaka. Spojrzeli sobie w oczy – Jungkook mrugnął kilka razy i podrapał się w kark. To było niezręczne.

„Więc... przyszedłeś tutaj, żeby?" Taehyung zagryzł policzek od środka. W sumie nie miał żadnej dobrej wymówki – nie chciało mu się nawet siku.

„Myślałem, że zemdlałeś, czy coś," odpowiedział zgodnie z prawdą. Jungkook przewrócił oczami i uśmiechnął się do ściany. „Jesteś na mnie zły? Za te papierosy?"

„Kurwa, już prawie zapomniałem," westchnął. „Chyba nie. Jestem zły na siebie." Chłopak wstał z wanny i odwróciwszy się tyłem, sięgnął po ręcznik wiszący na suszarce nad jego głową. Taehyung przełknął ślinę, nawet nie próbując odwracać wzroku od nowych widoków – i tak by przegrał z tymi rozgrzanymi pośladkami. „Jestem zły, że nie umiem z tego zrezygnować. Z tego i z kilku innych rzeczy." Jungkook owinął biodra ręcznikiem i wyszedł z wanny. Pojedyncze krople wody spływały powoli po jego piersi oraz wzdłuż ud.

„Aha," odpowiedział po kilku sekundach. Dalej mu się przyglądał, stojąc jak kołek na środku łazienki. To była jedna z tych sytuacji, która mogła zakończyć się na mnóstwo sposobów i jego umysł bardzo chętnie wyobraził sobie je wszystkie – podbrzusze Taehyunga entuzjastycznie zapulsowało, a policzki oblały się jeszcze większą purpurą. Ostatnia opcja obejmowała wyjście z łazienki w dokładnie tym momencie, ale nie był pewien, czy podoba mu się taki scenariusz.

„Skoro już tu jesteś..." Jungkook zaczął bawić się brzegiem ręcznika. Zagryzł wargę i wbił wzrok w podłogę. „Nie chcesz się ze mną wykąpać?"

Taehyungowi cisnęło się na usta „przecież już się wykąpałeś", ale zamiast tego wydukał: „skoro już napuściłeś tyle wody, nie ma co marnować".

A mógł zostać przed telewizorem.

Jungkook klasnął w dłonie i chwytając mocniej ledwo trzymający się go ręcznik, potruchtał na korytarz po kluczyk do kłódki. Taehyung odetchnął chłodnym powietrzem, które wpadło przez otwarte drzwi. Powachlował twarz dłonią. „Nikt nie musi wiedzieć, jestem por-wa-ny," wyszeptał sam do siebie. „Porwani ludzie posuwają się... posuwają się do różnych rzeczy." Powtarzał to sobie zdecydowanie za często.

Rozbieranie się przy Jungkooku nie było dla niego niczym nowym – bez zdjęcia łańcucha nie mógł zdjąć bokserek, a ponieważ drugi chłopak był do tego niezbędny, oglądał go nago przed oraz po każdej kąpieli. Nigdy jednak nie zaproponował mu, by zrobili to wspólnie. Pozwalał mu się przytulać, całować, spał z nim w jednym łóżku. Co więc tam jakaś kąpiel? Jungkook pomógł mu zdjąć podkoszulek, a następnie kucnął, aby go rozpiąć. Na tym etapie ręcznik zsunął się już całkiem i chłopak wykopał go pod pralkę, razem z końcem łańcucha. Taehyung zdjął bokserki, przeklinając się w duchu za swojego powoli twardniejącego członka.

Woda była ledwo ciepła i Jungkook zdecydował się dolać więcej. Taehyung z lekkim zawodem patrzył, jak uroki jego towarzysza kąpieli znikają pod świeżą porcją lawendowej piany. Wziął trochę w dłonie i bezmyślnie zaczął układać ją na przyciągniętych do piersi kolanach, jednocześnie obserwując każdy ruch drugiego chłopaka. Jungkook zakręca kran. Jungkook strąca łokciem szampony i próbuje złapać je w locie. Jungkook drapie się w lewy sutek. Dałby słowo, że słyszy to wszystko w swojej głowie, relacjonowane pozbawionym emocji głosem lektora z programów przyrodniczych. Jungkook patrzy się na niego zbyt długo. Taehyung ścisnął pianę w palcach.

„Podasz mi żel?" wydukał zawstydzony i jednocześnie poprawił pozycję na bardziej wygodną – od trzymania ciągle zgiętych nóg zaczęło świdrować go w kolanach, dlatego z ulgą wysunął je lekko do przodu, nieznacznie rozchylając dla zachowania równowagi. Piana nagle okazała się być zbawienna. Jungkook przytaknął, po czym obrócił się za siebie, aby zabrać z wykładanej płytkami półeczki plastikową butelkę. „Daj ten z lewej, ładniej pachnie."

„To mój," odparł zadowolony. Chwycił butelkę w dłoń i wyciągnął rękę w jego stronę. Taehyung wychylił się do przodu, ale nie dosięgał – wyprostował nogę, trafiając na coś stopą, na co Jungkook upuścił butelkę do wody. Jeżeli to było to, o czym myślał-

Taehyung zgiął i wyprostował palce, czując pod opuszkami jego jądra, a kiedy nie doczekał się żadnej reakcji, zrobił to znowu. I znowu. Jungkook prychnął pod nosem.

„Co ty próbujesz zrobić?" spytał zbity z tropu. Taehyung zagryzł wargę. Sam powinien zadać sobie to pytanie. Prawdopodobnie robił coś niesamowicie głupiego, czego będzie później żałował. Poruszył ponownie palcami, stwierdzając, że będzie się tym martwić, kiedy już to później nadejdzie.

„Nic," wydukał.

„Też mogę ci zrobić takie nic?" Dłoń Jungkooka zniknęła pod wodą – poczuł, jak głaska delikatnie jego kostkę, a potem przesuwa się wyżej, wzdłuż łydki. Jego penis drgnął i Taehyung zaśmiał się cicho. To przecież nic. Porwani ludzie posuwają się do różnych rzeczy.

Noga chłopaka przesunęła się po dnie wanny, a Taehyung zamknął oczy. Palce Jungkooka zaczęły robić to, co on przed chwilą, co było niezmiernie przyjemne, ale i irytujące. Chciał więcej. Jego jądra były pobudzone, a penis twardy. Niewiele myśląc, nakierował stopę wyżej, dociskając nią swojego członka do brzucha. To już nie było nic. To było coś. Stłumił jęk.

„Tylko spróbuj przerwać," zagroził na jednym wydechu, chwytając się dłonią brzegu wanny. „Zasłużyłem na to."

Jungkook prychnął pod nosem, ale nie przerwał pieszczot.

„Troszcz się o mnie dalej, a będę tak robił, kiedy chcesz," mruknął i zacisnął palce na jego główce, przekręcając je lekko, jak gdyby odkręcał słoik. „Dam ci najlepsze orgazmy i-" Taehyung wiedział, że nie wytrzyma zbyt długo. „-i na teraz nie mogę dać ci nic więcej, ale daj mi czas." Odchylił głowę do tyłu, modląc się w duchu o jeszcze kilka minut. Nie chciał jeszcze dochodzić. „Daj mi czas, a wtedy dam ci naprawdę wszystko." Jungkook nie mógł wiedzieć, że takie słowa pieszczą Taehyunga równie mocno, jak dotyk. Chciał to wszystko, cokolwiek to było. Póki co jednak zadowoli się tym orgazmem, który zbierał się w nim jak śniegowa kula z każdym muśnięciem jego stopy. „Bądź dla mnie dobry, a będę dla ciebie nawet lepszy. Bo ty jesteś dla mnie najlepszy."

„Wyszła ci piękna gradacja," stęknął.

„Ty jesteś piękny."

Taehyung doszedł, nieumyślnie kopiąc Jungkooka prosto w krocze. No to się zatroszczył.

***

„To spis naszych kontrahentów," oznajmiła sekretarka, podając Yoongiemu gruby segregator. Znał ją od kilku godzin, a już za nią nie przepadał – mówiła zdecydowanie za szybko, miała za duży dekolt, który prawie wciskała mu w twarz przy każdym nachyleniu i brakowało jej plakietki z imieniem, a on niestety zdążył je zapomnieć kilka sekund po tym, gdy je usłyszał. Przytaknął i przekartkował zawartość. Dużo tekstu. Dużo cyfr. Jakieś tabelki. „Są tu wszyscy dostawcy półproduktów do gałęzi produkcyjnej, daty zamówień i transakcje. Faktury są w osobnym segregatorze, a ich skany także w systemie, w bazie danych. Zaraz panu pokażę."

Dziewczyna podeszła do regału, a Yoongi pokazał jej środkowy palec. Zaraz panu pokażę, chyba te swoje cyce, pomyślał, przewracając oczami. Biuro jego ojca było niezbyt duże, ale wielka szklana ściana rekompensowała to w całości. Może gdyby zamiast na panoramie miasta skupiał się bardziej na tym, co trajkotała sekretarka, teraz nie miałby w głowie takiej pustki. Powietrze było suche od klimatyzacji. Miał ochotę na fajkę.

Chwilę później otrzymał kolejny segregator. Nie miał pojęcia, czym różnił się od kilku poprzednich.

„Może niech mi pani po prostu powie, co ja mam tutaj robić."

Ktoś w drzwiach odchrząknął, a Yoongi obrócił się za siebie, napotykając karcący wzrok ojca. Jeszcze nie przywykł do tego, jak zmienił się od ich ostatniego spotkania. Mężczyzna zawsze był masywnej postury, wysoki i silny, teraz jednak zwyczajnie się roztył. Miał nadzieję, że na starość geny okażą się dla niego łaskawsze.

„Zrób mi ramen, Taeyeon," westchnął, tocząc się w stronę biurka. Dziewczyna ukłoniła się i zniknęła za drzwiami, stukając obcasami o płytki. No tak, Taeyeon. Może teraz zapamięta. Ojciec przysiadł na skraju drewnianego blatu, a Yoongi uniósł wzrok do góry, by na niego spojrzeć. „Powiem ci, co masz robić, synu. Masz prowadzić firmę," oznajmił spokojnie. „Cieszę się, że w końcu postanowiłeś zrobić pierwszy krok ku dorosłości i tu przyjechać, ale-" Ojciec zrobił pauzę, unosząc palec do góry i wysilając się na uśmiech. Niezbyt przyjemny. „-ale mógłbyś przynajmniej nie okazywać otwarcie swojej ignorancji."

Yoongi pokiwał głową i spuścił wzrok.

„Dobrze, tato. Przepraszam."

Kiedy opuścił biuro kilka godzin później, wiedział już znacznie więcej. Dowiedział się, gdzie stoi ekspres do kawy, że Taeyeon nie ma chłopaka (w przeciwieństwie do niego, o czym powiedział jej z nieukrywaną satysfakcją), a także że służbowy komputer był zdecydowanie zbyt wolny, by zrobić na nim cokolwiek, co nie było związane z tą głupią firmą. Wiedział także, że jutro musi przyjść tu znowu – był totalnie wypruty.

Ojciec obiecał wkrótce wynająć mu mieszkanie, ale póki co musiał zatrzymać się w hotelu. Jimin nie okazywał, jak bardzo rozczarowany był jedynym wolnym pokojem, jaki udało im się znaleźć – pieprzyć sezon turystyczny – ale on sam był nim co najmniej przygnębiony. Gdyby chociaż łóżko nie chwiało się na boki przy samym leżeniu. Po powrocie z biura nie spędził tam nawet dziesięciu minut i tak szybko, jak zrzucił z siebie koszulę, zamieniając ją na wygodny dres, wyciągnął swojego chłopaka na zewnątrz.

„Coś cię trapi, Yoongi?" Yoongi pokręcił głową i poprawił na ramieniu Jimina gruby koc, którym ochraniali się na plaży przed wiatrem. Morze uspokajało w zupełnie inny sposób, niż las. W pewnym miejscu woda po prostu się urywała, a zaczynało się niebo – w rzeczywistości nigdy nie dotykały się ze sobą, a niebo zawsze pozostawało wyżej. Patrzył na fale. „Wiesz, że nigdy nie nalegałem, byś mi o wszystkim mówił. Po prostu pamiętaj, że nie musisz przechodzić przez to sam."

(A może niebo można zobaczyć tylko wtedy, gdy znajduje się daleko?)

„Wiem, Jimin. Nic mi nie jest, czasem tylko..." Yoongi zwęził powieki, szukając odpowiednich słów. Zobaczył w głowie uśmiech Hoseoka, a potem poczuł ściśnięcie pod mostkiem. „Zdajesz sobie sprawę, że niektóre rzeczy nigdy nie były tym, za co je brałeś."

Jimin wyplątał rękę spod koca i odgarnął mu włosy z czoła. Wiatr wiał w złą stronę. A może powinien po prostu pójść już do fryzjera.

„I czujesz się oszukany, tak?" zapytał niepewnie. Yoongi zastanowił się nad tym przez chwilę i pokiwał głową. To prawda, czuł się oszukany. Niebo miało kolor ciemnego granatu, a wodzie bliżej było do ciemnej zieleni. Jeszcze trochę i się zrównają.

„Wszyscy mówią, że morze szumi, ale pod wodą tak naprawdę jest cicho, Jimin. To nie morze szumi, to ten pieprzony wiatr. To wszystko wina wiatru."

Jimin westchnął i spojrzał na niego z konsternacją.

„Wina? To tylko natura, Yoongi. Gdyby wiatr nie szumiał, to znaczy, że by go nie było, a morze pozostałoby na zawsze nieruchome. To sprawa między wiatrem, a morzem." W mroku nie było widać horyzontu. Jimin ścisnął jego rękę pod kocem i ułożył ją na swoich udach. Ciepło. „Zresztą, co za różnica, co szumi? Ten sam hałas."

Yoongi oparł się o ramię Jimina i zamknął oczy. Nie chciał już dłużej rozmawiać.

***

Brak wieści nie zawsze oznaczał coś dobrego. Kiedy Namjoon wpłacił na podane przez porywaczy konto ciężko zarobione trzy tysiące dolarów, spodziewał się następnego dnia zobaczyć swojego przyjaciela. Nawet, jeśli sesja egzaminacyjna już dawno dobiegła końca, wciąż miał szansę zaliczyć semestr we wrześniu – nie byłby zresztą sam, zarówno on, jak i Seokjin, mieli po jednym niezdanym egzaminie. Już pal licho uczelnię! Zwyczajnie się o niego martwił i przez cały dzień wpatrywali się obaj w telefon, czekając na jakąś wiadomość. Która nie nadeszła ani dzień później, ani tydzień później.

Namjoon wiedział, że coś jest nie tak.

Tak jak polecił mu Taehyung, wcisnęli jego rodzicom kłamstwo o wakacyjnej pracy – że niby chce zarobić na pierścionek zaręczynowy, że to niby niespodzianka. On nigdy nie był przekonującym aktorem, ale Seokjin wczuł się w całą sytuację i odegrał ją na piątkę z plusem. Pan Kim kupił opowieść aż za mocno, bo nawet zaczął się martwić, czy przypadkiem nie został już dziadkiem, co mimo tragizmu sytuacji go rozśmieszyło.

I może śmiałby się przez łzy trochę dłużej, gdyby nie spotkali go przypadkiem w supermarkecie. Mężczyzna z uśmiechem oznajmił im, że otrzymał od syna list i spory przelew, a Namjoon poczuł, jak przechodzi go lodowaty dreszcz.

Co tu się do cholery działo?

Po trzech dniach gorących obrad z Seokjinem jak zachować ich godność i życie, a jednocześnie uratować bóg-jeden-wie gdzie będącego Taehyunga, postanowili pełni skruchy wyznać jego ojcu całą prawdę. No, może pomijając to, że zarobili te dolary, liżąc się półnago na łóżku jakiejś napalonej miłośniczki gejów.

„Myślisz, że go znajdą?" westchnął, wpatrując się z grymasem w podświetlany na niebiesko szyld z napisem Policja. Opuścili komisariat chwilę temu i teraz czekali na autobus powrotny do akademika. Pan Kim nie zaoferował im podwózki, co nie dziwiło go ani trochę. „Straciliśmy szacunek jego rodziny, oby to było tego warte."

„Nie wiem, może," odpowiedział po chwili Seokjin. Namjoon poklepał go lekko w wierzch dłoni, po czym schował rękę do kieszeni. „Słyszałeś, co powiedział ten facet, sprawdzą nagrania z monitoringu. Jeśli porywacz dostarczył list osobiście, są szanse."

„Musiałby być głupi."

„Napisał wrócę przez u zwykłe, nie spodziewałbym się po nim trzycyfrowego IQ."

Namjoon zaśmiał się gorzko. No tak.

„Dlaczego czuję, że go zdradziliśmy, Jin? Może nie powinniśmy tego robić? On nas zabije, gdy się dowie. Co jeśli ci porywacze są niebezpieczni i zabiją go, gdy przyjedzie policja? Co jeśli już go zabili?" zaczął panikować. Seokjin uciszył go, zatykając mu usta dłonią. Usłyszał ich imiona wykrzykiwane wściekle z drugiego końca ulicy, a potem szybki stukot obcasów o chodnik.

„To nie on nas zabije, Namjoon," odpowiedział Seokjin słabym głosem. „Sana zrobi to pierwsza."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro