Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. it will hurt as hell

Taehyung obudził się o świcie, z bolącą głową i mglistym pojęciem o tym, dlaczego leżał właśnie w łóżku obok bardzo przystojnego mężczyzny. Kiedy spróbował się ruszyć, odkrył, że boli go także wszystko inne. Szybko zaniechał prób wstania, zamiast tego przyglądając się nieznajomemu, który pochrapywał cicho przy jego boku. Nie znał go, tego był pewien – wpatrywał się w jego delikatne rysy twarzy, próbując dopasować do nich potencjalny scenariusz ostatniego wieczoru. Co on robił do cholery w jego łóżku?

(Biegłem przez las i-)

Ból w skroniach nasilił się, a Taehyung wtulił twarz w poduszkę. To nie tak, że nic nie pamiętał, po prostu wszystko jakby ponakładało się na siebie, jak kilka napisów jeden na drugim, przez co nie mógł ich odczytać. Drzewa, ciemność i kąpiel, a wcześniej-

Nagle wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Znał ten zapach, znał tę sypialnię i znał tego chłopaka.

„Kukson?" jęknął pod nosem, na co jego towarzysz lekko poruszył się przez sen. Taehyung poczuł, że robi mu się gorąco, dlatego mimo bólu wysunął lewą rękę spod koca, a potem zsunął go aż do pasa. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to mnóstwo plastrów różnej wielkości poprzyklejanych na całej klatce piersiowej i brzuchu. Wokół ramienia miał z kolei obwiązany bandaż, z końcami zawiązanymi w toporny supeł na samej górze. Skrzywił się na ten widok, zdecydowanie woląc tamten zaraz obok – ładnie podkreślone mięśnie brzucha, twarde piersi i sutki, aż proszące się o to, by ich dotknąć. Jego prawa ręka znajdowała się dosłownie kilka centymetrów od nich... chyba nic się nie stanie, jeśli muśnie je przypadkiem?

To nie tak, że wybaczył mu jego ostatnie świństwo. Żywił do Jungkooka urazę, nie zmieniało to jednak faktu, że co się stało, czy też stanęło, to się nie odstanie, a on nie mógł zapomnieć jego dotyku. Pierwszy raz doświadczył takiego rodzaju pieszczot i samo wspomnienie wystarczyło, by serce zaczęło bić mu szybciej. Widział jego seksowne ciało oraz twarz, jakże inną od tej, jakiej spodziewałby się po prostackim osiłku. Może i Jungkook był skończonym chamem, ale Taehyung także był mężczyzną, w tym momencie, mimo obolałego ciała, troszeczkę napalonym.

Spróbował ruszyć ręką i momentalnie poczuł okropny ból. Tak silny, że krzyknął na całe gardło, a Jungkook zerwał się do siadu.

„Co się dzieje?" wymamrotał zaspany, patrząc na niego z grymasem na twarzy. Taehyung ponownie spróbował ruszyć ręką, ale ból był nie do wytrzymania – miał łzy w oczach i chciało mu się wymiotować. Po poprzednim nastroju nie został nawet ślad.

„Chyba jest złamana," syknął przez zaciśnięte zęby, „nie mogę nią ruszyć, strasznie boli."

Jungkook przetarł twarz dłońmi, wzdychając ciężko, po czym sięgnął na stolik przy łóżku, żeby obrócić w ich stronę mały budzik. Dochodziła piąta rano. Opadł na poduszkę z cichym „kurwa." Taehyung nie ująłby tego lepiej.

„Nie martw się. Ziom, który jest ratownikiem, ci to nastawi," powiedział, powstrzymując ziewnięcie, po czym przekręcił się na bok, tak, by móc na niego patrzeć. „Ale dajmy mu się najpierw wyspać, ok? Żeby cię znaleźć, trochę się zmachaliśmy."

Mimo tego, że Taehyung był ciekawy szczegółów, nie zapytał go o nic. Być może lepiej było, żeby nie wiedział wszystkiego i po prostu zaakceptował, zarówno wydarzenia minionego wieczoru, jak i te, które nastąpią rano. Nie to, by mógł cokolwiek zmienić. Ucieczka okazała się błędem, ręka była złamana, a on wpatrywał się tępo przed siebie, co okazało się być akurat oczami Jungkooka. Być może to też było błędem, ale był zbyt zmęczony, by teraz nad tym myśleć.

Kiedy leżeli zaraz obok siebie, z twarzami oddzielonymi jedynie kilkoma centymetrami powietrza, tak łatwo było nie pamiętać, jak bardzo się różnili. W tamtym momencie chłopak nie śmierdział papierosami ani piwem, nie gadał głupot, ani nie miał na sobie tej okropnej kominiarki. Zupełnie, jakby miał przed sobą kogoś innego, lepszego. Para brązowych oczu wpatrywała się w jego własne, a on chyba lubił to zbyt mocno.

„Przepraszam," odezwał się po chwili Jungkook, przerywając kontakt wzrokowy. Spojrzał w dół, po czym skrzywił się, zapewne na widok jego opatrunków. Uniósł się na moment, by złapać za rąbek koca, a potem naciągnął mu go pod samą szyję. „Wiem, że to słowo nie naprawi twojej ręki, ani niczego innego, ale serio wiem, co zjebałem. Jeśli bijesz psa, to nie dziw się, gdy gryzie."

„Nie jestem pse-"

„Nie to miałem na myśli," westchnął, „po prostu... wiedz, że mi przykro."

Taehyung wzruszył ramionami, mamrocząc pod nosem „okej". To nie mógł być ten sam Jungkook. Ktoś go podmienił, gdy był nieprzytomny. A może... może zbyt szybko go ocenił?

„Ale oczy to masz jak szczeniaczek," mruknął, odnajdując z powrotem jego spojrzenie. Taehyung chciał wyglądać na obrażonego, ale słysząc takie rzeczy, uśmiechnął się zawstydzony. Był jak żelek z owocowym nadzieniem, trafiony w sam mięciutki środek. Jeszcze jedno słowo i zacznie się rumienić, był tego pewien. „Kiedy byłem mały, miałem takiego pieska. Strasznie głośno szczekał i naszczał mi na łóżko, ale i tak go lubiłem. Któregoś dnia zerwał mi się ze smyczy i wpadł pod motor."

„Jesteś idiotą, Jungkook."

***

„To nie tak, jak myślisz, Jimin."

„Jasne, też mogę zasypiać w objęciach moich znajomych?"

Yoongi zgniótł w dłoni puste pudełko po fajkach i cisnął nim na trawę, po czym odpalił papierosa. Jimin stał przed nim, nieruchomy jak kamień, z rękami założonymi na piersi. Chłopak odwrócił głowę w bok, żeby wypuścić z ust obłok dymu, a Hoseok odsunął się od okna. Był częścią tego konfliktu, ale niekoniecznie chciał brać udział w dyskusji. Po prostu był ciekawy. Poza tym, patrzenie na zazdrosnego Jimina sprawiało mu przyjemność, nawet jeśli wiedział, że było to zwykłe świństwo. Yoongi nie był jego. Już nie.

„Posłuchaj, ja go tylko pocieszałem, rozumiesz?" Jimin nie wyglądał, jakby rozumiał. Pokiwał głową, uśmiechając się sztucznie i mrucząc pod nosem coś, czego nie dosłyszał. „Hoseok... on ma depresję. Nie widzisz tego, Jimin? Jesteś inteligentny, więc przestań strzelać fochy i zachowuj się jak dorosły." Jimin westchnął, po czym sięgnął dłonią do tej Yoongiego, by zabrać z niej papierosa i samemu się zaciągnąć. „Pamiętasz, jak pytałeś mnie o to, dlaczego płakał? Połącz kurwa fakty, nie spałem z nim." Ponowne westchnięcie. Jimin rzucił peta na ziemię i wgniótł go w trawę. „Poza tym, masz mnie za idiotę? Gdybym cię zdradził, to na pewno nie pod twoim nosem."

Hoseok wycofał się w głąb pokoju i usiadł na łóżku. Czuł na barkach ten sam ciężar, który przyszpilił go do krzesła kilka dni temu. Właściwie, od pewnego czasu czuł go na okrągło – kiedy leżał na łóżku, on leżał na nim, przez co wstanie każdego ranka było męczarnią. Czasem jego smoliste łapska zatykały mu uszy i zasłaniały oczy, tak, że wyłączał się, bezmyślnie obserwując świat wokoło, nie rejestrując nic. A czasem, kiedy szedł przez las i patrzył na drzewa, czarna dłoń zaciskała się na jego szyi. Nie miał w sobie na tyle siły, by go odtrącić. To było jak jego cień, który trwał za nim nawet wtedy, gdy nie świeciło słońce. Szczególnie wtedy.

Do tej pory Hoseok myślał, że jego mroczny przyjaciel jest niewidoczny, ale się mylił – wiedzieli o nim wszyscy, a Yoongi nawet znał jego imię: depresja.

Yoongi był zmęczony. Nie chodziło tylko o to, że kiedy obudził się w środku nocy wtulony w Hoseoka, znalazł drzwi do swojej sypialni zamknięte, przez co do świtu przewracał się na kanapie, bez koca i bez fajek. On po prostu nie wiedział, czego chce, a łapanie wszystkich srok za ogon nigdy nie kończyło się dobrze. Nie okłamał Jimina – do niczego między nimi nie doszło, nie licząc jego marnej imitacji matczynego przytulenia. Dłonie obejmujące chude ramiona, głowa wtulona w jego pierś i słowa pocieszenia. Nie planował tam zasnąć, ale też nie potrafił wyplątać się z jego śpiącego uścisku. Nie potrafił też powiedzieć, że Jimin nic dla niego nie znaczył, ani że pozwoliłby mu odejść z powodu takiej błahostki. Potrzebował kotwicy, która nie pozwoli mu odpłynąć na głębokie wody samemu.

Ostatecznie jego chłopak mu uwierzył, a on w ramach przeprosin szykował mu śniadanie.

„Więc znaleźliście go na dnie wąwozu, ja pierdole," westchnął, przewracając omlet na patelni. „Ten chłopak jest jakiś pechowy, Kukson nigdy nie wybrał tak źle."

„On chyba uważa inaczej," zaśmiał się Jimin. „Gdybyś widział, jak on go niósł, ostrożniej nosi chyba tylko kraty piwa."

Usłyszał kroki w korytarzu i moment później Jungkook pojawił się w drzwiach, witając ich ochrypłym „spierdalajcie."

„Też nam miło cię widzieć, Kukson," odpowiedział, stawiając przed Jiminem talerz z jedzeniem. Jungkook unikał jego wzroku, a on dobrze wiedział dlaczego. Mimo to, nie zamierzał wypytywać go o szczegóły – miał dosyć własnych problemów, przez które ledwo udawało mu się sprawiać pozory opanowanego. Jego kumpel stanął naprzeciwko jego chłopaka, a potem sięgnął po butelkę z wodą leżącą na stole.

„Taehyung ma złamaną rękę," oznajmił, upiwszy kilka łyków, „możesz mu to nastawić?"

Yoongi westchnął teatralnie i wrócił do kuchni, by przyszykować także coś dla siebie. No tak – Taehyung... a więc to o to chodziło Jiminowi. Od kiedy to nazywał ich zakładników po imieniu, zamiast starego dobrego „koleś" albo „typek"?

„Mogę zerknąć," odezwał się Jimin, „ale bez znieczulenia to będzie bolało jak cholera."

„Nie możesz mu dać trochę hery czy innego gówna?" zasugerował Yoongi.

„Nie zgadzam się," wtrącił się Jungkook, „nie zrobicie z niego ćpuna."

Jimin potwierdził, że pomysł faktycznie był do dupy, a on nie będzie marnował drogiego towaru.

„A może po prostu go upijmy?"

***

Podczas gdy Jimin pojechał z Yoongim kupić gips, Jungkook zajął się znieczuleniem pacjenta. Wyjął półlitrową butelkę wódki z lodówki, a potem przyłożył ją do czerwonego policzka. Gdyby tak mógł upić go trochę wcześniej – istniałyby szanse, że Taehyung zapomniałby, jak wyglądała jego twarz, a i jego własna oszczędziłaby sobie pięści Yoongiego. Nie dziwił mu się ani trochę – sam był sobą wkurwiony. Gdzie podział się Jungkook, który potrafił patrzeć na wszystko chłodno i, w miarę możliwości własnego mózgu, racjonalnie? Na pewno nie tam, gdzie znajdował się Taehyung.

„Nienawidzę wódki, Jungkook," skrzywił się, przykładając kieliszek do nosa, „mógłbyś mi dać do tego sok?"

„Tylko pizdy popijają wódkę sokiem," westchnął. Najchętniej sam walnąłby z nim kielicha, ale nie wypadało znów nawalić – lubił swoją twarz i tę robotę. Taehyung rzucił mu zabójcze spojrzenie, wciąż nie do końca przekonany. „No już, na raz."

Zawartość kieliszka zniknęła w gardle chłopaka, a on ostatecznie poszedł po popitę. Jeśli argument „i tak wyglądam jak dziewczyna," nie do końca go przekonał, to: „kiedy już stąd wyjdę, to oskarżę cię o gwałt" już tak. Szukając w szafce czegoś innego niż alkohol, odtwarzał te słowa w głowie raz za razem. Nie wiedział, która część zdania zabolała go bardziej – to, że Taehyung nazwał gwałtem coś, o co sam prosił, czy to, że faktycznie niedługo stąd odejdzie, a on więcej go nie spotka. Nie to, by mu brakowało ciągłych kłopotów i nieprzespanych nocy, ale...

Na pewno brakowałoby mu tego, co czuł, gdy na niego patrzył. Kurwa, może tylko wyolbrzymiał, może był tylko niewyspany i zbyt trzeźwy, ale dałby sobie uciąć cokolwiek, że gdyby poznał go w innych okolicznościach, poderwałby go bez problemu. Gdyby tylko nie był głupim dresem... Gdyby tak...

„Polej mi jeszcze," wybełkotał Taehyung, wyrywając go z zamyślenia niezbyt subtelnym chwytem za udo. „Jejku, chyba się najebałem, Króliczku," zaśmiał się, odsłaniając dwa rzędy równiutkich ząbków. Jungkook nigdy wcześniej nie miał okazji zobaczyć tego kwadratowego uśmiechu.

„Jak ty mnie właśnie nazwałeś?"

Taehyung zaśmiał się znowu, ukrywając twarz w zagłębieniu pomiędzy jego szyją, a ramieniem. Jego ciepły oddech łaskotał go przy uchu i w sumie nie był pewien, czy chłopak tylko próbuje coś powiedzieć, czy też go pocałować.

„Mam w domu króliczka do spania... takiego mięciutkiego," szepnął, chichrając się cicho, „ty nie jesteś mięciutki, ale-, ale spałeś ze mną, więc też jesteś teraz moim Króliczkiem... twardym króliczkiem."

„Cokolwiek," stęknął Jungkook. Los znów wystawiał go na pokuszenie – abstynencja, w jakiejkolwiek dziedzinie, nie była jego mocną stroną, ale musiał być twardy. Tylko trochę w innym sensie, niż teraz. Co nie było wcale takie proste, mając na udzie jego dłoń i usta na skórze. „Jeszcze trochę, inaczej będzie bolało."

Taehyung oderwał się niechętnie i pozwolił wcisnąć sobie w dłoń kolejną porcję wódki. Wychylił zawartość kieliszka, po czym znowu opadł na jego ramię, zapominając nawet o popiciu. Czy był wystarczająco najebany, by nie czuł bólu? Jungkook wątpił w to, ale miał nadzieję, że pomoże to chociaż trochę. Niedługo później usłyszał przed domem dźwięk silnika i sam zaczął się stresować.

Chociaż Taehyung nalegał, by został z nim i trzymał go za rękę, Jimin z Yoongim wyprosili go za drzwi. Wcale nie wprowadzał nerwowej atmosfery, on po prostu się bał, że jego kumpel zjebie sprawę. Dlatego chodził teraz wzdłuż blatu kuchennego w te i wewte, czując się jak ojciec na porodówce. Butelki z piwem patrzyły na niego z blatu, kusząc zimnym łykiem, Hoseok patrzył na niego z drugiego końca pokoju, z niezrozumieniem wypisanym na twarzy.

„Jimin da radę, pamiętasz, jak nastawił mi palec?"

„Palec to nie ręka."

„A ręka to nie szyja, nie skręci mu karku."

„Kurwa, Hoseok."

Moment później w pokoju obok ktoś krzyknął na całe gardło, a Jungkook wypalił do drzwi, prawie potykając się na progu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro