Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. I've never told you it was love (but it obviously is)

„Coś znowu taki wkurwiony?"

Jungkook otworzył butelkę z piwem o kant stołu, po czym wycelował kapslem do kosza stojącego w przeciwległym kącie pokoju. Metal odbił się od brzegu pojemnika i potoczył wolno po podłodze, w stronę innych kapsli. Westchnął cicho i spojrzał na Hoseoka - minęło już jakieś dwadzieścia minut jak nie więcej, odkąd tamten stukał rytmicznie palcami w oparcie kanapy, ze wzrokiem niezmiennie utkwionym w jakimś dalekim punkcie na ścianie. Cokolwiek się tam znajdowało - gdyby było realne, na pewno miałoby już wypaloną dziurę pod wpływem jego ostrego spojrzenia. Po tylu latach przyjaźni Jungkook był przyzwyczajony do wspólnego milczenia, w tym dzisiejszym jednak było coś gęstego i wcale nie czuł się komfortowo.

„Oni to robią specjalnie, Kook. Założę się, że jak nie ma mnie w domu, jęczą dwa razy ciszej," wycedził przez zęby Hoseok, po czym sięgnął do kieszeni dresów po cygaro, kupione w internecie za kasę z ostatniego uprowadzonego. Zapalił je pośpiesznie, a już po chwili do nozdrzy Jungkooka doszedł zapach nikotynowego dymu. Jungkook zawsze uważał, że palenie cygar w dresie, nawet takim markowym za pół tysiaka, było po prostu nie na miejscu, ale nie miał ochoty wkurzać go jeszcze bardziej.

„Nie, Hoseok. Jak cię nie ma, jebią się tak samo głośno. To nie ma z tobą już nic wspólnego, daj sobie w końcu spokój."

„Po prostu mnie to wkurwia," zaśmiał się gorzko, „a wiesz, co jest najgorsze?"

Jungkook pokręcił głową, pociągając kolejny łyk z butelki. Po trzech browarach powoli zaczynał się odprężać, a co za tym szło, nie miał ochoty bawić się w zgadywanki. Zza otwartego okna do pokoju wpadało chłodne, wilgotne powietrze czerwcowego wieczoru, jednego z tych, kiedy masz ochotę siedzieć na ławce przed domem do północy i patrzeć w ciemność, czując się po prostu dobrze. On jednak był zbyt leniwy, by wychodzić na zewnątrz, przynajmniej na razie. Kanapa była równie wygodna, a on nie był typem romantyka - pisanie wzniosłych wierszy o pięknie krzaków róży, zachwycanie się ulotnością chwili czy tym, że księżyc świeci dziś wyjątkowo jasno było poza horyzontem jego zainteresowań. Może potem pójdzie się przewietrzyć. Teraz jednak, chcąc, nie chcąc, musiał się pobawić w miłosnego psychologa.

„Najgorsze jest to, że Jimin jest w porządku," odpowiedział Hoseok, odkładając cygaro na stolik obok kanapy. Jungkook pokiwał wolno głową, czekając, aż tamten wyrzuci z siebie resztę. „Dokłada się do czynszu, gdy go widzi to uśmiecha się jakby sam ćpał te swoje towary, nawet myje po nas gary."

Hoseok podciągnął kolana pod brodę. Wyciągnął rękę w stronę Jungkooka, a tamten rozumiejąc gest, wręczył mu swoje do połowy wypite piwo.

„No i przecież nie miał pojęcia, że my... no ten."

„Że byliście razem?"

Hoseok pokręcił głową i dopił resztkę alkoholu szybkimi łykami. Podniósł pustą butelkę do góry, patrząc przez ciemnozielone szkło na mrugającą co chwilę żarówkę na suficie.

„Nie nazywaj tak tego. Nie byliśmy-"

„Skoro tak, to dlaczego z nim zerwałeś? Nie zrywa się z kimś, z kim się nie jest, Hoseok, to nielogiczne."

„Nielogiczne," burknął pod nosem, „całe moje życie jest nielogiczne."

Jungkook zamknął oczy i oparł się o miękkie oparcie kanapy. Nie było sensu nic odpowiadać, wałkowali ten temat już tysiąc razy, a i tak nic z tego wszystkiego nie rozumiał. Sam już nie wiedział, czy to Hoseok nie umie tłumaczyć, czy też on sam nie ma pojęcia o miłości, choć tamten w życiu nie użył takiego słowa mówiąc o Yoongim.

Miłość. To, co innym kojarzyło się z romantycznymi kolacjami, przesłodzonymi spojrzeniami i chichraniem bez powodu, Jungkookowi przywodziło na myśl raczej napuchnięte od łez oczy, trzaskanie drzwiami i wieczne przewrażliwienie. To nie brzmiało zachęcająco, ani trochę.

Hoseok zakrył uszy dłońmi, wydając z siebie coś w rodzaju chrumknięcia. Łóżko w drugim pokoju rytmicznie uderzało o ścianę, a dwa męskie głosy wtórowały temu seriami jęków i stęknięć, teraz zbyt głośnymi, by zagłuszyć je chociażby rozmową. On osobiście już dawno przestał zwracać na to uwagę. Tak samo jak ludzie mieszkający przy torach nie słyszą przejeżdżających pociągów, tak samo on potrafił zignorować miłosne uniesienia szefa ich bandy i jego chłopaka, traktując to jak stały element krajobrazu. Hoseok jednak nie potrafił i zachowywał się tak, jakby sam stał na torach, a pociąg miał uderzyć prosto w niego. Dlatego właśnie Jungkook nie bawił się w miłość.

„To co, jeszcze po jednym?"

***

„Boże, Yoongi, jesteś najlepszy."

Jimin wtulił twarz w mokrą od potu szyję Yoongiego, jedną nogą oplatając jego udo. Czuł swoje galopujące serce, a na jego usta niepostrzeżenie wkradł się szeroki uśmiech, gdy tamten objął go rękami w pasie, by już po chwili kreślić na skórze pleców leniwe kształty.

„To w końcu Yoongi, czy Boże," mruknął, na co Jimin przewrócił tylko oczami.

„Boże seksu, chłopaku Parka Jimina, Minie Yoongi," wyrecytował, unosząc głowę do góry. Na twarzy jego kochanka gościł szelmowski uśmiech, co w połączeniu z rumieńcami na policzkach stanowiło jeden z piękniejszych obrazków, jaki tamten miał okazję kiedykolwiek widzieć.

„Głodny jestem, wołaj tych smutasów i jedziemy na miasto," zarządził, podnosząc się do siadu. Jimin najchętniej zostałby w łóżku jeszcze trochę, leżąc i patrząc jak Yoongi oddycha, mruga i po prostu jest, ale jego brzuch również zaczynał domagać się czegoś bardziej przyziemnego i treściwego. Niechętnie odkleił się od jego ciała i przeciągnął obolałe mięśnie, spuszczając stopy na podłogę.

„Ale najpierw wspólny prysznic, co ty na to?"

Yoongi zaśmiał się cicho i naciągnął na tyłek rzucone w kąt łóżka bokserki. Jeszcze przez chwilę siedział nieruchomo na brzegu materaca, patrząc za okno z wyrazem twarzy, którego Jimin nie mógł do końca rozgryźć. W końcu jednak wypuścił z płuc powietrze z ciężkim westchnięciem i wstał, podając rękę Jiminowi.

„Wiesz, że nie skończy się na prysznicu," mruknął, ciągnąc roześmianego chłopaka w stronę drzwi.

***

Czarne audi a4 może nie było spełnieniem estetycznych marzeń Yoongiego, ale ponieważ kupili je we czwórkę, za wspólnie zarobione pieniądze, a do tego nie było go szkoda ubrudzić na leśnych drogach, na razie mu wystarczało. Kiedyś się dorobią. Kupią, ba! Każdy z nich kupi własne auto marzeń, co w jego przypadku stanowiło na przykład BMW X5, takie jakim jeździł jego ojciec (a przynajmniej jeździł kilka lat temu, zanim on ostatecznie się usamodzielnił, czy jak określiła to jego matka, zrujnował cały trud i kapitał, jaki włożyli w jego wychowanie). To właśnie wyobrażał sobie Yoongi każdego dnia rano, kiedy z wielkim trudem otwierał powieki, by zacząć nowy dzień. Musiał mieć przed oczami jasny cel, do którego dążył, inaczej nie miał ochoty nawet wychodzić spod kołdry.

Głośny rap dudnił z głośników, zwracając uwagę przechodniów, czapki z daszkiem kiwały się w rytm bitu, a pluszowe kostki obijały o siebie, kiedy Yoongi dodawał gazu na prostych odcinkach drogi.

„Weź to przełącz," westchnął Jungkook, szturchając Hoseoka w ramię z tylnego siedzenia, „to, że nosimy dresy, nie znaczy, że musimy słuchać tego gówna o ulicznym życiu."

„Powinniśmy słuchać rapu o leśnym życiu, w końcu mamy dom w środku lasu," dodał Yoongi, śmiejąc się na głos ze swojego własnego żartu, zapewne wyobrażając sobie grzyby obwieszone złotymi łańcuchami i sarny w czarnych okularach szukające kogoś, komu mogłyby wpierdolić.

Hoseok uśmiechnął się lekko, szybko jednak spoważniał i odwrócił w stronę Jungkooka, który wciąż patrzył na niego wyczekująco.

„To czego chcesz posłuchać, Beethovena?" odburknął, dla świętego spokoju zmieniając piosenkę na następną, niewiele różniącą się od poprzedniej.

„Ja tam lubię Beethovena," rzucił od niechcenia Jimin, odklejając twarz od szyby, „jak miałem sześć lat to umiałem nawet zagrać „Dla Elizy" na pianinie."

Kiedy dojechali na parking restauracji, niebo było już ciemne. Rząd małych lampek upchniętych w chodnikowe płytki oświetlał drewniane stoliki z parasolami, dalej, za zadaszoną ladą, krzątały się kelnerki, a jeszcze dalej, w oknach budynku, widać było kucharzy nerwowo biegających pomiędzy blatami. Miejsce miało klimat taniego baru przy stacji benzynowej, takiego, w którym masz ochotę tylko zjeść hot-doga i rozprostować nogi, ale mieli tu najlepszą wołowinę w okolicy i nawet zabójcze ceny nie odstraszały licznych gości, już teraz zajmujących ponad połowę stolików.

Pasowali do tego miejsca, dlatego ilekroć pozwalały im na to finanse, przychodzili tutaj napełnić brzuchy i opróżnić portfele.

Kelnerka drżącymi dłońmi postawiła na stole ich zamówienie, a potem ulotniła się, posyłając Jungkookowi nerwowy uśmiech. Gdyby nie to, że kiedy się uśmiechał, wyglądał jak dwunastolatek, może i odwzajemniłby ten gest, zamiast tego puścił dziewczynie oczko. Blondynka oblała się rumieńcem, a potem zniknęła za ladą, skupiając całą uwagę na wycieraniu ścierką czystych szklanek. Prychnął pod nosem, a potem wziął się za jedzenie.

„Umiałbyś jeszcze coś zagrać?" zapytał Yoongi, patrząc na Jimina z ciekawością. Tamten wepchnął do ust soczysty kawał mięsa, a potem pokręcił głową.

„Chodziłem na zajęcia tylko kilka miesięcy. Potem mój stary roztrzaskał pianino siekierą, kiedy dowiedział się, że matka przeruchała się na nim z naszym sąsiadem."

„To po niej jesteś taki muzykalny, co?" stwierdził kąśliwie Hoseok, czując jak czyjś but trafia go w łydkę pod stołem.

„Lepiej pianino, niż matkę," uciął dyskusję Jungkook, czując, że zmierza w złym kierunku. Wystarczyło, że wyglądali groźnie - nie potrzebowali jeszcze kłótni, tylko potwierdzającej stereotyp agresywnych dresiarzy.

Reszta mięsa zniknęła z talerzy w ciszy, sporadycznie przerywanej chichotami Jimina, kiedy Yoongi szeptał mu coś na ucho, pomrukami Hoseoka, których Jungkook nie mógł zrozumieć, mimo iż siedział najbliżej oraz dźwiękiem sztućców uderzających o talerze. Z głośników nad barem leciała muzyka country, przez co Jungkook czuł, że zamiast czapki z daszkiem powinien mieć na głowie kowbojski kapelusz, a przed sobą kufel pełen piwa, co zresztą po chwili stało się rzeczywistością. Pozostała trójka dalej grała w swoją dziwną miłosną grę, której Jungkook nie rozumiał i chyba nie chciał rozumieć i z każdym kolejnym łykiem coraz bardziej odpływał w świat swoich własnych myśli.

Ledwo zarejestrował, kiedy Hoseok poderwał się od stolika, by zniknąć w kierunku toalety, a chwilę po tym to samo zrobił Yoongi, przelotem zostawiając na karku Jimina całusa. Jungkook nie był specem od tych spraw, ale sposób, w jaki obaj nerwowo szli po wysypanym żwirem podjeździe, kazał mu sądzić, że nie chodziło tylko o odlanie się.

Jungkook odstawił kufel na bok, w końcu wracając do rzeczywistości. Lepiej było, żeby Jimin został tutaj, nim usłyszałby coś, co powinno zostać między tamtą dwójką.

„Jak tam twój biznes, Jimin? Gimby nigdy nie mają dość prochów, co?" zagadnął, odwracając jego uwagę.

***

Hoseok zacisnął dłoń w pięść i przez kilka sekund trzymał ją uniesioną w powietrzu - obserwował, jak drży, jak paznokcie wbijają się w naskórek, a nabrzmiałe żyły wiją się między podłużnymi ścięgnami po jej zewnętrznej stronie. Cała ręka aż rwała się, by w coś uderzyć. Wszystko w nim prosiło o odrobinę destrukcji. Spojrzał w małe lustro wiszące nad umywalką i po kilku sekundach mierzenia się wzrokiem z samym sobą, odwrócił oczy na rażąco białe kafelki podłogi.

A przecież obiecywał to sobie tyle razy, że będzie nad sobą panował.

Na jego szczęście w łazience nie było nikogo poza nim - lampy na suficie wydawały cichy, wibrujący dźwięk, jakby zaraz miały się popsuć, w jednej z kabin woda sączyła się ze spłuczki. Ta względna cisza była kojąca i Hoseok czuł, jak część gniewu faktycznie mija, zamieniając się w typowe ostatnio zobojętnienie. A niech się patrzą na siebie, niech się całują, dotykają, pieprzą zaraz pod jego nosem. Westchnął i podszedł do jednego z pisuarów, by zrobić to, po co właściwie tu przyszedł.

Był takim egoistą, zabraniając mu ułożyć sobie życie bez niego.

Drzwi do łazienki otworzyły się szybko, a on dosłownie poczuł, jak powietrze wokół zastyga i staje się jeszcze bardziej zimne, niż światło tych okropnych lamp. Nie zdziwił się, widząc go tutaj. Yoongi oparł się o ścianę, zakładając ręce na piersi.

„Nawet nie mogę się odlać w spokoju?"

„Po prostu mi to wytłumacz," odpowiedział mu wolno, ważąc każdy wyraz, „o co ci do kurwy nędzy chodzi, Hoseok?"

Hoseok podciągnął spodnie i podszedłszy do umywalki, odkręcił szybko kurek. Woda zabulgotała w rurach, by po chwili wystrzelić ze zdwojoną siłą. Zaklął pod nosem, widząc mokrą plamę na wysokości pasa.

„O nic mi nie chodzi, nie wiem o czym-"

„Jesteś zazdrosny," przerwał mu Yoongi, odpychając się oburącz od ściany, tak że sekundę później stał już przy umywalce. Zakręcił kurek, zmuszając Hoseoka, by poświęcił mu więcej uwagi. „Chodzisz naburmuszony, przypierdalasz się do Jimina i-"

„I co? Po prostu mam dosyć tych waszych jęków, nie wpadłeś na to?"

Gdyby nie to, że wciąż miał na dłoniach resztki mydła, które musiał spłukać, wyszedłby stamtąd. Najpierw z tej łazienki, a potem znacznie dalej, byleby nie musieć patrzeć na wyraz jego twarzy - mieszankę zdziwienia i bólu. Z każdym słowem, które wychodziło z jego ust, czuł jak pęka mu serce. Dłoń Yoongiego wciąż trzymała kurczowo kurek, a on nie miał odwagi jej dotknąć.

„Jeśli zechcę tego posłuchać, włączę sobie porno, ale nie, wy musicie demonstrować swoją miłość całemu światu."

Kłykcie Yoongiego stały się białe, a pod naciskiem jego palców woda wystrzeliła ponownie, zalewając tym razem ich obu, ale to nie było ani trochę ważne. To tylko woda, która wyschnie w pięć minut, w przeciwieństwie do tego, co działo się w jego głowie. Ich oczy spotkały się na moment, a Hoseok był pewien, że nie będzie umiał wyrzucić tego z pamięci bardzo długo. Odwrócił wzrok, wsadzając ręce pod kran.

„Nie obchodzi mnie, co robisz z Jiminem."

Hoseok wytarł ręce o spodnie. Nie odważył się spojrzeć na niego znowu, w obawie, że zobaczy tam coś, przez co porzuci wszystkie poprzednie decyzje. Odsunął się od umywalki i powoli ruszył w stronę drzwi. Nie czuł na sobie jego wzroku, nie czuł nóg, które go niosą bezwolnie, nie czuł nic.

„Naprawdę cię to nie obchodzi?" zapytał cicho.

„Tak, mam to gdzieś."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro