82 |przyszłość|
Zrezygnowanie z pracy u jej ojca, jest zarazem głupotą, jak i oddechem pełnym ulgi. Jednak jedna frustracja zamienia się w drugą frustrację. Nie jestem zaskoczony, że gdy jej ojciec swoim spokojem, próbuje mnie upokorzyć, ona wpada do jego gabinetu.
– Jak możesz, tato? – ta dziewczyna zawsze stoi po mojej stronie, nawet jeśli chodzi o jej rodzinę, to niesamowite – Dlaczego myślisz, że możesz mi wybierać chłopaka? Jestem z nim szczęśliwa, mimo wszystko – ta, to ‚mimo wszystko' uderza w mój czuły punkt – Luke chciał zrobić to, co właściwe dla mnie, jednocześnie unieszczęśliwiając siebie. To jest to czego chcesz? – pyta – Żebym była ze sfrustrowanym mężczyzną, który ma zbudowaną pozycje i dobre imię, a gdy tylko stąd wychodzi czuje się bezwartościowy?
– Mary Jane, jesteś zakochana, nie myślisz trzeźwo.
– Dlaczego ludzie zawsze to mówią?! – krzyczy – To ty nie myślisz trzeźwo, bo jesteś moim tatą! To niesprawiedliwe, że rodzice odbierają szanse dzieciom na bycie tym kim chcą, bo wszystko, co robią to czerpią z rodziców! Nie chcę być taka ograniczona, jak ty, tato. Powinieneś podziwiać Luke'a, że ma odwagę.
– Wystarczy. Odwaga go nie utrzyma, odwaga nie zapewni mu ubezpieczenia czy pieniędzy na paliwo. A ty nie będziesz go utrzymywać.
– Zgadnij co! – krzyczy – Już opłaciłam jego mieszkanie za trzy miesiące z góry!
– Co zrobiłaś?
– Nie poznaję cię, Mary Jane. Po co ci taka kula u nogi? – ta, bardzo trafne, co?
– Tato, chcę dla niego wszystkiego, co najlepsze.
– Więc będziesz mnie utrzymywać? – warczę – Mary Jane! Wymyśliłbym coś!
A wtedy drzwi otwierają się jeszcze raz.
Wchodzi przez nie mój pieprzony ojciec.
– Miło cię widzieć, Greg.
– Nie powiesz tego swojemu synowi? – wszystko, czego mi brakuje to butelki alkoholu w ręce.
– Czego chcesz od życia, Luke? – chcę, żeby tamten wypadek nigdy się nie wydarzył, żeby ojciec mnie kochał, żeby Mary Jane nie musiała się za mnie wstydzić – Pochodzisz z bogatej rodziny, spotykasz się z równie bogatą dziewczyną, ale kim byś był, gdyby nie te pieniądze? Co byś zrobił ze swoim życiem, gdyby nie te luksusy? Pomyślałeś kiedyś o tym? Że nie mógłbyś żyć w obłokach?
Ma racje.
Wiem, że ma rację.
– Znajdź sposób na życie, a oddam ci pieniądze. Tylko tego od ciebie chcę.
– Tylko tego? Nigdy nie pozwoliłeś mi rysować! Zawsze mówiłeś, że...
– A co zamierzałeś z tym zrobić? Wybrałeś rysunek jako kierunek, co dalej nie jest czymś konkretnym. Ilustrator, grafik, dlaczego nie?
– Nigdy mi nie pomogłeś... – kręcę głową.
– A ty nigdy nie dałeś sobie pomóc.
Mary Jane kładzie rękę na moim ramieniu, a ja od razu ją ściskam.
– Masz tydzień, inaczej musisz radzić sobie sam.
– Kim ty, tato, chcesz, żebym był?
– Kimś, za kogo nikt w tym pomieszczeniu, nie będzie musiał się wstydzić – uderza w czuły punkt.
– Nie mogę uwierzyć, że nie może, pan wspierać swojego syna, tak po prostu, za nic.
– Pomyśl, że robię to też dla ciebie, Mary Jane – żeby to ona nie skończyła sfrustrowana ze mną.
Mary Jane wyciąga mnie stamtąd niemal siłą.
Nie jestem gotowy usłyszeć, co ona ma do powiedzenia.
– Muszę zostać sam – mówię – Chcę pomyśleć.
– To nie jest...
– Powiedziałaś, że mi ufasz, do chuja. Więc zostaw mnie samego, a ja zadzwonię, gdy będę gotowy.
– Kocham cię – mówi cicho – Chcę, żebyś był szczęśliwy. Tylko to się liczy, a wiem, że potrafisz. Niektórzy musza nauczyć się szczęścia, ale to nie jest niemożliwe.
– Mary Jane, nie rezygnuj ze mnie – ta prośba jest samolubna, wiem o tym. Odpycham ją od siebie zbyt często i robię to nawet teraz.
– Nie mogłabym – podchodzi i całuje mnie w policzek – Zaczekam.
Gdy odchodzi, chcę ją przyciągnąć i pocałować, ale wiem, że jeśli to zrobię, znowu nie zrobię nic dla siebie.
W tej chwili nie przychodzi mi na myśl ani jedna rzeczy, którą poradziłby mi Chris. On żył z dnia na dzień, ja planuję coś więcej.
Jednak mimo wszystko wybieram numer Marii.
– Hej, co jest?
– Pójdziesz ze mną na jego grób? – nie byłem tam od jego pogrzebu. Pogrzebu, na którym pojawiliśmy się tylko ja i Maria, a ona na mnie nakrzyczała, że to moja wina.
– Kupię kwiaty – z Marią rozumiemy się bez zbędnych słów.
Gdy docieramy na cmentarz, nie mogę się powstrzymać, przed złapaniem jej za rękę. Callie śpi w wózku.
– Jak często tu bywasz?
– Odkąd mieszkam z tobą raz w tygodni, wcześniej codziennie.
– Nie byłem tu...
Maria opiera głowę o moje ramie.
– Pewnie byłby na bas zły, że tak się użalamy nad sobą. Powiedziałby, że mamy tylko jedno życie i że nie możemy tak się tak mazać.
– Właśnie jedno życie. Zastanawiałaś się kiedyś z czego on żył? Co planował? Bo ja w tej chwili muszę. Nie chcę zawsze czuć się, jak gówno i być nieszczęśliwym. Chcę uszczęśliwić was i Mary Jane, ale sam też muszę.
– Co byś chciał robić?
– Nie wiem – mówię szczerze – Rysunek to chyba jedyne w czym jestem dobry. Jednak zostanie wielkim artystą...
– Dlaczego prawdziwe życie jest takie trudne?
Oboje spoglądamy na grób naszego przyjaciela.
– Byliśmy Piotrusiami Panami, zapominając, że on też był nieszczęśliwy, gdy poznał inne życie.
Maria zaczyna płakać. Ocieram jej łzy, gdy ona to samo robi z moimi.
– Im dłużej żyję z tobą, tym bardziej uświadamiam sobie, że prawdziwe życie nie jest takie złe, że może spotkać mnie coś dobrego. Też musisz w to uwierzyć.
– Czy Mary Jane to już nie wystarczające zwycięstwo?
– A może Mary Jane to tylko początek szczęśliwego życia? – tak trudno mi w to uwierzyć – Chrisa już nie ma, a my musimy żyć dalej.
– Maria...
– Nie chcę pozwalać życiu się przytłoczyć. Zasługuję na więcej. Ty także, więc walcz.
Przytulam ją do siebie z całej siły, gdy jej łzy moczą moją koszulkę.
Prawdziwe życie jest zbyt trudne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro