75 |ojciec vol.3|
Zasnąłem.
Nie zdarzyło mi się to.... nigdy?
Po raz pierwszy od dwóch lat nie miałem pieprzonych koszmarów.
– Sypiasz w pracy? – to jej ojciec – Co robiłeś w nocy? – na jego twarzy pojawia się obrzydzenie – Nie odpowiadaj, nie chcę wiedzieć. Zdajesz sobie sprawę, że ona nie chce być nastoletnią matką?
– Naprawdę sądzi pan, że tak mnie zmęczył seks?
Zniesmaczenie na jego twarzy się powiększa.
– Jesteś pracowitym dzieciakiem, ale nie rozumiem, co moja córka lubi w twoim zachowaniu, gdy ty bez zastanowienia mówisz do mnie takie rzeczy.
Nagle mi, , głupio.
– Przepraszam – nie wiem, kiedy powiedziałem te słowa do kogoś dorosłego, a już na pewno do ojca czy matki. Matka w ogóle do mnie nie dzwoni, a brat nie chce do mnie zaglądać, żebym przypadkiem nie kazał mu zostać z Callie.
– Mam nadzieję, że się wyspałeś i dzisiaj to dokończysz.
– Oczywiście – mówię. Jest już przy drzwiach, gdy go wołam – Staram się być dla niej dobry, proszę mi uwierzyć.
Przygląda mi się, jakby oceniał mój ubiór i moje widocznie zmęczone oczy. Nigdy nie byłem taki potulny, jak pieprzony baranek.
– Wierzę, Luke – bardziej wygląda, jakby mnie żałował, nienawidzę, , tego.
Może dlatego, gdy wychodzi, pod wpływem zmęczenia wyciągam telefon i dzwonię do ojca, który oczywiście nie odbiera.
– Cześć, tato – jestem żałosny – Dzwonię, żeby cię przeprosić – mówię ciszej niż zamierzałem – Nie chciałem cię uderzyć, przepraszam. Ojciec mojej dziewczyny dał mi prace i chyba jest ze mnie zadowolony, to znaczy na tyle ile można być zadowolonym z kogoś takiego, jak ja – prycham – No więc, to chyba tyle i... przepraszam, tato. Kocham cię, tato.
Nim się orientuję, rzucam pieprzonym telefonem o biurko. Chowam twarz w dłoniach i krzyczę. Muszę zapalić. Zostawiam te prace i wychodzę przed budynek, żeby chociaż na chwile przestać czuć się, jak gówno, ale gdy kolejni ludzie wchodzą do budynku i są tak bardzo różni ode mnie.
To nie musi tak być.
Mogę być od nich inny, ale na ich poziomie.
Dam radę.
Gaszę papierosa i wracam do biura.
Gdy tylko do niego wchodzę, mój telefon dzwoni.
Pieprzony ojciec.
Tylko odbieram.
Już nie mam odwagi się odezwać.
– Luke? – ściskam telefon zbyt mocno – Znowu piłeś?
Wybucham śmiechem.
Oczywiście, że to wszystko, co o mnie myśli.
– Może właśnie to powinienem zrobić, skoro to wszystko, co o mnie myślisz! – rozłączam się, a on dzwoni ponownie.
Jestem dalej tak zmęczony, że jestem bliski łez, ale wiem, że nie mogę stąd wyjść, bo już nie będę miał do czego wrócić.
Dlatego z trzęsącymi się dłońmi i łzami w oczach, wracam do pracy, starając się nie myśleć o tym, czego nie mogę naprawić.
A gdy kilka godzin później mój telefon dzwoni znowu...
– Luke? Gdzie jesteś? Czekam na ciebie. Stało się coś?
Rozglądam się dookoła, ale nikogo już tu nie ma, a ja dalej mam trzy godziny straty.
– Mary Jane, przepraszam – to chyba moje nowe ulubione słowo – Jestem po uszy w papierach i przepraszam nawet nie wiem, która jest godzina.
– Luke...
– Nie mogę stąd wyjść za nim nie skończę.
– Ale Luke. – w jej głosie słyszę coś dziwnego.
– Poradzisz sobie? Przepraszam, ja...
– O której będziesz?
– Nie wiem. Możesz spać u mnie, a ja będę, jak będę, okej. Powiedz, że będziesz spać u mnie...
– Dobrze, będę. Kocham cię – mówi.
– Mary Jane, naprawdę, przepraszam.
– Hej! Przestań! Jest w porządku! Każdemu może się zdarzyć. Będę na ciebie czekać, nie śpiesz się.
Wychodzę z gabinetu w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, bo chyba nie jadłem też cały pierdolony dzień, ale w szafkach mają alkohol? Czy to nie wbrew polityce firmy?
Rozglądam się dookoła, jakby ktoś miał mnie przyłapać i zabieram butelkę.
Potrzebuję tego cholernego alkoholu.
Już po pierwszym łyku jest mi lepiej, czuję dawno zapomnianą euforię i te dziwną energię... alkohol mnie napędza zamiast usypiać.
Alkohol przez długi czas sprawiał, że żyję i teraz to uczucie wraca.
Przy kolejnym łyku uciekają niechciane myśli, a butelka obok mnie pomaga mi w pracy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro