7 {jacy chcemy być}
Mary Jane
Kocha mnie.
On mnie, do cholery kocha.
To znaczy, jak on może mnie kochać?
Znam go całe życie.
Zawsze dzielimy się ze sobą swoimi sekretami, dzielimy wyjątkowe chwile. Ale dlaczego teraz? Dlaczego nagle doszedł do wniosku...
O Boże...
To takie zalone.
Go nigdy tu nie ma, pojawia się raz na sto lat. Wiem, że mnie zna, prawdopodobnie lepiej, niż ktokolwiek inny, ale dalej nie wie o mnie wszystkiego, bo ja sama nie lubię tej części mnie.
Jednak tak, jak przystało na człowieka, każdego cholernego człowieka, który coś ukrywa, mimo wszystko chce, żeby ktoś zobaczył te część, którą tak starannie staram się ukryć, żeby ktoś pokochał te nieidealne fragmenty. A może odnalazł te zagubione?
O mój Boże.
Gdybym nie to, że Kimberly jest w pokoju, uderzyłabym głową o ścianę.
– Hej, chciałam zapytać cię wczoraj. – Moja przyjaciółka nie wie z jakiej rodziny pochodzę.
– Tak? – Mam nadzieję, że mój głos brzmi normalnie.
Kocha mnie.
Co to by dla nas oznaczało?
– Damon chce mnie zabrać na wielką kolację, taką rocznicową i to ma być wydarzenie niczym bogacze z Nowego Jorku. – Nie mogę się nie uśmiechnąć, ona też. – Pożyczysz mi sukienkę, proszę?
– Jasne, wybierz coś. – Kimberly podchodzi do mojej szafy. Nie ma tu miejsca na wszystkie moje rzeczy, ale jest kilka ładnych sukienek.
– Buty też?
– Kim, mogę cię nawet pomalować.
– O super by było! Chcę mu zrobić niespodziankę! – Kim zazwyczaj chodzi luźno ubrana i nie nakłada makijażu. Nie udaje, dlatego też nie podejrzewa nikogo o to.
Ich związek prosty, mało wymagający, polegający w większości na spaniu w jej łóżku, jest ogromnym kontrastem do tego, czego ja pragnę w życiu. Oni cieszą się małymi rzeczami. Robią sobie jedną wielką randkę, gdzie ja bym chciała, żeby każda była wielka.
– Myślisz, że powinnam zmienić styl?
– Kimberly...
– No co? Ty jesteś taka ładna, stale masz nowe fryzury i paznokcie, trochę elegancka, ale zarazem potrafisz być dziewczyną z sąsiedztwa.
– On cię kocha taką, jaką jesteś. Nie wątp w siebie. – Chce mi się śmiać, gdy udzielam takich rad. Są prawdziwe, ale ja, żeby nie wątpić w siebie muszę osiągnąć perfekcję.
– Zobaczymy, jak zareaguje.
A jak by zareagował Nathan?
Czy dalej by mnie kochał, gdyby zobaczył, jaka głośna i wkurzająca jestem?
Już tak dawno taka nie byłam...
Gdy kończę pomagać Kim i upewniam się, że wszystkie moje prace na jutro są skończone. Sama postanawiam sprawdzić, jak bardzo potrafię zdenerwować samą siebie.
Otwieram szafę i to nie po swojej stronie. Kimberly także ma sukienki, tylko są całkowicie różne od moich. Zamiast typowo koktajlowych kreacji, można tu zobaczyć zbyt krótkie i zbyt wycięte. Nie czuję się dobrze, tak dużo odkrywając.
Czasem zastanawiam się, kiedy w ogóle czuję się dobrze.
Gdy patrzę w lustro nie poznaję samej siebie. Pod dekoltem sukienki ukrywam drogi prezent od Nathana, nie potrafiąc go zdjąć, a jednocześnie nie chcąc pokazywać go światu.
Jestem taka popieprzona.
Kocham ten naszyjnik, jednocześnie w jakiś sposób wstydzę się, że go mam.
Wzywam taksówkę i podaję kierowcy adres miejsca, gdzie wpuszczają bez dowodów i gdzie bez problemu kupię alkohol.
Dzisiaj się uchleję, żeby do cholery zapomnieć, a zarazem doskonale sobie przypomnieć, dlaczego nie jestem idealna.
Mam tylko nadzieję, że nie spotkam żadnych znajomych.
Nie chcę, żeby ktokolwiek widział, jak rozpadam się na kawałki, tylko po to, żeby jutro udawać, że to się nie wydarzyło.
Luke Ainsworth
– Więc... samochód?
– Nie. – To nie podlega dyskusji.
– Dalej masz problem...
– Przestań, dobrze? Zjedzmy ten cholerny obiad i wróćmy do twojego mieszkania.
– W okolicy mają dobrą pizzę.
– Świetnie, może być pizza
Nie mamy wspólnych tematów. Nigdy nie mieliśmy. On potrafi mi tylko mówić, co robię źle i udawać, że to wszystko dla mojego dobra. Muszę się powstrzymywać przed kupieniem papierosów, dlatego wciskam ręce głęboko w kieszenie i kopię wszystko, co stanie na mojej drodze.
To zabawne, jak bardzo można być do kogoś podobnym z wyglądu i rożnym z charakteru.
Nikogo nie jesteśmy w stanie nienawidzić tak bardzo, jak własnej rodziny. Od nikogo nie wymagany tak dużo i zarazem nie potrzebujemy tak mało. Rodzina to największa sprzeczność w życiu człowieka. Trzeba mieć odwagę, żeby być od niej innym, żeby przeciwstawić się ich decyzją.
Siadamy w pizzerii i jestem niemal pewny, że wszyscy znają tu mojego brata i wiedzą już o mnie. Oceniają kontrast pomiędzy nami. Ukrywam większość tatuaży, tak jakby, gdy ludzie mogli je zobaczyć, poznaliby moją historie. Widać tylko kawałek tatuażu na szyi, te na dłoniach i jeden na łydce.
Myślę, że nigdy nie zakrywam nóg z powodu tego tatuażu.
Chris miał taki sam.
Mam na łydce pieprzoną fale, gdzie do góry widać ogon syreny.
Mój przyjaciel zawsze mówił o tym tatuażu tak:
Wierzę w pieprzone syreny, kocham pieprzone syreny. I wiesz co myślę? Myślę, że przez to moje życie jest lepsze. Bo nikt nie odbierze mi wiary w to, że mogę zrobić wszystko, co zechcę.
Nie ma znaczenia, jak bardzo był wtedy naćpany, wiedziałem, że wiedział o czym mówi.
Dlatego noszę ten pieprzony tatuaż z dumą, tak jak on go nosił.
– Rozmawiałem z tatą – mówi. – Myślimy, że powinieneś zmienić kierunek studiów.
– Nie możecie o tym decydować.
– Tata płaci za twoje studia.
– Tata zapłacił za wiele rzeczy.
– Nie uważasz, że jesteś mu coś winny? Że jesteś nam wszystkim coś winny? – Rzuca we mnie kolejnym lekceważącym spojrzeniem.
– Pierdol się ty i twoje próby bycia bratem. – Wstaję od stołu z hukiem.
Wszyscy rzucają na nas spojrzenia. Nic mnie to nie obchodzi, ale go tak.
Zatrzymaj mnie.
Nie pozwól mi wyjść, pokaż, że zależy ci na mnie bardziej, niż na opinii innych ludzi.
Jesteśmy braćmi, chociażby przez pieprzone więzy krwi.
Wyciąga rękę.
Łapie mnie za nią, ale ja się wyrywam.
Dalej możesz mnie zatrzymać.
On rozgląda się dookoła, spojrzenia są ważniejsze.
Wychodzę.
I tym razem znowu nikt mnie nie powstrzymuje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro