68 |razem|
Luke otwiera szafę, z której wyjmuje gitarę.
– Wiem, że nie chcesz o nim słuchać, ale to on mnie nauczył grać. Właściwie to pokazał mi podstawy, bo tyle znał, a ja sam nauczyłem się reszty.
– Ja też umiem grać – mówię. – Nie na gitarze, ale na pianinie. Może kiedyś zagramy razem?
Jest kompletnie rozbawiony moją propozycją, ale przytakuje.
– Chcesz ode mnie rzeczy, których chciałabyś od swojego chłoptasia w garniturze. Podoba mi się to – rozumiem, dlaczego.
– Co mi zagrasz?
– Zamknij oczy, kochanie.
Ciarki przechodzą mnie po całym ciele na to jedno, bardzo urocze zdanie. Przykrywam się mocniej kołdrą i zamykam oczy.
Gdy słyszę jego głos, śpiewający jedną z najbanalniejszym, ale i najpiękniejszych piosenek, czuję kolejną falę ciarek na ciele. Ma piękny głos i śpiewa dla mnie.
Nie mam pojęcia, kiedy ani jak się w nim zakochałam. Był poza planem. Tak bardzo byłam zapatrzona w Nathana i to czego nie mogę mi dać, że prawie zapomniałam, jak wiele mam do zaoferowania. Może to moje zbyt duże ego, ale ja po prostu czuję się na tyle silna, żeby go kochać. Może zawsze w związku pokłady sił nie rozkładają się po równo. Jednak już mam to gdzieś. Nic na tym świecie nie jest idealne.
Can we work this out
I don't wanna close the door
Before the sun goes down
We can't let this go too far
I'll do anything to meet you anywhere you are
'Cause it doesn't matter anymore
Who was right or wrong
If we could only find the words we've lost
Before what we have is gone
Robi to dla mnie.
Ma wielkie serce.
Boże, jak ja go kocham.
W którymś momencie przestaję słyszeć gitarę. Otwieram oczy i zauważam, że odstawił ją na bok. Żałuję, że je zamknęłam. Luke śpiewa dalej, robiąc coś na telefonie, a gdy piosenka zaczyna lecieć od początku, Luke wyciąga do mnie rękę. Śpiewa wraz z nagraniem, gdy ja staję na łóżku, a on porywa mnie w objęcia i śpiewa głośniej.
Śmieję się, gdy obraca mnie wokół własnej osi,
Oplatam go ramionami wokół szyi, gdy on kładzie ręce na moich pośladkach i ściska.
– Zbuntowałem się i nie nauczyłem się tańczyć, ale jestem pewien, że ty potrafisz. Dalej – klepie mnie po tyłku – Zatańcz ze mną.
– Już myślałam, że nigdy nie poprosisz.
Biorę jedną z jego dłoni i splatam z nim palce, z drugą ręką pozwalam mu robić, co chce.
Poruszamy się niepewnie, bardzo niezgrabnie, nie pasujemy do siebie w tak wielu rzeczach, ale cały czas próbujemy. Luke mnie depcze, ale to tylko sprawia, że przysuwam się bliżej. Staję na palcach i opieram swoje czoło o jego. Łapie mnie w talii i porusza się z większą pewnością. Luke cicho śpiewa, ocierając się wargami o moje wargi.
Nie obchodzi nas, że jesteśmy nadzy, że zza otwartego okna dopada nas zimny wiatr. Jesteśmy zbyt pochłonięci sobą, żeby myśleć o czymś innym.
Ta chwila... jego bijące serce, które czuję na własnej piersi to znaczy dla mnie wszystko.
Uśmiechamy się przy swoich ustach.
Żadne z nas się nie rusza.
Luke bierze moje policzki w dłonie, gdy ja robię to samo z jego.
Nie potrzebujemy zbędnych słów.
Obojgu nam wystarczy obecność drugiego.
Opadamy razem na jego materac. Dalej trzyma mnie ciasno, jakby bał się, że ucieknę. Odgarniam mu kilka loków z twarzy, gdy on przesuwa wargami po moich.
Mój mężczyzna całuje mnie w szyje, trąca nosem moją szczękę i przenosi swoje usta niżej. Muska wargami mój obojczyk, wplatam palce w jego włosy, gdy on unosi na mnie oczy. Trąca mój ojczyk nosem i ciepło się uśmiecha.
– Przez cholernie długi czas sądziłem, że nie spotka mnie nic dobrego. Przyjeżdżając tu, chciałem oderwać się od rodziców, móc być sobą, żyć z dnia na dzień. Przeżyć życie. No i pojawiłaś ty... – opiera policzek o mój policzek – Nie jesteś taka, jak myślałem, że jesteś. Zasługujesz na wspaniałe rzeczy, pomimo, że czasem doprowadzasz mnie do pierdolonego szału i nie rozumiesz. Jednak obiecuję ci, że ci to dam, Mary Jane. Po prostu obiecuję.
Przytulam go do siebie z całych sił, nie chcąc już płakać.
Całuje mnie w bark, po czym ze mnie schodzi.
– Pójdę zobaczyć, co z pizza. Wskakuj pod kołdrę.
– Będziemy jeść w łóżku?
– Kurewsko kocham spać w okruchach, udaję, że to przez nie nie mogę spać – syczy.
– Nieśmieszne – warczę.
Wciąga na siebie bokserki, po czym wychodzi z pokoju i równie szybko do niego wraca.
– Maria odebrała pizzę. Callie uwielbia te kebab, jeśli Maria zdejmie z niej mięso. Próbowaliśmy, ale ona kręciła nosem.
Kładzie się, opierając o ścianę i wyciąga ramie, czekając, aż się do niego przytulę. Robię to z małym wahaniem, ale one są częścią jego życia i muszę się z tym pogodzić.
– A ty? Jaką najbardziej lubisz?
– W sumie zjem każdą, bardziej chodzi o ciasto. Musi być dobrze wypieczone. Zamawiam pizzę z tamtego miejsca, bo mają najlepsze ciasto. Spróbuj.
Ciasto jest pyszne.
A my jemy i rozmawiamy o głupotach. Uwielbiam takie momenty, gdy po prostu cieszymy się swoim towarzystwem i poznajemy małe kawałki siebie.
Luke Ainsworth
Jest zmęczona.
Mimo, że uśmiechnięta, jest wykończona.
Zasypia obrócona do mnie plecami.
Opuszkami palców głaszczę jej nagie plecy.
Pieprzenie idealne plecy.
Opieram o nie czoło, wdychając zapach własnego mydła na mojej dziewczynie. Przerzucam przez nią ramie, chcąc być po prostu blisko i tak nie zasnę.
Gdy ona śpi, ja wymyślam plan pieprzonego samodoskonalenia.
Kocha mnie.
Nie może być z takim śmieciem, jak ja.
Ojciec odciął mnie od pieniędzy.
Muszę się zmienić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro