66 |ojciec vol.2|
Rzadko kto w ogóle kiedykolwiek puka do pokoju w akademiku, dlatego tak bardzo jestem zaskoczona, gdy to się dzieje. Odrywam się od książek i idę otworzyć drzwi.
W moich drzwiach stoi wysoki, postawny mężczyzna o włosach w kolorze brudnego blondu. Są tak podobni, że to przyprawia mnie o zdenerwowanie.
Jego ojciec emanuje tą samą aurą, co jego syn, a myślałam, że są różni.
Skoro on pojawił się w moich drzwiach...
O Boże.
– Czy coś się stało z Lukiem? – nie widziałam go tylko kilka dni, nie wiem, które z nas bardziej unikało drugiego, ale jeśli coś my się stało.
Widzicie to zataczające się koło?
Troszczycie się o kogoś, a on ma was gdzieś. On ginie ty cierpisz. Zostajesz z taką dużą dziurą w sercu, że nie potrafisz żyć, ale potem pojawia się ktoś kto to łagodzi, ale nie wystarczająco tej osobie na tobie zależy, tobie zależy tylko na sobie, ale nie na tyle, żeby żyć.. i zostawiasz kolejną osobę z dziurą i schemat znowu się powiela.
– Proszę, niech pan powie, że...
– Wiesz kim jestem?
Kiwam głową.
– Jest do pana bardzo podobny, ale dlaczego pan tu jest? Co pan robi w kraju? Proszę mi powiedzieć, że z nim w porządku...
– Tobie naprawdę na nim zależy – mówi zaskoczony. – Z moim synem w porządku – mówi już bez emocji, po czym przeczesuje swoje włosy w dokładnie ten sam sposób, co Luke.
– Co pan tutaj robi?
– Próbuję zrozumieć, co taka dziewczyna, jak ty, robi z kimś takim, jak mój syn.
– A ja próbuję zrozumieć, jak ktoś tak wykształcony, tak bogaty i tak pewny siebie, może tak wątpić w swojego syna, który jest wart...
– Drogich prezentów? – Myśli, że mnie przejrzał.
– Miłości, pański syn jest warty miłości, a pan mu jej nie daje, tylko cały czas go obraża, gardzi jego rysunkami, tatuażami, jak pan może? Jest wyjątkowy, ma pasje i to kocha, a pan go w tym nie wspiera. Dlaczego nie dajecie mu szansy być tym kim chce? Kupiłam ten motocykl, żeby mógł się poruszać, bo wiem, że nie jeździ samochodami. Chciałam, żebyśmy mogli coś zobaczyć, żeby mógł pokochać życie w inny sposób, żeby mógł je docenić. Chciałam, żeby zrozumiał, jaki jest wartościowy.
– Widzę, że jeszcze dobrze go nie poznałaś. Ta dziewczyna i to dziecko? Wykorzystuje ich, żeby poczuć się mniej winnym, przez coś, co nie było jego winą. Ciebie też wykorzystuje. Ściągnie cię na dno...
– Tak jak pana?
– To ciężka miłość, ale jest moim synem... – Mam ochotę się roześmiać. – Odciąłem go od pieniędzy, zobaczymy, jak teraz będzie ci się żyło z kimś takim, kto gardzi ciężką pracą, bo jest wolnym duchem, a nie daje nim z siebie.
– Kocham go. – To niestety nie czas przeszły. – I zrobię wszystko, żeby w końcu poczuł się wartościowy. Będzie mu lepiej bez pana pieniędzy.
– Wiedziałem, że albo jesteś głupia albo równie szalona, co on.
– To pana wina, że on taki jest. To wszystko zaczyna się u was w domu.
– I tam powinno zostać, Mary Jane.
Zostawia mnie z tą myślą samą, przy cholernie otwartych drzwiach.
I po prostu wiem, że jeśli ja posłałam go na dno, to ojciec sprawił, że o nie uderzył.
Dlatego ruszam w wyścig z własną godnością. Jej przeciwieństwo zmusza mnie do wystartowania, a sama godność do poddania przed startem.
Nie zamierzam się poddać.
Zaczynam od jego mieszkania, ale tam go nie ma.
Motocykl stoi nieruszony przed domem.
Nie byliśmy razem w wielu miejscach.
A wtedy go zauważam.
Przebiega na drugą stronę, unikając potrącenia przez samochód. Rozlega się dźwięk klaksonu, a Luke pokazuje kierowcy środkowy palec.
– Luke! – krzyczę na cały głos, ruszając za nim w pościg. – Luke! – Biegnę, ile sił w nogach, starając się zapomnieć o tym, że on ma dwa razy dłuższe nogi.
Krzyczę, biegnę, nie zatrzymuję się z ani jednym, ani drugim.
– Luke! – krzyczę. – Luke Ainsworth! – brakuje mi tchu i upadam na ziemię. – Luke Ainsworth! – krzyczę z ziemi, nie mogąc powstrzymać łez. – Luke!
Czuję czyjeś dłonie na policzkach, unosi moją twarz do góry, nie wiem, czy kiedykolwiek przestanę płakać.
– Nigdy nie chciałem, żebyś upadła! – krzyczy.
Bierze mnie na ręce, ja nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa.
– Co ty robisz, Mary Jane?
– Kocham cię i.... i... – szlocham. – Czas, żeby ktoś ci pokazał, co to naprawdę znaczy. – Po czym wybucham jeszcze gorszym rodzajem płaczu, takim, który przykuwa uwagę przechodniów.
– Mary Jane....
Wtulam głowę w jego pierś.
– Żadne z nas więcej nie upadnie, słyszysz?
Dziewczyna, jak ja, pewna swego i swoich celów ze ściśle określoną drogą i facetem z marzeń... jest w toksycznym związku.
Dlatego właśnie miłość to źródło większości cierpienia.
Myślisz, że cierpisz, bo jesteś samotny? Nie równa się to z samotnością, gdy osoba, którą kochasz odpycha cię lub ty musisz ją odepchnąć.
Dlatego tak łatwo wracamy.
Dlatego to się nazywa toksycznymi związkami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro