Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

63 |motocykl|

Nie jestem człowiekiem małych czynów.

Drażni mnie robienie z małych rzeczy czegoś wielkiego.

Luke kocha małe rzeczy. Wielbi wszystko do czego nie potrzeba zbyt wieku składników.

Nienawidzę tego.

Tak, jak on nienawidzi wielkich rzeczy.

Myślę, że dlatego moją małą rzeczą jest spróbowanie dania lub odnalezienia samego siebie, a nie zrzucenie na niego bomb, jakimi są moje myśli.

Poza tym na pewno ujęłabym to źle, jestem beznadziejna w słowach.

A on by to źle zinterpretował, bo jest beznadziejny w czuciu się wartościowym.

Jesteśmy w ogóle beznadziejni.

Jednak dopracujemy to i będzie dobrze.

Musi być dobrze.

Chcę tego i wierzę, że on także, dlatego warto walczyć, nawet po naszemu.

– Czy może pan to zawieść na ten adres? – Rodzice nie odcięli mnie od pieniędzy, ale gdy zorientują się, ile wydałam pieniędzy na co, to może być różnie.

– Nie ma problemu. – Chcę zobaczyć jego minę, gdy zobaczy prezent. Jestem podekscytowana tą niespodzianką. Facet widzi, że uśmiecham się, jak szalona i także zaczyna się uśmiechać.

– To dla chłopaka?

– Tak – Energicznie kiwam głową. – Dziękuję za pomoc, kompletnie się na tym nie znam...

– Takie prezenty to chciałby każdy facet dostawać. – Nie wiem, ile w tym prawdy, niedługo się przekonam.

– Mam nadzieję.

Zaplanowałam dla nas małą wycieczkę, jednak tak czy tak będziemy musieli użyć samochodu nawet, jeśli polecimy samolotem, dlatego omijamy samolot...

Tak, prawdopodobnie najpierw powinien się zgodzić.

Dlatego dzielenie z kimś planów jest trudne, cholernie trudne. Nie mogę czegoś sobie zaplanować i po prostu tego zrealizować, muszę liczyć się z jego opinią i marzeniami.

Luke nie jest słaby, a wiele osób stwierdzi, że to właśnie ktoś słaby jest dla mnie dobry.

Ktoś słaby by mnie frustrował, a ktoś silny daje pole do dyskusji, do wybierania trudniejszych szlaków.

Trudne szlaki to dobra definicja naszej relacji.

Luke Ainsowrth

Gdy ktoś dzwoni do drzwi, mam cholerną nadzieję, że to nie mój brat. Udało mi się go unikać od cholernych dwóch tygodni, a raczej unikać poważnych rozmów. Dlatego mam nadzieję, że to nie czas na nią.

Nie znam faceta, który stoi przed moimi drzwiami.

Pyta mnie o moje dane, a gdy mówię, że to ja, każe mi coś podpisać i prowadzi przed blok.

– Jest pan szczęściarzem. – Klepie po siedzeniu motocykla.

Motocykla.

Ja pierdole.

Przeczesuję nerwowo włosy.

Motocykl.

Kupiła mi pierdolony motocykl.

Szanuje to, że nie jeżdżę samochodem i wiem, że większość ludzi by tego nie tolerowało. Wiem, że to pieprzony stres pourazowy. Próbowali to, , rozwiązać na odwyku, ja próbowałem, ale kończyło się, że tylko sięgałem po alkohol i zaczynałem od nowa. Dlatego pogodziłem się z tymi rzeczami.

Dostrzegam ją po drugiej stronie ulicy, uśmiecha się od ucha do ucha.

Ja tez to obię.

– Może tu przyjdziesz?

Biegnie przez ulice, gdy ja otwieram dla niej ramiona.

– Podoba ci się? Nie znam się na tym, a musisz mieć coś, czym będziesz się poruszał....

W innym świecie, gdybym był kimś innym, mógłbym dać jej równie drogi prezent i przyjąć do cholery ten.

– Co ci, , odbiło, żeby kupować coś takiego?

Jej uśmiech znika.

– Myślałam, że ci się spodoba. – Przytula mnie mocniej. – Nie wszystko da się robić na pieszo.

– Znam cholernie najlepszą rzecz, jaką da się robić bez pieprzonego pojazdu.

– A ja znam rzeczy, które można robić w pojeździe i na pojeździe. – Porusza sugestywnie brwiami, chcąc mnie rozbawić. – Zabierzesz mnie na przejażdżkę?

– Cholera, – mówię. – Callie śpi do góry, a Maria jest w pracy, muszę wrócić.

Ściskam kluczyki w ręce, naprawdę chcąc wypróbować te maszynę.

– Ale podoba ci się?

– Powinnaś to oddać, zanim rodzice zaczną drzeć ryja, że marnujesz pieniądze na takiego śmiecia, który nie może ci nic dać...

– Kupiłam to trochę dla siebie, bo chcę cię gdzieś zabrać – małe diabełki pojawiają się w jej oczach – Musisz go zatrzymać, żeby dowiedzieć się, gdzie.

– Dobrze, ale cholera, chodźmy do Callie.

Przerzucam ją przez ramie, bo wiem, że zacznie mi protestować i zanoszę do mieszkania. Callie na szczęście jeszcze śpi, więc mamy chwile dla siebie.

Przyciskam ją do ściany w przedpokoju, zostawiając otwarte drzwi do pokoju Callie.

– Nikt kogo znam i kogo stać na to, nie kupiłby mi pieprzonego motocykla, żeby mi to ułatwić.

Odgarniam jej włosy z twarzy, chcąc spojrzeć jej w oczy, a może nawet zajrzeć do jej duszy.

Robi to, ponieważ się we mnie zakochała.

Mimo, że na trzeźwo nie wspomniała o tym ani razu.

Kocha mnie.

Chce dla mnie wszystkiego, co najlepsze.

Ja nie mogę dać jej takich prezentów i nie powinienem takich przyjmować.

– To przez te twoje pocałunki – ściska moją koszulkę w pięści – Sprawiają, że szaleje – napiera na mnie, chcąc być bliżej.

– I pewnie teraz byś chciała jeden, co?

– Jestem uzależniona – flirtuje – Jeden mi nie wystarczy.

I gdy już mam ją pocałować, słyszę swoje przekształcone imię, dochodzące z pokoju Callie.

Już odsuwam się od Mary Jane, gdy ona mocniej ściska moją koszulkę nie pozwalając mi na to.

– Później dokończymy.

– Chyba nie wiesz na czym polega uzależnienie.

– Chyba nie wiesz, jak bardzo się, , mylisz. Ćwicz silną wolę.

, teraz byłem dupkiem, a nie o to mi chodziło.

Całuję ją w głowę, a następnie ona szybko się odsuwa.

– Nie wychodź.

Zostawiam ją tam, idąc do Callie, gdy wracam już jej nie ma.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro