Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

62 |jak w domu|

Nie mam u niego swoich ubrań, bo nawet nie wiedziałam o tym miejscu, więc gdy ja próbuję wybrać coś z jego ubrań w czym będę wyglądać przyzwoicie, Maria ma do popisu całą swoją szafę.

Nie wiem, czy zazdrość jest zawsze równa konkurencji, wiem, że nigdy nie odczuwałam zazdrości, ale chętnie brałam udział w konkurencjach.

Nie wyglądam dzisiaj lepiej od niej. W szczególności bez makijażu, którego brak Lukowi nie przeszkadza, ale ja bez niego czuję się mniej pewnie.

– Jesteś gotowa? – pyta Luke. Wchodzi w głąb pokoju, gdy widzi, że dalej stoję przy jego szafie – Szczerze? Cokolwiek co ubierzesz będzie dobrze. Nie ma to znaczenia.

– Dla mnie ma – warczę. – Nie musimy się we wszystkim zgadzać.

– Twoim problemem jest to, że ubierasz się dla ludzi, a nie dla siebie. Nie chcesz wzbudzać zainteresowania, chcesz po prostu przejść przez tłum.

– Przestań – syczę. – Nie rozumiesz.

– Jesteś ze mną, ja już przyciągam uwagę, jeśli nie jesteś w stanie tego znieść...

– Po prostu chce wyglądać ładnie przy tobie i dla ciebie.

– To pożycz coś od Marii i wychodzimy.

– Ona nosi rozmiar trzydzieści dwa! – krzyczę.

– W takim razie musisz przynieść tu swoje rzeczy. Pojechałbym od razu, ale nie jeżdżę samochodem. Muszę coś z tym zrobić. Czy dzisiaj możesz ubrać cokolwiek, żebyśmy mogli spędzić miło dzień? – Opiera czoło o moje. – Jesteś piękna tak, czy tak.

– Łatwy sposób na własną szufladę. – Próbuję żartować z tej sytuacji.

– I kto tu jest małą paskudą? – daje mi nie tak małego klapsa. – Wychodzimy.

Ignorując obawy, ubieram jego koszulkę z wyciętymi bokami, to chyba z czasów, gdy nie miał tatuażu albo ich nie ukrywał. Ubieram jego bokserki, które są dla mnie, jak spodenki.

– No i pięknie.

Gdy wychodzimy przed jego blok, orientuję, jak blisko kampusu to jest. Rozumiem, dlaczego to dla nich robi, ale jednocześnie zastanawiam się, jak długo będzie to robił.

Luke bierze mnie za rękę, splatając ze mną palce, ale nie mija nawet pięć minut, jak Callie wyciąga do niego ręce i chce, żeby wziął ją na barki. Luke nie zastanawia się dwa razy, puszcza mnie i bierze ją na swoje ramiona.

Dlaczego to dziecko po prostu nie ma wózka?

O Boże, jestem okropna.

Mogłabym wsunąć dłoń w kieszeń jego spodni i dalej być blisko niego, ale nie chcę być taką dziewczyną.

Rozmawiają o rybkach, a gdy Luke żartuje, że mogliby jakąś zjeść, Callie zaczyna płakać. Maria musi ją uspokoić, gdy ta przytula się do piersi Luke'a.

Jestem tu zbędna.

Callie ma mamę, a ja nigdy nie chciałabym być mamą w tak młodym wieku, a Lukowi bycie ojcem, nie swojego dziecka, na pierwszym roku, w ogóle nie przeszkadza.

Szczerze?

Nie wierzę w to, że ten samolubny dupek, jakim był Chris by to zrobił.

Nie lubię Chrisa.

Wiem, że nie mówi się źle o zmarłych i to jeszcze takich, których się nie znało, ale coś mi mówi, że wcale nie był taki dobry.

Luke myśli, że musi zrobić to, co zrobiłby Chris, a Chris uciekłby, jako pierwszy. A może nawet byłby tak pijany, że by go to nie obchodziło.

Czuję się ominięta, gdy mała wybiera rybki i równie pominięta, gdy zasypia na jego piersi.

Mam niespełna dwadzieścia lat nie muszę znosić wielkoduszności mojego chłopaka, ale spróbuję. Niewiele jest ludzi, którzy robią coś takiego i oczywiście do cholery, że to powoduje, że moje serce rośnie, dlatego znoszę to bez słowa.

Nie przeszkadza mi nawet, gdy Luke i Maria zaczynają przygotowywać kolejne ulubione danie Chrisa. Po raz pierwszy słyszę, jak Luke śpiewa, do tym razem ulubionej muzyki ich przyjaciela.

Rzadko jest, aż tak bardzo rozluźniony, że żartuje, śmieje się i nie morduje wszystkich wzrokiem. Nie dziwi nie, gdy Maria wyjmuje wino, a on odpala papierosa, nie ma znaczenia, że nie ma jeszcze nawet szóstej po południu, a Callie śpi w swoim łóżeczku.

Luke podchodzi do mnie, co jakiś czas, żeby musnąć moje wargi, czy pocałować mnie w czubek głowy.

– Nie chcesz pomóc? – pyta Maria. – Im nas więcej tym lepiej.

– Mogę?

Luke patrzy na mnie dziwnie, jakby nie zdawał sobie sprawy, że cały dzień mnie stawia z boku, nawet jeśli cieszy się moją obecnością. Wiem, że nie karze Marii wyjść i nie o to chodzi. Po prostu chciałabym, żeby włączył mnie w to bardziej, bo to ja nie znam sytuacji.

Podnosi mnie z krzesła i prowadzi do blatu.

– Robimy chińskie danie po amerykańsku. Pokroisz trochę warzyw? – Stawia przede mną kilka różnokolorowych papryk. – Pomóc ci?

Obracam głowę w jego kierunku.

W jego oczach jest coś innego, gdy śmieje się z nią, gdy robi to, co robiłby z nimi, gdy trzyma w ręce papierosa i sięga mniej lub bardziej świadomie po kieliszek z winem.

Maria zabiera mu papierosa z dłoni i sama się nim zaciąga, co Luke wykorzystuje do pocałowania mnie.

Będąc z nimi jest bardziej Chrisem niż Lukiem i nie ma o tym pojęcia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro