60 |dziecko|
Zanoszę Callie do jej łóżeczka, z którego nie wyjdzie bez naszej pomocy i wracam do swojego pokoju. Kładę się na wolnej przestrzeni, którą zostawiła Mary Jane. Rozumiem, dlaczego się upiła i rozumiem, co próbuje mi powiedzieć, ale chyba ona nie rozumie, że dla mnie to jest cięższe niż dla niej.
Odgarniam jej włosy z twarzy, chcąc móc lepiej się jej przyjrzeć, chcąc mu zapamiętać to na zawsze. Gładzę opuszkami palców jej delikatną skórę, gdy ona mniej lub bardziej świadomie przysuwa się do mnie, splatając ze mną nogi. Gdy dotykam jej rozchylonych warg, otwiera oczy. Wtula się we mnie jeszcze mocniej, nie spuszczając ze mnie spojrzenia.
Uśmiecham się do niej, a ona odwzajemnia ten gest.
– No i co ja mam z tobą zrobić?
– Przytul mnie.
Przytulam ją z całych sił, całuję w czubek głowy, a ona z jakiegoś progu zaczyna szlochać w moją pierś.
– Przez ciebie jestem beksą! – krzyczy.
– Nie wiem, co robię, Mary Jane. Bardzo nie chcę cię zranić, bardzo chcę wiedzieć, jak o ciebie zadbać, ale chcemy tak różnych rzeczy...
– Już nie wiem, czego chcę. – Na jej ustach pojawia się grymas, a ja mam ochotę go scałować.
– Te związki mieszają w głowie, co?
Kiwa energicznie głową.
– Ja wiem, że ona cię rozumie lepiej niż ja i że z nią możesz dzielić swój ból, ale ja też mogę z tobą uczcić jego pamięć, pomimo nie poznania go. Tylko daj mi szanse.
– Jesteś lepsza od tego świata – zapewniam ją.
– Więc dlaczego ty nie?
To chyba najtrafniejsze pieprzone pytanie na świecie.
Bo wypiłem alkohol.
Bo jestem alkoholikiem.
Bo kochałem życie, które prowadziłem z Chrisem, bo czułem wolność.
Tak, to wszystko dobre odpowiedzi.
Wypiłem alkohol.
Przerwałem półtora roczną abstynencje.
Co z tego, że to jeden kieliszek.
Co z tego, że resztę wylałem.
– Masz takie wielkie i dobre serce, bądź z tego dumny.
Nie czuję się tak, jak ona mnie widzi.
Przesuwa się w górę, chcąc przesunąć ustami po moich. Chcę się odsunąć, ale ona mi nie pozwala. Całuje mnie i czuje każdy alkohol, jaki do cholery piła, tak jak wtedy.
Dlaczego nie przyszedłem tutaj wcześniej?
Dlaczego ten smak z jej ust mi nie wystarczył?
Jej usta są moją kolejną dawką alkoholu.
Czuję, jak przepadam.
Nigdy nie będę wystarczająco dobry dla kogoś takiego, jak ona.
Mary Jane
Gdy budzę się, jestem sama w łóżku, a na dodatek nie rozpoznaję miejsca, w którym się znajduję. Zaglądam pod kołdrę i uspokaja mnie widok jego koszulki na mnie. Podwijam długie rękawy, które szybko z powrotem opadają. Gumka na mojej dłoni pozwala mi spiąć włosy. Nie mam kaca, a nic nie pamiętam, jak to do cholery możliwe?
W końcu, niezbyt pewnie, wychodzę z łóżka i ruszam w jego poszukiwaniu,
Nie wiedziałam, że wyprowadził się od brata. A może to nie jego miejsce.
Różne zapachy dochodzą z prawdopodobnie kuchni, więc kieruję ich śladem.
Gdy zauważam plecy mojego faceta przywieram do nich bez zastanowienia.
– Już nie śpisz?
Dochodzą mnie śmiechy zza mnie, gdy do kuchni wchodzą...
Maria i jej córka.
Nie puszczam Luke'a, co najwyżej mocniej go ściskam.
— Hej – mówi Maria.
Mieszka tutaj do cholery? To jej mieszkanie? Gdzie ja, , jestem?
– Siadajcie, zaraz podam gofry.
Gofry.
Danie, które zawsze robił Chris.
Jego rodzina.
Luke przeciąga mnie na swój przód, bierze moją brodę między palce, patrzy mi w oczy i mnie całuje.
– Dobrze się czujesz?
Mogę tylko kiwnąć głową, pomimo, że kręci mi się w głowie od zbyt dużej ilości pytań. Luke mnie nie puszcza, nie pozwala mi też odejść. Opiera swoje czoło o moje, jakby chciał powiedzieć, że nigdzie się nie wybiera, pomimo tych dwóch dziewczyn za jego plecami.
– Mieszkam z nimi, dbam o nie, ale dalej jest tu miejsce dla ciebie – tłumaczy szybko, jakby nie chciał, żeby ktokolwiek poczuł się urażony. – Dlatego siadaj do stołu, a ja podam pieprzone śniadanie.
– Nie mam spodni – szepczę.
– Pieprzyć to.
– Wujek Wuke! Rybki! Dzisiaj jybki!
Siadam naprzeciw Marii, która trzyma na kolanach córkę.
– Chcesz iść z nami po rybki?
– Idziesz. – Luke wymachuje palcem w moją stronę, aby mnie zapewnić, że jest tu dla mnie miejsce.
– Jubisz jybki? – pyta dziewczynka.
– Jak masz na imię, słodziutka?
– Callie! – krzyczy radośnie. – A tj?
– Mary Jane.
Marszczy brwi, jakby coś jej się nie zgadzało.
– Mary. – Ułatwiam jej to i pokazuję moją rybkę, mała otwiera szeroko oczy i wyciąga rękę do Luke'a, jakby nie kogoś uwierzyć, że to nie jego dłoń.
Jak mam się w tym odnaleźć?
Luke z uśmiechem układa gofry na naszych talerzach, po czym sam siada i wciąga Callie na swoje kolana.
Przyglądam mu się z uwagą.
Czy chce zastąpić jej ojca? Czy chce zastąpić Marii Chrisa?
Nie mogę być zazdrosna o jej dziecko. To głupie, ale czuję, że to ja powinnam siedzieć na jego kolanach, a on powinien rzucać głupimi żartami do mojego ucha.
Nigdy nie wyobrażam sobie faceta z tatuażami, jednak to nowy poziom tego, czego się nie spodziewałam, a wręcz nie chciałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro