59 |tak podobni|
Mam w ramionach dwie pijane dziewczyny, które chwieją się na swoich nogach. Damon pytał, czy mi nie pomóc, czy nie chce, żeby odprowadził Mary Jane do pokoju, gdy ja zajmę się Maria. Nie chciałem, żeby czuła, że wybrałem jedną ponad drugą, dlatego męczę się z oboma. Mary Jane idzie przed nami, gdy Maria trzyma się mojej ręki, nie chcąc upaść.
Nienawidzę być trzeźwym.
Nienawidzę być pośrodku tego gówna, starając się być dobrym dla całego pieprzonego świata, bo chyba tym właśnie są dla mnie te dziewczyny.
Nie wiem, co Maria jej powiedziała, ale na pewno więcej niż ja, . Widzę to w jej oczach,
Mary Jane chwieje się na nogach, szybko łapię ją przed upadkiem.
– Dlaczego do cholery tyle wypiłaś?
Patrzy na mnie, potem na Marie przytuloną do mojego boku.
– Nie rozumiesz, to mój obowiązek.
Wzrusza ramionami.
– I tak nie będziemy ze sobą na zawsze, prawda? Bo to ona jest na zawsze – bełkocze. – Nie rozumiem – mówi przeciągłe, jakby szukała w głowie odpowiedzi.
Na szczęście już niedaleko.
Gdy otwieram drzwi od mieszkania, brat od razu pojawia się w przedpokoju.
– Nie piłem, więc sobie daruj – zbywam go.
– Musimy porozmawiać. – Patrzy na mnie, jak ojciec. Są do siebie tak podobni, a to mnie zawsze nazywano jego małym klonem.
– Nie teraz.
Mała Callie pojawia się w drzwiach. Robi wielkie oczy na widok swojej mamy w moich objęciach,
– Kochanie, mama jest zmęczona, zaraz do ciebie przyjdę, okej?
Dziewczyna brata zabiera ją z moich oczu. Najpierw matka, potem Mary Jane i to nie z tych powodów, co myśli ta druga.
– Możesz mi pomóc? – Niemal wpycham mu w ręce moją dziewczynę, a później szybko znikam z Marią.
Gdy zostajemy sami, Maria postanawia się odezwać. Jest cholernie pijana, a i tak zauważa, gdy nasze zniszczone dusze są sam na sam.
– Kocha cię, ale jeszcze o tym nie wie.
Ta, jasne.
Układam ją do łóżka i przykrywam kołdrą po samą szyje. Szybko daję jej też tabletki i wodę.
– Co powiesz Callie na sen?
Mała patrzy na mnie dużymi oczami.
– Mamusią dobje?
– Tak, kochanie. – Biorę ją na ręce, na szczęście jest już w piżamie. – Mama śpi, ty też powinnaś.
Ale czy zostawianie ją z pijaną Marią to dobry pomysł? Jeszcze Mary Jane i mój brat to za dużo na raz.
– A może chcesz zostać tutaj?
Ten pomysł podoba jej się bardziej. Zostawiam ją z powrotem z moją pseudo rodziną i biorę Mary Jane na ręce.
Gdy tylko odstawiam ją w pokoju, szybko pozbywam się z niej tej seksownej sukienki, którą nie miałem okazji się nacieszyć. Pod spodem ma równie seksowną bieliznę, gdy przez chwilę na nią patrzę, ona z małym uśmiechem zarzuca ręce na moją szyje.
– Chcę wszystkiego, zanim mnie zostawisz – mówi. – Kochaj się ze mną. Może nawet trochę kochaj mnie, bo ja chyba trochę cię kocham. Wiem, że to szalone, bo właściwie cię nie znam, ale kocham twoją złamaną dusze i tak bardzo chcę ją naprawić.
Układam ją do łóżka, a ona nie chce mnie puścić. Chce, żebym położył się z nią, błaga mnie o to, ale tym razem nie mogę. Muszę zająć się Callie. Zostawiam ją tam samą, skuloną i może nawet cierpiącą i wracam do reszty tego piekła.
Gdy wracam do salonu, brat znowu chce ze mną rozmawiać.
– Nie mam siły na twoje gówno. Dziękuję wam, cholernie dziękuję, że daliście mi i Marii ten wieczór. Wracajcie do domu, jutro przyjdę i dam ci na siebie nakrzyczeć.
– Josh, chodźmy. Nie budźmy ich.
– Posłuchaj swojej dziewczyny, brachu – mówię kpiąco.
Josh zaciska dłonie w pięściach.
– Nie odpuszczę ci tego, co tu się dzieje, jeśli ty do mnie nie przyjedziesz ja przyjdę do ciebie. – Brzmi niemal troskliwie.
Wychodzą, a ja siadam z Callie na kanapie. Nie wiem, dlaczego ta mała nie jeszcze nie śpi. Układam jej poczochrane włosy, gdy ona kładzie główkę na moich kolanach, przytulając do siebie pluszaka, którego dostała.
– Jche z tjoba spać. – Jest taka zmęczona, że nawet to proste zdanie przychodzi jej z trudem.
Układam nas na kanapie i okrywam kocem w rozgwiazdy. Jest dla mnie za mały, ale dla niej wystarcza.
Śpiewam jej kołysankę, jak to już robiłem kilka razy, wiedząc, że to sprawi, że szybciej zaśnie, a gdy mam pewność, że śpi, układam jej pod głową poduszkę i schodzę z kanapy.
Idę do kuchni.
Kupiłem coś, żeby świętować prace Marii.
Wyjmuję to z szafki.
I nie myśląc dwa razy.
Nalewam sobie kieliszek czerwonego wina.
Gdy alkohol rozlewa się w moim gardle...
Już niemal zapomniałem, jakie to świetne uczucie i jak pomaga mi zapomnieć o zmęczeniu.
*
Musiałam się zastanowić, dlaczego on tu pije, ale no on tak świętuje dobre rzeczy. Mary Jane mówi mu, że się zakochała, więc on pije, bo to dla niego dobre i złe na raz, jak jej uczucie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro