Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

57 |do wyjścia|

Nie wiem, gdzie jest do cholery Mary Jane. Siedzę tutaj, pomiędzy tymi trzema parami, a moją drugą połówką jest papieros w mojej dłoni.

– Powinniśmy wybrać się do klubu – mówi Miley. – Dawno nie byliśmy potańczyć.

Nie chodzę w takie miejsca z różnych powodów.

Jednak w tej chwili nie skupiam myśli na sobie, a na Marii. Jak długo ona nigdzie nie była? Jak długo siedzi z dzieckiem, chwyta się gównianych prac i żyje z dnia na dzień? Gdy jest w pracy, ja jestem z małą, ale to dalej praca, a nie czas wolny.

Musi zacząć żyć.

Musi zacząć dostrzegać w nim coś więcej, tak, jak ja się staram każdego dnia.

– Mogę kogoś zabrać?

Oni znowu rzucają sobie dziwne spojrzenia.

– Kogoś poza Mary Jane?

– Tak. – Zaskoczenie na ich twarzach, trochę mnie bawi. Postanawiam nie mówić im nic więcej i zrobić im większą niespodziankę.

– Powiesz nam?

– Zobaczycie na miejscu. – W końcu będę musiał powiedzieć o niej Mary Jane, która właśnie owija swoje ramiona dookoła mnie.

To wywołuje mój pieprzony uśmiech.

– Jestem głodna, co jesz? – Nie przejmując się innymi, skubie zębami moją szyje.

– Mary Jane, która wskakuje na kogoś, jak małpka. Nie mogę się napatrzeć – kpi z niej Logan. – Dziewczyna pełna energii znalazła sobie gbura.

Pokazuję mu środkowy palec, a Mary Jane wybucha śmiechem.

– Kanapka z kurczakiem. – Dopiero ją otwieram. – Chcesz gryza?

– Umieram z głodu. – Nie zastanawia się dwa razy, wspina się na moje kolana i czeka, aż podstawię jej pod nos jedzenie. Przy mnie nie stara się być nazbyt jakaś, jest po prostu sobą, przynajmniej tak mi się wydaje.

– Tylko ją nakarmić, a staje się potulna, jak baranek – żartuje Ashton.

– Kimberly jest łatwiejsza, wystarczy dać jej coś miękkiego na czym może spać – dorzuca Damon.

– Hej! – oburza się dosyć sennie.

– Kocham cię – szepcze jej do ucha, ale i tak wszyscy to słyszymy.

Na dźwięk tych słów przechodzą mnie ciarki. Nie wiem, ile razy rodzice mi je powtarzali, czy nawet brat. Nie wiem, ile razy słyszałem, jak Chris mówi to Marii, czy jak ona mówi to ich córce.

Staram się dostrzegać w nich prawdę, ale jest to trudniejsze niż potrafię przed sobą przyznać.

Obejmuję ją ramieniem i odgryzam kawałek własnej kanapki i tak na zmianę z nią.

– Hej, idziemy dzisiaj do klubu, a Luke zamierza kogoś przyprowadzić.

Obraca głowę w moim kierunku.

– Wiesz coś?

– Robi się ciekawie, kontynuujcie. – Mogłaby ich zapytać, co o mnie wiedzą, ale nie robi tego.

– Dziewczyna czy facet? – pytają.

– Kobieta – Ściskam udo Mary Jane. – Jest od nas starsza.

– Zaginiona siostra? – pyta moja dziewczyna.

Cholera, mam dziewczynę i tonę sekretów.

Nie myślałem, że tak będzie wyglądał mój powrót. Właściwie to nie wiem, co sobie myślałem.

– Dowiesz się wieczorem.

Marszczy brwi, jakby ten pomysł jej się nie podobał.

Pochyla się do mojego ucha i zadaje pytanie, które zrozumie tylko nasza dwójka.

– O jak wiele metrów zejdę na dół?

Nie zakłada spadania, chociaż tyle.

— To tylko jedno z wielu niewielkich utrudnień – odszeptuję.

– Więc żadnych wrzasków? Tak bardzo mu ufasz, że pozwolisz mu przyprowadzić nieznajomą?

– Wierzę, że nie chce mnie zranić.

Gdy wpadam do domu, mam już opiekunkę dla małej i przemowę dla Marii.

– Hej – mówi Maria, na której kolanach śpi Callie.

– Wychodzimy, ale tylko my. Dzisiaj mała spędzi noc z pseudo opiekunką, dziewczyną mojego brata. Jest trochę lepsza niż on, cóż przede wszystkim nie jest tak upierdliwa i wkurwiająca i uwielbia dzieciaki. Dobrze się nią zajmie, obiecuję.

– Nie byłam nigdzie od... – Nie jest sobie w stanie przypomnieć.

– Czas to zmienić. To Chris uczył nas, że życie nie zawsze musi być poważne, skorzystajmy z jego rady i wypijmy parę drinków.

Maria zastanawia się nad moją propozycją i uśmiecha szeroko.

– Idziemy z moimi przyjaciółmi, powinnaś więcej przebywać wśród dorosłych.

– Och, ludzie.

– Są w porządku, nie będą cię oceniać. Ubierz coś, co lubisz, pomaluj się. To wieczór dla ciebie.

– Dziękuję – szepcze.

Całuję ją w czubek głowy.

– Nie masz za co, Maria.

Dziewczyna mojego brata nie przychodzi sama. Przyprowadza ze sobą Josha, który jest cholernie zaskoczony zarówno widokiem Marii, jaki dwuletniej dziewczynki. Nie wiedział. Nie musiał do cholery wiedzieć. Callie rozpromienia się na widok dwójki dorosłych. Jego dziewczyna od razu do niej podchodzi i wręcza jej prezent.

– Co ty robisz, Luke?

– Dbam o moją rodzinę. – Josh i reszta w jakiś sposób też, ale to dla tych dziewczyn zrobiłbym wszystko. – Wrócimy nad ranem. Dzięki za to.

– To sama przyjemność!

– Callie, będziesz grzeczna? – pyta ją Maria.

Mała kiwa głową. Maria ściska ją, jakby miały się już nie zobaczyć, ale ja chyba robię to samo. Nic nie bierzemy za pewnik.

Gdy wychodzimy z mieszkania, Maria w ogóle się nie odzywa, dlatego postanawiam zbudować jej pewność siebie.

– Wyglądasz pięknie, jesteś piękna. – Uśmiecham się do niej. – Ten wieczór jest dla ciebie.

– Będziesz cały czas obok?

– No. – Przyciągam ją do swojego boku. – Pozwolę ci się upić, a potem odprowadzę cię do domu. Nawet, , z tobą zatańczę.

– Oo, tańczący Luke Ainsworth! – Uśmiech znika z jej twarzy. – Ona tam będzie?

– Tak końcu się poznacie.

– Jest dla ciebie bardzo ważna? – To pierwszy raz, gdy mnie o to pyta.

– Myślę, że się w niej zakocham – przyznaję się po raz pierwszy przed samym sobą.

Maria uśmiecha się.

– Sprawdźmy dzisiaj, może ona już zakochała się w tobie.

– Myślę, że jestem mało wartościowa dla jakiegoś mężczyzny. Mam dziecko i nic poza tym. To okropne, co powiem, ale z Chrisem połączyła nas bieda, ale teraz, gdy mam dziecko... to nie jest już takie proste.

– Maria... – Nie mam pojęcia, co mam jej powiedzieć.

– Chciałabym, żeby ktoś mnie pokochał ze świadomością, że jakaś część mnie zawsze będzie Chrisa, że Callie zawsze będzie pamiętać o swoim tacie, którego nie poznała. Może to marzenie, a może ktoś kiedyś mnie tak pokocha – Patrzy na mnie. – Czasem myślę, że tylko ty byś mógł, ale nie przejmuj się, wiem, że tak o mnie nie myślisz.

– Nawet nie wiem, co na to, do cholery odpowiedzieć.

– A ja nie wiem, dlaczego to powiedziałam. – Chce się ode mnie odsunąć, ale jej nie pozwalam. – Jesteś do niego taki podobny...

– Przepraszam.

– Luke, to ja przepraszam.

Żadne z nas nic więcej nie mówi, jednak trzymamy się siebie desperacko, jakby to miało uratować pamięć o nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro