Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

56 |dramat|

Mary Jane głaszczę moje przedramiona, badając widoczne kawałki skóry.

– Dobry dzień, Ainsworth?

Zaskakująco tak.

Nie spodziewałem się tego po powrocie.

A już na pewno nie spodziewałem się kogoś takiego, jak Mary Jane.

– Zawsze mogło być gorzej. Gdzie masz pierwsze zajęcia?

– Jesteś właśnie takim chłopakiem? – pyta rozbawiona. – Odprowadzasz dziewczynę pod sale, potem czekasz na nią przed salą i tak przez cały dzień....

– Nieźle bym się nabiegał.

– To zarazem urocze, ale i wkurzające. No bo, co będziesz czekać na mnie przed toaletą?

– Mmm, to moje ulubione miejsce. – Całuję ją w skroń.

Mary Jane unosi na mnie oczy.

– Dlaczego zmieniłeś zajęcia? Dlaczego jesteś na pierwszym roku? – Mogłem się spodziewać, że te pytania w końcu nadejdą.

Zaciągam się mocno, może zbyt mocno, bo nie wiem, jak na to odpowiedzieć.

Jak mam jej powiedzieć, że wyjazd do Australii nie był po to, żeby odkrywać inną brytyjską kolonie, a po to, żeby nikt nie wiedział o moim odwyku?

– Musisz zacząć dawać mi odpowiedzi! – niemal krzyczy. – Jeśli mamy być razem...

– To nie tak, że będziemy razem na zawsze, kurwa.

Wtedy po prostu mnie policzkuje.

Na jej twarzy maluje się większy szok niż na mojej.

Nienawidzę, gdy to, kurwa, robi. Nie może mnie bić, bo się ze mną nie zgadza!

– Wiesz, dlaczego stoisz w miejscu?! Właśnie przez takie podejście! Nigdy nie kazałabym ci się zatrzymać! – To ona stoi w miejscu przez swoje podejście.

– Może jestem zmęczony ciągłą walką, do cholery? Nie jestem tobą, nie umiem żyć na twój sposób!

Nawet nie wiem, czy bym chciał.

– Nie wierzę, że cię uderzyłam, bo nie chcesz odpowiedzieć na moje pytania! Nie chcę cię bić!

Przyciągam ją do swojej piersi, może za mało delikatnie, może zbyt gwałtownie. Pochylam się do niej, ocierając się ustami o jej usta. Mary Jane wstrzymuje oddech.

– Zmieniłem zajęcia ze względu na ojca, który płaci za moje studia, a nie chciał płacić za pieprzone marnowanie papieru. Potrzebuję jego pieniędzy. Na drugie pytanie nie jestem gotowy odpowiedzieć.

– Zabiłeś kogoś?

Puszczam ją, jakby właśnie mnie spoliczkowała, jeszcze raz, jeszcze mocniej.

– Przepraszam! – krzyczy od razu. – Przepraszam! Tak się mówi, tak się żartuje. Nie pomyślałam! Przepraszam!

A wtedy robi coś, czego się nie spodziewałem dzisiaj zobaczyć.

Wybucha płaczem.

– Widzisz? Ja też nie jestem idealna! Przepraszam! – Łzy nie przestają płynąć z jej oczu. – Nie musisz mi nic mówić, przepraszam.

– Przestań, kurwa, płakać.

– Nie miałam prawa. O Boże, masz racje, nie będziemy ze sobą na zawsze, ale nie przez ciebie, to ja to spieprzę. Może już to zrobiłam...

Przytulam ją do swojej piersi, czując jej nieustający szloch.

– Chcesz być ze mną na zawsze, kurwa? – To chyba dowartościowuje moje ego. Wszystko, co ona robi sprawia, że się czuję lepszy. To przerażające.

– Chcę tylko z tobą być, ale nam obsesje na punkcie poruszania się do przodu. To, wszystko jest frustrujące.

– Nie sądzę, że poradzisz sobie ze wszystkim, co ci powiem, a nie chcę, żebyś uciekła. Nie możesz mnie też bić, do chuja. To, że przychodzi ci tak łatwo, bo ciebie też nikt nie nauczył, jak okazywać emocje mnie, kurwa, przeraża. Bo nie chcę dostawać w mordę za każdym razem, gdy ranię cię słowami. Czasem o tym nie wiedząc. – Patrzę na nią intensywnie. Chcę, żeby zrozumiała, co do niej mówię i żeby spojrzała na to z mojej perspektywy.

– Nie możesz mnie do siebie przywiązać, a potem zrzucić na mnie największe bomby, gdy nie będę mogła już uciec.

Nie mogę?

Czy aby na pewno?

Wiem, że to zrzuci ją ze szczytu.

– Jesteś tchórzem, że uciekasz? – Oskarżam ją. – Jesteś tchórzem, bo zamiast powiedzieć mi, że coś ci nie pasuje, dajesz mi w mordę.

Unosi głowę do góry, żeby na mnie spojrzeć.

– Ja nie... – Jest jej wstyd. Widzę to na jej twarzy. – Ja przepraszam, to nie tak... – Chowa się za włosami. – Nie powinnam tego robić. Nigdy więcej tego nie zrobię. – Wpatruje się we mnie, jakby chciała mnie przekonać, że to, co mówi jest prawdą.

– Jest ze mną lepiej niż kiedykolwiek, nie masz o co się martwić. Nie musisz widzieć, jak bardzo popieprzony byłem kiedyś.

Mary Jane łapie moje policzki w dłonie, gładzi moją zarośniętą szczękę. Pozwalam jej na to, bo wierzę, że jeśli coś jej powiem, to to do niej dotrze, ale nie sądzę, że muszę jej zdradzić to kim byłem, abym był dla niej dobry teraz.

– Nie trzymam trupów w szafie, Mary Jane, nie w ten sposób, co myślisz. Wiem, że go nie zabiłem, ale wiem, że mogłem go powstrzymać.

– Nie jesteś złym człowiekiem, Luke. – Staje na palcach, żeby oprzeć swoje czoło o moje.

– Chcę, żebyś skupiła się na tym, kim jestem teraz, a nie byłem kiedyś. – Nie wiem, czy w moim głosie jest słyszalne błaganie, ale wydaje mi się, że tak.

– Nie mów mi więcej, że nie mamy przeszłości, bo tego, kurwa, nie wiesz. – Wraca do powodów tej rozmowy.

Uśmiecham się.

– Kto nauczył cię wplatania 'kurwa' w zdania? – Uśmiecham się, ale to zdecydowanie zły nawyk.

Nie chcę być tym, który uczy jej tylko złych rzeczy.

– Bardzo wytatuowany i bardzo przystojny facet, który odprowadzi mnie teraz na zajęcia.

Łapie mnie za rękę, splata ze mną palec po palcu, uśmiechając się, co raz szerzej.

– Chcesz gdzieś pójść wieczorem? – oferuję.

– A prowadzi to do wspólnej nocy? – Nie może się nie uśmiechnąć.

– Zachłanna jesteś. – Co dziwne ja też się szczerzę. Robię to przy niej coraz częściej.

Całuje mnie w policzek.

– Ciebie. A to chyba dobrze, prawda?

Później tego dnia spotykam się z chłopakami. Siedzą sami, co znaczy, że dziewczyny są na jakieś dziewczyńskiej misji i pewnie coś knują.

– Gdzie zabieracie je na randki?

Uśmiechają się do siebie, jakbym właśnie opowiedział im śmieszny żart.

– Chcesz nam opowiedzieć o sobie i Mary Jane? – Chyba nie zamierzają przestać się uśmiechać.

– Gdzie zabieracie je na randki?

– Kino, lody, restauracje.

– Jesteście tacy banalni – warczę.

– Dziewczyny kochają czuć się, jak księżniczki.

Myślę, że Mary Jane kocha bardziej uczucie wolności, a te wszystkie rzeczy ma na co dzień.

– Chcesz ją zabrać na jakąś wyjątkową randkę?

– Czy nie o to chodzi, żeby dziewczyny czuły się wyjątkowo?

– Przy tobie to chyba każda się tak czuje – mówi Ashton. – Jesteś tak wyrazistą postacią, że trudno nie robić przy tobie wielkich oczu.

– Czy ty mnie właśnie obraziłeś? – warczę.

– Nie, ty po prostu nie musisz się specjalnie wysilać, żeby dziewczyny chciały przy tobie być. Może ją zabrać do baru ze striptizem, a one to pokochają, bo to ty. Jesteś tak tajemniczy, że wszystko co dajesz, brzmi, jak wskazówka. – Nie sądziłem, że zostanę przez niego tak psychozanalizowany.

– Nie jestem jedyną pieprzoną główną postacią tego dramatu.

– A co, jeśli jesteś?

To po raz pierwszy mam ochotę stać się księciem na białym koniu i nie wiem, czy to dobrze, czy źle.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro