Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

55 |pośrodku tajemnic|

Nie jestem człowiekiem, który chodzi na kompromisy, z bardzo wielu powodów ich nie uznaję.

Gdy ktoś mówi mi, że mam coś zrobić, możecie być pewni, że zrobię na odwrót.

Zapomniałem o tym na tyle, żeby zacząć nosić długie rękawy i oszczędzać się ze słowami.

Rodzina Mary Jane jest wszystkim, czym jest moja rodzina. Jest wszystkim od czego nieustannie staram się uciec. Moja dziewczyna jest do nich podobna w wielu aspektach, ale jak widać w wielu też jest sobą.

Po tym wszystkim, co się wydarzyło dzisiaj po raz pierwszy raz czuję, że stoję na własnej górze. Może jeszcze nie znam jej wysokości, ale wiem już, że istnieje.

Dlatego dzisiaj wybieram krótki rękaw zamiast długiego.

– Wow – mówi Maria, gdy wchodzę do kuchni. – Ktoś tu zaszalał.

Całuję ją w głowę. Spała ze mną w łóżku, ale wyskoczyła z niego zanim się obudziłem. Nie wiem, nawet kiedy zasnąłem, ale zdecydowanie nie spałem więcej niż dwóch godzin. Maria podaje mi kawę, wie, że bez niej mój dzień będzie chujowy.

– Wujek Wuke, wujek Wuke!

Mała Callie wpada do pokoju. Nie umie zapamiętać mojego prawdziwego imienia, ale myślę, że to cholernie urocze, dlatego jej nie poprawiam.

– Plose – podaje mi rysunek. – To jybki! – nieustannie powtarza, że chce mieć taką rybkę, jak ja, więc szybko jej małe paluszki ściskają moją rybkę.

– Chyba musimy kupić ci rybki. – Patrzę na Marie. – Ostatni prezent od wujka Wuka?

– Oddam ci. – Dostała prace w bibliotece na kampusie, nie w pełnym wymiarze godzin, ale wystarcza na zrobienie zakupów dla małej i małego uzupełnienia lodówki. Sam muszę czegoś poszukać, nie mogę brać wiecznie pomiędzy od ojca. Nie chcę, żeby miał na de mną, jeszcze większa pieprzoną władze.

– Nie ma mowy.

– To chociaż zjedz śniadanie.

Siadam przy stole i ciągnę uroczą dwulatkę na moje kolana.

Mała trzyma w ręce pisaki i szybko stwierdza, że skoro mam tyle rysunków na sobie, to może po mnie rysować. Nie protestuję, jestem pewien, że gdyby był to Chris wytatuowałby sobie bazgroły swojej córki. Całuję małą artystkę w główkę.

– Co to jest?

– Wecej jybek!

Patrzę na Marie, która ociera pieprzone łzy.

– Co jest?

– Chciałabym, żeby tu był – mówi ze łzami w oczach.

Wyciągam do niej rękę i przyciągam ją do siebie. Owija ramiona dookoła moich barków i szlocha mi w szyje.

– Przepraszam, że...

– Nawet nie kończ, to ja przepraszam, że kiedykolwiek tak powiedziałam. Nikt nie powinien zginąć tamtej nocy.

– Czasem nie wiem, kim bez niego jestem. – Jest jedyną osobą, której bym się do tego przyznał.

– Ja też, Luke.

– Siadaj i zjedz ze mną, co będziecie dzisiaj robić? Może pójdziecie same po rybki?

Mała kręci głową, jakby rozumiała każde słowo.

– Ty. – Wskazuje paluszkiem na mnie. – Ja, rybki. – Robi z ust dzióbek.

Maria za mną wybucha śmiechem.

Tak bycie dobrym dla nich, dla Mary Jane to duże wyzwanie. Bycie butnym nastolatkiem, który nienawidzi rodziców, to nie przejdzie w tym życiu.

Gdy jestem gotowy do wyjścia, Maria krzyczy do mnie.

– Naprawdę do twarzy ci w tym krótkim rękawie, przystojniaku. Lubię twoje tatuaże, on też by je polubił.

– Ale może nie uczmy od razu Callie, że może je mieć, bo będzie chciała pieprzone zoo na ciele.

Maria się uśmiecha, a ja wtedy zdaję sobie sprawę, co powiedziałem.

Podejmuję się opieki nad nimi i przywiązuje się do nich o wiele bardziej niż pewnie powinienem.

– Powiedziałeś jej już o nas? – Czyli usłyszała dokładnie, co powiedziałem.

– Nie wstydzę się was, do cholery. Po prostu nie lubię mówić o sobie.

– Powinna wiedzieć. – Niemal błaga mnie spojrzeniem, żebym jej powiedział.

Nie zrozumie.

To pewne, że nie zrozumie mojego oddania i powiązania z tymi dziewczynami, a już na pewno nie zrozumie mojego spania z Marią w jednym łóżku. To pozwala jej spać, a ona ma cholerne małe dziecko, musi spać.

– Jeśli znajdę lepszą prace...

Powstrzymuję ją, bo wiem, co chce powiedzieć dalej.

– Przestań. Ile masz właściwie lat? Dwadzieścia dwa? Dwadzieścia trzy? I masz dziecko i nikogo poza mną. Za co się w pełni bwiniam, ale nie ma nic złego w tym, że mieszkamy razem.

– Będę płacić więcej.

– Dobrze. – Po prostu chcę móc być przy nich i robić to, czego on już nie może. – Tylko pod warunkiem, jeśli dalej nie będziesz miała worków pod oczami.

– Jesteś okropnie nadopiekuńczy – warczy z pieprzonym uśmiechem.

– I bardzo dobrze.

Szukam Mary Jane, gdy tylko docieram na kampus. Nie wiem, jak w rzeczywistości zareaguje na moje obnoszenie się z tym kim jestem pod długimi rękawami i jak bardzo będę musiał sobie radzić ze spojrzeniami.

Z tego wszystkiego odpalam papierosa.

.

Za dużo palę.

Gdy tylko wsuwam papierosa do ust, zauważam ją na środku polany. Szuka czegoś w plecaku, gdy do niej podchodzę. Od tyłu owijam ramiona dookoła niej. Nie rozmawialiśmy o naszej etykietce związku po sytuacji z jej rodzicami.

– To jest okej? – mówię zamiast ‚cześć'.

– Wow, mogę zobaczyć twoje tatuaże. – Łapie za moją dłoń i splata ze mną palce. – A to co to?

– Bawisz się pisakami? – Obraca głowę w moją stronę.

– To nie ja. Co ci to przypomina?

Przysuwa moje przedramię bardziej pod oczy.

– Nie mam pojęcia – mówi z uśmiechem. – Co to?

– Rybki. – Ja też się uśmiechem, po czym szybko zaciągam się papierosem.

– Kto ci to narysował? – pyta z ciekawością w głosie.

– Dlaczego się przytulacie? – Damon i Kimberly pojawiają się obok nas. – Co nas ominęło?

Patrzę na Mary Jane.

Ona patrzy na mnie.

– Ty im powiesz, czy ja? – pyta.

– Więc... – Buduję napięcie. – będziemy mieli dziecko!

Damon i Kimberly krztuszą się powietrzem, a Mary Jane uderza mnie w brzuch, a potem w ramie.

– Żartowałem, tylko zostaliśmy parą. Piękna i bestia. – Dopiero teraz i ona morduje mnie wzrokiem. – A co u was?

– Czy ja śnię? – pyta Kimberly. – Damon, czy ja śnię?

– Czy to ci wygląda na sen? – Kieruję pytanie bardziej do Mary Jane niż Kimberly. Zanim ktokolwiek zdoła mi odpowiedzieć, całuję na ich oczach moją pieprzoną dziewczynę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro