54 |rodzice|
– Myśleliśmy, że ktoś się włamał! Sąsiedzi widzieli jakiegoś półnagiego mężczyznę...
– Pieprzeni podglądacze – warczę.
– Kim jesteś?
Luke obraca głowę w kierunku mojej mamy.
– Kim jestem? – pyta mnie Luke, jakby wolał, żebym to ja odpowiedziała na to pytanie.
– Mamo, to mój chłopak. – Zrzuca pomiędzy nas wielką bombę, która może nas jeszcze bardziej podzielić, bądź połączyć.
Luke obraca się całym sobą w kierunku mojej mamy.
– Czy ja czuję tutaj papierosy?
Mama przygląda się tylko Lukowi, pociera oczy, jakby nie mogła uwierzyć, że ten prawie dwumetrowy facet jest prawdziwy.
– Dzień dobry, jestem Luke. – Nie umyka mi to, że pomija nazwisko. – Chłopak pani córki i nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć.
Przeczesuje swoje włosy z kompletną nonszalancją, jakby moja matka mogła tu być lub mogłoby jej tu nie być, a on dalej zachowywałby się tak samo.
Mama jest zrażona jego oschłym tonem i przekleństwem.
– Możemy porozmawiać, Mary Jane? Same? Zaraz po tym, jak się ubierzesz? Myślałam, że dopiero o tym rozmawiałyśmy.
– Mamo...
– Na dole za pamięć minut.
– Nie. – Nie chodzi o zwykle ‚nie', nie chodzi o bunt, a o coś zupełnie innego. – Mamo, wiem, że to zła sytuacja i masz być prawo zdenerwowana, ale Luke tu jest, a ty go kompletnie zignorowałaś. Nie możesz czuć się lepszą od niego, jeśli nie znasz podstawowych manier, to ty powinnaś się wstydzić.
– Miałam wrażenie, że dotarło do ciebie to, o czym rozmawiałyśmy. – Obrzuca Luke'a jeszcze jednym spojrzeniem. Rzuca okiem na jego tatuaże, które zdecydowanie nie są czymś, co w tym domu się akceptuje.
– Chociaż się przedstawił, mamo. – Zeskakuje z blatu. – Ubierzemy się i zejdziemy, może zaczniemy od nowa.
Moja mama jest zaskoczona.
Nie powiem, żebym ja nie była.
To właśnie robi ze mną Luke.
Sprawia, że robię rzeczy, których się po sobie nie spodziewam.
Mama wychodzi z łazienki bez słowa.
– Muszę zapalić. – Robi to, gdy jest zdenerwowany i nie powinnam się na to zgadzać, gdyż tak robią nałogowcy, a ostatnie z czym chce mieć do czynienia to osobą, która nie umie kontrolować własnych pragnień.
Wychodzi z łazienki, aby wrócić do mojego pokoju i wyjść na balkon. Będzie tam na widoku, ale to i tak go nie powstrzyma przed tym, że zapalić. Myję twarz zimną wodą, bo potrzebuję orzeźwienia i dołączam do niego na balkonie.
– Nie musiałaś tego robić, to twoja pieprzona matka, a ja jestem...
– Chyba nikt w życiu o ciebie nie walczył. — Patrzę mu w oczy. – Koniec z tym.
– Umiem walczyć sam o siebie – zapewnia mnie.
– Więc dlaczego milczałeś?
I znowu dochodzi to do mnie po czasie.
Milczał dla mnie, żeby nie pogarszać sytuacji.
– Pocałuj mnie – proszę.
– To jest to czego właśnie chcesz w tej chwili?
– Tak. – Obdarzam go uśmiechem. Jego kąciki ust także unoszą się ku górze, obejmuje mnie ciaśniej, opieram dłonie na jego piersi i nasze usta w końcu się łączą.
Ten pocałunek uspokaja nas oboje.
Ja w pośpiechu się ubieram, on zakłada swoją znoszoną koszulkę i ramię w ramię schodzimy po schodach.
Tym razem staje przed nami mój ojciec.
– Dzień dobry, jestem Luke. – Luke wyciąga tekę do taty, który o dziwo ją przyjmuje. – Chłopak pańskiej córki. Proszę nie patrzeć na mnie z takim zaskoczeniem, sam jestem, do cholery zaskoczony.
– Dawid, ojciec twojej dziewczyny, ale to już na pewno wiesz, prawda? – Nie wiedział. – Mogę prosić o nazwisko?
– Ainsworth.
I wtedy cis się zmienia w oczach mojego ojca. Irytacja i złość znikają z jego oczu, a zastępuje ją nie tyle, co zaskoczenie, a widoczne niedowierzanie. Nie rozumiem.
– Ainsworth, jak Greg i Diana Ainsworth?
– To moi rodzice.
– To ty jesteś...
Dlaczego moi rodzice wiedzą coś czego ja nie wiem?
– Jestem, a raczej byłem z jego tatą w klubie golfowym. Opowiadał mi o tobie, a teraz jesteś tu z moją córką, która w ogóle mi do ciebie nie pasuje. Przeszedłeś jakąś przemianę?
– Nie wiem – mówi Luke. – Pewnie dla ojca jestem jakimś potworem, więc nie sądzę, żeby pan wiedział o mnie cokolwiek.
– Możemy porozmawiać sam na sam?
– Ta, jasne. – Zanim z nim odchodzi, całuje mnie w głowę, a wtedy zza ojca wychodzi moja mama.
– Myślałam, że mnie zrozumiałaś, a teraz przyprowadzasz do domu kogoś takiego. Co myślisz, że on sobą reprezentuje? Jego własna rodzina się go wstydzi, a my mamy go przyjąć?
– Jak możesz tak mówić?! – krzyczę do niej. – Nawet go nie znasz, to że ma trochę tatuaży...
– To nie tatuaże, to złe towarzystwo. Byłam świadkiem, jak wybijał z tym swoim kolegom szyby w samochodach naszych przyjaciół. Ojciec uświadomił mnie, że to on. Wtedy nie miał tak wielu tatuaży. Co myślisz, że ludzie będą o tobie myśleć i co będziecie sobą reprezentować? On ma kartotekę policyjną, Mary Jane. Wiedziałaś?
Nie.
– Trzymaj się od niego z daleka albo odetniemy cię od pieniędzy i zobaczysz, co to życie z kimś takim.
Luke Ainsworth
Wchodzę za jej ojcem do gabinetu. Mój ojciec też ma takie miejsce, w którym czuje się silniejszy od pieprzonego świata.
– Ile? – To pierwsze pytanie, które mi zadaje, gdy zostajemy sam na sam.
– Co?
– Ile chcesz pieniędzy?
Mam ochotę wybuchnąć śmiechem.
– Zapłacę każdą pieprzoną cenę, żebyś zostawił moją córkę w spokoju. Chodzi o pieniądze, prawda? Rodzice odcięli cię od nich wieki temu...
– Nie zna mnie pan. Nic pan o mnie nie wie.
Tasuje mnie wzrokiem od góry do dołu.
– Ufam osądowi twojego ojca. Chcesz być artystą, prawda? Widać to po tobie. Zapłacę za każde twoje gówno, jeśli dasz jej spokój.
– Mam gdzieś pieniądze ojca, ale wezmę je od pana? – Chce mi się śmiać, ale się powstrzymuje.
– Moja córka zasługuje na kogoś lepszego. Ona zamierza zdobywać świat, a ty... – Kręci głową z politowaniem. Nie rozumiem ich obsesji na punkcie wielkich rzeczy.
– Jestem śmieciem? – Ojciec często mnie tak nazywa.
– Może to chwilowy kaprys mojej córki, ale chcę to ukrócić już na starcie, żeby nie miało żadnych konsekwencji. Zapłacę każdą cenę.
Jest dokładnie taki, jak moi rodzice, którzy myśleli, że chodzi tylko o pieniądze.
– A co jeśli to nie chwilowy kaprys?
Jej ociec po raz pierwszy patrzy mi w oczy.
– Myślisz, że moja córka marzy, żeby żyć w takim domu, jak ten, czy żyć z takim gównianym artystą, jak ty? Przyprowadziła cię tutaj, chciała ci pokazać swój świat. Ty do niego nie należysz. Myślisz, że dotrzymasz jej kroku, że nie będzie się ciebie wstydzić? Znam moją córkę, ona chce tego, co najlepsze.
Mam wrażenie, że nikt nie zna Mary Jane, nawet ona sama. Dlatego ja tu jestem, dlatego jesteśmy razem. Kurwa, to nie brzmi dobrze.
– Pieprzę to.
Wychodzę stamtąd nie dając mu dokończyć.
Chcę zabrać Mary Jane i wypieprzać z tego domu, ale przed wejściem do salonu powstrzymuje mnie głos jej matki.
– Chcesz nosić codziennie takie brzmienie, jakim jest ten chłopak na własnych barkach?
Nie chcę słyszeć jej odpowiedzi. Wchodzę do salonu, patrzę na Mary Jane.
– Wychodzimy – mówi ona. – Nie zasługujesz na to.
Bierze mnie za rękę i wyprowadza stamtąd.
Chce mi pokazać, że jestem coś wart, że jestem lepszy od tego.
Patrzę na Mary Jane.
Ona niemal biegnie przed siebie.
Powiedziała mi, że nie chce mnie na zawsze, a wybrała mnie ponad rodziców.
Czy właśnie zrzuciłem ją z jej góry?
Czy jestem kamieniem, który Syzyf nieustanie próbuje dopchać na szczyt?
Czy jestem jej ciężarem już teraz?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro