53 |skorpion|
Ranek przychodzi zbyt szybko. Siedzę na blacie w łazience, ubrana tylko w jego koszulkę, po którą pobiegł jakiś czas temu, do domku na drzewie. Luke nakłada pastę na moją szczoteczkę, po czym podaję ją mi, żeby samemu odpalić papierosa. Wymachuję nogami, w najmniej seksownej sytuacji na świecie, gdy on przygląda się sobie w lustrze. Ściska moje kolano, ale to cała uwaga, którą na mnie skupia. Ja za to nie mogę oderwać od niego wzroku.
– Lubię twój zarost – mówię, gdy wypłukuję usta.
– Ta? W jakimś szczególnym miejscu? – Uśmiech maluje się na jego ustach. – Podpowiem...
Zasłaniam mu usta dłonią.
– Ani się waż. – Przed nim nie byłam dziewczyną, która rumieniła się kiedykolwiek, teraz robię to cały czas.
Luke zabiera moją dłoń ze swoich ust i pochyla się, żeby pocałować mnie w ucho.
Ma racje, jego zarost przypomina mi o wczorajszej nocy.
Cholera.
– O czym myślisz? – szepcze, wytwarzając zarostem tarcie na mojej skórze, która znowu przez niego płonie.
Trącam nosem jego zarośniętą szczękę, a on rozumie mnie bez słów.
Rozszerza moje nogi, staje pomiędzy nimi, przyciąga mnie na brzeg blatu. Jego dłonie wsuwają się pod koszulkę, zostawiając za sobą szlak ciarek. Ściska moje pośladki, a ja oplatam go nogami w pasie. Patrzę, jak gasi papierosa, po czym oddaje mi całą swoją uwagę.
– Więc, co byś ode mnie chciała, kochanie?
Odchylam się trochę, żeby lepiej przyjrzeć się temu młodemu mężczyźnie, który wywrócił mój świat do góry nogami, podwajając drogę na szczyt.
Kładę dłonie na jego piersi, śledzę kontury jego tatuaży.
– Tylko jedno cię ciekawi, co? – Przykładam usta do tatuażu na jego szyi i zasysam skórę. Widziałam się w lustrze, zostawił mi malinki w miejscach, które będę musiała przykryć makijażem.
— Podoba mi skorpion na twoim udzie.
Luke prycha.
– Skorpion to znak zodiaku, wiesz?
– No. – Nie chcę, żeby się zamknął, więc po prostu pozwalam mu mówić.
– Byłem już w Australii i poznałem dziewczynę, która interesowała się astrologią. Była kompletnie stuknięta, ale nie dawała mi żyć, w kółko powtarzała mi, że jestem, jak skorpion, bo znała trochę moją historię.
Znała jego historie?
Wiedziała więcej ode mnie?
A raczej powinnam to wszystko powiedzieć w czasie teraźniejszym.
– Powiedziała mi, że skorpiony nienawidzą powierzchowności, trafia w sedno, nie odpuszcza, jest najlepszym przyjacielem, pragnie intensywności. Jest najciemniejszy i najjaśniejszy zarazem. To ostatnie zdanie we mnie uderzyło, czystość w swojej brzydocie. – Śiska moje uda. – Najbardziej jednak uderzyło mnie inne zdanie. Chcesz usłyszeć?
Kiwam głową.
– Skorpion metaforycznie umiera, żeby móc się odrodzić. Czas na twoje odrodzenie, Luke. – Uśmiecha się. – Byłem wściekły, że ktoś mówi mi, że śmierć mojego przyjaciela to szansa na prawdziwe życie. Jeśli nie umrzesz za życia, nie żyjesz naprawdę. Brzmi niczym poeta z romantyzmu, co?
Znowu kiwam głową.
– Gdy tylko mogłem poszedłem i wytatuowałem sobie skorpiona, ale nie dlatego, że czuję się do niego taki podobny, a dlatego, żeby każdego dnia sobie przypominać, że nie jestem taki, jak on.
– Luke... – Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Nie miałam takich doświadczeń.
– Nie jestem skorpionem, który musiał stracić coś, żeby żyć. Byłbym szczęśliwy, gdyby on tu był, nie chcę być skorpionem, nie chcę być kimś, kto odcina się od przeszłości, kto zapomina.
– Myślę, że źle rozumiesz ten symbol.
– Zabawne, bo to właśnie ten tatuaż przypomina mi bardziej o Chrisie niż cokolwiek.
– Luke, źle to rozumiesz. Ta dziewczyna nie powiedziała ci, żebyś odciął się od przeszłości.
– Nie jestem lepszy tylko dlatego, że on umarł! – krzyczy.
I co ja mam mu powiedzieć? Nie znam sytuacji, nie umiem dobrze mu tego wytłumaczyć bez poznania szczegółów.
– Musisz przestać interpretować wszystko na swoją niekorzyść.
Przyciągam go bliżej o ile to w ogóle możliwe, chociaż teraz czuję, że jest zbyt daleko ode mnie.
– Ta dziewczyna powiedziała ci, że twoje życie ma znaczenie, że może upadłeś, ale się podniesiesz. Dlaczego nie widzisz tego w ten sposób?
I potem szybko orientuję się, dlaczego.
Ale nie mam odwagi mu tego powiedzieć.
Nie czuje, że śmierć przyjaciela doprowadziła go na dno, bo był na nim już przed jego śmiercią.
Widzi wszystko w czarnych barwach, ponieważ one nigdy nie były inne.
On nie zna czegoś innego.
Nie sądzę, że kłótnia z nim do czegokolwiek doprowadzi, dlatego postanawiam skupić się na czczeniu wargami jego tatuaży i przypominaniu mu, jak bardzo jest niesamowity, jak bardzo się dla mnie liczy i jak bardzo nie musi być na dnie, tylko dlatego, że tam był z przyjacielem.
Luke się nie odzywa.
Pozwala mi czcić swoje ciało.
Aż drzwi od łazienki nie otwierają się z hukiem.
– Mary Jane! – krzyczy.
– Mama?
A ja nawet nie mam majtek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro