43 |trzyosobowy|
Powrót do domu jest dziwny.
Jestem zbyt przerażony nową codziennością, żebym był w stanie chociaż myśleć o tym, co może się wydarzyć.
Zostawiłem Mary Jane pod jej pokojem i sam teraz stoję przed moim mieszkaniem. Graniczy z kampusem, ale jest cholernie duże. Ojciec nie rozumiał, dlaczego. Dlatego nie powiedziałem mu prawdy, a po prostu zrobiłem to, co chciał.
To, żeby one miały życie na dobrym poziomie jest ważniejsze niż kierunek moich studiów.
Nie muszą o tym wiedzieć.
Nikt do cholery nie musi tego wiedzieć.
Otwieram drzwi od mieszkania i kieruję się prosto do salonu, skąd słyszę ich śmiechy. Maria ma najpiękniejszy śmiech, jaki kiedykolwiek słyszałem i słyszę, że ich córka ma go po niej.
– Cześć – mówię.
– Cześć.
Siadam na puchatym dywanie obok nich.
– Powiesz mi, gdzie byłeś?
– Czuję takie ogromne wyrzuty sumienia za to, co się wtedy stało i że to ja tu jestem, że nie chcę ci rzucać moim szczęściem w twarz. To niesprawiedliwe, Maria. Moje życie nie jest proste, ale czuję, jakbym...
Maria przysuwa się do mnie i opiera głowę na moim ramieniu.
Oboje zaczynamy ronić łzy.
– Zrobię dla was wszystko, Maria. To musi wystarczyć, przepraszam.
– To więcej niż miałam tydzień temu.
Otulam ją ramieniem, chcąc mieć ją blisko, bo zwyczajnie sam tego potrzebuję.
– Zrobiłam obiad, zjesz?
– Gotujesz?
– Próbuję różnych rzeczy. Zostań z nią chwile, zaraz wrócę.
Patrzę na dziewczynkę, która nigdy nie pozna swojego taty, na dziewczynkę, która nie będzie miała szansy usłyszeć jego teorii o życiu, ani historii jego tatuaży.
Mała przygląda się mi równie uważnie, co ja jej.
Postanawiam ją rozbawić, pokazując jej moją pływającą złotą rybkę. Mała śmieje się, gdy poruszam palcem i wydaje przy tym dźwięki, jak bulgoczące bąbelki.
– Twój tata kochał syreny, może jesteś jedną z nich?
Łaskoczę jej małe stópki, a ona zaczyna chichotać.
– Tata nie... – mówi.
– Przepraszam, Callie. – Nigdy nie przestanę się obwiniać.
Mała swoją małą rączką dotyka mojego palca i ściska moją rybkę.
– Chciałabyś akwarium? Możemy kupić akwarium.
– Rybka. – Jej duże oczy łapią mnie za serce.
– Obejrzymy, gdzie jest Nemo, a potem możemy iść do oceanarium.
Wtedy Maria wraca do salonu.
– Nie musisz tu z nami siedzieć, wiesz?
– Nie było mnie tydzień. Nie zdążyłem dowiedzieć się, co lubi ta mała dziewczynka i teraz zdecydowanie chcę spędzić z wami czas i was poznać.
– Przyniosłam zupę. Dopiero uczę się.
– Zupa jest świetna, dzięki. – Stawiam ją obok siebie. – To jak? Co lubi ta kruszyna, która nie mówi za dużo tylko ni się przygląda?
Robię jeszcze raz pływającą rybkę i dostrzegam też uśmiech Marii.
– Gdzie jest Nemo będzie w porządku.
– No to włączaj, a ja zjem zupę. Chcesz trochę, Callie?
Mała na chwiejnych nóżkach wstaje i siada pomiędzy moimi nogami.
– To chyba znaczy, że tak.
– Tęskniłam za tobą, Luke. Nie przez ten tydzień, ale przez te dwa lata...
– Ja też za tobą tęskniłem. Jesteśmy jedynymi ludźmi, którzy mogą uczcić jego pamięć, dlatego za sobą tęsknimy i chcemy być blisko. Nie chcemy go zastępować, ale urzeczywistnić. Rozumiesz, co próbuję powiedzieć?
– Chyba tak.
– Nie chcę zastąpić jej taty, nigdy nim nie będę, ale mogę zrobić wszystko, żeby żyło wam się dobrze i żebyście miały komu ufać i na kim polegać. Czy to jest okej?
Kiwa głową.
– Oboje będziemy mieli wyrzuty sumienia, prawda?
Ja większe niż ona, ale ona zdaje sobie z tego sprawę.
Niedługo później wszyscy siedzimy na kanapie. Wyciągam dłoń na oparciu kanapy, gdy Callie wyciąga swoje nóżki, opierając główkę na poduszkę i nie odrywając oczu od ekranu telewizora.
– Jest piękna – szepczę do Marii. – I chyba podoba jej się Nemo.
Maria obraca się do mnie.
– Pokaż mi te złotą rybkę.
Wyciągam do niej dłoń, a ona łapie mnie za palec i zamyka oczy. Wiem, że właśnie sobie czegoś życzyła, wiem, że prawdopodobnie to coś, czego nie mogę spełnić. Pochylam się i całuję ją w czubek głowy. Maria przysuwa się do mnie i opiera głowę na mojej piersi.
– Nikt mnie nie przytulał od dnia, kiedy on zginął. Czy możesz...
Obejmuję ją ramieniem, jak najciaśniej do cholery mogę i trzymam przez cały film. Starając dać się jej, chociaż nutkę ciepła, które odeszło wraz z jego śmiercią.
– Jutro wybierzemy się do oceanarium, a w weekend pojedziemy nad jezioro.
— Nie musisz...
– Chcesz się nauczyć pływać, moja mała rybko? – To wychodzi samo z siebie.
Callie energicznie kiwa głową, zerka na mnie i na swoją mamę, po czym wraca wzrokiem do filmu.
– Widzisz, zostałaś przegłosowana. – Czochram jej włosy.
– Możemy obejrzeć coś jeszcze?
– Pewnie, możemy cały dzień tak siedzieć.
– Proszę.
Rozumiem, dlaczego.
Trzymam ją tak długo, jak tego potrzebuje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro