Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4 {Rodzina}

Luke Ainsworth

– Zadzwoń do ojca. – mój brat nie wyjechał z nami do Australii, wolał zostać i prowadzić swoje życie tutaj. Nie myślałem, że gdy będę chciał wrócić, skończę mieszkając w jego mieszkaniu na pieprzonym kampusie.

Wszyscy Ainsowrthowie mają wysokie ambicje i trudne do zrealizowania cele.

Josh jest najmłodszym profesorem na całej pieprzonej uczelni. Ojciec jest z niego tak cholernie dumny.

– Po co? – Uważali mnie za swoją pieprzoną porażką.

Nigdy nie robię tego, co ode mnie oczekują. Wybrałem tonę przypadkowych zajęć, żeby ukryć, te które naprawdę mnie interesują.

– Bo się o ciebie martwi. – Josh pozwolił mi tu zamieszkać, ale tylko ze względu na rodziców. Powiedział, że jeśli zrobię chociaż jedną głupią rzecz, która zniszczy jego dobre imię i mnie wyrzuci.

Jestem Ainsworthem, ojciec nie pozwoliłby mi zostać na pieprzonej ulicy.

– Jest taki, jak ty, martwi się tylko o nazwisko i pieniądze.

– Zadzwoń do ojca, bo nie prześle ci pieniędzy. – Zapomniałem o tej jednej rzeczy. On i mój drugi brat mają fundusze powiernicze. Mój został mi odebrany. Kontroluje moje życie na każdym pieprzonym poziomie.

– Znajdę prace.

– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Co byś robił?

Nie wiem.

Gdy oni brali wakacyjne prace, czy pomagali ojcu, ja robiłem wszystko, żeby mnie nie znalazł. Wybudował domek na drzwi, gdy Anthony miał jakieś trzy lata. Ukrywałem się tam całymi dniami, żeby tylko nie musieć żyć pod ich rozkazy. Pamiętam, jak raz tak mnie wkurwili, że postanowiłem nie wrócić stamtąd do domu. Zostałem tam na trzy dni, zanim mnie znaleźli. Następnego dnia ojciec sam zburzył domek. To nie jest facet, który brudzi swoje ręce.

– Mógłbym pracować w barze.

– Spróbuj tylko...

– Chodzi o nazwisko? Nie chcecie, żeby jakiś Ainsworth pracował, jako barman? Jestem w tym cholernie dobry... – próbuję wyprowadzić go z równowagi.

– Nie chciej, żebym powtórzył to ojcu. Bierz telefon w rękę i dzwoń.

– Jesteś takim cholernym nudziarzem. – Nie wiem, czy wierzą w moje słowa. Sądzę, że jestem dla nich zbyt kurewsko beznadziejny, żeby przejmowali się moimi słowami. Jestem tu tylko ze względu na nazwisko, nie więź.

– Dzwoń. – Wszyscy trzymają mnie krótko, jak pieprzonego psa na smyczy.

Chociaż prawdopodobnie byłbym bokserem, którego trzymają na metrowym łańcuchu. To idealne miejsce do spełniania ich zachcianek.

Wybieram numer ojca, ale gdy tylko słyszę jego głos, wiem, że tak naprawdę on też nie chce ze mną rozmawiać.

Mary Jane

W akademiku nie ma na to miejsca, nad czym naprawdę ubolewam, dlatego gdy tylko wracam do domu znikam w mojej garderobie. Mogłabym tu siedzieć godzinami, ale nie lubię marnować czasu. Wszystkie piękne suknie koktajlowe proszą o zostanie wybranymi na dzisiejszy wieczór. Jednak ja nie mam problemu z wyborem, jestem zdecydowana. Biorę do ręki granatową suknie, z kryształkami na dekolcie i lekkim wycięciem na plecach, jest odpowiednio elegancka i śliczna. Dobieram do tego czarne szpilki, jedne z moich ulubionych i kieruję się w stronę bielizny. Moja mama jest jej projektantką. Ma obsesje na punkcie krojów, wzorów i kolorów. Sama myślę, że nie miałabym w szafie gorsetów, podwiązek, pończoch... jednak mam to wszystko. Wybieram ładne wycięte białe majtki i dobieram do tego koronkowy stanik.

Gdyby był niedopasowany, przysięgam, że moja matka zobaczyłaby to przez ubrania i kazała mi się iść przebrać.

Nigdy nie nosze niedopasowanej bielizny.

Godzinę później kończę robić makijaż. Lubię świadomość, że potrafię to robić i w każdej sytuacji mogę sobie tym pomóc.

Ktoś puka do moich drzwi, po czym od razu przez nie przechodzi. Dostrzegam go w odbiciu lustra.

– Witam, piękną panią. – To Nathan.

– Cześć. – Nie pojawia się za często w okolicy. Jego praca polega na podróżowaniu po świecie i sprawdzaniu, jak działają firmy. Jest ode mnie siedem lat starszy, jednak od pierwszego spotkania złapaliśmy dziwnie dobry kontakt. Może dlatego, że jest tu tak rzadko, a gdy już jest...

Nasze spojrzenia krzyżują się w lustrze, ale to mi nie wystarcza, dlatego obracam do niego głowę.

– Przywiozłem ci coś, ślicznotko.

– Prezenty z drugiego końca świata? – Zawsze, gdy się spotykamy obdarowuje mnie prezentami.

– Dokładnie. – Uśmiecha się szeroko, będąc dumnym ze swojej pracy i zakupów. – Lubisz takie rzeczy, a teraz zamknij oczy.

Wie, że nie lubię oddawać kontroli.

– No już, Mary Jane, zamknij oczy.

Kręcę głową.

– Mary Jane, bo przestanę być twoim Spidermanem.

Miałam sześć lat, gdy po raz pierwszy obejrzałam ten film i uświadomiłam sobie, że miłość Petera Parkera nosi moje imię, a raczej ja jej. Byłam taka podekscytowana, że postanowiłam poszukać własnego spidermana... no i proszę, tyle lat później, a on dalej o tym pamięta.

Od tego czasu, gdy tylko był w pobliżu, przynosił ze sobą, co to nowy komis o tym bohaterze i czytaliśmy razem.

Opiekował się mną.

Dorastałam z nim.

Jednak zawsze pomiędzy nami była ta granica.

– Jesteś okrutny. – Obracam się z powrotem do lustra. Czuję, jak się do mnie zbliża, a po chwili jego dłonie odgarniają mi włosy z szyi.

– To naszyjnik?

– Jesteś taka przemądrzała. – Czuję go na mojej szyi, a gdy już jest zapięty, Nathan całuje mnie w skroń. – To mój prezent z Australii.

Oglądam naszyjnik w lustrze.

Jest elegancki, gustowny, cały w małych...

- Czy to diamenty? – pytam, dotykając mojego prezentu.

– Nie jestem biednym Peterem Parkerem, jesteśmy w równoległej rzeczywistości, Mary Jane.

Tak rzadko jest na miejscu, że zapominam, jaki wpływ mają na mnie jego słowa. Gdy stoi tak blisko...gdy daje mi takie prezenty, gdy uśmiecha się do mnie, gdy rzuca powiązania do mojego lubianego filmu z dziecięcych lat... wtedy moje serce szybciej biję.

– Dziękuję. – Dotykam małego kryształu pośrodku mojego dekoltu. – Czy ty dałeś mi diamentowy naszyjnik z kryształowym konturem Australii? To pieprzone szaleństwo!

– Możesz go nosić, na co dzień, cholernie mi do ciebie pasuje. Australia może nie ma tak wysokich szczytów...

– Jest piękny. – Nie mogę się na niego napatrzeć.

– Skąd wiedziałem, że ubierzesz granatową sukienkę?

– Może wiedziałam, że to twój ulubiony kolor? – zawsze flirtujemy, ale on jest siedem lat starszy. Jest zdecydowanie dobrą partią, najlepszą, ale różnica wieku nie pozwala mi nic z tym zrobić.

– Skąd wiedziałaś, że przyjadę?

– Może miałam nadzieję? – Uśmiecham się do niego.

– Wyglądasz tak cholernie pięknie, że cieszę się, że przyjechałem. – jeszcze raz całuje mnie w skroń, ale mogę przysiąść, że jego usta zostają tam dłużej niż powinny... – Chodźmy do reszty.

Gdy tu jest wszystko jest inne, czuję to dziwne uczucie w piersi... Nathan jest idealny, dla mnie nawet jego wiek jest idealny. Jednak tak często go nie ma. Nie wyobrażam sobie takiego związku, dlatego trzymam to na bezpiecznej stopie, pozwalam sobie na te małe chwile, bo są nieszkodliwe w stosunku do moich planów.

Związki na odległość pochłaniają za dużo energii. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro