Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35 |pierwsze życzenie|

Nigdy nie wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek będę prosił ojca o cokolwiek, a jednak w przeciągu kilku dni, musiałem kilkukrotnie schować dumę do kieszeni. Straciłem na tym więcej niż bym chciał, a ojciec i brat byli z siebie bardziej zadowoleni, niż bym kiedykolwiek przypuszczał.

Uszczęśliwiłem moją rodzinę i to im do cholery wystarcza.

Nawet jeśli w jakiś sposób unieszczęśliwiłem siebie.

Gdy pukam do drzwi w pieprzonym pokoju hotelowym, zastanawiam się, dlaczego do cholery po prostu nie wróciła.

Ta dziewczyna to pieprzona zagadka, a ja jej na to pozwalam.

Gdy drzwi się otwierają.

Czuję, jakbym nie widział jej dłużej niż pieprzony tydzień.

– Dlaczego do cholery muszę spełniać twoje życzenia na drugim końcu świata?

– Moja złota rybka, moje miejsce do spełniania życzeń.

– Co się, do cholery wydarzyło?

– Gówno się zdarza, prawda? – Próbuje się uśmiechnąć, ale jej to nie wychodzi.

– Przeleciałem dla ciebie.

No i wybucha płaczem.

– Mam go, kurwa, zabić?

Podchodzi do mnie i przytula się do mnie.

– Nie chcę być już idealna, nie karz mi być idealną. – Teraz rozumiem, czemu zadzwoniła do mnie.

– Nie zamierzam cię niczego uczyć.

Kiwa głową.

– A chcesz spędzić ze mną trochę czasu tutaj?

– Czy to drugie życzenie?

Odsuwa się nieco, żeby spojrzeć mi w oczy.

– A czy moim drugim życzeniem może być, żeby moja złota rybka nie straciła swoich mocy?

Oburzam się.

– To oszustwo.

– Kto nam każe być uczciwymi?

– No proszę, tego się po tobie nie spodziewałem. – Rozbawienie tańczy w jego oczach.

– Z twoich ust wypada tyle brzydkich słów. – Opuszkami palców dotyka moich warg. – A zarazem brzmią prawdziwie, jak to robisz?

– Pieprzę zdanie innych ludzi.

– Nieźle mnie nawyzywałeś. Miałeś trochę racji.

– No co ty, nie powiesz – Ściskam jej policzek. – Nigdy nie byłem w Nowej Zelandii, zróbmy coś z tym.

– Wcale mi się tu nie podoba – mówi i marszczy nos. Tego jeszcze u niej nie widziałem.

– Zmieńmy to.

– Zabierzesz mnie na skrzydełka?

– Co do tego... – Podrapałem się po karku. – ty płacisz. Spłukałem się płacąc za bilet.

– Och. – Nigdy nie zapytała, skąd mam pieniądze. Powiedziała, że zapłaci, ale ja nie chciałem się zgodzić.

– Oddam ci...

Uderzam swoim czołem o jej, rozpraszając jej uwagę.

– Jestem złotą rybką. – Zasysam policzki. – Tylko cię sprawdzam. Ubierz się – Mały klaps w jej słodki pośladek. – Idziemy szukać skrzydełek.

Ignoruję zmęczenie, poprzez absurdalnie długi spacer z lotniska. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Miałem czas po drodze przemyśleć to gówno i zadzwonić do Marii, która przyjęła moją pomoc. Jeszcze mamy dużo do obgadania, ale Mary Jane przerwała to budowanie pieprzonego gniazdka.

– Nie wierzę, że tu jesteś – szepcze, gdy się ode mnie odsuwa. – Szczególnie po ostatnim.

– Ta, też jestem zaskoczony. W szczególności, że powiedziałem ci, że nie będę siedział i czekał, aż on będzie zajęty.

Mary Jane stoi do mnie tyłem i wzrusza ramionami.

– Ty nie mówisz mi wszystkiego, ja też nie muszę. Nie myśl, że coś ci się należy, bo przeleciałeś cały świat do mnie.

– Właściwie...

– Złota rybka nie chce nic w zamian.

– To dobrze, że nią w rzeczywistości nie jestem.

Rzuca mi spojrzenie, przez które zdecydowanie mogłaby roztopić trochę lodu.

– Skończyłaś z nim? – pytam w końcu.

– A co chcesz zająć jego miejsce?

– Byłbym lepszy na jego pierdolonym miejscu.

– Tak naprawdę to nie było jego miejsce, a może moje, nie wiem, do cholery.

Czy kiedykolwiek któreś z nas da jasne odpowiedzi?

– Cholera? – mówię.

– Raczej pieprzona cholera.

– Jebana cholera – poprawiam ją.

– Chodź tu i mnie pocałuj.

– Już myślałem, że nie poprosisz, kurwa.

Obraca się do mnie, jakby w zwolnionym tempie, a ja dopadam jej usta. Moje ręce giną w jej włosach, jej usta przyciskają się do moich z tak wielką siłą, że jestem pewien, że zostawi siniaki.

Desperacja.

A może tęsknota.

A może cholera wie co.

Odpowiadam równie zażarcie, ciesząc się uczuciem jej ust na moich.

Mary Jane staje na palcach, żeby być jeszcze bliżej. Zaplata ręce wokół mojej szyi, ściska w dłoniach włosy na moim karku. Łapię ją w talii, przyciągam bliżej.

Pożeramy się.

Nie oczekiwałem tego, nie wiem, czego oczekiwałem po przyjeździe tutaj. Na pewno nie tego i takiej szybkiej reakcji z mojej strony.

Mary Jane dyszy w moje usta, próbując złapać oddech, pozwalam jej na to, przenosząc się z pocałunkami na jej szyje. Jej ciepły oddech drażni moją skórę.

– Chyba cię potrzebuję – szepcze. – To źle, prawda?

Całuję ją, jeszcze raz pokazując jej, jak bardzo to źle, że mogę skraść jej oddech.

Potrzebuje mnie.

Ktoś potrzebuje mnie.

Może jeszcze nie jestem stracony.

Może uratuję obie te dziewczyny, a ktoś po drodze uratuje i mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro