34 |złota rybka vol.2|
– Mary Jane! – Cóż, jestem trochę zaskoczona tym krzykiem, ponieważ właśnie wychodzę spod prysznica.
Owijam się ręcznikiem i wychodzę z mokrymi stopami z łazienki.
– Pali się? – Mógł po prostu wejść do łazienki, ale daje mi przestrzeń tak, jak go o to poprosiłam.
Nathan tasuje mnie wzrokiem. Moje mokre włosy zwisają z moich pleców, a mokre stopy roznoszą wodę po jego mieszkaniu.
– Coś przyszło do ciebie. Nie myślałem, że ktoś zna ten adres, więc nawet nie spojrzałem, po prostu otworzyłem.
– Co? – Mocniej otulam się ręcznikiem nic nie rozumiejąc.
– Ktoś ci coś przysłał. – Podchodzi do mnie i podaje mi kartkę. Jedną jedyną kartkę.
– To chyba pomyłka.
Biorę od niego kartkę i otwieram.
– Od kogo? –Pproste pytanie, ale głos, jakim je zadaje ma konkretny stosunek, jest zaniepokojony.
– Od tego chłopaka, z którym mnie widziałeś, gdy wróciłeś.
Nigdy go nie okłamałam.
– Dlaczego on coś ci tutaj przysyła? I dlaczego rozmawiasz z kimś takim? – Jest spokojny. Nigdy nie byliśmy jeszcze w takiej sytuacji.
– Nie wiem nawet skąd ma adres. Ja mu go nie dałam, Nathan.
– Pocałowałaś go na moich oczach, a on teraz... – Kręci z niedowierzaniem głową. – Chcesz mi o czymś powiedzieć?
– Kiedyś powiedziałam, że lubię jego rysunki to wszystko. – To nie jest kłamstwo, po prostu nie mówię mu wszystkiego.
– Nie podoba mi się to. – Nie przestajemy na siebie patrzeć. – Nie podoba mi się tamten facet, bardzo. Wolałbym, gdybyś nie miała nic wspólnego z takimi ludźmi.
– Nie wiedziałam, że mi coś wyśle! – krzyczę.
– Nie rozumiem tego prezentu – mówi. – Staram się być spokojny, ale zaczynam mieć dużo pytań o twoją przeszłość.
Ściskam rysunek mocno w dłoni.
Przysłał mi pieprzoną złotą rybkę.
Dlaczego, do cholery?
Nie tylko szkic, ale pokolorowany.
Pieprzona złota rybka w całej krasie.
Trzy życzenia.
Powinnam życzyć sobie czegoś dobrego.
Czegoś, co odmieni moje życie.
A może je ustabilizuje?
Patrzę na Nathana, który patrzy na mnie...
– Chcesz mi coś powiedzieć, Mary Jane?
Nie mogę się rozpłakać.
Nie mogę.
To wszystko nie mieści się w mojej głowie.
To wszystko nie miało być taka.
To ja do tego doprowadziłam.
Gdy myślisz, że tylko na chwile zboczysz z drogi, że łatwo odzyskasz właściwy kierunek, to jesteś w takim cholernym błędzie, bo nieznane wciąga bardziej, niż możesz tego chcieć.
A gdy nieznane staje się znajome...
Po co wracać na poprzednią drogę?
Wiem, że to jest, jak błędne koło. Nic nie jest wystarczająco dobre i gdy tylko nadarza się okazja próbujesz na nowo.
I tak w kółko.
To pieprzona przepaść.
– Nikt nic ci tu nie wysłał, nawet twoja rodzina, nic. To najdziwniejszy prezent z możliwych i to nie od byle kogo. Mam zapytać jeszcze raz?
Mocniej ściskam ręcznik, który nawet nie wiem, kiedy złapałam. Jestem przerażona. Cholernie przerażona.
Nie jestem idealna.
Jestem dziewczyną, która spotkała kogoś, kto nieświadomie wywrócił jej życie do góry nogami, a ona nie protestowała.
Jestem w tej sytuacji słabsza. Nie tylko x powodu moich błędów, ale także stroju.
Nigdy nie widziałam Nathana tak złego.
Tak osobisty i niejasny prezent to coś, co trudno zlekceważyć.
– To coś dla ciebie znaczy? – Łapie za kartkę, a ja z jakiegoś powodu wykonuję gwałtowny ruch i mu ją wyrywam. – Czyli tak.
Tym razem nie jestem w stanie ukryć już łez.
– Mary Jane, coś ty do cholery zrobiła?
Jestem tchórzem.
Od początku wiedziałam, że to się nie uda.
– Ten facet, ten cały wytatuowany. O Boże, bardzo często go całowałam. – Nie tak to powinnam powiedzieć.
Nathan patrzy na mnie i wiem, że mnie nie poznaje. Nie widzi dziewczyny, młodej kobiety, która zna go całe życie, którą on zna całe swoje życie.
Odsuwa się ode mnie.
– Całowałaś? Co jeszcze z nim robiłaś?
Kręcę głową, nie potrafiąc ubrać niczego w słowa.
– Gdy ja byłem tutaj, a ty tam?
Tym razem muszę kiwnąć głową.
– Co jeszcze?
Łzy leją się z moich oczu, a on wydaje się niewzruszony.
– Wiesz, dwa dni wcześniej powiedziałaś, że koniec ze Spidermanem, a zdecydowanie się teraz czuję, jak on. Oszukany, zraniony, zostawiony.
– Przepraszam, mówiłam, że to spieprzę.
Ociera moje łzy, co cholernie mnie zaskakuje.
– Nie jestem idealna.
Nathan robi jeden krok w moją stronę, a ja z jakiegoś powodu się odsuwam. Uderzam plecami o ścianę, gdy on sięga do mojej dłoni, która ściska ręcznik. Patrzy w moje oczy, po czym zabiera moją dłoń i opuszcza ręcznik.
Tak po prostu.
A ja tak po prostu na to pozwalam.
Nathan patrzy w moje oczy, zanim jego ręce ściskają moje nagie biodra.
– Nathan...
– Co jeszcze pozwoliłaś mu dotykać? Co jeszcze dostał?
Jego spokój wywołuje mój strach.
– On na ciebie nie czekał, ja czekałem, jak mogłaś?
Łzy nie przestają płynąć.
Trąca nosem mój policzek, po czym go całuje.
Nie mogę się ruszyć.
Nie wiedziałabym nawet, co zrobić.
Ściskam w dłoni mój rysunek, gdy Nathan zaznacza swój teren.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro