32 |Maria vol.2|
Nie wiem, co mnie skłoniło, żeby przyjść tu po raz kolejny. Bezsenność to jedna z rzeczy, z którą nie umiem się uporać, ale lekarze, za których zapłaciłaby moja rodzina nie stawialiby mnie na pierwszym miejscu, a ich. Oni byliby doinformowani, a ja byłbym tylko częścią układanki. Dlatego nie chcę, żeby rodzina miała na mnie jakiś haczyk.
Dlatego jestem tu dzisiaj i zamiast robić pieprzone zakupy rozglądam się w poszukiwaniu.
Tęsknię za nią.
Za nim także.
A teraz jest coś. coś, co jeszcze bardziej to utrudnia.
Wyciągam papierosa i zapalam go wśród tych wszystkich ludzi. Nikt mnie nie powstrzyma.
Muszę mieć pieprzone szczęście, bo je dostrzegam. Kieruję się w ich stronę, mając nadzieję, że nie ucieknie z krzykiem. Maria trzyma dziewczynkę na rękach, gdy wybierają ryby.
– Cześć. – Staję obok nich i gaszę papierosa. Myślę, że mimo wszystko Chris nie chciałby, żebym palił w towarzystwie jego dziecka.
Jestem wściekły, że nie ma go tu z nimi, że muszę tu stać złamany, nie mniej niż ona, a on nie może dzielić tego z nami. To moja wina, to ja go nie powstrzymałem.
– Proszę, Maria, nie uciekaj. Pozwól zrobić mi wam śniadanie.
– Co?
– Pozwól uczcić mi jego pamięć z wami, chociaż ten jeden raz. Wiem, że mnie nienawidzisz, ja też sobą gardzę, ale proszę.
Patrzy na mnie, jakby rzeczywiście rozważała moją propozycje.
– Jak ma na imię wasza córka? – Przeczesuję włosy. Jestem bardziej zdenerwowany niż bym, przypuszczał.
– Kiedyś powiedział, że chciałby zobaczyć Kalifornię. To Callie.
Ma ciemne włosy dokładnie takie same, jak miał jej tata. Oczy ma po Marii, ma też jej delikatne rysy, ale ciemne brwi i włosy to Chris.
– Co byście zjadły? – pytam.
– Gjofy! – Domyślam się, co powiedziała. Patrzy na mnie roześmianymi oczami.
– To co robimy, przy tych rybach? – czochram włosy Callie. – Zróbmy prawdziwe zakupy.
– Ty płacisz, pieprzony bogaczu. – Musi być na mnie wściekła, skoro mi na to pozwala. W ogóle się jej nie dziwię. To ja powinienem być na jego miejscu, nie mam nic do stracenia, gdy on stracił wszystko. To rozdziera moje serce, a myślałem, że bardziej się nie da.
– Możemy je zrobić u was? Mieszkam z bratem.
Maria patrzy na mnie, jakby jednak chciała się wycofać. Nie mogę jej na to pozwolić.
– Nie chcę zajmować jego miejsca, to on powinien móc dla was to robić. Wiem, że to moja wina, że nie może. Proszę, chcę tylko... – Nie wiem, jak dokończyć to zdanie.
– Dobrze.
Kupujemy tutaj wszystkie rzeczy, które są potrzebne na gofry i w milczeniu ruszamy w bliżej mi nieznanym kierunku. W końcu przypominam sobie drogę. drogę do mieszkania, w którym mieszkał Chris.
Najbardziej gównianego miejsca, jakie widziałem. To miejsce było tak małe, że ledwo starczało miejsca na stół i łóżko. Jednak było go na to stać i był z tego dumny. Wiem, że nie powinny tak mieszkać.
Gdy wchodzę do środka i zauważam te samą starą kanapę, zużyte drewniane łóżeczko i brak naszego stołu czy telewizora.
– Maria.
– Zrób pieprzone naleśniki. – Myślę, że zarówno chciała, żeby to zobaczył i nie chciała. Tym miejscem pokazuje mi tylko, jak bardzo nie rozumiem jej bólu.
Ze ścian odpada tynk, a miejscami tapeta, szafki w kuchni się rozlatują, kuchenki prawdopodobnie nie da się doczyścić.
– Maria.
Co mam powiedzieć?
– To wszystko, co mam.
Siada na kanapie, a Callie siada na dywanie sięgając po jednego pluszaka, jakiego ma.
Wtedy dostrzegam tatuaż na jej łydce, dokładnie taki sam, jak na mojej.
Maria zaczyna płakać.
Gdy tylko jej córka to dostrzega, także zaczyna to robić, jakby nie mogła znieść płaczącej mamy. Przytula się do jej nogi, gdy Maria chowa twarz w dłoniach.
– Tak bardzo za nim tęsknię, on by sprawił, że życie w niedostatku byłoby lepsze.
Chris sprawiał, że wszystko było lepsze.
Otwieram lodówkę. Niemal pusta. Otwieram szafki. czuję na plecach wzrok Marii.
– Z czego ty do cholery żyjesz?!
– Nie jestem bogata, jak ty! – krzyczy przez łzy. – To wszystko, co mam!
Podchodzę do nich, mimo, że wszystko, co mam ochotę zrobić to wyjść i się napić. Biorę Callie na ręce i sadzam ją na kolanach mamy, po czym siadam obok Marii. Przytulam ją do siebie, a ona mi na to pozwala.
– Jestem już zmęczona, Luke. Gdy zobaczyłam cię po raz pierwszy pomyślałam, że przysłał cię, żebyś nas uratował. Dzisiaj też tak pomyślałam. A potem zdałam sobie sprawę, że on nigdy nie chciał nic od nikogo i gardziły mną, gdybym czegoś od ciebie chciała. Nawet jeśli to wszystko to twoja wina. A jednak tu jesteś i dalej w mojej głowie coś sądzi, że może mnie uratujesz. Wydałam pieniądze na tatuaż, żeby mieć go bliżej, zamiast pomalować ten syf. Już nie mogę bez niego żyć, nie wiem jak.
– Wymyślimy coś, razem. Mamy siebie. Proszę pozwól mi.
Maria kiwa głową.
– Nie mam siły być dłużej dumna. Mam córkę, muszę dać jej coś lepszego. Proszę, pomóż mi.
– Zaczniemy od śniadania w dobrej cukierni.
– Nie powinnam.
– Nie, to ja nie powinienem cię zostawić, gdy on umarł. Nie powinienem upaść tak nisko i nie powinienem pozwolić im mnie stąd zabrać. Byłem tak samo przerażony, jak ty. Bylem tak samo zły na świat, jak ty. Może bylem też zły na ciebie, że nas nie powstrzymałaś. Chris chciałby, żebym ci pomógł. To wszystko, co mogę dla was zrobić.
– Wydajesz się taki naprawiony, Luke.
– Próbuję robić to, co właściwe.
– Tęsknisz za nim? – pyta cicho.
– Czuję każdego dnia, jakbym stracił kawałek siebie. Właściwie wiem, że tak jest.
Maria wybucha jeszcze głośniejszym płaczem, a Callie znowu do niej dołącza.
– Już nie jesteście same, wszystko będzie dobrze.
Rozglądam się po tym mieszkaniu i widzę, jak bardzo zmieniło się wszystko w naszym życiu, odkąd on odszedł.
Z nim nasze życie było lepsze.
Jak do tego wrócić, gdy go nie ma obok i nigdy już nie będzie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro