29 |przyjaciele|
– Powinniśmy wybrać się do baru. – Siedzimy na kampusie przy stoliku. Ashton dalej trzyma Miley zbyt blisko siebie, gdy jestem w pobliżu. Damon i Kimberly siedzą oparci o swoje głowy. Pieprzone śpiochy. Logan i July są najmniej wylewni. Nie odrywam ręki od ołówka, nieustannie coś szkicując. W drugiej ręce trzymam papierosa i staram się, nie dmuchać dymem w nikogo.
– Bar? – interesuje się July.
– Nie wy. – nawet nie unoszę głowy, żeby na nią spojrzeć. – Sami faceci, odkąd wróciłem nic nie zrobiliśmy w czwórkę.
– Halo, my tu jesteśmy – mówi Miley. – Nie możesz nas tak po prostu ignorować.
– Chyba lepiej, że nie robię tego za waszymi plecami.
– To niezły pomysł – dodaje Damon. – Przyda nam się męski wieczór.
– Ashton, nie – Miley nie odpuszcza. – Nie, nie zgadzam się.
– Nie masz nic do gadania. – Myślę, że to, że z nią spałem wpłynęło na ich związek bardziej niż powinno. Nie wtrącam się, nie chcę tego pogorszyć.
– Kiedy? – Dalej nie odrywam wzroku od kartki. – Dzisiaj?
– Zgoda – mówi Logan, po czym szepcze coś do ucha July.
– No i świetnie.
Gdy wieczorem docieramy do naszego miejsca docelowego, szybko przypominam sobie, że to tutaj spotkałem Mary Jane i powstrzymała mnie przed wypiciem alkoholu. Zajmujemy wolny stolik, a Logan mówi, że to on pójdzie po alkohol. Wszyscy zamawiamy po piwie, gdy ja wyciągam dodatkowo papierosa.
– Kiedy zrobiliście się takimi nudziarzami, przyklejonymi do tyłków swoich dziewczyn? – warczę. – Zero z wami zabawy, do cholery.
– Luke. – Damon i Ashton patrzą na siebie. – Dużo się pozmieniało.
– Jak na przykład, co?
– Twój przyjaciel zmarł. – Jeśli myśleliście, że byłem z nimi daleko, gdy Chris żył, to prawdziwy koszmar zaczął się, gdy go straciłem. – Nie chcesz z nami o tym gadać.
– Bo nie ma do cholery o czym mówić! – Unoszę głowę. – Dużo gówna się wydarzyło, ale już dobie z tym poradziłem, okej? Teraz tylko chcę żyć dalej i wrócić do dobrych chwil z wami, a jest to trudne, gdy stale ktoś jest do was, przyklejony.
– Masz racje – mówi Ashton. – Powinniśmy częściej to robić, może znajdziemy naszego przyjaciela w tobie.
Pokazuję mu środkowy palec.
– Nigdy nie zrobiłbym ci tego świadomie. Mogę być kupą gówna, ale ona ma swoje granice. Przysięgam, stary.
Ashton kiwa głową. Nawet nie wiem, kiedy taca z kuflami pełnymi piwa uderza o stół.
– Jestem na ciebie wściekły, Luke. Nie jesteś kupą gówna – mówi Logan. – Jesteś trochę inny, trochę zamknięty, ale nie jesteś kupą gówna.
Nigdy nie spodziewałem się tego usłyszeć, tak naprawdę tego nie szukałem. Nie szukam współczucia.
– Pokazywałeś Chrisowi swoje rysunki, chcesz pokazać nam?
Patrzę na niego, jakby, oszalał.
– No co? To część ciebie.
– Nie nienawidźcie mnie? – Trudno jest mi zadać to pytanie, ale jakieś się udaje.
– Nie – mówi Ashton. – My też się zmieniliśmy od czasu, gdy wyjechałeś.
– No co ty, nie powiesz. – Uśmiecham się.
– Znajdźmy ci dziewczynę, nie będziesz wtedy tak marudził. – Damon od razu zaczyna rozglądać się dookoła.
– Dlaczego wszyscy w swoim życiu szukają tylko pieprzonej miłości? – warczę i zaciągam się papierosem. – Jest tak wiele innych cholernych rzeczy.
– Jak na przykład?
Patrzę na piwo, którego jeszcze nikt nie ruszył. Nie chcę być pierwszy.
Wyjmuję z kieszeni ulotkę.
– Wszystkie drogi prowadzą do Nowego Jorku. – To tytuł wystawy. – Chcecie pójść?
– To coś innego – mówi Damon. – Myślałeś o tym, żeby to robić?
– Nie pasuję do Nowego Jorku.
Nie, żebym w ogóle gdzieś pasował.
Tylko Chris znał wszystkie moje obawy. Oni wydają się zbyt normalni, żeby zrozumieć moje obawy, zbyt dużo o mnie nie wiedzą.
– Myślałeś o byciu tatuatorem?
Wybucham śmiechem.
– Nie każdy wytatuowany koleś, marzy o tatuowaniu innych.
– Okej, okej.
– Idziemy? – pytam.
– Co? To dzisiaj?
Może piwo było tylko pretekstem, żebym nie musiał użerać się z ich dziewczynami.
– Tak.
Chłopaki patrzą na siebie, gdy ja gaszę już drugiego papierosa.
W końcu wstają, duszkiem wypijają swoje piwo i ryzykują pójście ze mną.
– Ty nie pijesz?
Patrzę na kufel.
Przypominam sobie kłótnie z bratem, a także te z Mary Jane, która wyjechała do pieprzonej Nowej Zelandii do swojego idealnego faceta.
Nie jesteś kupą gówna, Luke.
– Dzisiaj sobie odpuszczę.
Wychodzę stamtąd pierwszy, czując, jak bardzo mam ochotę się cofnąć i je wypić. Przypomnieć sobie jego smak i zapomnieć o tak wielu gównianych rzeczach. Zapomnieć o pieprzonej Mary Jane.
Na razie powrót do papierosów mi wystarczy. Myślę, że ostatnio nigdy nie opuszczają mojej dłoni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro