Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29 |przyjaciele|

– Powinniśmy wybrać się do baru. – Siedzimy na kampusie przy stoliku. Ashton dalej trzyma Miley zbyt blisko siebie, gdy jestem w pobliżu. Damon i Kimberly siedzą oparci o swoje głowy. Pieprzone śpiochy. Logan i July są najmniej wylewni. Nie odrywam ręki od ołówka, nieustannie coś szkicując. W drugiej ręce trzymam papierosa i staram się, nie dmuchać dymem w nikogo.

– Bar? – interesuje się July.

– Nie wy. – nawet nie unoszę głowy, żeby na nią spojrzeć. – Sami faceci, odkąd wróciłem nic nie zrobiliśmy w czwórkę.

– Halo, my tu jesteśmy – mówi Miley. – Nie możesz nas tak po prostu ignorować.

– Chyba lepiej, że nie robię tego za waszymi plecami.

– To niezły pomysł – dodaje Damon. – Przyda nam się męski wieczór.

– Ashton, nie – Miley nie odpuszcza. – Nie, nie zgadzam się.

– Nie masz nic do gadania. – Myślę, że to, że z nią spałem wpłynęło na ich związek bardziej niż powinno. Nie wtrącam się, nie chcę tego pogorszyć.

– Kiedy? – Dalej nie odrywam wzroku od kartki. – Dzisiaj?

– Zgoda – mówi Logan, po czym szepcze coś do ucha July.

– No i świetnie.

Gdy wieczorem docieramy do naszego miejsca docelowego, szybko przypominam sobie, że to tutaj spotkałem Mary Jane i powstrzymała mnie przed wypiciem alkoholu. Zajmujemy wolny stolik, a Logan mówi, że to on pójdzie po alkohol. Wszyscy zamawiamy po piwie, gdy ja wyciągam dodatkowo papierosa.

– Kiedy zrobiliście się takimi nudziarzami, przyklejonymi do tyłków swoich dziewczyn? – warczę. – Zero z wami zabawy, do cholery.

– Luke. – Damon i Ashton patrzą na siebie. – Dużo się pozmieniało.

– Jak na przykład, co?

– Twój przyjaciel zmarł. – Jeśli myśleliście, że byłem z nimi daleko, gdy Chris żył, to prawdziwy koszmar zaczął się, gdy go straciłem. – Nie chcesz z nami o tym gadać.

– Bo nie ma do cholery o czym mówić! – Unoszę głowę. – Dużo gówna się wydarzyło, ale już dobie z tym poradziłem, okej? Teraz tylko chcę żyć dalej i wrócić do dobrych chwil z wami, a jest to trudne, gdy stale ktoś jest do was, przyklejony.

– Masz racje – mówi Ashton. – Powinniśmy częściej to robić, może znajdziemy naszego przyjaciela w tobie.

Pokazuję mu środkowy palec.

– Nigdy nie zrobiłbym ci tego świadomie. Mogę być kupą gówna, ale ona ma swoje granice. Przysięgam, stary.

Ashton kiwa głową. Nawet nie wiem, kiedy taca z kuflami pełnymi piwa uderza o stół.

– Jestem na ciebie wściekły, Luke. Nie jesteś kupą gówna – mówi Logan. – Jesteś trochę inny, trochę zamknięty, ale nie jesteś kupą gówna.

Nigdy nie spodziewałem się tego usłyszeć, tak naprawdę tego nie szukałem. Nie szukam współczucia.

– Pokazywałeś Chrisowi swoje rysunki, chcesz pokazać nam?

Patrzę na niego, jakby, oszalał.

– No co? To część ciebie.

– Nie nienawidźcie mnie? – Trudno jest mi zadać to pytanie, ale jakieś się udaje.

– Nie – mówi Ashton. – My też się zmieniliśmy od czasu, gdy wyjechałeś.

– No co ty, nie powiesz. – Uśmiecham się.

– Znajdźmy ci dziewczynę, nie będziesz wtedy tak marudził. – Damon od razu zaczyna rozglądać się dookoła.

– Dlaczego wszyscy w swoim życiu szukają tylko pieprzonej miłości? – warczę i zaciągam się papierosem. – Jest tak wiele innych cholernych rzeczy.

– Jak na przykład?

Patrzę na piwo, którego jeszcze nikt nie ruszył. Nie chcę być pierwszy.

Wyjmuję z kieszeni ulotkę.

– Wszystkie drogi prowadzą do Nowego Jorku. – To tytuł wystawy. – Chcecie pójść?

– To coś innego – mówi Damon. – Myślałeś o tym, żeby to robić?

– Nie pasuję do Nowego Jorku.

Nie, żebym w ogóle gdzieś pasował.

Tylko Chris znał wszystkie moje obawy. Oni wydają się zbyt normalni, żeby zrozumieć moje obawy, zbyt dużo o mnie nie wiedzą.

– Myślałeś o byciu tatuatorem?

Wybucham śmiechem.

– Nie każdy wytatuowany koleś, marzy o tatuowaniu innych.

– Okej, okej.

– Idziemy? – pytam.

– Co? To dzisiaj?

Może piwo było tylko pretekstem, żebym nie musiał użerać się z ich dziewczynami.

– Tak.

Chłopaki patrzą na siebie, gdy ja gaszę już drugiego papierosa.

W końcu wstają, duszkiem wypijają swoje piwo i ryzykują pójście ze mną.

– Ty nie pijesz?

Patrzę na kufel.

Przypominam sobie kłótnie z bratem, a także te z Mary Jane, która wyjechała do pieprzonej Nowej Zelandii do swojego idealnego faceta.

Nie jesteś kupą gówna, Luke.

– Dzisiaj sobie odpuszczę.

Wychodzę stamtąd pierwszy, czując, jak bardzo mam ochotę się cofnąć i je wypić. Przypomnieć sobie jego smak i zapomnieć o tak wielu gównianych rzeczach. Zapomnieć o pieprzonej Mary Jane.

Na razie powrót do papierosów mi wystarczy. Myślę, że ostatnio nigdy nie opuszczają mojej dłoni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro