Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27 |bogaczka|

Luke Ainsworth

Udaje mi się po drodze zgarnąć moją kurtkę, którą zdjąłem wcale nie tak dużo wcześniej. W końcu to mój pieprzony dom, powinienem się czuć tu dobrze i rozluźniony, prawda? Powinienem móc robić, co chcę, a nie zostać nazywanym śmieciem. Wyjmuję papierosa i tym razem nie waham się dwa razy, po prostu go odpalam.

– Wiesz, nie potrzebuję ciebie, aż tak bardzo, tak właściwie to w ogóle cię, nie potrzebuję – wyrzucam z siebie kolejne bezsensowne słowa. – Mogę znaleźć inną dziewczynę, która stanie się używką, do cholery mogę znaleźć kogokolwiek, kto nie będzie taki dobry dla śwista.

Staję naprzeciw niej, patrząc jej w oczy.

– Przez takich ludzi, jak ty i mój brat moje życie jest gówniane, wiesz? Pieprzeni idealni bogacze, którzy gówno wiedzą o prawdziwym życiu. Sprawiają, że ktoś czuje się lepiej. Dają mu szanse, że o nagle trafi do jego świata, że będzie miał po co żyć, a potem zrównują to wszystko z ziemią, tak po prostu! – krzyczę i raz po raz zaciągam się papierosem. – Dlaczego nie mogłaś kazać mu się iść pieprzyć? Dlaczego?! On nie zrobił nic, żeby pozwolić mi być tym kim chce, żeby pomóc mi odnaleźć dobrą drogę, ale moją! Czy ty wiesz, ile to dla mnie znaczyło? Żeby ktoś mi pokazał, że moje rysunki są dobre?! Że to, że jestem trochę wyobcowany nie jest problemem?! Że ktoś będzie mnie takim kochał? – Pociągam nosem, jak jakaś cipa i ocieram łzy. – To Chris pokazał mi, że jestem coś wart i mogę wszystko czego pragnę! Tylko on! A wy wszyscy...

Mary Jane

Każde jego słowo uderza prosto we mnie, ale nie mam odwagi się odezwać.

Jest bardzo odważny.

Bardzo przerażony.

Bardzo niesprawiedliwy.

Stoję oniemiała i tylko go słucham.

– Nie wiem, po co cię, kiedykolwiek, pocałowałem. – Rzuca mi tym w twarz. – Ty też sprawiasz, że czuję się, jak gówno.

Po czym krzyczy.

– Nie ma na tym świecie już jedynej osoby, który rozumiała mnie i moją dusze! Teraz jestem tylko zwykłym śmieciem z niezwykłą rodziną! To ja jestem w tej historii Kopciuchem! A ty nie jesteś moim księciem! – Gdyby tylko skończył w tym momencie. – Wiesz kim, jesteś?! – Pochyla się do mnie. – Bogatą suką, która chce, żeby ktoś taki, jak ja się za nią uganiał! Bo gdy poczujesz się idealna dla takiego śmiecia, jak ja, że ktoś chciałby być taki, jak ty – prycha. – To ci imponuje prawda? Twoja pieprzona idealna dobroduszność! A tak naprawdę jesteś cholernie brzydką suką, która poświęci wszystko, żeby świat ją kochał!

Moja ręka wystrzeliwuje do jego policzka, ale tym razem ją łapie. Ściska mój nadgarstek, mocno.

– Uderz mnie jeszcze raz, a ci, oddam. – Puszcza moją dłoń.

Chyba się boję.

Jestem przerażona.

Jednak mimo wszystko robię to samo, co on zrobił bratu.

Pluję mu w twarz.

Przerażeni ludzie, są też głupi.

Dwumetrowy mężczyzna rzuca mną o ścianę budynku, dociskając się do mnie całym ciałem. Papierosowy dym uderza o moje nozdrza.

– Czegoś cię, nauczyłem, co? – Uśmiecha się, w najbardziej obrzydliwy sposób na świecie. – Gardzę wami, wami wszystkimi. Nic nie wiecie o życiu i myślicie, że ocalicie siebie i ten pieprzony świat. W końcu będziecie tak zmęczeni tą idealnością, że nie będziecie wiedzieć kim jesteś.

– Przynajmniej moje życie będzie coś warte! – Drę mu się w twarz.

– Ja chociaż raz w życiu byłem naprawdę szczęśliwy! – odkrzykuje. – Wracaj do chłopaka, Mary Jane, bo ja z tobą skończyłem.

– Pierdol się! Nie mogłeś ze mną skończyć, nawet dobrze nie...

Uderza pięścią w ścianę.

– Zdradziłaś ze śmieciem swojego chłopaka, nie sądzisz, że mu się to nie spodoba? Może tak naprawdę nienawidzę tak bardzo ludzi twojego pokroju, że zniszczyłem cię świadomie? Jak pogodzisz się ze swoją skazą, Mary Jane?

Odsuwa się ode mnie.

Teraz jestem bliska płaczu.

– Ty sukinsynu!

Luke się uśmiecha.

– Niespodzianka! – Uśmiecha się. – Zniszczyłem kolejne życie!

Rzuca papierosa o ziemie i sięga po kolejnego.

Uzależnienie.

Potrzeba.

– Jeszcze tu jesteś?!

To nie nim się najbardziej brzydzę.

A samą sobą.

O Boże, co ja narobiłam? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro