25 |ciasto na gofry|
Po cichu wkradamy się do mieszkania jego brata. Nigdy mi nie powiedział, dlaczego ma problemy ze snem, ale wiążę to z utratą jego przyjaciela. Nie wypytywałam o to. Wolę zaczekać.
– Robimy śniadanie? – Łapie mnie za rękę i ciągnie w głąb mieszkania. Nie jestem tu pierwszy raz, trafię do kuchni, ale mu najwidoczniej nie podoba się ten pomysł.
– W środku nocy?
– Na dachu możemy zobaczyć wschód i coś zjeść.
To najwyższy budynek na kampusie. Znajduje się w nim kilkupiętrowa biblioteka, a na samej górze, jest właśnie to mieszkanie, które jest ogromne. Nie wiedziałam, że cokolwiek znajduje się na dachu, ale do momentu, gdy go poznałam nie wiedziałam nawet, że ktoś tu mieszka.
– Chcesz mnie zrzucić z góry?
– A kogo bym wtedy całował? – Gdzieś w tym wszystkim łapie moją szczękę i daje mi buziaka.
Tak, to zdecydowanie nie ten rodzaj pocałunków, do których u niego przywykłam.
– Prawdziwy z ciebie romantyk.
– Łamacz serc. – Kolejny buziak. – Zobaczmy, co mój braciszek ma w lodówce. – Czuję, że nie utożsamia się z tym miejscem, może z żadnym.
– Jesteś dla mnie niezdrowy.
Luke tylko się uśmiecha.
– Masz ochotę na coś niezdrowego? Gofry z toną słodkiego gówna?
– Nie jem takich rzeczy, Luke.
– Nie spotykasz się też z takimi facetami, jak ja.
– O jedno szaleństwo za dużo.
Luke wykonuje kolejne w postaci posadzenia mnie na blacie.
– Nie mów, że nigdy tego nie robiłaś. – Chyba w tej chwili miałabym zbyt dużo takich rzeczy.
– Siedzenie na cudzych blatach nie jest wysoko na liście moich priorytetów.
– Pewnie też nigdy nie robiłaś ciasta na gofry, co? Panna bogata, która nigdy nie gotowała?
– Skąd wiesz, że jestem bogata?
– Bo jesteś wszystkim przed, czym do cholery uciekam.
Dlaczego nie może być bardziej oczywisty? W kółko rzuca we mnie szyfrem.
– Za to mogę zjeść gofra.
– Jak cholera, więcej niż jednego.
Wyszczerzam usta w uśmiechu, a on robi to samo.
To raczej on inicjuje wszystko, co nas dotyczy. Dlatego gdy nasze spojrzenia się krzyżują, a ja ciągnę go za koszulkę, zmuszając, zachęcając, żeby się do mnie przysunął, widzę w jego oczach zaskoczenie. Nie odrywamy od siebie wzroku, gdy się do mnie zbliża. W tej dobrze urządzonej kuchni, która nie na w sobie nic, co sugerowałoby, że znajduje się na kampusie przysuwa się do mnie, póki nie rozstawia moich nóg i nie staje pomiędzy nimi. Zaciskam kolana na jego biodrach, a on kładzie dłonie na moich udach.
– Bliżej – szepczę.
– Musiałbym być, kurwa, nagi, żeby być bliżej.
Zaplatam ręce wokół jego talii, przyciągając go bliżej. Opieram głowę o jego pierś, a on niezręcznie kładzie dłonie na mojej głowie, delikatnie mnie po niej gładząc.
– Znienawidzisz mnie – szepczę. – Ja czasem siebie nienawidzę.
– Myślę, że nikogo nie mogę nienawidzić bardziej, niż samego siebie.
Unoszę głowę, żeby na niego spojrzeć. Jego dłonie ściskają moje policzki.
– Raz, dwa, trzy, uciekaj.
Z jakiegoś powodu nie potrafię.
Opiera swoje czoło o moje, zaciskam dłonie na jego koszulce. Czuję się krucha i przerażona, bo wiem, że cały świat zgadza się z tym, żebym uciekała, ale ja nie potrafię.
Kręcę głową, chcąc przekonać samą siebie, on kręci głową razem ze mną, ocierając się nosem o mój nos.
On chyba też ma delikatną stronę.
– Gofry. – Całuje mnie w czoło i się odsuwa. Przyciągam go bliżej. Nie mam odwagi powiedzieć więcej, ale on to wie, bo daje mi serie buziaków w czoło. – Przyjmujesz wyzwanie kto zrobi lepsze ciasto?
– A może moglibyśmy współpracować?
– Lubisz współpracę? – pyta, chyba znając odpowiedzieć.
– Chcę ci pomóc, bo to ty nie umiesz zrobić ciasta. – Odpycham go od siebie.
– Ja? Robiłem ciasto cholernie wiele razy z Chrisem i Marią.
– Chcesz o tym pogadać?
– Uczcijmy jego pamięć najlepszymi goframi na świecie.
Nie znałam Chrisa, ale wydaje mi się, że ten mężczyzna jest wszystkim, co Luke uważał za swoje prawdziwe życie.
– Co jeszcze robił dobrego?
Luke się uśmiecha.
– Miał taki przepis na kurewsko dobry przepis na syrop do naleśników. Nie jestem pewien, czy powtórzę jego smak. – Coś zmienia się w wyrazie jego twarzy, jakby kryło się za tym jeszcze więcej.
– Możemy stworzyć własny.
– Czy to twoje życzenie?
Opieram brodę o jego bark.
Kręcę głową.
– Dobrze. Zróbmy własny pieprzony syrop.
– Owocowy?
– Z dużą ilością czekolady? – odmrukuje.
– Jest środek nocy!
– Mary Jane. – Pochyla się do mojego ucha. – Zawsze jest pora na czekoladę i seks. – Całuje mnie w ucho i odsuwa od siebie. – Skoro nie mogę mieć obu na raz.
– Mmmm, kocham czekoladę.
To go rozbawia.
Tak długo czekałam za Nathanem, żeby mój pierwszy raz był wyjątkowy, idealny, godny zapamiętania, a teraz już nie wiem.
Dlaczego, gdy czekasz za czymś idealnym spotyka cię takie gówno?
– Za dużo myślisz – mówi Luke. – Z czego chcesz ten syrop?
Jak tak nagle po prostu mogę zadowalać się czymś, co różni się wszystkim od tego, co chciałam?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro