Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24 |złota rybka|

Jest środek nocy, a ja nie mogę spać. Powinnam chociaż mieć swoje cztery godziny snu, ale dzisiaj wydaje się to niemożliwe. Przewracam się z boku na bok, próbując podejrzeć, czy Kim i Damon śpią. Ledwo ich widzę, ale wiem, że jeśli zapaliłabym światło, zobaczyłabym dwie splątane osoby w jedną. Bardzo mocno splątane, jakby nic nie mogło ich rozdzielić.

Nigdy nie doświadczyłam takiej bliskości.

Damon i Kim są ludźmi, którzy są tak skupieni na dzielącym ich uczuciu, że nic, poza tym się nie liczy. Zatrzymali się w miejscu, bo tak bardzo siebie kochają. Nie dotarli na swój własny szczyt, bo pochłonęło ich coś większego, coś co jeszcze jest ich szczytem.

Po prostu czuję, jak sama zaczynam spadać, bo nagle coś poczułam, bo nagle coś mnie popchnęło w dziwną stronę.

Moja góra przestała być szczytem, na który wbiegam.

Nagle zaczęłam z niej spadać, bo zainteresowałam się kimś kto ciągnie mnie w nieznane i podkreśla moją złe stronę, której pragnę się pozbyć.

Dlaczego jedna osoba potrafi uwolnić to, co w tobie najgorsze?

Dlaczego nie można tego przerwać?

Dlaczego tak bardzo ciągnie mnie w te stronę?

Mój diabełek chyba pożarł mojego aniołka i zmienił się w większego diabełka.

Słyszę pukanie do drzwi.

Kto do cholery o tej godzinie puka?

I przede wszystkim kto oprócz mnie by otworzył?

Damon i Kim zaczynają się wiercić. Szybko wstaję, żeby dać im więcej snu. Są okropni, gdy są niewyspani.

Spinam włosy w kucyk i staram się ocenić, jak źle wyglądam. czy będzie na tyle ciemno, żeby nie zobaczył lub zobaczyła mojej twarzy? Nie jest idealna. W szczególności, gdy teraz ukrywa tyle gówna.

Otwieram drzwi, a w drzwiach stoi on.

No bo kto inny nie spałby o tej godzinie?

– Cześć. – Chcę się odezwać, ale zakrywa mi usta dłonią. – Kupiłem ci złotą rybkę, która spełnia trzy życzenia. Możesz je pomyśleć teraz albo zostawić na potem. W każdym razie jestem pracownikiem tej cholernej złotej rybki, dlatego to ja je spełnię. Oczywiście za jej prośbą.

– Ćpałeś?

– Nienawidzę, gdy ludzie zadają mi to pytanie – warczy. – Taki do cholery jestem. Weź to albo wyrzuć.

– Nie mam akwarium.

– Ta, cóż, prawdopodobnie Josh będzie wkurwiony, gdy się zorientuje, że brakuje rybki w jego akwarium, więc powiedzmy, że mam dla niej miejsce.

– Zabrałeś to z akwarium brata?!? – Unoszę głos, zapominając o śpiącej parze.

– Widzisz, jak się dla ciebie, kurwa, poświęcam?

– Musisz ją oddać! To nie moja złota rybka! Nie jest też twoja.

– Skąd nagle w tobie tyle moralności?

– Przyniosłeś mi rybkę, której nawet nie kupiłeś. – Krzyżuję ramiona na piersi, w postawie obronnej.

– Jestem biedny, okej?

Widziałam, jak mieszka jego brata i zdecydowanie nie mieszka biednie. Luke od razu rozpoznał towarzystwo moje i Nathana, więc nie wierzę, że jest biedny.

– Trzy życzenia, Mary Jane.

– Zaczekaj tutaj, ubiorę się.

– Okej, jeszcze tylko dwa.

W tej chwili morduję go wzrokiem.

– Właściwie to jedno, poprosiłem za ciebie rybkę, żeby twoja dłoń nie zostawiła śladu.

Zamykam mu drzwi przed nosem, bo wiem, że się tym nie przejmie.

Przy nim jestem kimś kim nawet nie wiedziałam, że mogę być. To przerażające, gdy odkrywasz coś czego nie chciałeś, bo ktoś pojawia się w twoim życiu.

Obym tylko nie była zdolna z tego powodu zabić.

Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy nie znają siebie i z dnia na dzień przechodzą przemianę. Dopiero, gdy właściwie mi się to zdarzyło, zaczynam rozumiem o co chodzi.

Wracam do niego chwile później. Oprócz rybki trzyma teraz w dłoni papierosa.

– Wiesz, że jeśli to tu zapalisz, to włącza się czujniki dymu?

– Może właśnie dlatego wyjąłem to tutaj, żeby się powstrzymać? – Ludzie, którzy są w stanie w ten sposób kontrolować siebie, mogą dla mnie wszystko. Co jest dla mnie przerażające w trzy dupy.

Cóż za piękny kolokwializm, Mary Jane.

– Przyszedłeś mnie przeprosić?

– Przyszedłem jako posłaniec twojej złotej rybki, żeby odmienić twoje życie.

– To ci się zdecydowanie udaje. – Burczę pod nosem, a on mnie musi słyszeć, bo całuje mnie w policzek.

– Przerażona? – szepcze mi do ucha.

– Chciałbyś. Gdzie idziemy?

– Mój brat bzyka się z dziewczyną, możemy zrobić im konkurencje.

Szturcham go w ramie, aż wypada mu papieros z dłoni. Oboje patrzymy na narzędzie śmierdzi leżące na ziemi.

– To chyba znak, że czym innym powinienem zająć moje usta.

Niektórzy tylko gadają, on zawsze mówi to, co właśnie ma na myśli, to czego właśnie pragnie.

Kilkanaście godzin wcześniej moja dłoń spotkała się z jego policzkiem. Kilkanaście godzin dałam mu propozycje, która nie wyszłaby z ust większości ludzi.

Jednak nie jestem, aż tak bardzo zaskoczona, gdy przyciska mnie do ściany i całuje. Reaguję całkiem żywo, przyciągając go bliżej i jęcząc mu w usta.

Dlaczego? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro