18 |drzwi|
– Powinnaś mu odpuścić, Mary Jane – mówi Damon. – Zaczepianie go zawsze prowadzi do kłótni.
– Zawsze był taki wybuchowy? – Minęło kolejne kilka godzin, możliwe, że jest czwarta nad ranem.
– No. – Zgadzają się wszyscy.
– On jest inny, ale jest naszą rodziną. Nie wiem, skąd pomysł na te tatuaże, tylko mogę się domyślać. Kiedyś bardzo się od nas odsunął, dalej był i wymyślał cholernie dzikie przygody, ale nie był zawsze z nami, miał od tego kogoś innego. – Damon używa słów, ale czyni to jeszcze bardziej skomplikowanym. – Chciej, żeby po prostu był, Mary Jane. My tylko o to prosimy.
Dopiero teraz widzę, jak bardzo im na nim zależy. Wszyscy się o niego martwią, nawet dwie z trzech dziewczyn, które go nie znają. Musieli być bardzo związani w przeszłości.
Nigdy nie miałam takich przyjaciół, sprawa z nimi dalej nie jest tak prosta, jak być by mogła.
Jednak są ludźmi, którzy akceptują moje dążenie do perfekcji, nawet jeśli o nim zbyt dużo nie wiedzą. Lubię to, że to ja motywuję ich do działania, że jestem pewnego rodzaju mentorem dla nich, to mi pasuje.
– On jest dobrym facetem – dodaje Damon. – Tylko potrzebuje kogoś kto go w tym uświadomi.
Jak dla mnie jest po prostu dziwny.
Nie jest zły, to na pewno, ale jest też cholernie dziwny.
Jego rodzinka to samo.
Jednak to mnie nie powstrzymuje, żeby podjąć kolejną pochopną decyzje w stosunku do niego.
Dlaczego on tak na mnie działa?!
Luke Ainsworth
Kto do cholery dobija się do drzwi o tej godzinie? Wciągam na siebie koszulkę, nie chcąc, żeby brat przyglądał się moim tatuażom, gdyby się obudził. Ja nie spałem, więc robię mu te przysługę i otwieram drzwi.
Co jest do chuja.
Czy ja śnię i o tym nie wiem?
– Hej – Zaczesuje włosy za ucho. – Mogę wejść?
– Mary Jane, czy ty jesteś pijana?
Macha mi przed ręką alkomatem, nie pierwszy raz widzę do cholery coś takiego. Mój ojciec, cóż, powiedzmy, że miał obsesje.
– Nie i dalej chcę tu być, ale skoro prawdopodobnie mi nie wierzysz.
Dmucha w pieprzony alkomat, po czym mi go podaje.
– Trzeźwa. – Nie wiem, jak to zrobiła.
– Nie wypiłam, aż tak dużo. Chcesz iść ze mną na śniadanie? Gdzie ty chcesz.
– Co się mieniło?
– Masz dobrych przyjaciół, wiesz? – Nie powiem, że nie jestem zaskoczony, bo cholernie jestem.
– I co ty też chcesz zostać moją jebaną przyjaciółką?
To tak, jakby przyciągało nas do siebie coś czego nie widzimy, nie rozumiemy, nawet nie chcemy. Czuję, jakby nie pojawiła się tu z własnej woli o prawie pieprzonej piątej rano, a zarazem czuję, że to jest miejsce, gdzie chce być.
Nigdy nie czułem czegoś takiego do dziewczyny, jak Chris. Opowiadał o cholernie szybko bijącym sercu i chęci wiecznego trzymania ją za rękę. Chciałem o nią zadbać po tym wszystkim, ale rodzice mi to uniemożliwili. Może ta dziewczyna to nie przypadek, może Chris mi ją zsyła pokazując, że jeszcze nie wszystko stracone w moim życiu.
Musiałbym być szalony.
Chris nigdy nie zesłałby mi kogoś z tak wielkim ego i zdecydowanie bogatym zapleczem, w postaci bogatych rodziców. On wie, jak bardzo tym gardzę.
– Muszę się przebrać. – Nie chodzi o nią, po prostu tego chcę. Ona przebrała się w o wiele bardziej szykowne ciuszki, ale jest pieprzona czwarta rano, co znaczy, że prawdopodobnie w ogóle nie spała.
– Okej, zaczekam, przed drzwiami. – Jakbym nie tylko ja nie chciał oglądać mojego brata.
Wracam do mojego pokoju, kopiąc po drodze parę ubrań. Nie jestem porządnicki, to kolejna moja ogromna wada, jednak tym razem to nie ubranie jest pod moimi nogami, a kartka. Podnoszę ją.
To mój rysunek.
Pieprzonych puzzli.
Patrzę w sufit, jakby to był kolejny znak, a że tęsknię za moim przyjacielem chowam go do kieszeni.
To ja narysowałem tatuaże na naszych łydkach i prawie wszystkie na moim ciele. Kilka jego także należy do mnie.
Gdyby nie ta dziewczyna za drzwiami, która chce, żebym ją zabrał na śniadanie, poszedłbym szukać alkoholu.
Chris
Ona
Alkohol
Zadziwia mnie pieprzona kolejność.
****
Te rozdziały nie są długie wiem, ale mi takie pasują.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro