1 {Każda góra jest dla mnie jak ośmiotysięcznik... nieosiągalna}
Bezkompromisowość.
To dobre słowo, które mnie opisuje.
Jestem własnym sędzią, ale nie obrońcą, może w najlepszym wypadku jestem też prokuratorem, który stawia zarzuty.
Trudno jest sprostać własnym wymaganiom i żyć marzeniami, a jeszcze trudniej jest to zmienić.
Czasem trzeba pogodzić się z tym, kim się jest.
Tak też zrobiłam.
Może straciłam na tym bycie przystępną...
Ugh, nienawidzę tego słowa, przystępność kojarzy mi się z czymś łatwym, ogólnodostępnym, a idąc dalej przystępność sprawia, że ktoś może cię zranić, coś ci zabrać, coś w tobie zmienić.
Dlatego pnę się na szczyt sama.
Mniej samotna, ale zarazem dalej sama, w szczególności w porównaniu z innymi towarzyszami mojej podróży.
Idę do przodu powolnym krokiem, wiedząc, że równocześnie mogłabym biec, ale dzisiaj nie chcę i tak jestem pierwsza.
Sama na pierwszym miejscu, ponieważ jestem sama w swojej lidze.
Brzmi to zarozumiale? Nie jest tak zarozumiałe, jak być powinno, a raczej jakby mogło.
Wspinamy się na szczyt jednej z wysokich gór w Kolorado, dlatego, że nie czuję się dobrze z małymi rzeczami, nie lubię małych sukcesów, są dla mnie bez znaczenia.
Dzisiaj oprócz podziwiania zachodu słońca z góry, chodzi o zmotywowanie reszty do zrobienie czegoś.
Jestem ich przewodnikiem, motywuję ich, ale także jestem ich przyjaciółką.
– Jak tam na dole?! – krzyczę do nich z góry.
Logan niesie July na barana, a Ashton i Miley przepychają się. Damon kłóci się ze swoją dziewczyną przez telefon, bo uznała, że nie ma ochoty wspinać się po górach.
Niech żałuje, że nie zobaczy zachodu słońca, rozciągającego się nad górami Kolorado.
Dla mnie szczyt, był czymś innym niż romantyczną wyprawą.
Był jednym małym punktem na mojej drugiej drodze do bycia kimś w świecie par.
– Mary Jane, jak ty to robisz? – Miley cały czas ociera spocone czoło. – Już nie mogę!
– Dasz radę! – krzyczę do niej. – Musisz dać radę!
– O nie, nie ma mowy – zwraca się do swojej dziewczyny. – Nie poniosę cię. Mary Jane się udało.
– Jesteś okropną przyjaciółką, Mary!
W odpowiedzi tylko się do niej uśmiechnęłam. Przyglądałam się zmaganiom moich przyjaciół, zastanawiając się, co jest ważniejsze - dojście na szczyt czy miłość.
Nie wierzyłam, że da się to połączyć, żeby pięćdziesiąt procent było jedno, a pięćdziesiąt drugie.
Czułam jak wielka jest przepaść pomiędzy rozumem, a sercem, a także pomiędzy sukcesem, a dzieleniem z kimś życia.
– Co tam widzisz?
Krzyczę z przerażeniem. Podskakuję w miejscu, będąc o krok wpadnięcia w przepaść.
– Boże! Nie strasz mnie tak! – Dramatycznie łapię się za serce.
– O Luke! – krzyczy z dołu Damon. – Udało ci się dotrzeć!
– W Australii nie ma takich wysokich szczytów! – Koleś obok mnie odkrzykuje do Damona na dole, a raczej w trzy czwarte drogi.
– Jestem Luke – Wyciąga do mnie swoją przerażająco dużą dłoń, a ja tylko się jej przyglądam. – Podajesz mi swoją dłoń, wraz z imieniem i potrząsasz nimi. – dalej tylko się na nią gapię, a zamiast coś powiedzieć, unoszę wzrok i patrzę mu w oczy, bardzo niebieskie oczy. Jego włosy wyglądają, jakby przepaliło je słońce, nie, czekajcie to raczej taki brudny blond... czy to jest tatuaż na szyi? Jeden i jeszcze jeden i jeszcze... o boże... ma całą masę tatuaży.
– Nie bój się, Mary Jane! – Z zawieszenia wyrywa mnie głos Damona. – To nasz przyjaciel! Wrócił z Australii!
– Teraz podasz mi rękę? – Widzę tańczące w jego oczach rozbawienie.
– Jestem Mary Jane. – Zawsze, gdy mam wymówić swoje imię, czuję się nieswojo, nie brzmi dostatecznie pewnie w moich ustach.
– Używasz, na co dzień dwóch imion? – To jest jego pierwsze pytanie?
Marszczę brwi, bo to jest moje pełne imię, rodzice nazywali mnie tak od urodzenia. Jak miałam reagować na takie komentarze? Dla niektórych to było pretensjonalne, dla innych zbyt banalne, a dla mnie to po prostu było moje imię.
– Cześć, stary! – Dopadają go faceci, którzy nagle przyśpieszyli na szczyt. –Ile to lat?
Miley i July stają obok mnie. Opierają się o moje ramiona i plecy.
– To Luke, przyjaźnią się od...
– Zawsze? – dodaje July.
– Gdy go ostatni raz widziałam, nie wyglądał w ten sposób – kontynuuje Miley. – Myślałam, że Damon robi sobie jaja, gdy pokazał mi jego zdjęcia.
– Cześć, dziewczyny. – A je to zna? Oczywiście, że je zna, są dziewczynami jego przyjaciół.
– Jak się tu znalazłeś przed nami?
– Wjechałem na szczyt – mówi od niechcenia.
– Wiedziałam, że się da! Mary Jane! Okłamałaś mnie!
– Wjazd to żadna przyjemność.
To, co przychodzi łatwo... nie potrafię cieszyć się takimi rzeczami.
Kątem oka widzę uśmiech Luke'a.
– Skoro to była jedyna szansa, żeby was zobaczyć jeszcze dzisiaj... jestem zmęczony po podróży, wybaczcie.
Jego skora jest pokryta ciemną opalenizną, a w oczach widać błysk zadowolenia.
– Tęskniłem za wami, gnojki. –
Ludzie często rzucają takie oświadczenia tak po prostu, jakby nie miały znaczenia, ale on brzmi szczerze. Staram się robić same rzeczy, które coś znaczą, nie rzucam oświadczeń, które są nieprawdziwe. Często nie mówię nic, byleby tylko zostać zagadką, trudną do złamania...
Jego przyjaciele, moi przyjaciele, nasi przyjaciele, uśmiechają się do niego.
– Wróciłeś na stałe? – pyta July.
– Przecież nie zacznę studiów w Australii, chociaż oni by tak woleli. – Przez jego twarz przemyka cień irytacji.
Kim są oni?
– Tęskniłem za kuchnią twojego taty – mówi Logan. – Nikt nie robi takiego dobrego sosu do nachosów.
– Ta, szkoda tylko, że nie wrócili. – Zdecydowanie stoi za tym coś więcej. Szybko zmienia temat – Często wspinacie się tak na szczyty?
– Jeśli Mary Jane ma akurat ochotę, a my siły.
– Jutro zaczynamy drugi rok studiów! Musieliśmy zrobić coś, co pokaże nam, gdzie mierzymy! – Chyba przesadzam z ekscytacją, ponieważ słyszę parsknięcie śmiechem.
– Chcesz być alpinistą, czy coś?
– To taka metafora – odpowiada za mnie Miley.
– Kochasz to – Wymachuję palcem w jej stronę.
– Zrób mi warkocza, Mary Jane, potrzebuję wiatraka – mówi July.
– Chodź tu, marudo.
Chcę przyjrzeć się Luke'owi, a July będzie dobrym rozproszeniem uwagi. Znam moich przyjaciół, bardzo długo otwierałam się przed nimi, dlatego nowa postać w tej układance... to kłopoty, czyste kłopoty, w postaci bardzo wysokiego faceta, który...
Który przyłapuje mnie na gapieniu się na jego tatuaże.
– Niezły z niego przystojniaka – szepcze mi do ucha Miley. – Pamiętam go jako łamacza serc. – To nigdy nie wróży nic dobrego.
– Sprawdźmy go, czy pasuje do naszej grupy. – Mnie też tak sprawdzili, a przyznali się do tego dopiero niedawno.
– Hej, Luke – krzyczy Miley. – Może przyniesiesz trochę drewna na ognisko?
– Czytacie mi w myślach. –Dopiero teraz dostrzegam plecak na jego plecach – Lubicie kiełbaski?
– Boże! Ale jestem głodny! – krzyczy Logan. – Idziesz po drewno!
– Dopiero przyleciałem z Australii! – Tak naprawdę nie wydaje się zirytowany tym faktem.
– No i co z tego? Miałeś taryfę ulgową przez ostatnie kilka lat, gdy cię nie było.
– Mówiłem, że tęskniłem? Zmieniłem zdanie! –Pprzez cały ten czas się uśmiecha, jakby nie do końca wierzył w to, że znowu tu jest.
— Kutas! – krzyczy Damon.
– Teraz żałuję, że wziąłem ze sobą jedzenie.
– Nie! – Ashton rzuca się na plecak. – Jestem głodny! Umierający! A Mary Jane ma tylko butelkę wody!
– To nie ty mówiłeś, że przydałaby ci się siłownia?
– Jestem mężczyzną, potrzebuję mięsa.
Myślę, że postać Luke'a jest bardzo absorbująca. Wszyscy faceci chcą iść z nim po drewno na pieprzonym szczycie, zostawiają swoje dziewczyny... tak po prostu.
– Zawsze tak jest – utwierdza mnie w tym Miley. – Tyle razy byłam cholernie zazdrosna, gdy zostawiali mnie w domu, bo mieli męski czas.
– Ashton często o nim wspomina – mówi July.
– Ale to nie są do końca szczęśliwe wspomnienia. Dlaczego wyjechał? – Sądziłam, że będzie to wiedzieć, jednak ona musi się nad tym zastanowić.
– Nie mam pojęcia, nie sądzę, że ktokolwiek wie. Jednego dnia po prostu nie pojawił się w szkole, a Logan powiedział, że wyjechali. Nie wiedziałam, że wraca.
– Kiedy to było? – dopytuje.
– W ostatniej klasie, na początku roku. – To wszystko, co mówi zanim wracają.
Skoro jest w naszym wieku... to, dlaczego zaczyna pierwszy rok studiów?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro