Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Too Spicy

             Xingqiu ułożył się wygodniej w swoim pikowanym szkarłatnym krześle. Wyjrzał przelotnie za okno, patrząc na ulice Liyue, które widać było z daleka. Wrócił wzrokiem do swojej książki układając się wygodniej na siedzeniu. Jego ojciec i brat wyjechali na ważny wyjazd biznesowy, więc chłopak mógł zadowolić się ciszą i spokojem. Specjalnie kazał służbie mu nie przeszkadzać, tak skrzydło w którym znajdował się jego pokój było kompletnie puste.

Jednak ten beztroski stan trwał u chłopca krótką chwile.

Kręcił się w swoim siedzeniu, książka była dziwnie niewygodna. Słowa motały mu się przed oczami, nie mógł utrzymać na nich swojej uwagi nawet przez kilka sekund. Znowu spojrzał na okno i podbiegł do niego, otwierając go na oścież. Wychylił się jak tylko mógł i lustrował wszystko dookoła.

Szukał konkretnej sylwetki, której w ogóle nie było w zasięgu jego wzroku.

— Na pewno gdzieś usłyszał, że rezydencja będzie praktycznie pusta – powiedział do siebie. — Czemu nawet nie przyszedł sprawdzić?

Chongyun, najdroższy przyjaciel Xingqiu zawsze odwiedzał go w takich porach. Zazwyczaj wracał ze swoich egzorcyzmów i z lekkim zawodem na twarzy przychodził, aby opowiedzieć mu o tym jak mu poszło. Chociaż Qiu widział dokładnie jak przebiegły owe wypędzanie demonów, z chęcią słuchał jego opowiadań.

Jego nieugięty character i dedykacja to sztuki egzorcyzmu było jedną z wielu cech chłopaka, która urzekała Xingqiu. Byli bardzo blisko i musiał przyznać, że spotkania z Chongyunem były już fundamentalną częścią jego rutyny.

Dlatego tak dziwne było nie widzenie swojego przyjaciela o tej porze. Qiu nawet nie podejrzewał, że tak bardzo go to rozdrażni. Po kolejnych minutach stania przy otwartym oknie gwałtownie je zamknął.

— Pewnie Hu Tao znowu stroi sobie z niego żarty – mruknął z dziwną pewnością w głosie. —Przecież zawsze przychodzi, może znowu wziął zlecenie z dala od miasta, najprawdopodobniej droga mu zajmie trochę dłużej. Przecież mówił ostatnio o wiosce Qingce..

W wielkim zadumaniu wrócił do swojego krzesła i znowu zabrał się za książkę. Ale po chwili odłożył ją z powrotem. Wziął głęboki oddech i ruszył w kierunku wyjścia. Bez słowa wymknął się z rezydencji i poszedł w kierunku miasta.

Nie będzie bezczynnie czekać, może Chongyun po prostu nie wiedział, że będzie miał wolne popołudnie. Albo po prostu coś go zatrzymało.

Jakiś irracjonalny strach napadł Xingqiu, może jego kondycja dała się we znaki i teraz leżał gdzie kompletnie nieprzytomny?

Takie obawy często napadały chłopaka, ale nigdy by się do tego nie przyznał. Głęboko przejmował się stanem swojego przyjaciela, może nawet bardziej niż ich relacja na to pozwalała.

Chciał mieć go blisko siebie, walczyć u jego boku, pomagać w trudnych chwilach i przezwyciężać je razem. Nawet zdobył się raz na wyznanie mu tej potrzeby.

— Qiu, wiesz, że stanie przy tobie w walce jest wielkim zaszczytem – odparł Chongyun, kiedy siedzieli nad wodą przy porcie. — Ale nie mogę ciągle na tobie polegać, jeśli chcę osiągnąć maksimum swoich umiejętności – położył swoją rękę na jego ramieniu. — Ale naprawdę dziękuję.

Xingqiu był cicho przez resztę dnia, obserwował profil chłopaka, podziwiając jego jasne rzęsy i bladą skórę, którą opalał zachód słońca.

Oczywiście, że Yun obrał jego słowa jak zwykłe podanie pomocnej ręki dla kogoś w potrzebie, dla przyjaciela. Qiu był jego autorytetem, nie patrzył na niego jak nic więcej.

Wbrew jego podejrzeniom, nie chciał tego robić z dobroci serca. Jego myśli były paskudnie samolubne. Pragnął bycia z nim.

Nie tylko w starciu z przeciwnikami, w każdym momencie jakim mógł. Ale to nie przeszłoby mu przez gardło. Nie mógł się tak kompletnie wygłupić. Nie ważne jak blisko byli, oni nigdy...

Jego myśli zagłuszały odgłosy z głównej ulicy. Jak zwykle miasto były pełne życia. Xingqiu otrząsnął się ze swoich rozmyślań i ruszył w pierwsze miejsce, które przyszło mu do głowy. Tablica ogłoszeń.

Niko tam nie było oprócz strażników, więc postanowił ruszyć w kierunku Zakładu Pogrzebowe Hu Tao – jednak dziewczyny ani Chongyuna tam nie było. Idąc w kierunku marketu rozglądał się po pomostach przy porcie. Akurat atutem chłopaka było to, że łatwo było znaleźć go na malowniczym, spowitym w ciepłych barwach krajobrazie miasta. Ale oczy Qiu nie były w stanie wypatrzeć jego sylwetki.

Przeszedł przez uliczkę i ominął targ, kiedy nagle spojrzał w kierunku stacji gildi. Jego oczy przyciągnęły złote włosy, Aether tam stał, rozmawiał z Katherine. Xingqiu przeniósł wzrok na inną osobę i jego serce przyspieszyło.

— Chongyun! – sapnął, trochę za głośno niż normalnie by sobie na to pozwolił. Dwójka chłopców (łącznie z Katherine) obróciła się w jego stronę, ten już zdążył wchodzić po schodach na górę. — Aether. Katherine – przywitał się bardziej taktownie. Paimon latał przy głowie blondyna, jemu też kiwnął głową — Co wy tu robicie?

— Qiu – zdziwił się Yun. — Co ty tu robisz?

Ten wydał się bardzo zaskoczony, taki sposób, który sprawił, że Xingqiu poczuł się jakby jego towarzystwo nie było miłe przywitanie.

— No... – zająknął się szukając w ekspresji przyjaciela jakiegoś wytłumaczenia. — Szukałem cię, myślałem, że już skończyłeś wszystko swoje zlecenia, nie przyszedłeś...

Aether i Paimon spojrzeli po sobie lekko załopotani. Katherine patrzyła na nich z niekomfortowym uśmiechem na twarzy.

— Wybacz, Xingqiu – odezwał się blondyn. — Poprosiłem Chongyuna o pomoc w jednym zleceniu, dopiero wróciliśmy do miasta.

— Qiu, nie sądziłem, że tyle mi to zajmie, nie wiedziałem, że będziesz na mnie czekać – stwierdził zmartwiony Yun, ale był coś w jego ekspresji co zaniepokoiło drugiego. Odepchnął to przeczucie.

— Pomyślałem, że chciałbyś wpaść ze mną odwiedzić Hu Tao – stwierdził niepewnie przenosząc wzrok na Aethera, który zerkał niepewnie w stronę Paimona. Skłamał, ale równie dobrze to mogła być prawda.

Chciał tylko spędzić z nim czas.

— Chyba nie będę mieć czasu – Chongyun uśmiechnął się słabo, a Xingqiu zamilkł. — Może pójdziemy następnym razem? Mam jeszcze parę egzorcyzmów do odprawienia na górze Wuwang. Wrócę dość późno.

— Oczywiście - odparł zachowując takt. — Nie potrzebnie się zaniepokoiłem.

— Na pewno ci to wynagrodze – zapewniał go.

Ale wynagrodzenie nigdy się nie ziściło.

      To było pierwsze takie zdarzenie z wielu. Chongyun znienacka kompletnie się od niego odciął. Żadnych odwiedzin, żadnych spotkań. Nie było następnego razu jaki mu obiecał.
  Nawet kiedy Xingqiu sam proponował mu wyjście (kiedy jakimś cudem udało mu się go złapać) spotykał się z odmową.

— Nadal jesteś zajęty? – mruknął zirytowany chłopak, patrząc na egzorcyste na moście przy bramie wejściowej z miasta.

— Bardzo cię przepraszam – w jasnych oczach Chongyuna coś błysnęło. Ujął jego dłoń i w tym momencie Xingqiu był gotowy wybaczyć mu wszystko. Poczuł jak przeszywa go dreszcz. — Mam tyle na głowie...

Jego wymówki były słodkie i niewinne, ale Qiu już dawno go przejrzał. Chłopak nie był głupcem, a Liyue nie było tak duże, żeby w pewnym momencie zwyczajne na siebie nie wpadli.

Zapał go na kłamstwie, a jego serce zalała zazdrość, paskudna i nieokiełznana.

Przyłapał go z Xiangling.

     Nie byli w jej restauracji, byli w herbaciarni do której Xingqiu zabrał Chongyuna pewnego pochmurne go dnia. Chciał go pocieszyć po całym dniu mało owocnych egzorcyzmów, więc zaprosił go na herbatę.

Spędzili ze sobą wspaniały czas, wtedy Qiu pierwszy raz zapragnął posmakować jego ust. Był gotowy się na to odważyć, ale w ostatnim momencie stchórzył, jeszcze niekompletnie świadomy swoich uczuć względem przyjaciela.

Pamiętał jak razem czekali, aż ich napoje ostygnął.

— Nie musisz tego robić dla mnie – jęczał Yun patrząc jak Xingqiu specjalnie nie rusza swojej herbaty.

— Zabrałem cię tu, żebyśmy oboje dobrze spędzili czas, Chongyun – przypomniał mu i zaśmiał się. Drugi nadal czuł się źle, ale postanowił już nie nalegać.

Xingqiu nie był pewny o czym wtedy rozmawiali, pamiętał tylko jak patrzył na swojego przyjaciela. Jego jasne włosy i przepiękne oczy, nie mógł odwrócić od niego wzroku nawet przez chwilę tamtego dnia. Delikatne rysy, w których kryło się coś potężnego i silnego. Nie mógł przestać myśleć jak bardzo miłował chłopaka i każdy mały detal, który się z nim łączył. Od jego spokojnego głosu, po zimny dotyk, który wydawał się najcieplejszym jaki Xingqiu miał okazję doznać.

Jego serce głośno łomotało za każdym razem, kiedy ich spojrzenia się spotkały.

Yun miał nawyk nie patrzeć ludziom w oczy, zawsze błądził gdzieś wzrokiem. Qiu uznał to za urocze, ale jednak wolałby utrzymać jego spojrzenie na sobie dłużej. Jego wzrok był takie delikatny i kojący, tak samo się poruszał i mówił.

Miał też swoją bardziej agresywną stronę, ale była głęboko pogrzebana przez wyuczoną samokontrolę. Xingqiu zawsze czuł się niezwykle specjalnie, kiedy widział tą mniej poukładaną wersję Chongyuna. Miał nadzieję, że tylko on miał tą okazję.

Wspomnienie tego dnia trzymał blisko serca, często rozpamiętywał je, zastanawiając się co by się zdarzyło gdyby uległ swoim pragnieniom. Dopisywał własne zakończenie, bezwstydnie leżąc w swoim pościeli i dając swoją wyobraźni wędrować w niebywałe miejsca.

Ale wszystko zostało kompletnie roztrzaskane, wyssane z koloru i emocji, kiedy stanął w pomieszczeniu sklepu i zobaczył ich tam razem.

Dziewczyna trzymała go za ręce, a on nie reagował w żadnej sposób. Jakby to było coś co robili ciągle. Xingqiu miał wrażenie, że podłoga się pod nim zapadła. Kolana mu zmiękły i na jednym wdechu wyszedł z pomieszczenia niezauważony.

Od tamtego momentu był cieniem samego siebie i nie szukał Chongyuna. Czuł ucisk w żołądku, jakby coś ciężkiego na nim ciążyło. Był cały sztywny i niemrawy. Dopiero po całym tygodniu zdiagnozował się ze złamanym sercem.

Nawet nie wiedział czego się spodziewał. Że jego przyjaciel nagle poczuje do niego to samo? Że miał jakiekolwiek prawo do jego serca?

— Może nie prawo, ale pierwszeństwo – mruczał do siebie Xingqiu podczas swoich bezsennych nocy. — Pokochałem go pierwszy.

To było bolesne, ale jednocześnie napawało chłopaka gniewem. Co oferowała mu Xiangling, czego nie mógł otrzymać od niego? Gdyby tylko poprosił oddałbymu swoje ciało i dusze, cokolwiek zapragnie.
   Czy to kwestia tego, że nie mógł równać się z kobietą? Nawet jeśli górował nad nią wszystkim innym, w tej kwestii zawsze był na przegranej pozycji.

Xingqiu zawsze słyszał, że jest bardzo urodziwy, nawet za urodziwy jak na chłopca. Na pewno był bardziej piękny, niż przystojny. Ciągle słyszał, że jego ruchy są delikatne, kobiece, nawet w walce zachowywał swój wdzięk.

Kiedy dorastał nie traktował tego jako komplement, strasznie go to irytowało. Nie chciał być mylony za córkę swojego ojca i siostrę brata, miał dość otrzymywania przeprosin za skutki jego zwodniczej urody.

Jednak w końcu dorósł do zaakceptowania tego, pomyłki ignorował, nie za bardzo go ruszały....

Nagle kolejne wspomnienie zalało jego myśli. Twarz wciśnięta połowicznie w poduszkę zalała się szkarłatem. Przyłożył rękę do piersi, która niekontrolowanie łomotała.

Jesteś najpiękniejszym chłopcem jakiego kiedykolwiek poznałem, Xingqiu – pamiętał dokładnie, kiedy to od niego usłyszał.

Wiedział, że to się zdarzyło, ale to zdanie przypominało bardziej słodki sen, niż rzeczywistość.

Siedzieli wtedy w jego pokoju. Chongyun pokazywał mu wtedy swoje talizmany, a Qiu jak zwykle słuchał go i dokładnie obserwował. Wtedy bardziej przyjrzał się jego dłoniom. Były smukłe i blade, miały też zaróżowione knykcie. Xingqiu położył swoją rękę obok i patrzył na nie razem, porównywał. Jego była mniejsza, idealna do wpasowania się w drugą.

Qiu przy okazji narzekał na swoje służące, które ciągle rozgadywały się na temat jego wyglądu. Wspomniał wtedy, że długo mu zajęło oswojenie się z tym, ale potrafiło nadal go drażnić.

Spojrzał wtedy na niego chcąc kontynuować, ale widział, że chłopak chce coś powiedzieć. Jego wzrok wydawał się tak szczery, że Xingqiu lekko zaniemówił.

— Nie widzę w tym nic złego – odparł nagle Chogyun przerywając mu. — Jesteś najpiękniejszym chłopcem jakiego kiedykolwiek poznałem, Xingqiu. Czemu inni mieliby tego nie doceniać?

Qiu zasnął wtedy powtarzając słowa swojego ukochanego w głowie, przed oczami widząc jego piękną twarz.

...

   Ostatnie tygodnie przypominały przeprawę przez mgłę, Xingqiu błądził w niej nie potrafiąc znaleźć wyjścia. Pływał w ciemnościach, próbując odetchnąć na powierzchnię. Czuł się taki ociężały i przepełniony smutkiem.

Kiedy obrócił się do twarzy Chongyuna wydawało mu się, że coś gwałtownie wyciągnęło go na powierzchnię. Jakby dopiero teraz mógł złapać oddech. Jego klatka piersiowa na chwilę poczuła się lekko, następnie znowu się zacisnęła.

— Xingqiu – powiedział do niego. Był na drodze do Wangshu Inn. i spotkał go w połowie. Wzdrygnął się, kiedy ten wyciągnął do niego rękę. Nie podał mu swojej dłoni. Yun miał na twarzy wymazane poczucie winy, wywraca mu żołądek do góry nogami. Wiedział co robił, wiedział, że go ranił. — Xingqiu, wszędzie cię szukałem. Gdzie się podziewałeś?

Ten przełknął głośno ślinę.

— Doprawdy – cień pojawił się na jego twarzy. — To dość dziwne usłyszeć to od ciebie w tym przypadku.

— Naprawdę przepraszam za wszystko... – ujął jego dłoń i przycisnął do swojej piersi. — Chcę ci wszystko wyjaśnić..

— Jesteś okropnym kłamcą, Chongyun – wyrzucił z siebie wkręcając rękę z jego objęć. — Jeśli chciałeś zakończyć naszą przyjaźń było mi to powiedzieć prosto w twarz! A nie zwodzić mnie i znikać bez słowa!

Chongyun nie miał pojęcia co wstąpiło w jego przyjaciela. Zakończyć ich przyjaźń? Nagle obawa sparaliżowała jego ciało. Desperacko zacisnął ręce na jego ramionach, powstrzymując go przed odejściem.

— Qiu, nie mam pojęcia o czym mówisz! – zarzekał się. Złote oczy chłopaka były wypełnione wściekłością sprawiając, że serce mu boleśnie załomotało.

— Wiem, że mnie unikasz, Yun – wypalił czując jak nagle na jego twarzy pojawia się palący rumieniec. — Nie przychodzi już, odmawiasz moim zaproszeniom, twierdzisz, że jesteś zajęty, a potem widzę cię z Xiangling w herbaciarni. Naszej herbaciarni.

Xingqiu rzadko tracił swój takt, więc jego nagłe wzburzenie jeszcze bardziej zaniepokoiło Chongyuna. Czuł jak napięte były jego ramiona, widział jak mocno zaciskał dłonie w pięści, a grymas na jego twarzy tylko się zwiększał.

— Źle mnie zrozumiałeś! Nie zrobiłbym czegoś takiego specjalnie..! – tłumaczył się desperacko próbując złapać spojrzenie chłopaka, które unikało jego wzroku.

Nigdy nie pomyślałby, że to wszystko tak wyglądało z jego perspektywy. Nawet nie przeszłoby mu przez myśl zakończenie ich przyjaźni. Nie śmiałby o tym pomyśleć.

Trzymanie jego uczuć w takcie było niesamowicie trudne, ale nie mógł stracić kontroli w tak kryzysowej sytuacji. Miał wrażenie, że zaraz straci osobę, która była najdroższa jego sercu.

Jego własne uczucia tak go pochłonęły, że nie zdawał sobie sprawy jak zaczął zaniedbywać ich relację. A przecież go kochał...!

Nagle cała jego twarz zabarwiła się na czerwono.

— Kłamca, widziałem jak trzymasz ją za rękę – upierał się. — Pomyśleć, że wymieniłeś moje towarzystwo na jakąś dziewczynę..! – zazdrość szalała mu w sercu. Było jak dziwne, nieprzyjemne, palące uczucie w jego żołądku. Nie tylko jego duma była urażona, ale też uczucia.

On był jego najlepszym przyjacielem! Przynajmniej sądził, że tak było, ale jego miejsce było tak szybko zastąpione! Pomyśleć, że mógłby całkowicie obnażyć przed nim całą swoją duszę i serce, a dla niego nie znaczyło to nic..

— Xingqiu, proszę posłuchaj mnie...! – Chongyun prosił, ale on nie miał zamiaru słuchać jego paskudnych wymówek. Nic nie byłoby w stanie usprawiedliwić tego okrutnej zdrady.

— Oszczędź sobie – fuknął znowu próbując wyrwać się spod jego ręki. — Nie chcę cię już widzieć! Puść mnie!

Nie sądził, że jego rozkaz tym razem podziała, ale tak się stało. Nagle ręce Chongyuna przestały ciążyć mu na ramionach. Zdziwił się i w końcu spojrzał na niego. Ten delikatnie objął dłońmi jego twarz.

Serce Xingqiu załomotało raz, kiedy spojrzał mu w oczy. Potem nagle się zatrzymało, kiedy poczuł jego wargi na swoich.

Ciało chłopaka całe zesztywniało, jego powieki uniosły się w zaskoczeniu. Rumieniec oblał mu policzki. Lekko otworzył usta. Chongyun, nadal niepewny, przekręcił głowę i pocałował jego górną wargę. Ich nosy otarły się u siebie. Xingqiu zamknął oczy, ale nie potrafił zdobyć się na nic innego.

Pocałunek chłopaka całkowicie go speszył. Nie tylko przez jego nagłość, ale też przez śmiałość jaką miał w nim jego przyjaciel. Mimo swojego zakłopotania w końcu oddał całus, swój pierwszy.

Każdy centymetr jego ciała drżał, nagle wszystkiego jego myśli wypełnił Chongyun, który teraz wplatał dłonie w jego włosy. Qiu nieśmiało położył swoje ręce na jego klatce piersiowej, która unosiła się w nienaturalnym tempie.

Czy on też był tak samo poruszony tym co robili?

Nagle oderwał się od jego warg i spojrzeli na siebie. Obaj całkowicie spowici w szkarłacie.

— Czyli działa – westchnął Chongyun pod nosem.

— Co...?

— Xingqiu – złapał za jego rękę, którą trzymał mu na klatce piersiowej. — Nie mogłem z tobą przebywać, ponieważ...kompletnie się przegrzewałem – przyznał i zaśmiał się nerwowo. — Bardzo chciałem z tobą być, ale w pewnym momencie było to wręcz niemożliwe. Tak mocno cię admiruje, że nie potrafiłem opanować mojej przypadłości – drugi chłopak spojrzał na niego w niedowierzaniu. — Chciałem jakoś na to zaradzić. Razem z Xiangling próbowaliśmy wzmon jednak zajmowało to dużo czasu. Dlatego nie widziałem się z tobą. Ale ostatecznie dzięki Aetherowi zdobyłem recepturę na eliksir chłodzący i...najwyraźniej działa. Xiangling w Herbaciarni pomagała mi zebrać składniki...

Xingqiu nigdy nie czuł takiego zażenowania w swoim postępowaniu. Zrobił taką wielką aferę, nawet nie próbował go wysłuchać. Nagle poczuł obrzydzenie do swojej własnej zazdrości i do tego jaki nieufny był.

— Powinieneś mi powiedzieć – mruknął nie wiedząc co innego powiedzieć. Zimna dłoń Chongyuna na jego rozpalonej ręce sprawiała, że cały dygotał. Wspomnienie pocałunku, nadal świeże w jego pamięci, rozgrzewało go od środka. — Przez chwilę myślałem, że...zostawisz mnie.

— Qiu, nigdy bym cię nie zostawił – zarzekał się. — Przecież jesteś moim najlepszym przyjacielem..

Ten komentarz lekko zirytował drugiego. Co to miało znaczyć? Wymienili się czymś tak ważnym, a on nadal twierdzi, że łączy ich tylko przyjaźń?

— Ale mnie pocałowałeś..? – śmiałość jaką miał w słowach sprawiała, że Xinqiu czuł się skrępowany. Nie przywykł do takiego czegoś. Mógł wiedzieć wszystko o sztukach walki, ale jeśli chodzi o wylewność uczuciową trochę brakowało mu doświadczenia. Na pewno musiał trochę więcej o tym poczytać...

A dziwny spokój i takt Chongyuna tylko wprowadzała go w jeszcze większe szaleństwo!

— To znaczy, że cię kocham – wypalił beztrosko jakby właśnie mówił mu co jadł na śniadanie. — Zrobiłem to wszystko, aby ci to wyznać, Qiu.

Ten otworzył szeroko oczy, że aż go zabolały. Zacisnął dłoń na ubraniu chłopaka. Nie był gotowy na takie wyznanie.

— Głupek z ciebie, nie mów takich rzeczy w taki niedbały sposób – wypalił miotając się w swoich słowach.

— Czy ty...nie lubisz mnie w ten sposób? – nagle się speszył. Poczuł się głupio, że był tak skupiony na sposobie ujarzmienia swoich uczuć, że nawet nie pomyślał, że mogą być nieodwzajemnione. Próbował odsunąć się od przyjaciela, ale ten trzymał go przy sobie.

— Tego nie powiedziałem! – wypalił desperacko. — Nie rób takiej miny, jakbym cię odrzucił! Po prostu mnie zaskoczyłeś.

Chongyun nawet nie zdawał sobie sprawy, że nagle jego wargi wykrzywiły się w dół pokazując jego smutek.

Xingqiu zawsze był tak wytworny i ułożony, widzenie jego w takim wstydliwym stanie sprawiało, że chłopakowi kolana miękły.

— Hej, Qiu. Czy to był twój pierwszy pocałunek? – zapytał uśmiechając się lekko i odgarniając lekko jego grzywkę.

Sama myśl o tym, że to on już na zawsze będzie tą osobą, która miała ten zaszczyt złożyć na jego ustach całus. Wiedział, że gdyby nie eliksir musiał wbiec teraz do lodowatej rzeki, aby się uspokoić.

Ale na szczęście, mógł spokojnie patrzeć na jego czerwoną buzię otwierającą się szeroko w zaskoczeniu na pytanie.

— Nie pytaj mnie o takie rzeczy! – polecił mu, a ten tylko zaśmiał się lekko.

— Czyli był – mruknął i pogłaskał jego policzek kciukiem. — To też był mój pierwszy – szepnął do niego, a rękami odsunął go od siebie.

Jakim cudem on potrafił nonszalancko pytać go o takie rzeczy?!

— Przestań to robić! Widzę, że chcesz mnie zawstydzić specjalnie! – burknął.

— Ale wyglądasz tak uroczo, Qiu – tłumaczył zachwycając się jego ekspresjami. Jego klatka piersiowa jakby wypełniła się radością, którą nie musiał już ujarzmiać.

— Od kiedy to ja jestem tym, który jest dręczony? Nie bądź dla mnie niemiły, Yun!

— W końcu mogę się ci odpłacić za te wszystkie numery, które mi wykręcasz.

— To całkowicie inna sprawa! – zarzekał się. — Jesteś taki odważny tylko przez ten eliksir! Inaczej tak samo byś zareagował.

— Pewnie tak, normalnie nie potrafię się przy tobie opanować – stwierdził, ale to wcale nie dało Xingqiu satysfakcji jakiej oczekiwał. Zamiast tego prawie przyprawił go o zawał serca.

— Przestań, Chongyun – poprosił. — To żenujące. Bo nadal będę się wściekać!

— Przepraszam, już nie będę – powiedział i pocałował jego policzek. Xingqiu zakrył jego twarz dłonią.

— Nie lubię co ten eliksir z tobą zrobił! – wzdrygnął się jak oparzony.

...

— Hej, czyli lubisz mnie bardziej niż Xiangling? – dopytywał się Xingqiu, kiedy stali przy balkonie na najwyższym piętrze Wangshu Inn. Chongyun parsknął.

— Kocham cię, Xingqiu – złapał za jego ręką i złączył je razem. Ale drugi chłopaka nadal nie był przekonany. — Jesteś najdroższy mojemu sercu, nawet nie wiesz jak bardzo..

— Czyli...nie podoba ci się Xiangling?

Chongyun roześmiał się na cały głos. Xingqiu się zirytował i spojrzał na niego krytycznie. Zawiesił wzrok na jego wargach. Wyciągnął brodę. Yun zauważył jego zamiary i położył ręce mu na ramionach. Ich wargi się spotkały w słodkim pocałunku. Słońce zachodziło.

— Chongyun – sapnął Qiu. — Tak bardzo chciałem ci wszystko wyznać, ale teraz nawet nie wiem co powiedzieć. – ujął jego twarz i spojrzał w jego jasne oczy. Zabierały mu dech w piersiach.

Chongyun nagle wypuścił gwałtownie powietrze. Czuł jak powoli robi mu się duszno.

— O nie – jęknął dysząc ciężko. Czuł jak płonie. — Qiu, muszę...

Xingqiu zaczął panikować, szok malował się na jego twarzy, Chongyun zaraz zemdleje.

— Yun, spokojnie – szepnął do niego próbując zachować spokój. — Jestem tu – powiedział i widział jak panika w oczach chłopaka powoli zanika. Przeczesał jego włosy dłonią. — Już dobrze, oddychaj ze mną

— Xingqiu... – westchnął i wzięli oboje głębokie oddechy.

— Nic nie mów – oparł ich czoła o siebie. — Wszystko będzie w porządku, Yun. Pomogę ci – wziął jego dłoń i ucałował jego wierzch. — Uporamy się z tym razem.

Chongyun widział jak wargi spotykają się ze skórą i cały jego wewnętrzny spokój wypadł za barierki. Zakręciło mu się w głowie.

— To za dużo, Qiu – jęknął. — Muszę od ciebie uciec, nie dam rady. Zobaczmy się po zachodzie, będę czekać na dole, tylko daj mi chwilę.

—CHONGYUN! – krzyknął za nim Xingqiu kiedy ten zaczął uciekać do środka Inn. Nagle się roześmiał. — Czekaj! – ale nie pobiegł za nim, złapał się za brzuch, który rozbolał go z rozbawienia. — Ty, głuptasie – mruknął pod nosem i przygryzł wargę. — Mój głuptasie...

The End

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro