Rozdział 23
Marie
Fatalny dzień.
Ale wcale nie najgorszy w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Rozbicie fizyczne i dreszcze pchają mnie tylko w jedno miejsce – pod gorący prysznic. Rzucam na łóżko torbę z książkami i siadam na jego brzegu. Chwytam się za głowę, bo czuję nadchodzącą eksplozję bólu. Do tego wściekłość, bo gdy sięgnę dzisiaj po razy tysięczny po telefon, to pewnie nie zobaczę od Tony'ego żadnego znaku. Żadnej wiadomości, nieodebranego połączenia czy zaczepki na Instagramie... Nic. Olał mnie, choć obiecał, że się odezwie.
Tony, siedziałeś w mojej głowie przez cały czas, który spędziłam dzisiaj na uczelni.
Nie mogłam się skupić i oderwać myśli od tego, dlaczego tak postąpiłeś. Przecież było tak przyjemnie, a ja się cieszyłam, że w końcu znalazłam faceta, z którym mogę rozmawiać na setki tematów, który z zaciekawieniem słucha mojego entuzjastycznego ględzenia o Japonii i kocha beznadziejny humor pozbawiony puenty. Znam cię kilkadziesiąt godzin, a czuję się, jakbym tęskniła za dobrym przyjacielem.
Zauroczyłam się tobą i dobrze wiem, że uczucia pojawiły się zbyt szybko.
– Dlaczego nie odbierasz?
Po usłyszeniu komunikatu, że numer jest niedostępny, rozłączam się. Może powinnam zadzwonić do Marco i zapytać, czy wie, co dzieje się z Tonym? Nie mogę się zdecydować, czy wolę, aby brak jakiejkolwiek odpowiedzi z jego strony oznaczał, że nie jestem w jego typie, czy że w trakcie roboty dla mojego ojca coś się po prostu stało...
Dzwonić czy nie dzwonić? Wiedzieć czy nie wiedzieć?
Przerzucam telefon z dłoni do dłoni.
– O, losie... – Zwieszam głowę. – Zaraz oszaleję.
Nie wiem już, na kim polegać. Kogo słuchać i komu ufać.
Ciągłe konflikty, które mają głos i znowu zaczynają do mnie mówić!
Głowa pełna sprzeczności. Przestałam się rozumieć. Często nie słyszę własnych myśli, tylko czyjeś, zupełnie inne!
– Dosyć, muszę się ogarnąć...
Rzucam telefon na poduszki. Idę pod prysznic. To najlepsze, co mogę teraz zrobić.
Cała się trzęsę.
Gardło boli mnie tak, że ledwo przełykam. Kulę się pod gorącym strumieniem, chcąc, by ten cholerny ból głowy już minął. Nie chcę sięgać po alkohol, by upić się do nieprzytomności i po prostu zasnąć, ale nie daję już rady.
Pochylam się i podnoszę wzrok na panel deszczownicy, który wyświetla informację o próbie połączenia.
Tony?!
Wstaję ostrożnie, by się nie poślizgnąć, i naciskam guzik, widząc, że niestety to tylko...
– Elizabeth?
– Co tak szumi?
– Biorę prysznic.
– Zadzwonić później?
– Nie. Później idę odpocząć, jestem wykończona. Dlaczego nie było cię na uczelni?
– Jestem chora. Czuję wręcz, że jedną nogą na tamtym świecie, a co? McCoy postawił już na mnie krzyżyk?
– Dał ci czas na zaliczenie do przyszłego tygodnia. Uśmiechnij się do Osamu o korepetycje.
– Odpada. Lekarz kazał mi zostać w domu przez najbliższe dwa. Kobieto! Ja mam migdałki wielkości gruszek... – skrzeczy. – Nie słyszysz, jak mówię?
– Słyszę... Siostra Angelica będzie wniebowzięta. Zdetronizuje samą Maryję.
– Wiem... Dzwoniła, ale nie dam rady zaśpiewać na tym ślubie. Marie, właściwie dlaczego ty nie możesz tego zrobić?
– Sprawy prywatne i nie przejmuj się, coś wymyśli. Najwyżej wypchnie przed szereg Jennifer.
– To nie jest jej skala – chrypi. – Będzie piała jak kura.
Uśmiecham się.
– Nikt nie powiedział, że ścieżki, po których wodzi nas Pan, będą usłane płatkami róż. Przyjmujmy je z pokorą. Elizabeth? Mam pytanie.
– Mhm? – mamrocze, szeleszcząc najpewniej paczką tabletek.
– Po co tak naprawdę dzwonisz? Jestem przekonana, że nie nadwyrężałabyś cennych migdałków, gdybyś nie miała jakiegoś ważnego interesu, więc słucham.
Zakręcam wodę i opieram dłonie o płytki. Jak tylko wyjdę, włożę ciepły szlafrok, zaparzę herbatę z miodem i cytryną i wpełznę pod kołdrę. Na dobranoc Rodzina Addamsów. Tony, nie zmuszaj mnie, abym przez ciebie stała się wkurzoną Wednesday. Zadzwoń.
– Marie, powinnaś pracować w CIA. O wszystkim muszę dowiadywać się ostatnia. Stara, kto to jest?
– Gdzie? O kogo pytasz? – Rozsuwam szklane drzwi. – I zaczekaj, przełączę nas na telefon. – Wycieram dłoń i włączam głośnik. – Mów.
– Pytam o typka, z którym się wczoraj spotkałaś. Osamu wszystko mi przekazał, łącznie z relacją fotograficzną. Więc nie próbuj nagle mdleć lub w inny sposób się wykręcać.
Wiedziałam. Od początku czułam, że informacje do niej dotarły. Nie bez powodu mój przyjaciel chichotał za barem, nieudolnie chowając za blat wycelowany we mnie telefon.
– To Tony – odpowiadam wprost, tarmosząc ręcznikiem mokre włosy.
– Tony, Tony... – Próbuje ironizować. – Marie? Czy ty, dziewczyno, na siłę szukasz mocnych wrażeń?
Odrzucam ręcznik na komodę i sięgam po szlafrok.
– Wrażeń? Znowu? O co ci chodzi?
– Znowu umawiasz się z jakimś... z jakimś...
– Wysłów się wreszcie.
– Z jakimś gangusem!
Podnoszę wzrok na odbicie w lustrze, nerwowo zaciskając pasek szlafroka.
– Skąd ci to przyszło do głowy?
– Z doświadczenia.
– Z?
– Z jego poprzednikiem. Tym... z tym... wielkim nosem! Boże, Marie! Miałam te same odczucia wobec pierwszego, a teraz drugiego. Daleko tym typom do słodkich aniołków jak stąd do Europy! I nie pomyliłam się!
Znudzona, tym razem jej niecelnym strzałem, biorę kosmetyczkę i wychodzę z łazienki. Łóżko to jedyna rzecz, którą chcę sobie teraz zawracać głowę. Jest szósta wieczorem i jak padnę na kołdrę, tak obiecuję, że obudzę się dopiero z porannymi ptaszkami.
– Och... – Wzdycham, zamykając za sobą drzwi. – Zdziwiłabyś się w takim razie, jakie Tony ma piękne nazwisko.
– Zaskocz mnie. Albo nie! Wiem! Lucyfer?
– Angel – odpowiadam, rzucając się plecami na łóżko.
– Byłam blisko. No cóż... Muszę jednak przyznać, że może rwać panny na samo nazwisko. Skąd się znacie?
Wypuszczam głośno powietrze, wywracając oczami tak mocno, że chyba odwróciłam je na drugą stronę.
– Eli, irytujesz mnie – oznajmiam, przypominając sobie o cowieczornej dawce lekarstw. Idealna wymówka, by przerwać przesłuchiwanie przez przyjaciółkę.
– Mówił ci już ktoś, że jesteś zbyt bezpośrednia?
– Tak, Osamu, przynajmniej trzy razy dziennie.
– W takim razie coś za coś i jeszcze mi za to irytowanie cię podziękujesz.
– Ani mi się śni i kończę, Elizabeth, muszę wziąć leki.
– Oczywiście! – skrzeczy. – Akurat w tym momencie? O, nie! Kochana! Ta rozmowa i tak cię nie ominie.
Podnoszę się, by wrócić do łazienki po kuferek z toną tabletek.
– W takim razie, błagam, choruj jak najdłużej.
– Marie! Nawet nie waż się rozłączać!
Cmokam do słuchawki, przechodząc obok gabinetu ojca, gdzie słyszę głośną rozmowę.
– Popełnię tę zbrodnię z pełną premedytacją! Ciao!
Kończę połączenie i wsuwam telefon do kieszeni szlafroka. Zawiązuję pasek mocniej, podchodząc bliżej drzwi i albo mi się wydaje, albo słyszę tam ochrypły głos Carla. Tylko on sprawia, że moje kiszki się skręcają. Co on, do cholery, robi u mojego ojca, który nie ma w zwyczaju przyjmować w swoim biurze byle kogo? Może przyszedł na skargę, złożyć zażalenie, że nie chcę mu oddać ręki?
Przystawiam policzek i ucho do drzwi. Nigdy nie zdarzyło mi się podsłuchiwać rozmów ojca, ale tym razem muszę wiedzieć, czym Carlo zawraca mu głowę. Może chodzić o mnie, ten chłopak jest zdolny do wszystkiego.
Ale zaraz...
W środku jest ktoś jeszcze. Mężczyzna, a raczej dwóch. Jednego z nich rozpoznaję, to Frederico... Zaciskam wargi, a dłoń ułożoną na drzwiach zwijam w pięść. Chciałabym uderzyć nią z całej siły, by wiedział, że kolejny raz go słyszę, choć on nie ma o tym pojęcia. Tak, słyszę go, dobrze i wyraźnie. Dokładnie tak samo jak wtedy na jachcie, którego dziób miał dumnie prezentować w słońcu pozłacaną nazwę: Marie Gabrielle.
Pamiętasz? Frederico?
– Zawracasz szefowi głowę. – Z mieszających się głosów wybrzmiewa głośniej jeden. – Ochłoń. Po prostu, Carlo, ochłoń.
– Luca, nie pieprz mi, co mam robić! Powinienem wypiąć się na to wszystko, ale że bardzo cenię swoje wygodne łóżko, a nie więzienną celę, to jestem tutaj i nie myśl, że robię to dla rodziny, bo splunęliście mi w twarz! Robię to z czysto egoistycznych pobudek.
– Wstyd mi za ciebie.
– To się okaże. Jeszcze z wdzięczności będziesz mnie po dupie całował.
Boże, co za słownictwo... Cały Carlo.
– Powściągnij język albo w inny sposób nauczę cię kultury, skoro twoja matka nie zdążyła. Nie jest...
Mężczyźnie o imieniu Luca, przerywa odgłos gwałtownie przesuwanego fotela. Mój ojciec wstał i jest zdenerwowany. Nie muszę go widzieć, żeby to wiedzieć.
– Za dwie godziny mam zaplanowane ważne spotkanie – zaczyna poważnym i spokojnym tonem. – Daję ci dwie minuty, Carlo. Po tym czasie zdecyduję, czy powinienem dłużej marnować czas na tę rozmowę. Mów, a ty, Luca, nie przerywaj mu.
– Powiem wprost. Jestem pewny, że mamy pluskwę.
Rozszerzam oczy. Chryste, co on wymyśla? O kim mówi?
– Kogo masz na myśli?
Cisza. Zatykam dłonią usta, jakbym się bała, że usłyszą mój oddech.
– Angela.
Odrywam głowę od drzwi i robię krok w tył. Spinam mięśnie łydek i zgrzytam zębami, bo co z niego za prostacki kutas! Po prostu nie wierzę, że był w stanie posunąć się do czegoś takiego! Przykładam dłoń do piersi, jakbym chciała wstrzymać łupiące serce.
– Ty dupku... – Znów wyżywam się na pasku od szlafroka. – Wyjdź tylko z biura, to ja ci pokażę babską Cosa Nostrę.
Ponownie przykładam ucho do drzwi, ale to, co kotłuje się w moim wnętrzu, jest nie do opisania.
– Co taka cisza? Mam powtórzyć? Mamy policyjną pluskwę, sprzedajnego kapusia. Nie wnikam, w jaki sposób spowiada się u niego Caruso, ale jak widać, Angel daje mu dobre rozgrzeszenie, kładąc mu fiuta na oczy tak, że nic więcej poza nim nie widzi.
– Konkrety, Carlo – słyszę Frederica. – Twoje oskarżenia mogą kosztować tego chłopaka głowę. Zdajesz sobie z tego sprawę? To nie jest skarga na kolegę w szkole, który pójdzie do kozy.
– Doskonale. Słyszałem o Tonym już dawno. Marco chwalił się nim, ale olewałem te legendy, bo już niejeden zaczynał z wielkim talentem, a kończył w rynsztoku. Po tym, jak się naćpał działką od Marco, a Luca go przeszukał, miałem przez moment na niego wywalone. Sam opieprzyłem siebie za być może wyssane z palca zarzuty, aż do wczoraj.
– Carlo, chyba faktycznie Tony ci za mocno przyłożył...
Brawo. Przynajmniej jeden uciera mu nosa.
– Luca. Zażądałem czegoś, prawda?
– Przepraszam, szefie, ale... ach! Nieważne. Niech skończy jak najszybciej, bo mdli mnie przez to pieprzenie.
– Mów dalej.
– W zasadzie były dwie sytuacje. Pierwsza, gdy po wczorajszym wyjściu z Rose przyłapałem Angela na telefonie. Stał za furgonetką i gdy tylko mnie zobaczył, natychmiast się rozłączył. Był niezdrowo zdenerwowany, zupełnie jak ktoś, kogo nakrywa się na czymś, czego nie powinien robić. Dwa, sytuacja, gdy przyjechaliśmy w odwiedziny do Juniora, a bardziej końcówka całej szamotaniny z narkotykówką.
Przygryzam wargę i pocieram stopą o łydkę. Dostałam właśnie odpowiedź, czym spowodowane jest milczenie Tony'ego.
Wiem już też, dlaczego tak szybko przerwałeś rozmowę. To do mnie wtedy dzwoniłeś i to zaobserwował Carlo. Jestem pewna.
– Co się dokładnie stało?
– Sądzę, że Angel dał cynk policji. – Ty chory bajkopisarzu! – Przekazał, że Junior znowu zaczyna handlować, z kim i gdzie, i to właśnie na tym telefonie go przyłapałem. Poza tym Marco miał czas, żeby uciec. Nie aresztowaliby go, gdyby nie akcja Angela! Kurwa! Byliśmy już przy wyjściu i co zrobił święty Tony furgoneciarz, by zatrzymać któregokolwiek z nas do aresztowania? Padł nagle na kolana i zaczął umierać.
– Tony miał uraz kręgosłupa. Niech cię diabli, Carlo.
Co takiego?!
– Nie wierzę w to, Luca. To była pieprzona symulacja. Sprzedawczyk wiedział, że Marco go nie zostawi.
– Kiedy ty zdążyłeś te bajki poskładać?
– W czasie, gdy ty całowałeś tę świnię po butach, martwiąc się, że wypadł ci księgowy z kasyna.
– Nie pozwalaj sobie, do kurwy!
Dosyć tego!
Przecież on sobie to wszystko uroił, ale nie zrobił tego bez celu. Dobrze wiem, o co chodzi i co chce tym uzyskać. Twoje niedoczekanie, Carlo!
Nie zwracając uwagi na to, że jestem w szlafroku, kapciach i z mokrymi włosami, bez pukania wpadam jak wichura do gabinetu ojca. Trzaskam za sobą drzwiami tak, że trzęsie się szyba w witrynie z alkoholami. Skupiając na sobie wzrok wszystkich obecnych, staję naprzeciw Carla i od razu atakuję go chłodnym spojrzeniem. Zdezorientowany zerka raz na mnie, raz na mojego ojca, który pochyla się nad biurkiem, podpierając się o blat dłońmi.
– Marie, prowadzę teraz rozmowę, wyjdź.
Ignoruję słowa taty i wspieram dłonie o biodra.
– Ty kutasie!
– Marie! – Ojciec podnosi na mnie głos, co ponownie ignoruję.
– Ty zazdrosny, samolubny kutasie! – Wytykam Carla palcem, na co on unosi głowę, a przesuwające się jabłko Adama wskazuje, że ciężko przełyka ślinę.
– Marie, prosiłem cię o coś.
– Za chwilę, tato. – Unoszę dłoń. – Najpierw powiem temu zazdrosnemu gnojowi, że upadł w moich oczach tak nisko, że niżej się już nie da.
– Mało mnie to teraz interesuje – odzywa się ten dupek, ale już zdecydowanie mniej pewnym tonem niż jeszcze kilka minut temu raczył mojego ojca.
– Mało? – drwię. – Wszystko słyszałam i myślisz, że nie znam powodu, dla którego starasz się zdyskredytować Tony'ego w oczach mojego ojca i nie tylko?
– Myślę, że za dużo sobie wyobrażasz.
– Jesteś podłą mendą, Carlo! Zazdrosnym manipulantem, bo to nie z tobą zatańczyłam, tylko z nim, i widziałam, jak mordujesz przez to Tony'ego wzrokiem, ale powiem ci jeszcze więcej. Spędziłam z nim wczoraj cudowne popołudnie, ale pierwszą rzeczą, którą zauważyłam, było to, że gdy wchodził do restauracji, kulał na lewą nogę! – Odwracam się w stronę ojca, który obserwując Carla, rozciera palcami podbródek. – Tato! Tony nie symulował! Ma poważne problemy z kręgosłupem. Mówił mi o tym. – Wracam wzrokiem do tego manipulanta. – A Carlo kłamie, bo jest wściekły, że córka Russo dała mu kolejnego i ostatecznego kosza, i o to cały ambaras.
Krzyżuję ręce, gdy Carlo z wściekłością chwyta za kurtkę leżącą na oparciu fotela.
– Skończeni naiwniacy – rzuca z oburzeniem i znika za drzwiami z wielkim hukiem.
Przykładam dłonie do ust i krzyczę mu na pożegnanie:
– Kamień pod nogę! – Odwracam się i spoglądam na ojca. – Był problem i go nie ma. A teraz powiedz mi, tato, co się dzieje? – Obiegam wzrokiem pozostałych dwóch mężczyzn. – Gdzie jest Tony?
– Marie, to nie jest sprawa dla ciebie – oznajmia, podnosząc wysoko brwi, po czym spogląda na faceta z wielkim brzuchem. – Luca, dopilnuj, aby Carlo tymczasowo wziął sobie przymusowy urlop w pracy.
– Jasne, szefie. Od siebie mogę dodać tyle, że... – podchodzi do mnie i rozkłada ręce – że byłem wczoraj świadkiem małego incydentu między chłopakami i masz całkowitą rację. Carlowi po prostu odbiło, tak że... przepraszam cię za niego, cóż mogę więcej w tej sprawie zrobić?
– Dopilnować, by sytuacja się nie powtórzyła. Nienawidzę kłamstwa... – Zerkam na Frederica, który ze spokojem, siedząc na fotelu z założoną na kolano nogą, obserwuje sytuację. – Ma bardzo krótkie i krzywe nogi, a przeprosiny przyjmuję. Wyjaśni mi ktoś teraz, co się, do cholery, wczoraj stało?
Ojciec jest mocno zdziwiony, że tak uparcie, pierwszy raz, dopytuję o sytuację jednego z jego żołnierzy. Ale wcale nie martwię się o jednego z jego pracowników, ale o chłopaka, z którym obiecaliśmy sobie nawzajem, że niedługo powtórzymy koleżeński wypad.
– Marco i Tony zostali aresztowani – odpowiada mi mężczyzna o imieniu Luca. – Wstępnie na czterdzieści osiem. Nie wiem, co się dokładnie dzieje z Tonym. Winston rzucił mi jakieś szczątkowe informacje, że z tego, co się dowiedział, Angel nadal jest w areszcie, mimo że skarży się na brak czucia w lewej nodze.
– To jakiś absurd. – Potrząsam głową i wracam spojrzeniem do ojca. – Wyciągnij go. Tato, wyciągnij Tony'ego, on potrzebuje pomocy! Powinien być w szpitalu, a nie w celi!
– Winston wysłał tam już kogoś ze swojej kancelarii – wtrąca się Frederico – ale to nie są jakieś priorytety, by stawać na głowie, Marie... – Sięga po szklankę i upija łyk alkoholu. – Marco wymachiwał bronią w kierunku policjanta. Dożywocie mu za to nie grozi.
– Nie dbam o to całe gówno! Interesuje mnie, w jakiej sytuacji jest Tony. Daleka jestem od wnikania, po co i dlaczego, bo im mniej wiem, tym lepiej sypiam. Chociaż... ostatnio sypiam naprawdę bardzo źle – komentuję twardo, wpatrując się w ojca, który jak gdyby nigdy nic otworzył laptopa i zaczął coś na nim przeglądać. – Wyciągnij go stamtąd, bo inaczej ja to zrobię.
Gdy ojciec spogląda na mnie z wyraźnym niezadowoleniem, biuro wypełnia dźwięk telefonu, który odbiera Luca.
– Marco? Powoli! Nie złotokurwuj mi tu! – Wszyscy wbijamy w niego wzrok. – O, cholera! Poważnie? No to genialna wiadomość. Jasne, o wszystkim poinformuję, właśnie u niego jestem.
Chwytam materiał koszuli na jego ramieniu.
– To Marco? Zapytaj o Tony'ego!
Luca spogląda na mnie jak na wariatkę, ale mam to gdzieś. Już i tak wiem, że czeka mnie poważna rozmowa z ojcem, więc zależy mi, by teraz dowiedzieć się, gdzie jest Tony. Nie wyobrażam sobie, by mu w takiej sytuacji nie pomóc.
– Co z Angelem? – Spogląda na mnie po kilku sekundach. – Jest w Boston Medical Center. Kiepsko z nim.
– Jadę tam.
Bez większego namysłu zrywam się i pędzę do drzwi, ale gdy naciskam klamkę, zatrzymuje mnie głos taty, który prosi, bym pozostała w biurze jeszcze kilka minut. Nie przyjmuję tej prośby z aprobatą, ale też nie chcę wychodzić, ignorując go kolejny raz. To skończy się tylko napiętą atmosferą między nami, a przecież nikt celowo do tego nie dąży. Wzdycham i odpuszczam. Proszę go tylko, by nie trwało to za długo. Martwię się. Myślami jestem już przy czymś zupełnie innym. A raczej przy kimś.
– Wypuścili Marco – mówi Luca, chowając telefon w przednią kieszeń czarnej koszuli. – Pojedziemy go odebrać i jak widać, Winston nadal potrafi zdziałać cuda swoimi prawniczymi mackami. Jak trafię kiedyś do piekła, to mam nadzieję, że i tam będzie miał kontakty.
– Dowiedzcie się wszystkiego na temat zatrzymania Caruso i Angela. O reszcie... – ojciec przeciąga, spoglądając w moją stronę – osobiście porozmawiam z Winstonem. A co do Anthony'ego, niech prosi o wszystko, co będzie mu potrzebne. Ma dostać wsparcie i każdą pomoc.
I za to cię, tato, kocham.
Luca żegna się z moim ojcem uściskiem dłoni, a następnie robi to Frederikiem. Zastanawiam się, jak temu ostatniemu udaje mu się tak perfekcyjnie utrzymywać na twarzy tę aktorską maskę. Może pomaga mu w tym złudne przekonanie, że nikt nie domyśla się zakończenia przedstawienia, do którego napisał scenariusz. Pudło, Frederico, znalazłeś wiernego widza analizującego każdy wątek. O owacjach na stojąco możesz jednak zapomnieć.
– Do widzenia, Marie – mówi, zapinając przed wyjściem jak zawsze idealnie wykrojoną marynarkę. – Jesteś niezdrowo blada, chyba powinnaś odpocząć. Może nawet wszyscy powinniśmy to zrobić.
– Czuję się znakomicie, Frederico – zaprzeczam, wpatrzona w rodzinny portret wiszący na ścianie. – Do widzenia – dodaję, choć zamiast tego słowa powiedziałabym najchętniej „żegnaj".
Gdy pozostaję z tatą sam na sam, odstawiam szklankę i podchodzę się przytulić. Głaszcze moje włosy i całuje w czubek głowy.
– Przepraszam, że wparowałam bez pukania – mamroczę wtulona w jego pierś.
– Marie, nie wiem, jakie konkretnie uczucia tobą kierują, ale wydaje mi się, że są mocno dominujące.
– Wiem, czym to się mogło skończyć – odrywam policzek i spoglądam ojcu w oczy – więc jak inaczej miałabym postąpić? Doskonale rozgryzłam motywację Carla i powtarzam, że on kłamie, a Tony dzwonił akurat do mnie i to na tym Carlo go nakrył. Urwał rozmowę przez niego i to się działo wczoraj wieczorem. Powiedział, że nie może rozmawiać i oddzwoni. – Opieram głowę o obojczyk taty i zamykam oczy. – Czego już nie zrobił... Tato, proszę, ja muszę do niego jechać.
– Carlo jest wyjątkowo porywczy i już nie raz przysporzył więcej kłopotów niż pożytku. Słuchałem go, ale brałem na to ogromną poprawkę.
– Mam dosyć jego nachalności.
– Nie będzie cię już nachodził, ale... Marie? – Ojciec spogląda na mnie troskliwie, rozcierając dłońmi moje ramiona, po czym odsuwa mnie, okrąża biurko i wraca na fotel.
– Tak?
– Wiesz, że nie wtrącam się w twoje prywatne życie towarzyskie, ale nie odbieraj tego również w ten sposób, że jest mi ono zupełnie obojętne. Tym bardziej, gdy wiem, że być może spotykasz się z chłopakiem, którego ja poznaję z zupełnie innej strony.
– I tu jest ta magiczna granica tego podwójnego świata.
– Jestem twoim ojcem. Patrzę na ciebie przez każdy pryzmat.
Uśmiecham się.
– Nie mam o to pretensji – oznajmiam, również okrążając biurko – i jeżeli o tym chciałeś ze mną teraz porozmawiać, to wydaje mi się, że znamy dokładnie swoje stanowiska, tato. Czy to już wszystko? Mogę wyjść?
– Zasadniczo to nie w tym celu cię zatrzymałem – odpowiada, podwijając mankiet koszuli. Sprawdza godzinę. On ma umówione spotkanie, a mnie spieszy się do szpitala.
– Więc o co chodzi?
– Chciałbym, abyś towarzyszyła mi dzisiaj na biznesowej kolacji.
Marszczę czoło. Już wiem, że ojciec ma dla mnie zupełnie inne plany na wieczór niż te, które sama stworzyłam.
– Dlaczego ja, a nie mama?
– Czy będziesz bardzo zła, gdy powiem, że to tajemnica? A może bardziej niespodzianka?
– Nie...? – odpowiadam pytająco. – Zła nie, ale na pewno lekko zaskoczona. Tato, wiesz, co chciałam teraz zrobić. Krzyżujesz mi plany. Wiesz, że zależy mi, by sprawdzić, co u Tony'ego. Uraz kręgosłupa to nie są żarty i...
– Lubisz go, prawda? – przerywa mi, splatając palce dłoni na biurku.
Wzdycham z płonącymi od czerwieni policzkami.
– Lubię. Ma coś w sobie, ale proszę, nie wypytuj mnie o więcej, bo czuję się onieśmielona.
– Nie będę. – Uśmiecha się. – Ale nie chciałbym, abyś w tym momencie lubiła go bardziej niż mnie. Odwiedziny Tony'ego możesz przełożyć na jutro. Niestety ja z kolacją nie jestem w stanie tego zrobić.
Przełykam porażkę. Zawsze mogłabym powiedzieć, że rozkłada mnie choróbsko, ale w obliczu tego, że jeszcze przed chwilą byłam w stanie pognać do szpitala, będzie to wyglądało na okropne kłamstwo. Nie mam wyjścia i muszę zrezygnować. Postawię na późniejszy kontakt z Marco, by dowiedzieć się czegokolwiek o stanie zdrowia Tony'ego.
– W takim razie, o której mam być gotowa?
– Wyjeżdżamy za godzinę – mówi, odprowadzając mnie do drzwi. – Potwierdzę Lucianowi rezerwację i doktorowi, że uda nam się być o czasie.
– Doktorowi? – pytam, przechodząc przez próg.
– Doktor Roger Lanner, ale więcej szczegółów ci nie zdradzę. Wspomniałem już dlaczego.
Drapię się w czoło.
– Skądś znam to nazwisko... – Błądzę myślami w pamięci. – Och... – Pstrykam palcami. – Już wiem, racja, to w jego klinice mama... – wskazuję na swój nos – korygowała ten okropny pagórek.
Tata przytakuje, dając mi pstryczka w podbródek.
– Przygotuj się. Ja mam jeszcze chwilkę, więc rozliczę kilka zamówień na komplety złotych kolii.
Krzyżuję ręce, unosząc wysoko brew.
– Czyżbyś spotkaniem z doktorem Lannerem sugerował mi, że potrzebuję plastycznych poprawek? – pytam, całkowicie dla żartów.
Ojciec śmieje się w głos, po czym gładzi mój policzek zewnętrzną stroną dłoni.
– Wyglądasz jak moja mama w młodości.
– Była jak młoda Bellucci.
– W takim razie sama udzieliłaś sobie odpowiedzi i przypomniałem sobie właśnie, że do twojej babci listy miłosne słał sam syn Casarego Mori[1], Giovanni[2].
Śmiejemy się, oboje doskonale znając przebieg karier tych Włochów.
– Nie wiedziałam, ale chyba słabo ulokował uczucia jako krwawy pogromca sycylijskiej mafii.
– To był czas, zanim babcia poznała twojego dziadka. Giovanni słał kwiaty, biżuterię, listy i wszystko, na co było go stać z mundurowej pensji. Nosił się z zamiarem poproszenia babci o rękę, ale na przeszkodzie stanęły mu ówczesne wojskowe przepisy. Jego ślubne wiano nie było wystarczające do zwarcia małżeństwa. Stanął przed wyborem: mundur czy kobieta... Przysięga czy jej porzucenie.
– Babcia wyszła za mąż za innego mężczyznę, tak że wiemy, jakiego wyboru dokonał Giovanni.
– Honorowego – podkreśla dumnie tato. – Trudnego, ale honorowego. W dzisiejszych czasach wierność tradycjom czy obranym celom to rzadkość, Marie. Wydaje się, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki, a ludzie przestali przywiązywać wagę do rzeczy... ponadmaterialnych. Te dużo trudniej zdobyć. Te, które faktycznie kształtują nasze charaktery i nie mają ceny. Tak więc Giovanni w moich oczach zasługuje na ogromny szacunek.
– Przedłożył służbę ponad miłość. – Wzruszam ramionami. – Jako kobieta patrzę chyba na to trochę inaczej. To po prostu mało romantyczne. Pozostanę więc przy Romeo i Julii – wspinam się na palce i całuję ojca w policzek – na przekór wszystkiemu. Będę gotowa za piętnaście minut.
__________
Przypisy:
[1] Casare Mori – włoski policjant, prefekt prowincji Sycylia od 1925 do 1929 roku. W 1977 roku włoski reżyser Pasquale Squitieri nakręcił dramat kryminalny o jego walce z mafią sycylijską pt. Żelazny prefekt.
[2] Postać fikcyjna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro