Uwertura
"Spędzasz całe swoje życie w labiryncie, zastanawiając się, jak któregoś dnia z niego uciekniesz i jakie niesamowite to będzie uczucie, wmawiając sobie, że przyszłość pomaga ci przetrwać, ale nigdy tego nie robisz. Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości."
Westchnęłam ciężko, odrywając wzrok od książki i opierając głowę o korę drzewa, na którym właśnie siedziałam. Przez zielone liście przebijały się promienie zachodzącego słońca. Odgarnęłam z czoła ciemne kosmyki i podsunęłam, opadające na czubek nosa, czarne okulary. Ponownie skupiłam się na lekturze, gdy telefon w mojej kieszeni zaczął wibrować. Wzdrygnęłam się i z krzykiem zsunęłam się z gałęzi, spadając na przechodzącego obok chłopaka.
— Przepraszam — mruknęłam cicho, rozmasowując obolałą łydkę.
— W porządku? Chyba bolało jak spadałaś z nieba — powiedział czarnowłosy nastolatek, siedząc na trawie i uśmiechając się dziwnie. Dostrzegłam błysk w brązowych oczach, szelmowski uśmieszek i dłoń wyciągniętą w moją stronę. "Nieziemsko przystojny" - pomyślałam i zarumieniłam się.
— Jezu — wyszeptałam tylko i zerwałam się do biegu. Pędziłam przez park, dopóki nie znalazłam się poza zasięgiem wzroku chłopaka. Przyłożyłam dłoń do czoła i w duchu pogratulowałam sobie głupoty. Nie mogłam bardziej się upokorzyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro