Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Takt siódmy: Pośpiech

— Hana-chan... Czy mogę cię pocałować? — zapytał, a ja poczułam jak zamiera mi serce. Momentalnie zrobiło mi się zimno, a głos ugrzązł w gardle.

— J-ja... — zaczęłam, jąkając się. — Ja nigdy nie...

— Nie szkodzi — uśmiechnął się delikatnie, przenosząc dłoń na moje włosy. — Nie bój się. Nie zrobię nic bez twojej zgody.

Przełknęłam głośno ślinę i spuściłam wzrok. Chłopak chwycił mnie delikatnie za podbródek i uniósł moją twarz do siebie. Przybliżył swoje usta do moich, aż poczułam na wargach jego ciepły oddech. Przeszedł mnie dreszcz. Kompletnie zapomniałam jak się oddycha.

— Mogę? — wyszeptał, a ja wpatrywałam się w niego z przerażeniem. Chłopak jeszcze bardziej przybliżył się, a ja zacisnęłam powieki. Kompletnie nie panowałam nad swoim ciałem. Chciałam tego? Nie chciałam? Bałam się? Oczywiście, że się bałam. Mimo że był to tyło niewinny pocałunek, byłam przerażona i zdecydowanie nie gotowa.

Kiedy rozchyliłam powieki, dostrzegłam tylko smutek i rozczarowanie w kocich oczach chłopaka i powoli zdjęłam dłoń z jego ust.

— Przepraszam — wyszeptałam. — J-ja...

— Hah, głupi jestem — zaśmiał się, drapiąc w kark. — Wybacz mi, Hana-chan.

Spojrzałam na niego zszokowana.

— Senpai...

— Chodźmy już — uśmiechnął się lekko. — Robi się późno.

Przytaknęłam cicho i ruszyłam w stronę domu, wsuwając ręce do kieszeni. Było mi przykro, że tak go potraktowałam, ale nie mogłam się przemóc. Po prostu nie.
Kątem oka zerknęłam na Kuroo i jego rękę, zwisającą bezwładnie po boku. Taki smutny, samotny...

Przygryzłam wargę i powoli przybliżyłam się do niego, muskając jego dłoń małym palcem. Chłopak uśmiechnął się, gdy wsunęłam rękę w jego dużą dłoń. Wiedziałam, że się rumienię. To było pewne. Ale przy nikim tak się nie czułam. Nigdy. Zawstydzona, niepewna. Czułam ucisk w żołądku, ale było to dość przyjemne uczucie. Takie, którego nie znałam. Pomyślałam, że mogłabym się od tego uzależnić.

— Dziękuję, Hana-chan — powiedział, gdy doszliśmy do mojego domu. — I przepraszam.

Przygryzłam wargę i w przypływie odwagi stanęłam na palcach i zbliżyłam się do niego, delikatnie ściskając materiał jego bluzy. Z czerwonymi jak róża policzkami, spojrzałam mu w oczy i zacisnęłam wargi. Nie mogłam. Nie mogłam dalej.

Kuroo zrozumiał. Smukłymi, długimi palcami chwycił moją twarz i złożył czuły pocałunek na moim czole. Spojrzałam na niego zdziwiona, lecz ten tylko uśmiechnął się lekko.

— Nigdzie nam się nie spieszy, Hana-chan — powiedział. Uśmiechnęłam się, przyznając mu rację.

***

Stłumiłam jęk poduszką i opadłam na materac z frustracją, ogarniającą całe moje ciało. Dlaczego? Dlaczego to zrobiłam?! Jak mogłam być taka głupia! Czy ja naprawdę chciałam go pocałować?

Przez tę jedną chwilę naprawdę tego pragnęłam. Poczuć jak to jest. A on miał takie cudne usta... Na pewno miękkie i ciepłe, w kolorze bladego różu. Na pewno świetnie całował. Ale ja? Spaliłabym sie ze wstydu.

Nie miałam pojęcia co mi odbiło. Miałam się nie angażować. Nie nakręcać. Nie zakochiwać! A z każdą kolejną chwilą spędzoną z Kuroo zastanawiałam się "Co by było gdyby...". Powtarzałam sobie, że i tak nic z tego nie wyjdzie. Że tylko oboje przeżyjemy wielkie rozczarowanie, a ja w dodatku będę musiała poradzić sobie ze złamanym sercem. Czy kilka chwil z tym cudownym siatkarzem było warte późniejszego cierpienia?

Nie wiedziałam. Nie wiedziałam też co o tym myśleć. Nie wiedziałam, czy wolę zapomnieć, czy spróbować. Nie wiedziałam czy mogę się w nim zakochać.

***

Kuroo wyglądał jak zawsze. Uśmiechał się ciepło, podchodząc do mojego stolika i przysiadając się. Midori-san spojrzała na nas z uśmiechem, przeprosiła i poszła do łazienki. A on oparł przedramię na blacie i patrzył na mnie tak jak zawsze. Spokojnie, ciepło i z uczuciem. Uczuciem, którym i ja powoli zaczynałam go obdarzać. Mniej lub bardziej świadomie.

— Jutro gramy mecz z Fukurodani — powiedział, bawiąc się leżącym na stole papierkiem po kupionej w sklepiku bułce. — Nie przyszłabyś pokibicować? — spytał, zerkając na mnie z nadzieją. W pierwszych odruchu miałam odmówić. Jak zwykle. Jak zawsze wykręcić się ćwiczeniami, a przecież gdybym tylko chciała, mogłabym przesunąć swój grafik o kilka godzin i nic by się nie stało. Ile razy jeszcze chciałam mu odmawiać?

— Może na chwilę — powiedziałam, spuszczając wzrok na swoje kolana i podciągające czarne zakolanówki.

Kuroo uśmiechnął się szeroko.

— To super — powiedział. Podniósł się z miejsca i położył mi dłoń na włosach. — Będę czekał na ciebie po lekcjach, zgoda? — zapytał i nie czekając na odpowiedź odszedł w swoją stronę. Podparłam brodę ręką i spojrzałam na niego z dziwną melancholią.

Zgoda, senpai.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro