Takt czwarty: Filharmonia
Dokładnie wytarłam skrzypce miękką ściereczką i odłożyłam je do futerału, słysząc powiadomienie w telefonie. Sięgnęłam po urządzenie i przygryzłam wargę, widząc wiadomość od Kuroo. Uśmiechnęłam się lekko, patrząc na zdjęcie przedstawiające siatkarza z parą biletów w dłoni. Mimo wszystko nie mogłam doczekać się koncertu smyczkowego.
"Naprawdę nie musiałeś, senpai..." – odpisałam i włożyłam palec do ust, obgryzając paznokcie. Zaraz jednak skarciłam się za to w duchu i złapałam telefon obiema dłońmi.
"Ale chciałem, Hana-chan ^^"
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
"I nie mów do mnie senpai! >.<"
Zaśmiałam się cicho i położyłam na łóżku.
"Dobranoc, senpai :)" – odpisałam i przygryzłam wargę z uśmiechem. Zdecydowanie powinnam pozbyć się tego nawyku.
"Już idziesz? No nic, do zobaczenia jutro, Hana-chan!"
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i odłożyłam telefon. Był taki... Nieznośny i słodki zarazem. Tak bardzo chciałam, żeby już sobie odpuścił. Zanim naprawdę się wkręcę. Zanim się zakocham. Nie zniosłabym złamanego serca. A byłam pewna, że tego nie uniknę. W końcu... Kto chciałby się we mnie zakochać?
***
Stresowałam się jak nigdy. Dłonie mi się trzęsły, a żołądek coraz mocniej zaciskał w supeł z każdą kolejną godziną. Strach przejął nade mną kontrolę i nawet lekcja angielskiego nie pozwoliła mi, choć na chwilę, oderwać myśli od zbliżającego się spotkania z Kuroo. Nerwowo bawiłam się palcami, zastanawiając się co powinnam mówić i jak się zachowywać. Zgodziłam się na to wyjście z czystej uprzejmości. Nie powinnam robić mu nadziei, jednak z drugiej strony, prędzej czy później sam zorientuje się na co się pisze i odpuści. W końcu człowiek najlepiej uczy się na własnych błędach.
Ostatecznie postanowiłam zachowywać się naturalnie. Być sobą. Udawanie kogoś innego byłoby zupełnie bezsensowne, zwłaszcza, że i tak nie żywiłam najmniejszych nadziei na to, że może wyjść z tego coś więcej.
Midori-san wiedziała co się święci, jednak nie zaczynała tematu. Nie miała pojęcia o spotkaniu z Kuroo, ale nawet nie pytała, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna.
Kiedy ostatnia lekcja dobiegła końca poczułam jak miękną mi kolana, a krew odpływa z wszystkich zakamarków ciała. Z bijącym sercem zmieniłam buty i wyszłam przed szkołę. Przed wyjściem czekał Kuroo z jedną czerwoną różą w dłoni. Jej czerwień mogłabym zapewne porównać do koloru moich policzków.
— Witaj, Hana-chan — uśmiechnął się wesoło i wręczył mi kwiat, który przyjęłam z zawstydzeniem. — Czy jesteś gotowa na wspaniały wieczór?
Pokiwałam głową i ruszyłam z chłopakiem ramię w ramię w stronę filharmonii. Kuroo nawijał przez pół drogi. O klubie siatkówki, o tym jak bardzo podziwia ich kapitana, o jego przyjacielu Kenmie i jego miłości do gier komputerowych. O swojej siostrze i szkole muzycznej, o tym jak kiedyś grał na kontrabasie i o tym jak szybko mu się to znudziło. Nie przeszkadzało mi to. Było wręcz wybawieniem w sytuacji kiedy nie wiedziałam co powiedzieć, kiedy nie chciałam się odzywać.
— Muzyka nie jest dla mnie, Hana-chan — westchnął. — Chyba mam lekkie ADHD — zaśmiał się wesoło. — Lubię słuchać innych, kocham instrumenty struniwe i czasem nawet puszczę sobie jakieś klasyczne utwory, ale siatkówka... Musisz kiedyś spróbować.
— Nie jestem typem sportowca — odparłam cicho, spuszczając wzrok na swoje buty. — Wolę czytać.
— Oh, tak. Czytanie jest super — zgodził się. — Sam czasem coś przetrawię, ale niezbyt często. Nie mam czasu ze względu na treningi.
— Dlaczego się, ze mną umówiłeś? — wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć sie w język, ale byłam naprawdę ciekawa. Nie byłam ani ładna, ani zabawna, ani przebojowa. Ot taka sobie. Zwyczajna, nudna, przeciętna, z nosem w książkach lub ze skrzypcami w dłoniach. Byłam nikim.
— Wydajesz się być naprawdę ciekawą osobą — powiedział. — W dodatku dosłownie spadłaś mi z nieba, Hana-chan. Nie mogę tak sobie odpuścić — zaśmiał się, sprawiając, że na moje policzki wypłynął rumieniec.
— Chyba się przeliczyłeś — mruknęłam.
— Jeszcze nic o tobie nie wiem! — zaprzeczył. — Bo sam ciągle nawijam o sobie. Przepraszam, Hana-chan. Nie chciałem być takim egoistą.
— N-nie, to nie tak — zapewniłam szybko.
— Opowiadaj. Chce cię lepiej poznać — uśmiechnął się ciepło. Obracałam w dłoni łodyżkę czerwonej róży i wpatrywałam się w kolce.
— Od siódmego roku życia gram na skrzypcach — zaczęłam cichutko, jakby mój głośniejszy ton mógł odstraszyć idącego obok drugoklasistę. — Mama długo nie chciała się zgodzić na szkołę muzyczną, a kiedy poprosiłam o własną parę skrzypiec... Przez długi czas się wahała, a gdy w końcu je dostałam, byłam najszczęśliwszym dzieckiem na świecie — uśmiechnęłam się na to wspomnienie. — Bardzo je kocham. Nie zamieniłabym ich na nic innego.
— Jesteś prawdziwym muzykiem, Hana-chan — uśmiechnął się Kuroo. — Mógłbym kiedyś usłyszeć jak grasz?
Odruchowo pokręciłam głową. Nie byłam gotowa pokazać się znajomej mi osobie. I chyba nigdy nie będę.
Początkowo myślałam, że chłopak się obrazi, jednak ten tylko zaśmiał się wesoło.
— Rozumiem — powiedział, wsuwając dłonie w kieszenie mundurka. — Nic na siłę, prawda?
Spuściłam lekko wzrok i kontynuowałam swój opis, a kiedy skończyły mi się pomysły, po prostu odpowiadałam na losowe pytania zadane przez bruneta, dopóki nie doszliśmy do filharmonii. Kuroo pewnie poprowadził mnie do kasy i zaprowadził do środka za okazaniem biletów.
Kiedy zajęliśmy swoje miejsca na widowni poczułam przyjemny dreszczyk emocji. Od dawna marzył mi się koncert na żywo. Myślałam jednak, że będę oglądać go w samotności. Nigdy nie przypuszczałam, że pójdę na niego z wyjątkowo przystojnym, starszym o rok chłopakiem. Wizja ta była tak nierealna, że sama prawie w nią nie wierzyłam.
— Wolałbym jednak, żebyś ty tam stała — powiedział szeptem Kuroo, gdy pierwsi muzycy pojawili się na scenie. Zarumieniłam się lekko i oparłam przedramiona na podłokietnikach, wciągając powietrze do płuc.
Kiedy rozbrzmiały pierwsze dźwięki, jak zaczarowana zaczęłam wpatrywać się w sprawne dłonie skrzypaczki w pierwszym rzędzie. Miała na sobie śliczną długą suknię i idealnie spięte włosy. Delikatnie poruszała nadgarstkiem, dociskając struny z niesamowitą precyzją. Wpatrywałam się w nią z podziwem, gdy poczułam na skórze dotyk ciepłych palców chłopaka. Zamarłam bez ruchu, jednak nie zabrałam dłoni, gdy Kuroo splótł razem nasze palce. Nie byłam w stanie. Poczułam przyjemny dreszczyk, przebiegający wzdłuż kręgosłupa i wsunęłam się głębiej w miękki fotel obity czerwonym materiałem.
— Chciałbym zobaczyć cię kiedyś na takiej scenie, Hana-chan — wyszeptał i pogładził kciukiem grzbiet mojej dłoni. Zagryzłam wargę aż do krwi, nie odrywając wzroku od skrzypaczki.
Ja też chciałabym, żebyś mnie kiedyś tu zobaczył, senpai.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro