Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Takt czwarty: Filharmonia

Dokładnie wytarłam skrzypce miękką ściereczką i odłożyłam je do futerału, słysząc powiadomienie w telefonie. Sięgnęłam po urządzenie i przygryzłam wargę, widząc wiadomość od Kuroo. Uśmiechnęłam się lekko, patrząc na zdjęcie przedstawiające siatkarza z parą biletów w dłoni. Mimo wszystko nie mogłam doczekać się koncertu smyczkowego.

"Naprawdę nie musiałeś, senpai..." – odpisałam i włożyłam palec do ust, obgryzając paznokcie. Zaraz jednak skarciłam się za to w duchu i złapałam telefon obiema dłońmi.

"Ale chciałem, Hana-chan ^^"

Uśmiechnęłam się mimowolnie.

"I nie mów do mnie senpai! >.<"

Zaśmiałam się cicho i położyłam na łóżku.

"Dobranoc, senpai :)" – odpisałam i przygryzłam wargę z uśmiechem. Zdecydowanie powinnam pozbyć się tego nawyku.

"Już idziesz? No nic, do zobaczenia jutro, Hana-chan!"

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i odłożyłam telefon. Był taki... Nieznośny i słodki zarazem. Tak bardzo chciałam, żeby już sobie odpuścił. Zanim naprawdę się wkręcę. Zanim się zakocham. Nie zniosłabym złamanego serca. A byłam pewna, że tego nie uniknę. W końcu... Kto chciałby się we mnie zakochać?

***

Stresowałam się jak nigdy. Dłonie mi się trzęsły, a żołądek coraz mocniej zaciskał w supeł z każdą kolejną godziną. Strach przejął nade mną kontrolę i nawet lekcja angielskiego nie pozwoliła mi, choć na chwilę, oderwać myśli od zbliżającego się spotkania z Kuroo. Nerwowo bawiłam się palcami, zastanawiając się co powinnam mówić i jak się zachowywać. Zgodziłam się na to wyjście z czystej uprzejmości. Nie powinnam robić mu nadziei, jednak z drugiej strony, prędzej czy później sam zorientuje się na co się pisze i odpuści. W końcu człowiek najlepiej uczy się na własnych błędach.

Ostatecznie postanowiłam zachowywać się naturalnie. Być sobą. Udawanie kogoś innego byłoby zupełnie bezsensowne, zwłaszcza, że i tak nie żywiłam najmniejszych nadziei na to, że może wyjść z tego coś więcej.

Midori-san wiedziała co się święci, jednak nie zaczynała tematu. Nie miała pojęcia o spotkaniu z Kuroo, ale nawet nie pytała, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna.

Kiedy ostatnia lekcja dobiegła końca poczułam jak miękną mi kolana, a krew odpływa z wszystkich zakamarków ciała. Z bijącym sercem zmieniłam buty i wyszłam przed szkołę. Przed wyjściem czekał Kuroo z jedną czerwoną różą w dłoni. Jej czerwień mogłabym zapewne porównać do koloru moich policzków.

— Witaj, Hana-chan — uśmiechnął się wesoło i wręczył mi kwiat, który przyjęłam z zawstydzeniem. — Czy jesteś gotowa na wspaniały wieczór?

Pokiwałam głową i ruszyłam z chłopakiem ramię w ramię w stronę filharmonii. Kuroo nawijał przez pół drogi. O klubie siatkówki, o tym jak bardzo podziwia ich kapitana, o jego przyjacielu Kenmie i jego miłości do gier komputerowych. O swojej siostrze i szkole muzycznej, o tym jak kiedyś grał na kontrabasie i o tym jak szybko mu się to znudziło. Nie przeszkadzało mi to. Było wręcz wybawieniem w sytuacji kiedy nie wiedziałam co powiedzieć, kiedy nie chciałam się odzywać.

— Muzyka nie jest dla mnie, Hana-chan — westchnął. — Chyba mam lekkie ADHD — zaśmiał się wesoło. — Lubię słuchać innych, kocham instrumenty struniwe i czasem nawet puszczę sobie jakieś klasyczne utwory, ale siatkówka... Musisz kiedyś spróbować.

— Nie jestem typem sportowca — odparłam cicho, spuszczając wzrok na swoje buty. — Wolę czytać.

— Oh, tak. Czytanie jest super — zgodził się. — Sam czasem coś przetrawię, ale niezbyt często. Nie mam czasu ze względu na treningi.

— Dlaczego się, ze mną umówiłeś? — wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć sie w język, ale byłam naprawdę ciekawa. Nie byłam ani ładna, ani zabawna, ani przebojowa. Ot taka sobie. Zwyczajna, nudna, przeciętna, z nosem w książkach lub ze skrzypcami w dłoniach. Byłam nikim.

— Wydajesz się być naprawdę ciekawą osobą — powiedział. — W dodatku dosłownie spadłaś mi z nieba, Hana-chan. Nie mogę tak sobie odpuścić — zaśmiał się, sprawiając, że na moje policzki wypłynął rumieniec.

— Chyba się przeliczyłeś — mruknęłam.

— Jeszcze nic o tobie nie wiem! — zaprzeczył. — Bo sam ciągle nawijam o sobie. Przepraszam, Hana-chan. Nie chciałem być takim egoistą.

— N-nie, to nie tak — zapewniłam szybko.

— Opowiadaj. Chce cię lepiej poznać — uśmiechnął się ciepło. Obracałam w dłoni łodyżkę czerwonej róży i wpatrywałam się w kolce.

— Od siódmego roku życia gram na skrzypcach — zaczęłam cichutko, jakby mój głośniejszy ton mógł odstraszyć idącego obok drugoklasistę. — Mama długo nie chciała się zgodzić na szkołę muzyczną, a kiedy poprosiłam o własną parę skrzypiec... Przez długi czas się wahała, a gdy w końcu je dostałam, byłam najszczęśliwszym dzieckiem na świecie — uśmiechnęłam się na to wspomnienie. — Bardzo je kocham. Nie zamieniłabym ich na nic innego.

— Jesteś prawdziwym muzykiem, Hana-chan — uśmiechnął się Kuroo. — Mógłbym kiedyś usłyszeć jak grasz?

Odruchowo pokręciłam głową. Nie byłam gotowa pokazać się znajomej mi osobie. I chyba nigdy nie będę.

Początkowo myślałam, że chłopak się obrazi, jednak ten tylko zaśmiał się wesoło.

— Rozumiem — powiedział, wsuwając dłonie w kieszenie mundurka. — Nic na siłę, prawda?

Spuściłam lekko wzrok i kontynuowałam swój opis, a kiedy skończyły mi się pomysły, po prostu odpowiadałam na losowe pytania zadane przez bruneta, dopóki nie doszliśmy do filharmonii. Kuroo pewnie poprowadził mnie do kasy i zaprowadził do środka za okazaniem biletów.

Kiedy zajęliśmy swoje miejsca na widowni poczułam przyjemny dreszczyk emocji. Od dawna marzył mi się koncert na żywo. Myślałam jednak, że będę oglądać go w samotności. Nigdy nie przypuszczałam, że pójdę na niego z wyjątkowo przystojnym, starszym o rok chłopakiem. Wizja ta była tak nierealna, że sama prawie w nią nie wierzyłam.

— Wolałbym jednak, żebyś ty tam stała — powiedział szeptem Kuroo, gdy pierwsi muzycy pojawili się na scenie. Zarumieniłam się lekko i oparłam przedramiona na podłokietnikach, wciągając powietrze do płuc.

Kiedy rozbrzmiały pierwsze dźwięki, jak zaczarowana zaczęłam wpatrywać się w sprawne dłonie skrzypaczki w pierwszym rzędzie. Miała na sobie śliczną długą suknię i idealnie spięte włosy. Delikatnie poruszała nadgarstkiem, dociskając struny z niesamowitą precyzją. Wpatrywałam się w nią z podziwem, gdy poczułam na skórze dotyk ciepłych palców chłopaka. Zamarłam bez ruchu, jednak nie zabrałam dłoni, gdy Kuroo splótł razem nasze palce. Nie byłam w stanie. Poczułam przyjemny dreszczyk, przebiegający wzdłuż kręgosłupa i wsunęłam się głębiej w miękki fotel obity czerwonym materiałem.

— Chciałbym zobaczyć cię kiedyś na takiej scenie, Hana-chan — wyszeptał i pogładził kciukiem grzbiet mojej dłoni. Zagryzłam wargę aż do krwi, nie odrywając wzroku od skrzypaczki.

Ja też chciałabym, żebyś mnie kiedyś tu zobaczył, senpai.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro