Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

-I co dalej?- zapytałam kiedy Jabłkowy Świt opatrywała ranę Kolorowej Łapy.

-Teraz podaj mi pajęczyny. Musimy zatamować krwawienie. - powiedziała medyczka a ja pobiegłam w głąb jaskini.

-Szybciej!- krzyknęła.

,,Liście maliny, kora wierzby, rumianek, jagody jałowca, mak... O! Są i pajęczyny,, - zabrałam przedmiot i wróciłam do przyjaciółki.

-Dziękuję. - powiedziała kiedy podałam jej to, o co prosiła. - Nie ruszaj się teraz. Uwaga, może trochę zaboleć.

Cóż, w końcu walka z borsukiem zawsze niosła jakieś zadrapania i drobne rany a co dopiero walka z całą grupką borsuków. Nakrapiana Łapa w głębi serca czuła wielką zazdrość. To ona chciała walczyć, polować i bronić swojego klanu za wszelką cenę. Dostała szansę i wszystko zepsuła. To wszystko przez te głupie zadrapanie. Tylko skąd ono się wzięło? Nic nie pamiętam z tego dnia. Było normalne zgromadzenie klanu i nagle zapanowała ciemność. Pojawiły się czerwone oczy... Czerwone oczy! Znowu one. To ta postać zadała mi zadrapanie a teraz mnie śledzi.

-Gratulacje, domyśliłaś się. To byłem ja. - zabrzmiał głos w mojej głowie.

-Co do..- miauknęłam pod nosem.

-Mówiłaś coś?- zapytała medyczka podnosząc głowę znad rannej kotki.

-Nie. - mruknęłam.

-Ona mnie nie słyszy kochana. Słyszysz mnie tylko ty. Tylko ty.- zaśmiał się.

-No trudno, zatem kim jesteś?- zapytałam.

-Nie domyślisz się?

-Nie.

-Brunatna Stopa. Były wojownik Klanu Ognia. Obecnie jestem w Mrocznej Puszczy.

-Mrocznej Puszczy? - miauknęłam zaciekawiona.

-Tak.

-Jak tam jest?- zapytałam.

-Wszędzie są wysokie, ciemne drzewa. Jest strasznie duszno i ponuro. Niebo czerwone jak krew mimo, że jest zawsze noc. Tutaj nikogo nie spotkasz, wędrujesz sam przez mroczny las pełen równie mrocznych tajemnic.

-Rozumiem... Nie jest ci tam ciężko?

-Nie, czemu miało by być?

-W końcu wędrujesz sam.

-Lubię samotność.

-Zatem co robisz w mojej głowie?

-A to już inna sprawa.

-Opowiesz?

-Nie.

-Trudno. Nie wiem czy zauważyłeś, ale stałeś się dużo łagodniejszy i milszy.

-Czas to zmienić. - odparł zdecydowanie ostrzejszym głosem.

-Wolę jak jesteś milszy.

-Hej! Siedzisz i się patrzysz w księżyc od 10 minut. Coś się stało?- podeszła do mnie Jabłkowy Świt.

-Czy to, co do ciebie mówię ona słyszy?- zapytałam Brunatną Stopę.

-Nie, to działa tak, że to, co chcesz żebym ja usłyszał trafia do mnie a to, co chcesz żeby usłyszał ktoś inny trafia do tej osoby.

-Nic się nie stało. Po prostu rozmyślam. - odpowiedziałam przyjaciółce spuszczając wzrok a swoje łapy. Nienawidziłam kłamać. Starałam się unikać kłamstw jednak w niektórych momentach było to konieczne. Ugh, za dużo tych momentów. Zdecydowanie.

-To idź porozmyślać gdzieś indziej. Kolorowa Łapa zasnęła. Chyba, że chcesz jej pilnować.- powiedziała ciszej medyczka, siadając koło mnie przy wyjściu z jaskini. Jej futro lśniło w świetle księżyca.

-Popilnuję jej a ty idź spać. Padasz z nóg. Obejrzałaś wszystkich rannych. - popatrzyłam na nią z troską.

-Dziękuję. Taka moja praca. Muszę oglądać rannych i ich leczyć. Taką drogę wybrałam.

-Myślisz, że postąpiłaś słusznie wybierając tę drogę?- zapytałam.

-Myślę, że tak. Nie nadawałabym się w bitwach.

-Ale bycie wojownikiem to nie tylko bitwy. To też polowania, patrole...

-W głównej mierze bitwy. Zresztą medyk nie tylko opatruje rannych i zbiera zioła. Może i robię to przez większość czasu, ale uwierz mi, że ja też wychodzę na polowania i czasami, gdy braknie wojowników patrole.

-Nie widziałam.

-To już wiesz.

-Ał..- syknęłam gdy mojej rany dotknęła kolczasta gałąź jeżyny popychana przez wiatr.

-Co się stało?

-Nic, to tylko gałąź.- powiedziałam a medyczka popatrzyła na moją tylną łapę.

-Dobrze się goi, ale strasznie długo. Nie podoba mi się to.- powiedziała złota kotka.

-Co masz na myśli?

-Znam przypadki gdzie wojownicy, którzy odnieśli rany w bitwach i one nie chciały się zagoić lub goiły się niepoprawnie już nie mogli brać udziału w bitwach.

-Myślisz... Myślisz, że nie będę mogła być już wojowniczką?- popatrzyłam na nią ze smutkiem. W jednej chwili całe moje marzenia legły w gruzach. ,, Miałam zostać największą przywódczynią w dziejach lasu. Ugh... Przeklęta rana,, - pomyślałam

-Tego nie powiedziałam.

-Myślisz, że jest jakaś szansa, że z tego wyjdę? Że będę jeszcze kiedyś wojowniczką?

-Zawsze jest jakaś szansa. Trzeba mieć nadzieję na lepsze. Pamiętaj Nakrapiana Łapo, nadzieja zawsze umiera ostatnia.

* * *

-Jabłkowy Świcie, wstawaj. -mruknęłam trącając łapą przyjaciółkę.

-Co się stało?- zapytała zaspana podnosząc głowę.

-Kolorowa Łapa narzeka na ból nogi, a Złoty Świt wyszła poszukać jagód jałowca gdzieś na granicę z Klanem Ziemi.

-Już idę.- wstała powoli medyczka i przeciągnęła łapą po uchu.

-Przyniosę ci coś do jedzenia.

-Kolorowej Łapie też coś weź.

-Dobrze.

Podeszłam do sterty zwierzyny. Leżały tam dwa wróble, trzy nornice, wiewiórka i kos. Wzięłam dla przyjaciółki wróbla, a dla uczennicy nornicę. Teraz musiałam coś wybrać sobie. Długo zastanawiałam się nad wróblem a wiewiórką, ale ostatecznie zdecydowałam się na wróbla. Nie byłam bardzo głodna a ptak był bardzo mały.

-Nie bierz tego wróbla. - powiedział Brunatna Stopa.

-Niby czemu?- zapytałam.

-Jest zepsuty.

-Skąd to wiesz?

- Po prostu wiem.

-Nie wierzę ci. ,,Po prostu,, to ty chcesz, żebym nie jadła. -prychnęłam i wgryzłam się w mięso wróbla.

-Nie jedz go.- syknął.

-Wcale nie smakuje źle. Kłamiesz z tym, że jest zepsuty.

-Mówię ci, żebyś go nie jadła.

-A tobie przypadkiem nie zależało na mojej śmierci?

-Zmieniłem zdanie.

-I tak ci nie wierzę.

-Będziesz tego żałować.

-Na razie, jedyne czego żałuję to rozmowy z tobą. - odparłam i wzięłam jedzenie by zanieść je przyjaciółce i uczennicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro