42. Kompromis.
— Wykluczone! — krzyknął Yaku, za nim Zemi skończył zdanie. Staliśmy we trójkę w wielkiej sali mojej Katedry. Zemi wpadł pięć minut wcześniej do środka wołając mnie jakby świat się walił. Po części czyjś się walił.
— Nie dałeś mi nawet dokończyć. — oburzył się Zemi — o nic nawet nie proszę. Mówię tylko czego się dowiedziałem. Kiko jest w niebezpieczeństwie i...
— I od razu pomyślałeś o Livid? Dlaczego?
— No bo... — zaczął Zemi, rumieniąc się. Przyglądałam się tej wymianie zdań. Bałam się cokolwiek powiedzieć, by nie wytrącić któregoś z równowagi.
— Przyszedłeś spytać, czy Livid pożyczy ci Vivida tak?
Zemi jeszcze bardziej się zarumienił.
— No właśnie. Dlatego absolutnie się nie zgadzam. To nie jest jakaś wypożyczalnia smoków. Vivid jest tu potrzebny u boku Livid. — Yaku zaczął drżeć głos.
Zapunktował. Mruknął Vivid, a ja zmusiłam się, by nie parsknąć.
— Doskonale rozumiem, ale boję się, że Kiko coś sobie zrobi. Była umowa, że gdy tylko będzie chciała pomocy my jej udzielimy. Skąd miałem wiedzieć, że akurat dzisiaj do mnie napisze? Gdybym wiedział dawno czekałbym pod jej drzwiami.
— Sytuacja uległa zmianie. Nie zgadam się by Vivid opuścił Aurum. Livid jest w ciąży i ktoś pragnie jej śmierci.
— Yaku. — szepnęłam kładąc mu rękę na ramieniu. Żołądek skręcił mi się ze stresu, bo wiedziałam jak zareaguje, gdy spojrzy mi w oczy.
— Livid nie. — jęknął cofając się. Widziałam doskonale na jego twarzy zaskoczenie i rosnącą panikę.
— Posłuchaj mnie. — zaczęłam, ale nic to nie dało.
— Nie zgadzam się! — krzyknął i odbiegł z powrotem do naszej sypialni. Posłałam Zemiemu pocieszający uśmiech i mruknęłam, że zaraz wracam. Zostawiłam przytupującego z nerwów Zemi i poszłam śladami Yaku. Wcale nie dziwiłam się jego reakcji, zależało mu na mnie i wiedział, że dużo ryzykuję rozdzielając się z Vividem. Ale nie mogłam zostawić tak Kiko.
Otworzyłam wolno drzwi od naszej sypialni i weszłam do środka. Yaku siedział na łożu z rękami zaciśniętymi w pięści, a głowę miał opuszczoną.
— Yaku zrozum.
— Obiecałaś mi. — szepnął nadal ze spuszczoną głową. — Obiecałaś, że Vivid zawsze będzie z tobą. Zwłaszcza póki nie urodzisz.
— Kochany, wiem obiecałam, masz racje — powiedziałam podchodząc do niego i kucając by nasze twarze były na tej samej wysokości. — Obiecałam również Zemiemu, że gdy tylko Kiko zechce pomocy otrzyma ją od nas.
— Czemu nie możesz być egoistką? Tylko o to cię prosiłem. Byś była egoistką przez cztery miesiące. — Spojrzał na mnie smutnymi oczami, w których kryło się rozczarowanie i strach. Pogładziłam go po policzku.
— Nie potrafię Yaku. Nie tym razem. Wiem, że się o mnie boisz, rozumiem twoje obawy, ale zrozum proszę, że to przeze mnie Kiko straciła pamięć, Motus i trafiła do rodziny, która jej nie szanuje. Muszę to naprawić.
Yaku pokręcił głową. Usiadłam obok niego i oplotłam rękami jego barki.
— Wszystko będzie dobrze. — powiedziałam przytulając policzek do jego ramienia. Yaku westchnął, a jego oddech zadrżał. Spojrzałam na niego. Płakał.
— Boję się Livid. — westchnął ocierając łzy wierzchem dłoni. — Mam przeczucie, rozumiesz? To nie przypadek, że akurat teraz Kiko chce pomocy, kiedy wyjeżdżamy. Będziesz sama. A jeśli jeszcze Vivid poleci z Zemim to pewnie Wapi też, bo przecież trzeba przywrócić jej pamięć. Zostaniesz wtedy całkiem sama.
— Rozumiem Yaku. Naprawdę. Jeśli chcesz poproszę Tayirna by dał mi więcej swoich ludzi. Hm?
Pomogłam zetrzeć mu łzy z policzków i przysunęłam się, by go przytulić.
— Czuje w środku, że to wszystko właśnie tak się zacznie.
— Co się zacznie? Wszystko jest przecież dobrze.
— Nie powiedziałem, że to przeczucie jest racjonalne. Zostajesz sama, a ja mam wrażenie, że to sprawka tych dzieci...
— Wróciły? — syknęłam odsuwając go od siebie przerażona — Miałeś powiedzieć, jeśli wrócą!
— Nie wróciły. Odkąd jestem z tobą nie widziałem żadnego chłopca. Ale zaraz cię opuszczę i nawet całe wojsko Tayirna mnie nie przekona. Zawsze powinnaś mieć u boku smoka.
— Zgadzam się z tobą. — powiedziałam uśmiechając się. Yaku pociągnął nosem zdezorientowany.
— Co? Czyli, że zmieniłaś zdanie?
— Nie, ale może będę mieć u boku smoka. — rzekłam wstając.
Vivid, leć do Nixa i zapytaj się, czy byłby tak łaskawy i pomieszkał ze mną w Katedrze, póki nie wrócisz. Oczywiście decyzja należy do niego.
Mała, ja mu taki wykład zrobię, że w trzy sekundy będzie obok ciebie. Parsknął Vivid i odbił się sprzed katedry. Widziałam oczami wyobraźni jak znika w chmurach pełen radości.
— Vivid poprosi Nixa by mnie chronił.
Mina Yaku zrzedła. Jęknął jeszcze głośniej i przeczesał palcami włosy.
— No co? Chciałeś, bym miała smoka?
— Widziałaś go raz. Nie sądzisz, chyba że podoba mi się pomysł zostawienia ciebie z obcym smokiem.
— Przecież był miły. Vivid twierdzi, że to sierota.
— Następną rzeczą, jaką zamierzam cię nauczyć zaraz po egoizmie jest brak zaufania względem smoków.
— Yaku! — oburzyłam się.
— Vivid jest w stanie ciebie przegadać, a pochodzi z twojej głowy. Co smok, który jest zupełnie obcy o połowę większy od Vivida może zrobić?? Nawet nie poczuje, rozumiesz. Jesteś dla niego przystawką.
— Albo zostaje sama, albo z Nixem. Twój wybór.
— Mylisz się. Ja już od dłuższego czasu nie mam wyboru.
— Proszę, abyś nie wpuszczał mnie w poczucie winy. Staram się pójść na kompromis. Tak by choć w małym stopni każdy z nas był zadowolony.
Yaku pokiwał głową. Czułam frustrację, ale nie mogłam mieć do Yaku pretensji. Martwił się to wszystko.
Westchnęłam i nie mogąc dłużej trzymać Zemiego w niepewności wyszłam z komnaty.
— Vivid cię zabierze do Kiko. Poproszę również Wapiego by ci towarzyszył. Od razu oddacie jej wspomnienia.
— Dziękuję Livid! — krzyknął i rzucił mi się na szyję. Dopiero w trakcie uścisku dotarło do niego, że w moim stanie może być to trochę problematyczne.
— Jezu przepraszam! — jęknął i zrobił jakiś dziwny gest jakby chciał pogłaskać mój brzuch, ale w porę się powstrzymał.
— W porządku, nic się nie stało. — uśmiechnęłam się. Starałam się udawać przed Zemiemu, że rozmowa z Yaku poszła dobrze, ale jego nieobecność wcale nie pomagała.
Doleciał nas ryk Vivida więc oboje wyszliśmy na zewnątrz. W świetle dnia dwa smoki lecące nad doliną były zdecydowanie majestatycznym widokiem.
Vivid wylądował na dachu katedry robiąc przy tym zdecydowanie za dużo hałasu, a Nix wylądował u stóp schodów miękko osiadając na pokrytej cienką warstwą śniegu drodze.
— Dzień dobry królowo! — Nix skłonił się. Dookoła ludzie odwracali się i gapili na białego smoka z lękiem. Kilkoro nawet uciekło z krzykiem.
— Dziękuję, że zgodziłeś się zostać u mego boku.
— To dla mnie zaszczyt móc bronić królowej i to jeszcze takiej, której Emocja jest smokiem. Nikt nie śmie cię tknąć w mojej obecności.
— Dziękuję.
— Polecę do Wapiego, a ty Zemi szykuj się. — rzekł Vivid odbijając się od dachu Katedry.
— Właśnie, ja nie jestem spakowany. Co ja mam zabrać? Ile to będzie trwać.
— Vivid postara się polecieć jak najszybciej, byś zdążył na koncert, lecz nic nie obiecuje. Chodź do gospody zapakuje ci prowiant.
Już mieliśmy schodzić, gdy dogonił na Yaku. Bez słowa stanął obok mnie i skinął głową byśmy ruszali. Spojrzałam na niego, ale również nic nie powiedziałam.
Całe przygotowanie Zemiego trwało godzinę. Zebranie prowiantu, dobrych ubrań na podróż oraz płaszcza, by nie zmarzł było problematyczne głównie z powodu czasu. Wszystko robiliśmy na wariata. Ja też szybko się męczyłam więc zajęłam się pakowaniem plecaka, by nie musieć chodzić. Wapi oczywiście zgodził się towarzyszyć Zemiemu co bardzo mnie ucieszyło. Z Wapi był jeszcze bezpieczniejszy.
— Uważajcie na siebie. — powiedziałam do obojga, gdy Zemi wdrapywał się na siodło. O ile się nie myliłam była to jego pierwsza podróż na smoku. Sprawdziłam, czy siodło dobrze leży i pokazałam chłopakowi gdzie pochowane są sztylety w razie czego.
— Będziemy lecieć jak najdłużej na Motus. Potem otworzę przejście. Poradzimy sobie. — Vivid dmuchnął ciepłym powietrzem prosto w twarz. Przyłożyłam czoło go jego nosa i zamknęłam oczy.
— Nie chowaj przede mną żadnym myśli, zgoda? — spytałam gładząc jego ciepłe złote łuski.
— Słowo Osobliwości.
Odeszłam dwa kroki, by zrobić miejsce Vividowi. Nawet jeśli dobrowolnie zgadzałam się na rozłąkę nie oznaczało, że było mi łatwo. Przegryzłam wargę by nie poleciały łzy i skrzyżowałam wzrok z Vividem.
— Wrócę. — rzekł, po czym rozprostował skrzydła. Odbił się łagodnie od ziemi, by nie wystraszyć za bardzo Zemiego. Tak czy inaczej, chłopak wrzasnął i przykleił płasko do siodła zamykając oczy. Automatycznie ruszyłam za nimi wiedząc, że i tak ich nie złapię. Za gardło ścisnęła mnie tęsknota.
— Zadbam o nich. Masz moje słowo. — mruknął Wapi na swojej Ves. Koci nietoperz przyczłapał do mnie i łypnął na mnie swoim kocim okiem. Spojrzałam na Wapiego i kiwnęłam głową. Chłopak poprawił uścisk na swojej Emocji, która skoczyła w powietrze z dzikim skrzekiem.
Wrócą. Mruknęłam do siebie w myślach i obserwowałam dwie zmniejszające się plamki.
Westchnęłam i wytarłam oczy. Zapomniałam o stojącym obok Yoongim, bo gdy się odezwał drgnęłam przestraszona.
— Przepraszam Liv. Wiem, że to, co robisz jest dobre. Boję się po prostu, a nie mogę znów cię stracić. A teraz boję się jeszcze bardziej, bo nie będę miał z tobą kontaktu. Alex jedzie z nami więc nie będę miał łączności z tobą.
Odwróciłam się do niego przodem i odgarnęłam mu włosy z czoła. Nic nie powiedziałam, bo słowa znów były zbyt ograniczające. Nie dość, że właśnie pożegnałam Vivid to musiałam teraz pożegnać Yaku. Za wiele jak na jeden dzień.
Wieczorem odprowadziłam go do przejścia na Ziemię, ale długo nie chciał mnie puścić. Pocałował mnie wylewnie. Przykleił wargami w smutnym pocałunku. Przytrzymał za twarz i całował dalej jakby miał opuścić mnie na rok. Nie wzbraniałam się, a wręcz przeciwnie, oddawałam pocałunki równie zachłannie co on, by pod koniec wtulić się w jego ramiona niczym spłoszone życiem dziecko. Nic nie mówił, tulił do siebie i całował w głowę oddalając od siebie moment rozłąki.
— Wrócę najszybciej jak się da. — rzekł całując jeszcze raz w usta — Wrócę do was. — Nachylił się i ucałował mój brzuch. Zamarł na chwilę przyciskając wargi do sukienki i głaskał delikatnie. Spojrzałam w górę odganiając łzy i mruknęłam, że musi już iść. Za bardzo to przeciągał, zaraz w ogóle nie znajdę w sobie siły, by pozwolić mu odejść.
Całe szczęście Yaku puścił mnie i wszedł w złote płomienie. Będąc już na Ziemi odwrócił się i posłał pocałunek. Uśmiechnęłam się do niego przez łzy i patrzyłam jak znika za drzwiami pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro