Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37. Zakład




Zamek w drzwiach szczęknął i Enif wszedł do swojego mieszkania. Rzadko w nim bywał, bo zdecydowanie wolał mieszkać z resztą chłopaków, ale teraz miał inny powód. Ofelia nadal tu mieszkała. Minął tydzień i Nifi robił wszystko, by być z nią jak najrzadziej. Przepowiednia Wapiego huczała mu w głowie za każdym razem, gdy przekraczał próg mieszkania. Obiecał sobie, że nie nie da się złapać na jej gierki. Nie czuł nic do niej w ten sposób. Unikał kontaktu wzrokowego, przebywania w jednym pokoju czy jakiegokolwiek dotyku.
— Jesteś tu tylko dla jej serca. — fuknął chłopiec za plecami Nifiego. Zamknął oczy, walcząc z odruchem ucieczki. Nie odwrócił się, zagryzł wargę prawie do krwi i czekał, aż chłopiec zniknie. Niestety miał inne plany.
— Proponuję wyciąć jej serce, wsadzić do słoika i zalać formaliną. Postaw sobie na szafce nocnej, będziesz miał zawsze Gari przy sobie odartą z tej chorej powłoki o imieniu Ofelia.
Enif był gotowy pobić tego chłopca, zatłuc go na śmierć, by w końcu dał mu spokój, ale coś odwróciło jego uwagę.
Była to Ofelia przemierzająca korytarz od łazienki do sypialni i była kompletnie naga. Nifi zaczerpnął powietrze i odwrócił się, odruchowo zasłaniając oczy.
— Już nie przesadzaj. — powiedziała, zatrzymując się na środku korytarza. Nifi nadal nie otwierał oczu.
— Możesz, proszę się ubrać?
— A co, taka jestem brzydka, że ci oczy wypali? — fuknęła z rosnącą irytacją.
— Nie, po prostu nie mam ochoty oglądać cię nagą. Nie jest na to czas ani miejsce. — odparł spokojnie. Zdecydowanie nie będzie grał w jej gierki. Nie był w nastroju to oglądania nagich dziewczyn. Weszła brutalnie w jego przestrzeń osobistą bez pytania, czy ma na to ochotę. Była egoistką. Usłyszał, jak tupie nogą i otwiera drzwi do sypialni, wtedy otworzył oczy. Westchnął i wszedł do kuchni. Otworzył lodówkę, by sprawdzić, co jej dokupić do jedzenia, ale przerwała mu, wchodząc do kuchni.
— Postanowiłam! — oznajmiła, siadając przy stole. Nifi popatrzył na nią. Ależ ona była uparta, ubrała się tak, by musiał sobie wszystko wyobrażać. Krótkie spodenki i cienką bluzkę, pod którą nie włożyła stanika, więc teraz doskonale widział jej sutki. Włosy miała mokre i poskręcane niczym cienkie węże, a wilgoć z włosów zmoczyła koszulkę sprawiając, że stała się miejscami przezroczysta. Hobi w myślach policzył do dziesięciu i z radością stwierdził, że wcale jej nie pożąda w tym momencie, co do niej czuł, to była irytacja. Już wiedział, że Wapi się pomylił.
— Co postanowiłaś?
— Że chcę wrócić na Aurum.
— Słucham?
— Tu jest nudno. Nic tylko siedzę i oglądam telewizje. Liczyłam, że chociaż ty dotrzymasz mi towarzystwa, ale przychodzisz co drugi dzień. Nudzę się!
— Więc chcesz wrócić tam, gdzie każdy uważa cię za dziwkę? — Enif uniósł brwi z niedowierzaniem. Jaka dziewczyna wracała w podskokach tam, gdzie prawie ją skrzywdzili? A tak! Wariatka.
— Będę ich unikać, Aurum jest duże.
Nifi przyjrzał się je uważnie. To jak siedzi, jak była ubrana, jej mimika twarzy. Wszystko w niej go kusiło. Ona wręcz błagała o dotyk. Nifi powoli zaczął łączyć wątki. Uśmiechnął się do siebie.
— No co?
— Nie nic. — machnął ręką, nadal chichocząc.
— Gadaj, co cię tak bawi.
— Uzależniona jesteś.
— Słucham?
— A to, co teraz robisz, to syndrom odstawienia. Robisz to podświadomie, bo jesteś uzależniona.
— Niby od czego?
— Od seksu.
— Co złego jest w kochaniu się?
— Moja droga, to co ty robisz z kochaniem się ma niewiele wspólnego. Między seksem a kochaniem się jest kolosalna różnica.
— Wcale nie jestem uzależniona! — krzyknęła, wstając — Po prostu lubię to robić. Sprawia mi to przyjemność i...
— O to błagasz. Chodzisz po facetach bo szukasz uczucia, a oni cię tylko zaspokajają fizycznie. Jestem przekonany, że co drugi nawet nie pamięta twojego imienia.
— Jak śmiesz! — pisnęła, podchodząc do niego. Nifi się nie cofnął, teraz to on miał władze nad nią. Wyciągnął ku niej rękę.
— Załóż się ze mną. — powiedział spokojnie.
— O czym ty bredzisz?
— Uważasz, że nie jesteś uzależniona, więc załóż się ze mną. Wróć na Aurum na tydzień pod jednym warunkiem. Nie pójdziesz z żadnym mężczyzną ani kobietą do łóżka. Zero seksu.
Ofelia analizowała chwilę jego wypowiedź, po czym uniosła wysoko podbródek i ścisnęła jego rękę.
— Jak wygram, to ty pójdziesz do łóżka ze mną. — parsknęła triumfalnie. Nifi uśmiechnął się i skinął głową. Był pewny, że nie wytrzyma, dlatego się zgodził.
Oboje usatysfakcjonowani podjętą decyzją zaczęli sprzątać w mieszkaniu a pół godziny później Nifi zawiózł ją na Hannam Hill gdzie przeszła przez okno wprost na Aurum.

***

Koto nie uwierzył Nifiemu, gdy ten mu powiedział, że na Aurum spadł śnieg. Sam musiał to zobaczyć, dlatego zrezygnował z gry na kompie i przeszedł przez magiczne okno. Szczęka mu opadła, gdy tylko stanął na szczycie schodów, z tyłu mają katedrę. Słońce powoli chowało się za szczytami gór, a dookoła leżał śnieg. Koto zadrżał i czym prędzej wciągnął kurtkę, którą zabrał ze sobą profilaktycznie. Było bardzo zimno. Zszedł ze schodów i ruszył do chaty Maru. Zapukał, trzęsąc się z zimna, choć na Aurum był dopiero od dziesięciu minut. Skąd ten śnieg?
Maru otworzyła po chwili, wpuszczając go do środka. Cmoknął ją krótko w usta i czym prędzej podleciał do kominka, gdzie trzaskał ogień.
— Co tu się stało? — wychrypiał, dygocząc na całym ciele.
— Ten smok, który przyleciał w dzień ślubu Alex i Teniego to był smok śniegu i przez niego jest tak zimno. Livid opatrzyła go, a Vivid zaniósł mu jedzenie. Dawno cię Koto nie było.
Ostatnie zdanie było przepełnione żalem. Koto uszczypnęły wyrzuty sumienia. Oblizał wargi i podszedł do niej, obejmując ramionami.
— Przepraszam. — Tylko tyle szepnął i pocałował ją w czubek głowy tuż między rogami. Maru przylgnęła do niego niczym zagubione dziecko i ściskała, ładując się jego obecnością. Jej gest sprawił, że Koto prawie zagotował się w swojej kurtce. Puścił ją, by się rozebrać, a Maru poszła do kuchni zrobić im mleko z miodem.
Maru postawiła przed nim kubek z różowawym mlecznym płynem, a gdy Koto go spróbował, okazało się, że zawiera alkohol. Spojrzał na nią zdziwiony.
— Sporo piłam, gdy cię nie było. — mruknęła — to miód pitny z czerwonych pszczół. Nie jest mocny, ale pomaga zasnąć.
— Co się dzieje Maru? — spytał, biorąc ją za rękę. Pokręciła głową. Koto się wściekł na samego siebie, że tak ją zostawił, ale nie zrobił tego z własnej woli. Nie potrafił się przyznać przed nią, że widział chłopca.
— Nic, Koto. Tęskniłam tylko. — szepnęła, kładąc mu głowę na ramieniu.
— Już jestem kruszyno, nigdzie się nie ruszam.
Nie wytrzymali długo w tej statyczności. Koto czuł, że Maru jest zmęczona więc gdy wypili połowę mleka z miodem, pomógł jej wstać i razem poszli na górę do jej maleńkiej surowej sypialni. Rozebrał się sam, choć w sypialni było chłodno, a potem pomógł jej się rozebrać, a gdy Angulis wrócił w jej serce, rozplótł warkocze. Był to ich rytuał. Delikatnie przeplatał palce wśród pasm jej włosów, przedłużając pieszczotę jak tylko mógł. Dodał pocałunki na ramionach, odgarnął włosy i wargami popieścił kark. Czułością zapewniał ją, że jest i się nigdzie nie wybiera. Dotykiem starał się napełnić ją miłością i spokojem, bo widział, jak bardzo jej tego brakowało przez tyle czasu.
Położyła się na chłodnej pościeli, a Koto bez słowa okrył ich kołdrą, narzucił na wierzch jeszcze skórę z niedźwiedzia, bo naprawdę było zimno. Oparł głowę na łokciu. Obserwowała go bez wyrazu, czuł jej oddech i kolano na swoim udzie. Jego ręka prawie wbrew jego woli znalazła się na jej brzuchu. Maru od razu zamknęła oczy.
— Jestem tuż obok, kruszyno. Możesz zasnąć w spokoju.
— Jeszcze nie chcę zasypiać. — szepnęła nadal z zamkniętymi oczami, więc Koto kontynuował pieszczotę. Czasem drażnił sutki, czasem łaskotał jej żebra. Najczęściej jednak palce wplątywały się w puszek jej włosów między udami, ale tylko na chwilkę, to były tylko muśnięcia. Oddychała głębiej, kołdra uniosła się i opadała wyraźniej niż kilka minut wcześniej, a Koto dalej ją obserwował. Chciał jej to oczywiste, ale pozostawił decyzje jej. Podjęła ją bardzo szybko, szybciej niż zdążył skończyć myśl. Chwyciła jego dłoń i zsunęła między uda. Pocałował ją, wzbudzając ciche jęki. Pocałunki były wolne, drażniące i wysyłające nawet jego samego pod samą granicę.
Odciągnął jej lewe udo mocniej w bok i bez pośpiechu wsunął siebie w jej wnętrze. Była gorąca, tworzyła ich własny mikroklimat. Koto westchnął, gdy gdzieś w lędźwiach nadchodziło rozładowanie. Głęboko poruszył się w niej, przyciskając jednocześnie wargi do jej czoła. Już miał kompletnie stracić kontrole, gdy nagle:
— Nie! Czekaj! — krzyknęła i zaczęła brutalnie go z siebie wypychać. Koto drgnął i uniósł się na rękach. Maru nadal odsuwała go od siebie.
— Co się stało? Zabolało cię?
— Nie, ale... — jęknęła łypiąc na kąt po drugiej stronie pokoju. A potem rozpłakała się.
— Maru, co się dzieje? — krzyknął kładąc się obok i biorąc ją w objęcia. Podniecenie uleciało z niego w ułamku sekundy zastąpione zaniepokojeniem wręcz strachem. Maru nadal wyła w jego nagą klatkę piersiową wciskając w jego ciało z całej siły. Gładził po plecach i włosach czekając aż się wypłacze i powie mu co się stało.
— Ona tam stoi! — pisnęła i Koto zrozumiał, że Maru płacze ze strachu.
— Kto stoi?
— Dziewczynka. Gapi się na mnie i szepcze do mnie. Że to moja wina. To przeze mnie Mo nie żyje!
— Cii, nawet tak nie myśl. Dobrze wiesz, że to nieprawda. Jestem tutaj z tobą, nikt cię nie skrzywdzi.
— Ale to prawda! Nie potrafiłam się dobrze nią zająć, sama byłam dzieckiem. Nie upilnowałam jej, przez rok była wykorzystywana jako szpieg, a ja tego nie zauważyłam.
— Dbałaś o nią jak mogłaś najlepiej. Kochała cię tego jestem pewny. Rozmawialiśmy o tym tyle razy. Mo nie chciałaby, abyś zamartwiała się albo obwiniała.
— Ale...
— Spróbuj zasnąć, teraz tylko sen da ci odpoczynek od myśli. Zaśnij, kruszyno. Ja będę nad tobą czuwał.
Wypuścił Pardusa, który usiadł przy łóżku i polizał ją po głowie. Odwróciła się ku niemu i pogładziła po nosie nadal łkając.
— Możesz zostać? — spytała jaguara, a ten mrugnął w odpowiedzi i położył na podłodze. Głaskała go po łopatkach, a Koto objął ją od tyłu tuląc i kołdrą i swoim ciałem. Nie pozwolił sobie zasnąć pierwszy. Leżał szepcząc coś uspokajającego i gładząc po ramionach aż nie zasnęła. Spytał się tylko Pardusa czy aby na pewno zasnęła i wolno wstał z łóżka. Zmuszał się, by nie drżeć, gdy zasypiała, ale dłużej nie mógł tego znieść. Spocony wpierw podnieceniem potem zdenerwowaniem wychłodził się i teraz drżąc z zimna stanął przed komodą szukając wełnianych skarpetek. Na oślep grzebał w szufladzie, aż nagle natrafił na coś, co z pewnością nie było skarpetą. Wyjął małą fiolkę i podszedł do okna, by przeczytać etykietę.
Praevna.
Koto nie miał pojęcia co to znaczy, ale zerknął na Maru i podszedł do swoich ubrań. Wyjął telefon i wpisał w notatnik to dziwne słowo. Schował telefon do kieszeni, a fiolkę z brązowym płynem do skarpety, wziął inne i zamknął szufladę. Wciągnął skarpety i wrócił do łóżka wtulając się w nadal śpiącą Maru. Zasnął z trudem, bo cały czas zastanawiał się co ukrywa przed nim Maru, bo to, że ukrywa było jasne jak słońce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro