Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Powrót.




— Alex już jest w domu z dzieckiem. — powiedziała Livid siadając na kanapie obok Yaku. — oboje są cali i zdrowi.
— To wspaniale. — Yaku objął ją i przysunął do siebie gdy odłożyła telefon. Znów zapatrzył się na jakiś idiotyczny program w telewizji i przez chwilę nikt nic nie mówił.
— Sporo się teraz zmieni, prawda? — spytała Livid po dłuższej przerwie. — teraz gdy Teni ma rodzinę, to zespół nie będzie już tak ważny.
— Teni rozmawiał o tym z nami i wytwórnią, faktycznie ta sytuacja zmienia pare kwestii, ale nie przejmowałbym się aż tak. Jest odpowiedzialny, wie co jest istotne i że zespół to jego praca. Nadal będzie z nami.
— Dobrze, myślę, że Alex miałaby straszne wyrzuty sumienia gdyby Teni odsunął od zespołu z powodu dziecka.
— Oboje się przyzwyczają i będzie jak dawniej. — Yaku potarł dłonią jej ramie i pocałował w czubek głowy. Znów zamilkli oglądając program, gdy Yaku wpadł na pomysł:
— Powinnaś zrobić koronację na Aurum.
— Słucham? — Livid prawie wygięła się w znak zapytania gapiąc się na Yakuego w kompletnym szoku. Chłopak parsknął.
— Jesteś twórcą Aurum, ty je stworzyłaś, ale odkąd Ucieleśnił się Vivid nie zrobiłaś nic by oficjalnie ogłosić się królową Aurum.
— Nigdy o tym nie myślałam. Bardziej byłam zajęta odzyskiwaniem ciebie.
— Już mnie odzyskałaś, więc najwyższy czas zrobić koronację.
— Nie wiem czy naprawdę jest to konieczne. Nie potrzebuje tytułów, nie jestem królową.
— Oczywiście, że jesteś. — Yaku trącił nosem jej policzek i pocałował za uchem — moją jesteś zawsze.
Livid parsknęła i na siłę odsunęła go od siebie nie mogąc znieść łaskotek.
— A tak na poważnie, to uważam Livid, że powinnaś to zrobić. Zaakceptuj w końcu swoją pozycję, bo na Aurum rządzisz ty nikt inny. Myślę, że mieszkańcy będą wręcz zachwyceni tym pomysłem.
— Ta, kolejna okazja by się upić.
— Będą pić twoje zdrowie.
— No nie wiem. — mruknęła opierając się o jego tors ponownie. Yaku przeczuwał, że nie przekona jej za pierwszym razem, ale nie szkodzi, będzie jej o tym przypominał.
Yaku zmienił kanał i na ekranie pojawiły się wieczorne wiadomości. Pierwsze kilka informacji było z ostatniej chwili, a pod sam koniec puścili coś przez co Yaku znów westchnął tym razem z rezygnacji.
— Ile raz będą to jeszcze pokazywać? — jęknął.
— Dziwisz się? Ludzie nie są przyzwyczajeni do złotego smoka na środku ulicy. Będą to wałkować w nieskończoność.
— Że też ja musiałem tam być.
— Dzięki temu żyjesz.
Yaku rozumiał, że musiał być naprawdę ważny powód dlaczego Livid postanowiła Ucieleśnić Vivida na środku ulicy, ale on tego nie pamiętał. Oglądał te filmy, które telewizja przerobiła na sensację roku, już tyle razy, że znał je na pamięć, ale nie potrafił przywołać do siebie wspomnień tego zdarzenia. Telewizja zgrabnie wybrnęła z magiczny anomalii tłumacząc, że wszystko to zostało sfabrykowane, a smok broniący Yaku był wygenerowany komputerowo. Całość ponoć miała być chwytem marketingowym zbliżającego się albumu. Wytwórnia nie mając wyjścia musiała przyznać rację i w ten oto sposób w ich nowym teledysku pojawił się Vivid — dla jednych żywy dla innych wygenerowany komputerowo — jako symbol ucieleśnionej wyobraźni.
— Nadal nie rozumiem, co się wtedy stało. — zaczął Yaku oglądając znane mu urywki z kadru.
— Tyle razy ci to tłumaczyłam. Aulus cię postrzelił, dzięki Smoczycy Światła byłam w stanie przenieść cię wprost na Ziemię. Wtedy nie zastanawiałam się czy ktoś widzi Vivida czy nie, twoje życie było w niebezpieczeństwie.
— Ale czemu ja tego nie pamiętam, przecież odzyskałem wspomnienia. Pamiętam wszystko co się wydarzyło wcześniej.
— Przeżyłeś śmierć kliniczną, lekarze od samego początku mówili, że może to mieć wpływ na niektóre wspomnienia. Ciesz się, że nie straciłeś wszystkich.
— Straciłem, przez ciebie. — Tym razem to Yaku był kąśliwy, Livid otworzyła usta w niemym oburzeniu, co Yaku wykorzystał i pocałował szybko.
— Nie dąsaj się — rzekł — wiem, że robiłaś to dla mojego dobra. Nie mam ci nic za złe.
Livid mruknęła coś niezrozumiałego i przytuliła mocno do jego torsu. Oglądali dalej te chore nagrania sprzed pół roku, aż Livid zjechała niżej i położył na jego udach. Yaku gładził ją leniwie po boku i pośladkach znudzony trochę tymi wiadomościami gdy nagle zobaczył coś przez co serce odbiło mu się od żołądka.
Był to ten jedyny moment, w którym kamera była najbardziej statyczna. Wtedy go zobaczył. Małego chłopca stojącego pod ścianą szpitala. Yaku był pewny, przekonany w stu procentach, że wcześniej tego chłopca nie było. Nie widział go pół roku. Pierwszy i ostatni raz gdy był jeszcze w szpitalu, mały chłopiec przyszedł do Yaku i krzyknął „Nienawidzę cię" po czym rozwiał się w powietrzu. Yaku oczywiście nie zapomniał o tym zdarzeniu, ale nauczył się wypierać wspomnienia gdy tylko przychodziły. Całe szczęście nigdy więcej nie dane mu było ponownie chłopca oglądać. Aż do teraz.
Czarnowłosy czteroletni chłopiec nadal stał pod ścianą szpitala i — Yaku był tego pewny jak to, że Livid leżała obok niego — gapił się wprost na niego.
To przecież jest nagrane. Oglądał to tysiące razy, jakim cudem ten chłopiec się tam znalazł? Yaku zamrugał i spojrzał jeszcze raz. Nic się nie zmieniło, chłopiec nadal stał i świdrował Yaku na kanapie.
— Znudziło mi się to. — powiedział nagle, wyłączając telewizor i odcinając się od wzroku dziwnego chłopca. Przez ułamek sekundy bał się, że chłopiec nadal będzie tkwił po wyłączeniu telewizora, ale całe szczęście gdy obraz zniknął chłopiec również.
— To co chcesz robić? — spytała Livid niczego nie świadoma. Yaku czując, że tylko jedno może odwrócić jego uwagę, sięgnął dłonią do twarzy Livid i obrócił tak by leżała na jego kolanach twarzą ku jego twarzy.
— Mogłam się domyślić. — zachichotała i nie protestując zarzuciła mu ręce na szyję. Yaku wyplątał się spod niej by mogli w pełni raczyć się sobą. Oddała mu się na kanapie, a Yaku w błogości, ale nie z powodu cielesnych doznać, ale z faktu, że pozwoliła mu, nawet nieświadomie zapomnieć, o dziwnym chłopcu, napełnił ją sobą szepcząc do ucha jak bardzo ją kocha.
— Dobra, zrobię to. — powiedziała Livid wchodząc do sypialni wycierając włosy ręcznikiem. Przeszła naga przez pokój bez krępacji czy ktoś ją zobaczy przez okno, bo ciemne rolety zapewniały im prywatność. Weszła do garderoby i wciągnęła jedną z koszulek, po czym usiadła na łóżku smarując nogi balsamem.
— Co zrobisz? — spytał leżąc już w łóżku też umyty, przeglądając telefon.
— Koronację. Choć do dla mnie dziwne i niewygodne, zrobię to.
— Cudownie, uwierz mi, że nie będziesz żałować.
Livid spojrzała na niego przez ramię, na co Yaku mrugnął kokieteryjnie. Skończyła smarować nogi i pachnąca balsamem wślizgnęła pod kołdrę przytulając od razu do Yaku. Chłopak odłożył telefon i zgasił światło. Sięgnął tylko po pilot do rolet i jednym kliknięciem sprawił, że znów mogli oglądać panoramę nocnego Seulu. Światła zwielokrotnione przez odbicie w płynącej wodzie mrugały do nich wesoło jakby chciały powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Yaku naprawdę chciał w to uwierzyć, gdyby nie ten chłopiec.
— Wiesz co jeszcze powinnaś zrobić? — rzekł nagle, a Livid drgnęła. Musiał ją obudzić. — Przepraszam — dodał gładząc po boku.
— W porządku. Co według ciebie jeszcze mi brakuje? — spytała zaspanym głosem, ale nawet w takim głosie dosłyszał kąśliwą nutę.
— Wydać książkę.
Milczała długo, ale tego właśnie Yaku się spodziewał.
— Idź ty już lepiej spać. — parsknęła Livid przytulając się jeszcze mocniej do jego ciała. Posłuchał się jej, ale również obiecał, że nie odpuści puki Livid nie wyda swoich wspomnień jako książki. Świat zdecydowanie powinien się dowiedzieć jak odważna jest Livid.


***

— Czy ty nie możesz zostawić tego telefonu chociaż na pięć minut? — warknął jej ojciec gdy siedzieli przy stole kończąc kolację. Kiko poczuła jak zalewa ją fala gorąca. Znów się jej czepiał.
— Rozmawiam z kimś. — fuknęła nie patrząc na ojca. Nadziała frytki na widelec i ponownie zagłębiła się w telefon.
— Zostaw ten telefon?
— Zostawię jeśli ty wyłączysz telewizor.
— Oglądam przecież
— A ja rozmawiam.
— Ale ja przynajmniej jem!
— Ja też. Skończyłam właśnie, dziękuję, było pyszne. — Kiko wstała z pustym talerzem i odprowadzana wściekłym wzrokiem ojca i zatroskanym matki, wstawiła talerz do zlewu i wróciła do swojego pokoju.
— On cię nie kocha. — szepnęła dziewczynka stojąc za firanką. Kiko prychnęła tylko ignorując dziecko i zwaliła się na łóżko ciesząc się, że może swobodnie rozmawiać.
„Przepraszam, ale ojciec się na mnie darł, że za dużo używam telefonu."
„Rozumiem, ale widzę, że już wróciłaś i możemy spokojnie rozmawiać"
„Zgadza się, już jestem wolna i tylko dla ciebie :)"
„Jak minął twój dzień? Przepraszam, że nie odzywałem się długo, ale byłem zajęty. Mój przyjaciel właśnie został ojcem, więc przez ostatnie kilka dni było podziwianie jego syna."
„Gratulacje, dla twojego przyjaciela. U mnie bez zmian, udaje, że jest wszystko okej."
„Czemu udajesz? Mówiłem ci, że to nie jest wyjście."
„Wiem, ale ja inaczej nie umiem. Jestem utrapieniem rodziny, matka stara się mnie jakoś bronić, ale nie ma tyle odwagi by w końcu odejść od tego człowieka. Gniję więc w tym pokoju nie mając żadnej przyszłości."
„To nie prawda, zawsze możesz stąd uciec. Zawsze możesz się zatrzymać u mnie."
Kiko poczuła falę lęku. Już wiele razy proponował jej by przyjechała, ale jakoś nadal nie ufała temu chłopakowi, mimo, że gadali od pół roku. Tak naprawdę uratował jej życie, bo gdyby nie on chyba naprawdę skończyłaby ze sobą. Napisał do niej na Youtubie, a ona myśląc, że to kolejna obelga olała wiadomość. Jednak on nadal pisał, aż ostatecznie rozwinęła się miedzy nimi nić porozumienia. Nie chciał zdradzić swojego imienia, ale mówił, że jest z Korei, kazał do siebie mówić Maritimus, Kiko uznała to za śmieszne więc skracała do Mati, co jak zauważyła denerwowała go to. Nie wiedzieć czemu otworzyła się przed nim, przed jedyną osobą na świecie. Czas w którym ją odnalazł był najgorszym w jej życiu, ale coś popchnęło ją by z nim rozmawiać. Nigdy jej nie oceniał, nie pisał pustych tandetnych pocieszaczy. On jej po prostu słuchał.
„Mieszkam tysiące kilometrów od ciebie, nie mam jak, uwierz mi."
„To ja przyjadę do ciebie i cię zabiorę stamtąd"
„Nie."
Odpisała siadając wyprostowana na łóżku. Wyłączyła telefon. Spanikowała, chore myśli uderzyły ją w umysł szepcząc przerażające scenariusze.
— On wcale nie chce ci pomóc. — szepnęła znów ta sama dziewczynka stojąca za mleczną firanką. Kiko spojrzała na nią. Pięcioletnia dziewczynka, o burzy czarnych włosów tak charakterystycznych dla Murzynek. Skórę miała niczym mleczna czekolada widoczna po mimo firanek, a Kiko nic innego nie czuła tylko wzrok na sobie. Ta dziewczynka stała tam od prawie miesiąca. Kiko już się znudziło wypytywanie jej co tu robi, nawet pytała matki czemu w jej pokoju jest zagubione dziecko, ale mama nie mogła pojąć o czym Kiko mówi. Dlatego też Kiko nauczyła się ignorować to dziecko. Zawsze coś tam burknęło pod nosem, ale nie było to coś czego Kiko nie znała. Teraz jednak wypowiedziała dokładnie to czego się obawiała. Mati jak nic chciał ją porwać. Nie był przyjacielem był zwykłym oszustem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro